Wrażenia (po)koncertowe...
#181
Napisano 21 marca 2009 - 14:24
A teraz... zostało już "tylko" U2 na Śląskim... tu z kolei dużo czasu brakuje jeszcze.
Tak więc szczegółowe relacje sobie daruję, zaś mocno "po czasie" pozwolę sobie wyróżnić Wuja Fisha, który z zapaleniem płuc wystąpił dla polskich fanów dając piękny, 2-godzinny koncert dla swojego Towarzystwa, pomimo zauważalnego osłabienia oraz karygodnych błędów polskich dźwiękowców. I tutaj mała dygresja: dlaczego uznani artyści pokroju Fisha czy Marillion zostali zepchnięci do studenckich bunkrów, zamiast upajać się wypracowaną przez lata świetnością? Dlaczego ich miejsce zajęły stadionowe gwiazdki britpopu, machające tyłkami i szczekające playbackiem? Czy naprawdę branża muzyczna stała się 'totally FUGAZI'?
#182 Guest_Panna Anna_*
Napisano 21 marca 2009 - 22:14
Ale jak to zepchnięci, grali kiedyś stadionowe koncerty dla dziesiątek tysięcy?I tutaj mała dygresja: dlaczego uznani artyści pokroju Fisha czy Marillion zostali zepchnięci do studenckich bunkrów, zamiast upajać się wypracowaną przez lata świetnością?
I cóż złego w małych zadymionych klubikach? Wszystkie koncerty powinny się odbywać w takich warunkach, o! Chyba, że Twoja Pani twierdzi inaczej, to już inna sprawa....
#183
Napisano 21 marca 2009 - 23:39
Ale jak to zepchnięci, grali kiedyś stadionowe koncerty dla dziesiątek tysięcy?
Tak, kiedyś grali - ot, choćby na gigantycznym stadionie w Mannheim (ok. 90 000 "wiernych") na supporcie Queen w '86. Lecz mi właśnie chodzi o to, co jest teraz. Obecnie zauważyłem taką właśnie prawidłowość: ambitna muzyka została zepchnięta do zadymionych, zawilgoconych piwnic.
Piszesz o urokach zadymionych klubików, lecz dla mnie ten urok jest średni, gdy zespół gra dla 600 osób w klitce pokroju Eskulapu, gdzie dźwięk nie ma szans rozejść się jak należy. Natalii Lesz i jej zabójczym show o frekwencji z cyklu "najmniejszy koncert świata" pewnie to nie przeszkadza zbytnio, lecz akurat fachowy rock traci na tym ogromnie. Przykładowo, oglądając genialne "Somewhere in London" Marillion (2007) nie mogę pojąć dlaczego muzyka na tym poziomie i o takiej sile wyrazu jest grana w holu jakiegoś zasyfiałego centrum handlowego w Londynie... Tym bardziej, że stłoczenie publiki było znaczne, a więc mogli wystawić się np. w O2 Arena. Ale... no właśnie, tam pewnie akurat jakieś niunie kręciły dupami... :/
A dlaczego marudzę? Bo wpienia mnie już słuchanie ambitnej muzyki w klitkach o akustyce sali gimnastycznej, podczas gdy byle pierdy z playbacku puszczane są masom na ogromnych stadionach, gdzie główną atrakcją okazują się kuse fatałaszki, mieniące się na telebimach przygotowanych z rozmachem ZooTV.
#184 Guest_piotrek85_*
Napisano 23 marca 2009 - 06:35
Studio im. Agnieszki Osieckiej, Polskie Radio, Warszawa 2009/03/22
W sumie więcej mógłbym napisać w "Nocnych Powrotach" Toteż o koncercie będzie krótko i nieskładnie Niby coś się słyszało o RPWL, Genesis i ostatnio Stilltskin ale jakoś nic mi zbytnio nie zapadło w pamięć. Nie licząc poprzedniego występu na antenie Trójki. Najnowsza płyta (Propaganda Man) raczej nie będzie hitem sprzedaży o czym może świadczyć duża ilość starych utworów. Za dużo akustycznych utworów. Niektóre trochę usypiały. Innym mogło się podobać. Zwłaszcza żeńskiej części publiczności. W każdym razie mi bardziej przypadły do gustu utwory zagrane na elektryku. Utwór She!!!. Poniżej kilka nagrań z tego koncertu i zdjęcie ściągi z polskiego dla Wilsona.
