Wrażenia (po)koncertowe...
#81
Napisano 26 listopada 2007 - 21:51
Samo miejsce średnio ciekawe. Zimno, szaro i szatnia pół godziny czekania w kolejce.Jako support, tak jak na większości koncertów podczas tej trasy T.Makowiecki. Grał godzinę. O 20:20 na scenie pojawia się Myslovitz, grają równo dwie godziny. Publiczność trochę drętwa, dużo osób wyszło !przed bisem, w którym pojawił się Mickey i improwizacja, którą Rojek określił jako "brzmienie nowej płyty", coś podobnego do Belfastu. Nie zabrakło wpadek wokalnych i perkusyjnych. Dzięki temu było coś więcej niż "Dzięki", "Pozdrawiamy" itp. "Szklany człowiek - specjalna wersja dla Gdańska". Za bardzo nie wiem czy ona się wyróżniała od poprzednich ale mniejsza o to. Ważne, że koncert doszedł do skutku. W czwartek przed koncertem pojawiła się informacja, że koncert nie odbędzie się bo w csg podczas jakieś zabawy ktoś, kogoś zabił. Mniejsza o to. Jak dla mnie koncert bardzo udany, mimo takiego sobie nagłosnienia.
Setlista:
1.W 10 sekund przez całe życie
2. Alexander
3. Fikcja jest modna
4. Mieć czy być
5. Nocnym pociągiem aż do końca świata
6. Sprzedawcy marzeń
7. Chłopcy
8. Kilka uścisków, kilka snów
9. Za zamkniętymi oczami
10. Życie to surfing
11. Zamiana
12. Znów wszystko poszło nie tak
13. W deszczu maleńkich żółtych kwiatów
14. Kraków
15. Bar mleczny Korova
16. Ściąć wysokie drzewa
17. Peggy Brown
18. Myszy i ludzie
19. Szklany człowiek
bis:
20. Mickey
21. Improwizacja, coś jak Belfast
zdjęcia kogos (link zapozyczony z last.fm)
http://flickr.com/ph...m:event=341369/
#83
Napisano 29 listopada 2007 - 11:49
Tytułem wstępu, treści głównej i zakończenia powiem - perfekcja i mistrzostwo.
Szczerze, nie znam zespołu, który w swoim składzie miałby tak dobrych muzyków.
I to już nawet nie chodzi o to, czy do kogoś ten rodzaj grania osobiście trafia. Za oczywiste trzeba przyjąć, że to, co panowie tworzą to wartościowa rzecz.
Trasa cały czas promuje "Fear of a Blank Planet". Została zagrana cała płyta, kawałki z EPki do niej dodanej, no i utwory wcześniejsze, jak chociażby 'Waiting', 'Sky Moves Sideways', 'Open Car', 'Trains'. Setlistę na pewno znajdziecie w necie.
Kto nie zna zespołu, polecam DVD z Chicago 2005 "Arriving somewhere..." - kunszt koncertowy w pełnej okazałości.
#84
Napisano 29 listopada 2007 - 12:57
Za oczywiste trzeba przyjąć, że to, co panowie tworzą to wartościowa rzecz.
Ja bym raczej za oczywiste przyjął to, że dwie ostatnie płyty są słabe i nudne.
#86
Napisano 30 listopada 2007 - 12:41
#90
Napisano 17 stycznia 2008 - 00:05
Właśnie wróciłem. Koncert - kosmos. Jeden z lepszych na jakim byłem w życiu.
Atmosfera nieziemska. Wspaniały repertuar.
No i ta wokalistka. Ósmy cud świata. Prześliczna kobieta!
.
1. U2 * 2. Queen * 3. Metallica * 4. Marillion * 5. Pink Floyd * 6. R.Stones * 7. Iron Maiden * 8. Radiohead * 9. Deep Purple * 10. D.Mode
U2 TOP 10: The Unforgettable Fire, Exit, Luminous Times, All I Want Is You, Ultra Violet, Acrobat, The Ground Beneath Her Feet, Electrical Storm, Sometimes You Can't Make It On Your Own, Magnificent
#91
Napisano 17 stycznia 2008 - 11:11
#93
Napisano 12 kwietnia 2008 - 00:28
Powróciłam i padam na pyszczek.
Stałam tuż pod sceną, więc miałam świetny widok na pana Tankiana
mam serjową butelkę po wodzie mineralnej. . Oberwałam w głowę pałeczką do perkusji.
Koncert zaliczam do jednych z (naj)lepszych na jakich byłam, ale to raczej z powodu samego Artysty, niż koncertu ogółem (support był taki sobie, technicy jakoś wolno wszystko ustawiali..).
Kogoś interesuje setlista?
#94 Guest_Panna Anna_*
Napisano 22 maja 2008 - 19:19
Polly niesamowita. Jak ktoś mówi, że za krótko, to jest gópi, bo kobita całą sobą, cholernie zaangażowana wypełniła cały występ. A to pianinko, a to gitarka, a to cośtam. Wykonanie niemal każdego kawałka wgniatało w glebę, nie spodziewałam się, że kawałki z "white chalk" będą niosły w sobie takie pokłady energii.
