TIFF / From The Sky Down
Started by
piotrasik
, wrz 09 2011 08:26
139 replies to this topic
#22
Napisano 13 października 2011 - 18:14
#23
Napisano 13 października 2011 - 20:27
Weź nie rób ludziom spojlerów - najlepiej całe obejrzeć Wrażenia moje świetne poza jednym - trochę za dużo o całej historii U2 a za mało z czasów Achtunga i ZOO, ale to częściowo dobrze bo fajnie jest pokazana ich zmiana między 80s a 90s... Pięknie pokazany proces tworzenia się ONE przede wszystkim. Jak ktoś nie obejrzał to naprawdę warto nawet po angielsku bo po polsku i tak obejze jeszcze nieraz
#26 Guest_Grinderman_*
Napisano 14 października 2011 - 13:23
W sklepach ma być 25 listopada. http://www.fan.pl/ka...e_sky_down.htmlA wie ktoś może coś o premierze na dvd/bd ?
#29
Napisano 14 października 2011 - 16:39
dvd będzie w achtungowym boxie czekam do końca października, będzie większa celebracja oglądając
#31
Napisano 14 października 2011 - 18:15
dvd będzie w achtungowym boxie czekam do końca października, będzie większa celebracja oglądając
nie, nie, toż to idealna pozycja na piątkowy i zarazem chorobowy wieczór.
"I will not hear what you have to say
Cause I need freedom now
And I need to know how
To live my life as it's meant to be"
Cause I need freedom now
And I need to know how
To live my life as it's meant to be"
#33
Napisano 16 października 2011 - 02:41
Film jest bardzo dobry. I chyba faktycznie najlepszy w jaki kiedykolwiek było zamieszane U2 i w którym występuje U2, chociaż nigdy nie obejrzałem Million Dollar Hotel i jakoś się nie palę. O wiele lepszy od It Might Get Loud i nieporównywalnie lepszy od R&H, o kupie jaką jest Entropy nawet nie wspominam.
Bo wiecie, to jest tak, że po setkach obejrzanych/przeczytanych wywiadów/artykułów/opracowań/programów/whatever o U2 człowiekowi powoli nudzi się słuchanie ciągle tego samego i o tym samym. Ileż razy można oglądać Bono po raz kolejny opowiadającego jak im ciężko było po TJT i jak było zimno i depresyjnie w Berlinie i jak to nieszczęsne One saved the day i reimaginowali się i potem już było cudnie kolorowo? W przypadku zespołu takiego jak U2, który jest instytucją samą w sobie dodatkowo dochodzi do tego globalna popularność, powtarzanie frazesów i szeroki odbiór tego rodzaju wypowiedzi - i już od razu człowiek traci emocjonalny kontakt z zespołem. Tak się właśnie czuję od ostatnich paru lat (czyli od kiedy poznałem ten zespół, no ale już dobra ) - na skutek setek materiałów o nich w pewnym momencie poczułem się jakby byli za niedostępną szybą i od czasu do czasu łaskawie schodzili do świata zwykłych śmiertelników dzieląc się z nimi swoimi wspomnieniami. A superbohater Bono ściskający rękę najwyżej postawionym politykom i jedzący obiad w towarzystwie prezydentów i premierów w tym nie pomagał. I głęboko wierzę, że nie jestem w tym poczuciu osamotniony - właśnie przez takie rzeczy emocjonalna siła rażenia U2 na ich fanów spada na łeb na szyję. Bo nie są się w stanie utożsamić i zżyć z zespołem, który na swojej każdej trasie ratuje świat.
