Po przeczytaniu całego wątku za jednym razem stwierdzam, że u2 jednak ryje banię. Zapiekanki mnie obezwładniły
Ostatnio przyśnił mi się totalnie głupi epizod. Byłam w domu Edka i Larry'ego (tak, to że mieszkali razem jakoś mnie wtedy nie dziwiło), chłopcy krążyli sobie po domu, gadali, śpiewali, a potem przymierzali po kolei wszystkie buty, które stały w przedpokoju(wtf?) i rozmawiali, coś typu, cytując, "te sznurówki tak szybko się brudzą, a ja nie mam czasu ich prać!" "to po prostu kupuj sobie nowe". No generalnie nie przejmowali się moją obecnością. Nie mam pojęcia jak i kiedy, ale ukradłam Larry'emu telefon i schowałam go w takiej bluzie z dużą kieszenią z przodu. Ten się nawet nie skapnął i wyszedł z mieszkania, a ja spłoszona i zgorszona swoim czynem poszłam sobie do kuchni i otworzyłam piekarnik, w którym były, uwaga, suflety czekoladowe! Cała blaszka z przyczepioną u boku kartką, z której nie mogłam się rozczytać. Wyjęłam sobie tę blaszkę, postawiłam na stole i położyłam na trzech talerzykach trzy sufleciki (dla mnie i dla chłopców, oczywiście) Były niedobre, przepieczone i miały w środku kawałki jakichś kandyzowanych fig albo innego świństwa. Tak czy owak, zjadłam niecałą połowę sufletu, a do kuchni wparował Edek. Miał totalnie nieogarnięty i zaspany wyraz twarzy, co dziwniejsze, bo przecież przed chwilą biegał z Larrym po domu. Miał tak chamsko wciśnięte japonki na skarpety (nie powiem, fajny polski akcencik...). Powiedział, że Larry chyba zgubił telefon i nie może go znaleźć. Oczywiście udałam, że nie mam na ten temat żadnego pojęcia, ale jednocześnie mega się zestresowałam, już pełno myśli typu "och nie, co teraz, nakryją mnie" ale co najgorsze "spalę się w oczach moich idoli! OCH NIE!"
Edek zaproponował, bym pomogła mu szukać tego telefonu. Pokiwałam tylko ze spłoszeniem głową, ale nie wstałam od stołu tylko czekałam, co zrobi Edek. A on wpadł na kolejny genialny pomysł. Stwierdził, że zadzwoni na jego komórkę i zaraz znajdziemy, "bo on ma zawsze włączony głos i nigdy nie wycisza". Ja już cała chora, "o nie, to już po mnie!". Wtedy wspaniałomyślnie odrzekłam "Okej, to może ty dzwoń, a ja pójdę posłuchać po pokojach czy nie gra gdzieś?" Edek kiwnął głową i wyjął telefon, a ja, ze stoickim spokojem wymalowanym na twarzy, niewzbudzającym podejrzeń, acz szybkim krokiem wyszłam z kuchni, a potem z prędkością równą tłumowi biegnącemu pod barierki (albo jeszcze szybciej?) uciekłam z mieszkania, nawet nie zamykając za sobą drzwi. Z tym nieszczęsnym telefonem Larry'ego w przedniej kieszeni bluzy.
Bosz, to był chyba jeden z najbardziej stresujących snów. I na dodatek z panami w rolach głównych... proszę, nigdy więcej!