Pani śpiewająca była bardzo gadatliwa, opowiadała o tym, jak to już kiedyś była w Polsce (ktoś o tym wiedział? )Podzieliła się też genezą powstania piosenki Nina In Ecstasy i jednocześnie ponabijała pięknie z U2
A, setlista jak berlińska.
@Bee: zgadnij kto zgarnął setlistę?
@Kłikszałer: miała na sobie białą kieckę i czarne szpilki
Rok 2008, stan na dzień 22 maja: PJ Harvey > Mum >The Cure. Gdzieś w tym zestawieniu powinna być Parasolka ale się nie udało, cóż.
A, nie widzę na moim megasprzęcie treści szałta.
Edit: jestem jednak nieposkręcana, niech ktoś to łaskawie przeniesie do wrażeń pokoncertowych, błagam
#96 Guest_Panna Anna_*
Napisano 22 maja 2008 - 19:39
"a wiecie skad wzielam tytul "nina in ecstasy"? Z filmu porno. Nie, nie oglądałam go specjalnie, po prostu w jakimś hotelu przelatywałam między kanałami i na to trafiłam. A taki Bono? Jest piękny dzień, idzie ulicą i myśly "it's a beautiful day" (zanuciła, pomachała rękoma) ha, ha, ha. "
Był jeszcze ciąg dalszy odnośnie New Year's Day, nie przytaczam, bo to pamiętam lekko mgliście
#97
Napisano 22 maja 2008 - 22:19
podobno kapitalnie wyszło the devil
nie tylko Devil
fantastyczny, magiczny koncert, zdecydowanie jeden z najlepszych, na jakich w życiu byłam; niezwykły klimat; świetne aranżacje; Polly jest przeurocza, zabawna i niesamowicie skromna;
publiczność spisała się na piątkę, a różnie to u nas bywa; Polly chyba była zaskoczona aż tak gorącym przyjęciem;
warto było spędzić kilkanaście godzin w różnych pociągach i dać się sponiewierać na korytarzu InterCity relacji Gdynia - Zakopane lol
@Bee: zgadnij kto zgarnął setlistę?
nawet mi nie mów
Był jeszcze ciąg dalszy odnośnie New Year's Day, nie przytaczam, bo to pamiętam lekko mgliście
coś w tym stylu, że to też tytuł wzięty z codziennych obserwacji, przypadkowych zdarzeń, tyle że u2 na pewno nie ma żadnego utworu, którego tytuł pochodziłby od filmu porno
#98
Napisano 27 czerwca 2008 - 14:29
#99
Napisano 04 lipca 2008 - 09:35
Przede wszystkim - nie żałuję ani przebytej odległości, ani wydanych pieniędzy, gdyż koncert My Bloody Valentine okazał się być koncertem mojego życia. Pomijam wszelkie szczegóły i otoczkę, od razu przechodzę do rzeczy.
Koncert rozpoczął się o 19:45 występem Spectrum, czyli projektu Petera Kembera znanego wcześniej z kultowego Spacemen 3. Występ trwał ok. 40-45 min. 6 lub 7 piosenek, z czego na pewno pierwszą było "How You Satisfy Me" zagrane przez samego Kembera, a potem, już wraz z zespołem były m.in. cover "Transparent Radiation" The Red Krayola, znany również z repertuaru Spacemen 3, swoją drogą bardzo dobry, cover Mudhoney: "When Tomorrow Hits" i genialny psychodeliczny drone-noise, czyli "Suicide" znowu z repertuaru Spacemen 3. Kember i reszta zespołu była bardzo skromna, a publiczność była kulturalna. Potem minęło około pół godziny i do występu gotowe było już My Bloody Valentine.
Setlista wyglądała mniej więcej następująco:
1 I only said
2 When you sleep
3 (When you wake) You're still in a dream
4 You never should
5 Lose my breath
6 Come in alone
7 Only shallow
8 Thorn
9 Nothing much to lose
10 To here knows when
11 Slow
12 Blown a wish
13 Soon
14 Feed me with your kiss
15 Sueisfine
16 You made me realise
Koncert trwał 1:50h, z czego samo You Made Me Realise z przedłużoną codą trwało aż 38 minut. Ale o tym kuriozum później.
Przed koncertem rozdawane były zatyczki na uszy, nie omieszkałem wziąć. Już po pierwszym dźwięku okazało się, że będą niezbędne (!)
My Bloody Valentine różni się znacząco na żywo od nagrań studyjnych. O ile twórczość studyjną można nazwać "piękną", to koncert, jest zarówno "piękną", jak i "bestią".Poziom głośności w szczytowych momentach sięgał nie mniej, niż 130db, przez co tworzyły i zaznaczały się interesujące kontrapunkty warstw noise'u i harmonii, co jest bardzo unikalnym doświadczeniem w porównaniu do (wystarczająco unikalnych) płyt. Gra Kevina Shieldsa zasługuje na ogromne uznanie. Jego umiejętność do nakładania i przenikania pięknych warstw harmonii o ogromnej głośności wraz z Bilindą, a potem ich dezintegracji jeszcze głośniejszymi (gdy wydawało się, że głośniej się nie da), eksplodującymi niczym szrapnele, kontrastującymi do poprzednich warstw jest wielce unikalna. Dzięki temu koncert nabrał zupełnie innego wymiaru i jeszcze bardziej zyskał na głębi.