To co jest we From The Sky Down najlepsze to to, że wreszcie możemy ich zobaczyć, przynajmniej częściowo, jak prawdziwych ludzi. Guggenheim dużo czasu poświęca na nakreślenie ich wcześniej historii, bagażu, który przywieźli ze sobą z Ameryki i spokojnie kontrastuje go z tym co się działo w Berlinie. Edge mówi o rozpadzie swojego małżeństwa, Adam nieśmiało napomknie, że zapijał co noc, Larry, że źle się czuł w ciągłej obecności maszyn perkusyjnych. Oczywiście większość z tego wszystkiego już słyszeliśmy i o tym wiemy - ale jednak tym razem w chłopakach widać większe zaangażowanie emocjonalne, gdy o tym mówią, a reżyseria Guggenheima jest opanowana akurat na tyle, żeby odpowiednio wzbogacić koloryt tych wypowiedzi, a nie im przeszkadzać. Zamiast kolejnych wspominek o Berlinie tym razem naprawdę słyszymy taśmy, które pochodzą z tamtego okresu, pokazane zostają też odrzuty z materiału nakręconego przez Phila Janou na R&H, które nie znalazły się w filmie, na których widać zmęczenie i wypalenie się zespołu. I to jest właśnie we FTSD zajebiste - dzięki tym archiwalnym rarytasom wreszcie możemy zobaczyć U2 prawdziwych, a nie ułagodzonych i spłaszczonych wspomnieniami jego członków.
Najlepszym (a niestety zarazem najgorszym, o czym za chwilę) fragmentem filmu są zajebiście pokazane narodziny One, gdy Edge puszcza kasetę z archiwów zespołu. Są one na tyle ciekawie, a nawet pasjonująco pokazane, że nie będę ich tu spoilerować. W każdym razie - Guggenheim zrobił to niesamowicie. Jedno ale - reżyser bezczelnie podłożył na te wczesne wersje One wypowiedzi członków zespołu przez co zamiast zahipnotyzować się muzyką słuchamy ich pieprzenia i musimy się ostro skupić, żeby słyszeć co gra w tle. Nie wybaczę mu tego - ten moment wypadł by na poziomie 10/10, gdyby wszyscy się zamknęli i po prostu leciała muza.
Oczywiście FTSD nie jest genialne, a jego największą wadą są - po raz kolejny - łzawo-wzruszające wynurzenia chłopaków (zwłaszcza Bono) o naturze muzyki, pracy w zespole i tego co już wszyscy nie raz słyszeliśmy i o czym wszyscy wiemy. Porzygać się można. Ale co tam. Największą siłą tego filmu są właśnie materiały archiwalne (bez nich FTSD byłoby połową filmu, którym jest) i niezła reżyseria Guggenheima. Wreszcie możemy się chwalić, że U2 zrobili jakiś dobry film, woo-hoo!
Jeśli starczy nam chęci, energii i czasu z OLBem to polska wersja będzie już niedługo
Bo wiecie, to jest tak, że po setkach obejrzanych/przeczytanych wywiadów/artykułów/opracowań/programów/whatever o U2 człowiekowi powoli nudzi się słuchanie ciągle tego samego i o tym samym. Ileż razy można oglądać Bono po raz kolejny opowiadającego jak im ciężko było po TJT i jak było zimno i depresyjnie w Berlinie i jak to nieszczęsne One saved the day i reimaginowali się i potem już było cudnie kolorowo? W przypadku zespołu takiego jak U2, który jest instytucją samą w sobie dodatkowo dochodzi do tego globalna popularność, powtarzanie frazesów i szeroki odbiór tego rodzaju wypowiedzi - i już od razu człowiek traci emocjonalny kontakt z zespołem. Tak się właśnie czuję od ostatnich paru lat (czyli od kiedy poznałem ten zespół, no ale już dobra ) - na skutek setek materiałów o nich w pewnym momencie poczułem się jakby byli za niedostępną szybą i od czasu do czasu łaskawie schodzili do świata zwykłych śmiertelników dzieląc się z nimi swoimi wspomnieniami. A superbohater Bono ściskający rękę najwyżej postawionym politykom i jedzący obiad w towarzystwie prezydentów i premierów w tym nie pomagał. I głęboko wierzę, że nie jestem w tym poczuciu osamotniony - właśnie przez takie rzeczy emocjonalna siła rażenia U2 na ich fanów spada na łeb na szyję. Bo nie są się w stanie utożsamić i zżyć z zespołem, który na swojej każdej trasie ratuje świat.