SHIPWRECKED
SHE
PROPAGANDA MAN
BLESS ME
#185
Napisano 18 kwietnia 2009 - 09:34
Nie ważne jak się brzmi, ważne jak wygląda perkusja!
No i zespół Niebo
#186
Napisano 18 kwietnia 2009 - 10:38
Rotunda, Kraków 16.04.2009
Tym razem, nie wiedzieć czemu w Rotundzie a nie w klubie Studio - do Krakowa zjawił się pan Ostry razem z toruńskim zespołem Sofa, który nawiasem mówiąc wydał niedawno świetną, funkową płytę "DoremifaSOFA" (jak coś to PM dla chętnych).
Koncert zdecydowanie lepszy niż na jesieni 2008 roku. W najśmielszych snach nie przypuszczałem, że za swojego marnego żywota usłyszę takie smakowite rarytasy jak "Ile jestem w stanie dać" (pierwszy oficjalny singiel Ostrego), "Ból doświadczeń", "Kochana Polsko" czy "A.B.C.". Oczywiście szał pał na utworze "1980", który dla mnie również był sporym zaskoczeniem. Ostry w świetnej formie jak zawsze, z tym, że freestyle taki sobie, ale chłopina nadrobiła nawijając zupełnie na totalnym spontanie, już po bisach (!!!) o swojej czapeczce i nagrodzie "Fryderyk", którą otrzymał rok temu. Na bisie klasycznie - czyli "Bujaka Jamajka".
Po koncercie, gdy nażłopana piwskiem wiara, rozeszła się do akademików i innych swoich kwater mieszkaniowych, jakoś godzinkę czekania z innymi towarzyszami w liczbie 6 i wyszedł Adam z backstage'u.
Szybka sygnatura na płycie oraz zdjęciu. Na moje słowa dotyczące przesłania "wielkiego pozdro" dla ziomów z Bloc Party, wyraził zdziwienie, że ktokolwiek z grupki osób czekających (zakapturzona młodzież) czai o co biega. Także wszyscy stali i się nie odzywali a ja z Adamem pogadałem o zespole przez dobre 10 minut Jak się okazało, Ostry zna się bardzo dobrze z pałkersem Mattem Tongiem, u którego zawsze mieszka jak przyjeżdża na Wyspy koncertować. jakoś 5 lat temu, Matt mu mówił, że sobie tam pyka na perce, na co Ostry stwierdził - a no spoko, jakiś ziomek sobie pogrywa i tyle. Śmiał się potem z samego siebie, już po wydaniu "Silent Alarm" Poopowiadał jeszcze o imprezach u Matta, oczywiście powiedział, że pozdrowi chłopaków (w lipcu będzie u nich) i powiedział, że musi lecieć do auta bo jutro O. Wielkopolski a pojutrze Szczecin. Czekając na pasach, Ostry jeszcze trąbnął z auta i pomachał mojej skromnej osobie na do widzenia. Co by nie rzec, spoko ziom.
Dla przypomnienia - Bloc Party feat. O.S.T.R. Heniek 2007 http://www.youtube.c...h?v=ciFRIuIN378
aha, byłbym zapomniał - powiedział jeszcze, że kolejna płyta będzie nagrana w głównej mierze na skrzypcach z mocnym akcentem jazzowym na innych instrumentach, ale musi się do niej solidnie przygotować. No i odwiedzi Kraków na Coke Festival.
parę fotek, marna jakoś (gość się za dużo rusza, ciężko złapać ostrość):
Scenka rodzajowa przed klubem - mały zielony ludek - DJ Haem:
#187
Napisano 20 kwietnia 2009 - 19:05
http://www.youtube.c...h?v=YgFtVib_jXI
#189
Napisano 03 maja 2009 - 23:21
#190
Napisano 10 maja 2009 - 13:54
Lao Che
09-05-2009 Kraków
W sumie dziwne połączenie muzyczne, ale podobno muzyka łagodzi obyczaje W każdym bądź razie towarzystwo na koncercie dość mieszane, począwszy od długowłosych gości w zamszach i sztruksie z kostkami na plecach, a skończywszy na laskach w dużych, czarnych okularach a 'la Fiszu, przyodzianych ponadto w kuse kamizeleczki. Jako pierwszy skład wystąpili Wagle i tutaj było mega zaskoczenie - zamiast czarnych garniturów w których zawsze występują, wyskoczyli w tych śmiesznych strojach, w których mieli sesję zdjęciową do nowego albumu (patrz foto niżej). Także śmianie było. Set w sumie standardowy, niestety pod tym względem jakoś kuleją, nie wiem czy im się nie chce wymieniać utworów czy co... w każdym razie koncert o niebo lepszy niż ten z grudnia w tym klubie, Fisz jakoś na większym luzie (może to sprawka papierosków z naturalnym wkładem?), skakał, tańczył, ciągnął wiarę do śpiewu, zwłaszcza na 'jesteście gotowi?".