Muszę przyznać, że charyzmatyczna i pełna zaangażowania gra Colma Ó Cíosóiga na perkusji również zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Pomimo, że najmniej zwracałem uwagę na Debbie, jej prezencja też była godna podziwu, potężna i wymowna, mógłbym porównać ją do zmagania się z jakąś tajemniczą, niewidzialną siłą.
Pomimo przytłaczającej fizycznie i kruszącej kości ściany gitar i noise'u udało się wywołać również bardzo energetyczne reakcje wśród publiczności, stało się tak m.in. na Only Shallow Feed me with your kiss, Soon, Nothing Much To Lose, You Made Me Realise i te utwory również były jednymi z większych highlightów koncertu.
Na koniec wypada wspomnieć o końcowym utworze, You Made Me Realise, którego wykonanie trwało niemalże 40 minut. Z powodzeniem można porównać ten fragment koncertu do wirującej apokalipsy. To było 35 minut najbardziej atonalnego, ciągłego, bezlitosnego i potężnego noise'u jakiego dane mi było uświadczyć w życiu. Głośność była porównywalna do tej ze startu silnika odrzutowego. Przy w/w fragmencie kompozycje Merzbowa, można by nazwać banalnymi i łatwostrawnymi popowymi piosenkami. To było niczym Merzbow x Sunn O))) do potęgi noise, choć żaden opis tego nie odzwierciedli. Najbardziej ekstremalna rzecz, jakiej doświadczyłem w życiu. Bardzo podobało mi się zachowanie Shieldsa, który co jakiś czas z obojętną miną przypatrywał się, czy publiczność miała dość. Momentami potęgowane było to masakrycznie migającymi stroboskopami; przyznam się, że ja sam miałem chwile zwątpienia, czy wytrzymam. Od pewnego momentu, nawet ochronie bardzo trudno było wytrzymać, ludzie trzymali się za uszy, mimo zatyczek, kilka osób było bliskie zejścia, a gdy już ten soniczny maelstrom dobiegł końca, każdy czuł się zagubiony i zdewastowany, wszyscy z trudnością opuszczali salę. Ja sam nie panowałem przez bardzo długo nad moimi zmysłami. Nie byłem w stanie nawet spełnić potrzeb fizjonomicznych, pomimo tego, że takowe odczuwałem. To było bardzo narkotyczne, sam opisałem to jako 'zatopienie się w dźwięku'. Groteskowo wyglądało zakończenie, publiczność biła brawo, którego w ogóle nie było słychać, a Kevin Shields powiedział 3 słowa do mikrofonu, dobrze wiedząc, że żadne z nich nie będzie usłyszane. Najgorszą częścią koncertu było to, że musiał się skończyć. Doświadczenie było unikalne, czasami transowe, czasami mieszające zmysły, czasami bolesne. Jeśli jednak mam na poważnie narzekać, to powiem, że wokal Shieldsa w dwóch piosenkach był ledwie słyszalny, choć szczerze i tak spodziewałem się, że mniej będzie nam dane usłyszeć.
Powiem z pełną świadomością, że gdybym żył w Anglii, lub miał możliwość urządzenia sobie dwóch tygodni wakacji w UK, bez wątpienia zobaczyłbym każdy jeden koncert. Miłe było również ujrzenie, że nie tylko ja się poświęciłem, by zobaczyć zespół, były również osoby z Hiszpanii, Łotwy, Norwegii i Holandii. To naprawdę niezapomniane przeżycie, ekstremalne w każdym tego słowa znaczeniu i jak dla mnie - bezcenne.
#100
Napisano 07 sierpnia 2008 - 22:11
Jestem już po koncercie. Na szczęscie mieszkam zaraz obok stadionu.
Było super!!! Pełny stadion - 25 000 ludzi
Zaczęli o 20:30 od Aces High, a potem lecieli z kolejnymi utworami. Obowiązkowo zmieniali dekoacje po każdej piosence.
Było chóralne 100 lat dla Bruce'a, bo dziś kończył 50 lat.
Aha! Również fani Iron Maiden udowodnili , że nie potrafią klaskać w rytm! Klaskanie to była prawdziwa katastrofa. Czy to naprawdę takie trudne?!
1. U2 * 2. Queen * 3. Metallica * 4. Marillion * 5. Pink Floyd * 6. R.Stones * 7. Iron Maiden * 8. Radiohead * 9. Deep Purple * 10. D.Mode
U2 TOP 10: The Unforgettable Fire, Exit, Luminous Times, All I Want Is You, Ultra Violet, Acrobat, The Ground Beneath Her Feet, Electrical Storm, Sometimes You Can't Make It On Your Own, Magnificent
Dodaj odpowiedź
Użytkownicy przeglądający ten temat: 6
0 użytkowników, 6 gości, 0 anonimowych