Pamiętam doskonale jak Achtung ukazał się na muycznym rynku i narobił w nim niezłego zamieszania. Obok tej płyty nie dało się przejśc obojętnie. Żeby było jasne - uwielbiam też TJT, uważam ją za majstersztyk, ale nie pamietam, żeby wokół tej płyty było takie zamieszanie i tyle kontrowersji jak w przypadku AB, dlatego też uważam, że to AB zasługuje na miano płyty przełomowej w twórczości U2 a nie TJT.
Wywołał zamieszanie z dwóch podstawowych przyczyn:
1. był nową płytą największego już wówczas rockowego bandu świata,
2. przy jego okazji największy rockowy band świata dokonał radykalnej zmiany image - mówiąc najprościej, ze "świętych" na "grzesznych". Jest to więc, owszem, przełom, ale wizerunkowy. O wiele większym przełomem w sensie muzycznym była (niedoceniana, a pod każdym, dosłownie każdym względem bijąca AB na głowę) Zooropa.
Słysząc singlowe utwory z AB po raz pierwszy; The Fly, potem One, to było jak olśnienie, jak dostanie obuchem po głowie, nigdy wcześniej, proszę wierzcie mi nie słyszałam czegoś takiego.
Owszem, wrażenie, jakie wywołuje The Fly, na pewno miało i ma spore znaczenie dla odbioru całego albumu, na którym jednak niczego porównywalnie innowacyjnego już poza tym nie ma (tylko trzeba nieco wyjść poza "tak czuję", żeby to dostrzec). By zaś usłyszeć "coś takiego jak One", wystarczyło znać choćby Davida Bowiego. "Bowieryzacja" to zresztą charakterystyczna cecha AB, podobnie jak "depeszyzacja" (Love Is Blindess to modelowe Depeche Mode, na dodatek znakomite Depeche Mode i podejrzewam, że atak frontu "depeszowego" czy quasi-depeszowego na zasieki U2 też miał spore znaczenie dla sukcesu tej płyty, acz to wymagałoby jeszcze researchu - w każdym razie niewątpliwie to Achtung jest odpowiedzialny za, inaczej ciężko wytłumaczalny, przepływ publiczności między DM i U2).
AB w przeciwieństwie do Drzewka jest płytą niejednoznaczną, mroczną, pełną podtekstów , ukrytych znaczeń, ociekającą krwią.
AB robi wiele, by sprawić takie wrażenie, ale to jest głównie właśnie wrażenie. "Who's gonna ride your wild horses" to nie jest "niejednoznaczność", tylko trochę cienka w uszach metafora, a jeśli zaraz potem słyszymy "who's gonna take the place of me" (! I mean, really?), to zaczynamy odnosić wrażenie, że więcej niejednoznaczności w tym temacie znajdziemy u Franka Sinatry. Nawet jeśli uznamy porównywanie miłości do "żarówki wiszącej nad łóżkiem" (znam fanów AB, którzy dopiero po przetłumaczeniu sobie tego na polski zorientowali się, że ktoś ich chyba wkręca), albo nie uznamy wersów typu "love like a screaming flower, love dying every hour" za poezjonalia godne licealistów z klasy humanistycznej, to pozostaje nam jeszcze zbiór banalnych sloganów w One (nawet gdyby to śpiewał zespół gospel, uznalibyśmy, że przesadzili z pretensjonalnością), odkrywcze spostrzeżenia w rodzaju "woman needs a man, like fish needs a bicycle" (sic!) i niewiele więcej. Wyszydzane wszędzie A Man And A Woman jest tekstowo (muzycznie zresztą też) znacznie inteligentniejsze i lepiej napisane, niż połowa Achtunga. Zresztą z jechaniem po tekstach z HTDAAB jest nieco analogiczna sytuacja - z tego, że nie rozumiemy, o co chodzi Bono w Vertigo (pierwszym singlu), wyciągaliśmy wniosek, że się skiepścił tekstowo, w ogóle nie próbując już dogłębniej sprawdzić, czy tak jest naprawdę.