Potem było Lao Che. Zupełnie nie moje klimaty. Sorry Witas i Corso:P
Próbowałem jakoś się 'wczuć', ale jak zobaczyłem pajacującego gościa od samplera, który wcześniej odprawiał na klęcząco jakieś modły przed ta maszyną zanim ruszył koncert, to zwątpiłem. Do tego doszła 'aktorsko' grana powaga pana wokalisty, a już jego pierwsze przywitanie ukłonem samuraja z dalekiego wschodu, utwierdziło mnie w przekonaniu, że chyba jednak 'to nie to'. Potem było 'bujakasza', paparara, "ubieramy się podobnie, te same gacie, te same spodnie"..... WTF?--> http://www.youtube.c...h?v=qRPaUGxPcBo więc powoli się wycofałem. Skoczne granie pidżamo-pornowskie, niestety nie dla mnie z całym szacunkiem dla zespołu zarówno Grabaża jak i Lao Che.
Zdjęcia marnej jakości, robiłem je pożyczonym aparatem.
No i highlight wieczoru - pozdrowienia dla Evay, którą udało mi się zidentyfikować i z nią pogadać przed koncertem:)
#191
Napisano 10 maja 2009 - 19:59
+ na bis 'Esencję', ze Sno-powiązałki. chyba, że tylko we Wrocławiu.Ja ostatnio na Voo Voo byłem w Łodzi i muszę powiedzieć, że miło się na nich patrzy i przede wszystkim słucha. Naprawdę imponujące jest zgranie sekcji rytmicznej. Pospieszalski wypitalał zdrowo na saksofonie, no i Waglewski- klasa . Grali tylko kawałki z najnowszej płyty.Tona improwizacji jest w tej muzyce. Ja odleciałem kompletnie na tym koncercie. Trans i melancholia. Polecam wszystkim
ale naprawdę. ich najnowsza płytka jest naprawdę średniawa (zwłaszcza tekstowo - <ściana>, ale ich koncerty to po prostu miód. tak mi się micha cieszy, jak widzę, że komuś wspólne granie sprawia taką radość. no i przy tym są to naprawdę przemili ludzie - szczególnie Mateusz Pospieszalski i Wagiel. zero gwiazdorstwa.
#194
Napisano 10 maja 2009 - 20:19
Daj Boże innym takie średniawe teksty...
dreams come true
srutututututu
i w ogóle cała pioseneczka 'Nie fajnie' z nowej płyty. mam nadzieję, ze to tylko jednorazowy wybryk pana WW.
bo, żeby nie było, obok pana L. Janerki (...) uważam Waglewskiego na najlepszego polskiego tekściarza.
edit: dopiero zauważyłam foty Fisza - no tego to się nie spodziewałam! szkoda, że Emada nie widać, też był w, hmhm, kostiumie?
#196
Napisano 10 maja 2009 - 20:40
u nas było nawet z dedykacją dla 'bohatera miasta Wrocław' <faja> .byłam na Voo Voo w zeszły piątek na Małym Rynku w Krakowie. baaaaardzo fajny koncert! Mateusz Pospieszalski jest moim Bogiem, naprawdę Wagiel chudziutki jakiś taki..
a co do repertuaru, to najważniejsze, ze Leszka zagrali
a Mateusz, cóż. piękny człowiek. Wagiel też. i nie pije ginu, tylko wiiiino...
#197
Napisano 10 maja 2009 - 20:48
edit: dopiero zauważyłam foty Fisza - no tego to się nie spodziewałam! szkoda, że Emada nie widać, też był w, hmhm, kostiumie?
w rzeczy samej, z tym, że miał kostium żółto-czerwony:
Niestety nie dysponowałem wtedy aparatem z dobrym zoomem, więc odpuściłem z DJ M.A.Dem...
