Witam. To mój pierwszy post na forum, choć czytam Was od kilku tygodni. Nowa płyta jest na tyle dobra, że z przyjemnością podzielę się swoja opinią.
Krótkie wprowadzenie: U2 zacząłem słuchać w ogólniaku, dokładnie w tym momencie jak usłyszałem w radiu Staring at the sun a potem zdobyłem Pop. Potem już wszystkie płyty były na pamięć, może poza pierwszymi dwiema. All that you can't leave behind mnie rozczarowało ale z czasem polubiłem to ciepłe brzmienie i melodie. Niemniej jednak lata leciały a How to dismantle an atomic bomb zniechęciło mnie do tego zespołu zupełnie. Single typu Window in the skies pogłębiały niecheć i przekonanie o schyłku U2.
No ale teraz jest dobrze, a nawet bardzo dobrze. Płyta jest pomysłowa, niebanalna i nieprzeprodukowana - w przeciwieństwie do Atomic bomb. Ciezko na razie porownywać ją do całej dyskografii U2, na to przyjdzie czas za kilka lat ale mysle że No line on the horizon wytrzyma próbę czasu. Natomiast oceny poszczególnych piosenek jak najbardziej:
1. No line on the horizon - dobra piosenka na początek płyty, widać że postarali się o ładną ścianę dźwieków, taka próba połączenia transu z punkiem dla mas. Wersja nr 2 jest jednak o niebo lepsza, bardziej energetyczna i nie ma tego przestoju w refrenie, który kładzie ten utwór na łopatki.
Ocena - 62. Magnificent - klasyczne, standardowe, wręcz przeciętne U2, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Miła melodia, przestrzenne brzmienie rodem z lat 80tych. Ale tekst to chyba napisany na kolanie na 15 minut przed nagraniem. No i węszę w tym jakieś religijne aluzje, wolę jak Bono śpiewa o Bogu bardziej niejednoznacznie.
Ocena - 63. Moment of Surrender - Tak, to jest One tej płyty. Mój postulat żeby to wyszło na singlu raczej przez zespół nie bedzie wysłuchany a szkoda, bo stałby sie klasyka za parę lat. Dawno U2 nie nagrało czegoś takiego. Piosenka jest piekna, melodyjna, prosta i oryginalna zarazem, do tego ciekawy, niejednoznaczny tekst z hasłami o obwiązywaniu sie drutem i zaśpiewem a la jan rokita w drugiej zwrotce;) Pianino wchodzi zupełnie niespodziewanie, solo brzmiące jak David Gilmour wprowadza niesamowitą atmosferę, a wszystko ubrane w lekka elektronikę. Jednym słowem byłaby ballada idealna ale jednak meczy to ciągłe mruczenie i pochrząkiwanie wokalisty, chyba nabrał tej maniery na How to dismantle. Że to niby jeszcze bardziej emocjonalne wtedy chyba. Ale to niewiele psuje, moment wstukiwania pinu do bankomatu zastygł w nieśmiertelnosci
Ocena - 9.4. Unknown caller - alternatywny tytuł: Skip. Jedyne dno na tej płycie, w stylu późnego U2 z How to dismantle - bez ładu, składu i melodii, za to mnóstwo chęci i patosu. Dłużące sie intro kojarzące sie z jakimiś kelly family, infantylne zaśpiewy a potem to już jakiś space rock. Na plus muszę jednak przyznać że momentami gitara Edga ma naprawde spoko brzmienie.
Ocena - 3.5. I'll go crazy if I don't go crazy tonight - Ciekawy przypadek, piosenka niby przeciętna ale wchodzi do głowy i gra tam non stop. Rewelacyjna gitara, fajne brzmienie perkusji, na minus oczywiście dziwaczny wtręt z bejbe bejbe bejbe - no jednak Altrawajlet to nie jest. Ale generalnie ładunek optymizmu bijący z tej piosenki rozbija każda krytyke.
Ocena - 8.6. Get on your boots - czyli Vertigo nr 2, czyli Elevation nr 3. Każda wersja tej piosenki jest coraz lepsza
Booty są świetne, choć na pierwszego singla nie nadaja sie zupełnie z prostego powodu - słaby refren, zwłaszcza tekstowo. fajna piosenka może być banalna, czasem nawet powinna, ale sa jakies granice. Nawet o tym że babka jest ładna można zaspiewać z jakimś pomysłem;) Poza tym fajny wyluzowany klimat, jest w tym coś z Pixiesów a teledysk pierwsza klasa.
Ocena - 7.7. Stand up comedy - tak słucham tej plyty od kilku tygodni i powoli zaczyna wychodzić na to że to jest number one. Skojarzenie z breakoutem nie przeszkadza. Świetny rytm, przyjemny tekst i rewelacyjna końcówka, nad tym przesterem Edge pracował pewnie miesiącami, tak jak Bono nad wokalizą w ostatnim refrenie
Zdecydowanie to powinien być pierwszy singiel promujący album - zupełnie inny od dotychczasowych dokonań zespołu, wesoły, przebojowy i w sumie bardziej oddający zawartośc calej płyty w przeciwieństwie do Boots.
Ocena - 9.8. Fez - being born - This is it! Ta za-je-bi-sta piosenka to jak fotografia alternatywnego wszechświata w ktorym U2 po Popie nie straciło jaj i dalej nagrywało płyty z pomysłem i pazurem, zarabiając o marnych pare milionow funtów mniej i zmieniajac limuzyny nie co rok a co dwa lata
Świetne intro (oczywiscie poza zupełnie niepotrzebnym let me in the sound) świetne wycie Bono, tekst idealnie dopasowany do klimatu muzyki i świetnie zaśpiewany. utwór spokojnie mógłby trwać z 2 minuty dłużej. Ciekawe jaka jest szansa na improwizowana wersję na koncercie. Wiem, zerowa
Ocena - 9.9. White as snow - kto by się spodziewał (na pewno nie ja) że U2 jeszcze potrafi nagrywać dobre kameralne ballady. Bez efekciarstwa w tekście i brzmieniu. A jednak. Piękny tekst, urocza wręcz aranżacja i na końcu, po ostatnim "as white as snow" aż chciałoby sie dośpiewać we're fools to make wars on our brothers in arms
Ocena - 8.10. Breathe - Dżu dżu man rządzi, zdecydowanie. Choć jeszcze lepszy jest facet który leci ulicą niczym prąd luzem
Widać ze na wielu piosenkach Bono naprawdę przyłożył sie do tekstów i dopracował metaforę. W tym utworze osiąga już naprawdę wysoki poziom absurdu. Jest to i śmieszne i dobre zarazem. Fajne intro, świetny wykop na początku, może mogłaby ta gitara mocniej przyrżnąć w refrenie a to pianino po drugim refrenie mniej schematycznie zagrać. Ale i tak mamy instant classic.
Ocena - 9.11. Cedars of Lebanon - Prawdziwa ballada w stylu noir. Jeśli jakimś cudem Świetlicki usłyszy kiedyś ta piosenkę to powinien wznieść toast w jakiejś krakowskiej knajpie
I tak w sumie powinno się słuchać tej piosenki - przy mocnym alkoholu i słabym papierosie, rozmyślając wieczorem nad kondycją współczesnego świata, ze sie tak patetycznie wyrażę.
Ocena - 8.12. No line on the horizon 2 - grzech nie umieścić tej piosenki na płycie. Podobnie skończyło w sumie Are you gonna wait forever (moim zdaniem lepsze od wszystkich utworów na How to dismantle). I też taki klimat - energetyczny, świeży, wręcz porywający. No i finałowy switch w tekście piosenki - tym razem do nieśmiertelnosci przechodzi gliniarz z rue de marais.
Ocena - 9.Tak na marginesie, życzę i wszystkim, i sobie, powodzenia za parę godzin z biletami