To co jest we From The Sky Down najlepsze to to, że wreszcie możemy ich zobaczyć, przynajmniej częściowo, jak prawdziwych ludzi. Guggenheim dużo czasu poświęca na nakreślenie ich wcześniej historii, bagażu, który przywieźli ze sobą z Ameryki i spokojnie kontrastuje go z tym co się działo w Berlinie. Edge mówi o rozpadzie swojego małżeństwa, Adam nieśmiało napomknie, że zapijał co noc, Larry, że źle się czuł w ciągłej obecności maszyn perkusyjnych. Oczywiście większość z tego wszystkiego już słyszeliśmy i o tym wiemy - ale jednak tym razem w chłopakach widać większe zaangażowanie emocjonalne, gdy o tym mówią, a reżyseria Guggenheima jest opanowana akurat na tyle, żeby odpowiednio wzbogacić koloryt tych wypowiedzi, a nie im przeszkadzać. Zamiast kolejnych wspominek o Berlinie tym razem naprawdę słyszymy taśmy, które pochodzą z tamtego okresu, pokazane zostają też odrzuty z materiału nakręconego przez Phila Janou na R&H, które nie znalazły się w filmie, na których widać zmęczenie i wypalenie się zespołu. I to jest właśnie we FTSD zajebiste - dzięki tym archiwalnym rarytasom wreszcie możemy zobaczyć U2 prawdziwych, a nie ułagodzonych i spłaszczonych wspomnieniami jego członków.
Najlepszym (a niestety zarazem najgorszym, o czym za chwilę) fragmentem filmu są zajebiście pokazane narodziny One, gdy Edge puszcza kasetę z archiwów zespołu. Są one na tyle ciekawie, a nawet pasjonująco pokazane, że nie będę ich tu spoilerować. W każdym razie - Guggenheim zrobił to niesamowicie. Jedno ale - reżyser bezczelnie podłożył na te wczesne wersje One wypowiedzi członków zespołu przez co zamiast zahipnotyzować się muzyką słuchamy ich pieprzenia i musimy się ostro skupić, żeby słyszeć co gra w tle. Nie wybaczę mu tego - ten moment wypadł by na poziomie 10/10, gdyby wszyscy się zamknęli i po prostu leciała muza.
Oczywiście FTSD nie jest genialne, a jego największą wadą są - po raz kolejny - łzawo-wzruszające wynurzenia chłopaków (zwłaszcza Bono) o naturze muzyki, pracy w zespole i tego co już wszyscy nie raz słyszeliśmy i o czym wszyscy wiemy. Porzygać się można. Ale co tam. Największą siłą tego filmu są właśnie materiały archiwalne (bez nich FTSD byłoby połową filmu, którym jest) i niezła reżyseria Guggenheima. Wreszcie możemy się chwalić, że U2 zrobili jakiś dobry film, woo-hoo!
DVD będzie po polsku też?
Jeśli starczy nam chęci, energii i czasu z OLBem to polska wersja będzie już niedługo
#34
Napisano 16 października 2011 - 07:27
Być może wydadzą TIFF , w tej samej serii dokumentów co It Might Get Loud czyli :Magazyn Sztuki Dokumentu
Watch more TV
I have a vision... Television
Please tell a President to watch more TV
President is not avalaible to Me??? (Mirror Ball Man Zootv Washington Dc)
http://forum.u2guitartutorials.com/
I have a vision... Television
Please tell a President to watch more TV
President is not avalaible to Me??? (Mirror Ball Man Zootv Washington Dc)
http://forum.u2guitartutorials.com/
#37
Napisano 20 października 2011 - 05:56
12.08.2010-AWD Arena-Hannover/Germany
Never, ever, to be forgotten...
The best birthday in my life...
Never, ever, to be forgotten...
The best birthday in my life...
Dodaj odpowiedź
Użytkownicy przeglądający ten temat: 5
0 użytkowników, 5 gości, 0 anonimowych