#198
Napisano 11 maja 2009 - 00:57
kiedy przyszliśmy [grupą trzyosobową] na rynek, na scenie instalował się bliżej mi nieznany zespół bOhomaz. jakieś coś pół-hiphopowe. muzyka w miarę, teksty [i ogólnie osoba trzymająca mikrofon] na miarę Mezo. nie polecam.
schodzą. brawo, że schodzą.
następny był zespół Frutti di Mare. tych akurat lubię, więc jest fajnie. jak zobaczyli, że przynajmniej 3 osoby znają ich teksty, to aż im się mordki uśmiechały. bardzo pozytywnie mnie zaskoczyli wykonaniem joydivisionowego "Warsaw". naprawdę w porządku im to wyszło. szacun. widziałam ich w akcji po raz drugi i po raz drugi zaprezentowali się bardzo dobrze. i poza tym, mają u mnie plusa za całkiem niczego sobie wokalistę... ^^
schodzą. niedobrze, bo nie zagrali wyczekiwanego przez nas "Toilet Song". ale trudno.
teraz parę słów o konferansjerze. cóż. znany skądinąd Radek Brzózka. nie polecam. taka słaba zapchajdziura. nieporadny, zero humoru, nudziarz... jestem na nie.
po niezbyt błyskotliwej zapowiedzi Brzózki, wchodzi danie główne - Lao Che.
zaczęli dość nietypowo. "Did Lirnik". chyba raczej nie grywają tego na wejście. ale i tak było dobrze. kolejną setową niespodzianką było pojawienie się "Wisielca". i to były jedyne kawałki z "Guseł". szkoda, że nie zagrali "Klucznika"...
najwięcej zagrali chyba z "Gospla". nie było tylko "mpaKOmpaBIEmpaTA", "Paciorka" i, a niech to, "Siedmiu".
bis był tylko jeden, zakończony "Hiszpanem", a później... oni by weszli na drugi bis, ale nierozgarnięty konferansjer wszystko spieprzył. on naprawdę nie umie prowadzić koncertów.
to była strona muzyczna, a teraz bardziej przykra kwestia.
przed wejściem LC przy barierkach zagnieździły się jakieś patologiczne dzieci [średnio 10 lat], których zachowanie było lekceważone przez szanowne sekjuriti. fajnie.
dzieci najwyraźniej przyszły z dziadkami i babciami, bo sporo geriatrii tam było. ale nie powiem, nieźle się bawili. najbardziej ujęła wszystkich tańcząca babcia w jaskrawozielonym dresie. chciała nawet dołączyć się do pogo.
właśnie, pogo. plecy mnie bolą. cały czas ktoś mi się na nie rzucał, bynajmniej nie w celu okazania miłości. nie można sobie nawet kulturalnie poskakać. yh. cud, że nie oberwałam glanem w baniak. a było wiele takich okazji.
a dlaczego tak się działo?:
1. płockie sekjuriti ssie. tyle.
2. darmowy koncert. na płatnym nie było pod tym względem rewelacji, ale teraz, na Rynku, było znacznie gorzej.
i co w związku z tym?:
1. niewiele wiem z koncertu, bo ciężko się było na nim skupić.
2. po godzinie nie wytrzymaliśmy i musieliśmy wyjść spod sceny i obserwować koncert z daleka.
3. więcej nie pójdziemy na koncert Lao na płockim Rynku. no more.
dziękuję, dobranoc.
#199
Napisano 14 maja 2009 - 13:56
nie zgodzę się z Twoją opinią o Lao Che. uwielbiam ich, są NIESAMOWICI na żywo, moim skromnym zdaniem lepsi niż na płycie (no, to Fisza też się tyczy...)
okay, zdjęcia było strasznie trudno jakieś normalne zrobić, bo z kadrowaniem było ciężko, żeby nie wchodziły mi żadne głowy, a na Lao Che, gdy gdzieśtam latałam to już zupełnie...
anyway wszystkie zdjęcia na moim myspace
oświetlenie było FATALNE :|
a tu parę:
i lao che:
a teraz SZOOOOK!!!!
MAX ISTNIEJE!!!!!!!!!!
(sorry za moją minę ;pp)
(i za kadr i za światło, Mika nie myślała, żeby zmienić ISO, włączyć lampę czy coś )
Dodaj odpowiedź
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych