Koncerty
#1781
Napisano 27 maja 2010 - 22:26
1. Nie będzie więcej Pink Floyd i nie będzie więcej koncertowego Rogera. To jego pożegnalna trasa.
2. Oryginalne widowisko sprzed 30 lat robiło wrażenie a teraz ma być jeszcze lepsze m.in. ze względu na lepszą jakość wyświetlanych animacji.
3. The Wall to nie jest pierwszy, lepszy odgrzewany kotlet tylko - jakby nie patrzeć - arcydzieło muzyki popularnej, do którego wciąż warto wracać bo jego treść będzie zawsze aktualna.
4. Zamiast Gilmour'a Waters zaprosił wspaniałego gitarzystę - GE Smith'a. To jest gość, który grał m.in. z Dylanem w latach 88-90 i zupełnie odmienił jego koncerty aranżując wiele utworów na nowo. Jeśli Waters pozwoli mu trochę poszaleć to może być naprawdę ciekawie.
No tak - jest teraz całe mnóstwo koncertów przeróżnych wykonawców, przeróżnych gatunków. Jest w czym wybierać. Mnóstwo fajnych rzeczy. No właśnie - fajnych. Ale ile z tej całej współczesnej muzyki będziesz słuchał za te X lat? Jak często ma się okazję posłuchać na żywo czego naprawdę wielkiego? Ta dekada to ostatni moment, żeby zobaczyć na żywo takich artystów jak Waters, Springsteen, Knopfler, McCartney czy Dylan - czyli żywych legend, artystów, którzy stworzyli podwaliny współczesnej muzyki popularnej. Bez nich nie byłoby teraz tych wszystkich super-mega-zespolików, które super produkcją i super wypasionym brzmieniem próbują uzupełnić braki w muzycznych pomysłach (nie będę podawał konkretnych nazw bo narażę się połowie forum). Waters to niemal historyczna postać dla muzyki rockowej. Pomijając inne argumenty - idę po to, żeby zobaczyć na własne oczy legendę, na której twórczości się wychowałem.
#1782
Napisano 27 maja 2010 - 23:09
2. Oryginalne widowisko sprzed 30 lat robiło wrażenie a teraz ma być jeszcze lepsze m.in. ze względu na lepszą jakość wyświetlanych animacji.
3. The Wall to nie jest pierwszy, lepszy odgrzewany kotlet tylko - jakby nie patrzeć - arcydzieło muzyki popularnej, do którego wciąż warto wracać bo jego treść będzie zawsze aktualna.
Tak, to jest arcydzieło, do którego z pewnością będę nieraz wracał, nawet jeśli nie pójdę na ten koncert.
A jeśli chodzi o widowisko - cóż, nie dane mi było widzieć wersji oryginalnej, ba, nawet film widziałem chyba raz w życiu, jakieś 2-3 lata temu. Co więcej, nie zrobił na mnie większego wrażenia, bo - w przeciwieństwie do muzyki - dość mocno się zestarzał. Tak już wyszło, że "The Wall" to dla mnie przede wszystkim album, wolę gdy artysta zostawia trochę miejsca dla wyobraźni odbiorcy.
Warto iść bo:
1. Nie będzie więcej Pink Floyd i nie będzie więcej koncertowego Rogera. To jego pożegnalna trasa.
(...) idę po to, żeby zobaczyć na własne oczy legendę (...)
No i to jest już solidny argument. Problem w tym, że kierując się takimi względami pójdę na ten koncert "bo głupio nie iść", "bo to ostatnia szansa" a nie dlatego że mam na to ochotę. A Waters o tym wie (a organizator koncertu jeszcze lepiej) stąd np. takie a nie inne ceny biletów (czy w ogóle sam pomysł takiej trasy). Nie, żebym odmawiał mu artystycznych ambicji, wierzę że naprawdę uważa on że trzeba pokazać "The Wall" nowemu pokoleniu, a przy okazji dać szansę zobaczenia tym którzy kiedyś jej nie mieli, ale widzę tutaj pewien... hmm, może nie szantaż emocjonalny, to zbyt poważne określenie, ale jest to jakiś dylemat na pewno. W sumie nawet udało mi się na takie sytuacje uodpornić, ostatnio wszelkie "reunion" typu Genesis czy The Police skutecznie olewałem, więc teraz może być podobnie.
No, chyba że ktoś mi zechce zafundować bilet, to nie pogardzę.
Aha, a jeśli chodzi o to jak będziemy odbierać aktualne zespoły za ileś tam lat - czy nie jest trochę tak, że brakuje nam nowych, naprawdę wielkich gwiazd (bo chyba o to tu chodzi, sam fakt istnienia zespołów ocierających się o wybitność trudno jest podważyć - chociaż przyznaję, tylko "ocierających", bo naprawdę wielkich albumów jakoś nie możemy się doczekać, chociaż, z drugiej strony, może to też kwestia zbyt sztywno narzuconych wzorców?) właśnie dlatego że cały czas darzymy kultem tych którzy najlepsze czasy mają dawno za sobą?
#1783
Napisano 28 maja 2010 - 03:30
Aha, a jeśli chodzi o to jak będziemy odbierać aktualne zespoły za ileś tam lat - czy nie jest trochę tak, że brakuje nam nowych, naprawdę wielkich gwiazd (bo chyba o to tu chodzi, sam fakt istnienia zespołów ocierających się o wybitność trudno jest podważyć - chociaż przyznaję, tylko "ocierających", bo naprawdę wielkich albumów jakoś nie możemy się doczekać, chociaż, z drugiej strony, może to też kwestia zbyt sztywno narzuconych wzorców?) właśnie dlatego że cały czas darzymy kultem tych którzy najlepsze czasy mają dawno za sobą?
Luźny Wąt Muzyczny raczej zaprasza, bo jeszcze trochę dalej od tematu koncertowego pociągnę dygresję, no ale na razie dopiszę tu - nie, nie będzie już tak WIELKICH zespołów, zwyczajnie jest to w tych czasach niemożliwe i nie chodzi wcale o muzykę. Postęp technologii zmienił wszystko. Gdyby The Wall zostało wydane w czasach internetu, byłoby jedną z setek albumów przewijających się przez rankingi roczne, inne, razem z dziesiątkami innych płyt pewnie przez ich szczyty, ale nie byłoby to tak duże, jak było, jak jest do dziś. Pink Floyd nie staliby się obiektem, za przeproszeniem, kultu, tak jak nie stanie się już żaden raczej artysta, żadna płyta, nie w takim stopniu. Oddajmy to tym wszystkim młodym - oni już zwyczajnie nie mają na to szans, nawet gdyby nagrali/jeśli nagrywają nawet lepsze rzeczy. Strasznie nie lubię wszelkich pochodnych opinii "teraz już się tak nie gra", "najlepsza muzyka to była kiedyś" etc. i będę z nimi walczył Jestem też przekonany, że tak jak do wielu płyt z ostatniej dekady wracam zawsze z wielką chęcią, tak będę wracał do wielu, które ukazują się dosłownie teraz, tu, albo dopiero się ukażą. Do niektórych z nich chętniej niż do "klasyków", do niektórych nie, zależy od miliona rzeczy, no ale generalnie, wiecie o co cho. Problemem naszych czasów jest to, że mamy dostęp do wszystkiego i w szumie informacji ciężko jest dotrzeć do pozycji wartościowych w zalewie przeciętniactwa, które niestety psuje opinię ogólnej kondycji muzyki popularnej, psuje zresztą z wielką pomocą mejnstrimowych, lub udających alternatywne mediów (no i także internetowego pluralizmu, fakt), no ale to jeszcze inny i cholernie szeroki temat. Przedzieram się rocznie przez jakąś mniej więcej setkę nowych pozycji, plus nadrabiam zaległości z ostatnich lat jak mogę, z tego zostaje mi około dwudziestu, może trochę więcej, może trochę mniej albumów z danego rocznika które uznaję za świetne, warte zachowania, częstego wracania do. Ale czy w roku 1980, gdybym miał podobne możliwości, wszystko wyglądałoby w kwestii dostępu tak jak dziś, byłoby inaczej? Szczerze wątpię.
Prawdą jest też, że obowiązują pewne wzorce wielkości, wszyscy nim podlegamy, chcąc nie chcąc, ważne jest jednak, żeby starać się, próbować zawsze spojrzeć szerzej. W przypadku PF i całej (no offence, przecież zazwyczaj bardzo dobrej, chodzi o zjawisko) 'kaczkowszczyzny' i jej badziej zagorzałych fanów (nie chcę użyć słowa 'wyznawców', choć tacy się zdarzają często, ale żeby nikogo nie urazić przypadkiem, sam byłem wielbicielem Piotra K., zawdzięczam mu wiele i do dziś uwielbiam muzykę którą dzięki niemu poznałem, bla bla, wiecie) to uderza, całkowite kreślenie wszystkiego, co inne niż przyjęty kanon. Zła rzecz to jest. Jeśli się nie postaramy, nawet jarając się niemożebnie tym, co dzieje się w muzyce teraz, za parę lat powiemy "muzyka się skończyłą, teraz się już nie gra tak, jak w 2010".
Ale to jeszcze inny temat. I żeby nie było, jeszcze raz podkreślam, nikomu tu nic nie zarzucam z forumowiczów, ogólnie tylko mówię o obserwowanych zjawiskach i te pe
A na The Wall nie wiem czy pójdę. W sumie nie tyle dla styczności z legendą, bez sensu, ale ostatecznie, powiedzmy sobie, to jest WIELKA muzyka, tak?
PS: jako streszczenie tego co napisałem pasowałoby "the last of the rockstars" - Bono wiedział co mówi o swojej kapeli i tym wszystkim
#1784
Napisano 28 maja 2010 - 08:47
A jeśli chodzi o widowisko - cóż, nie dane mi było widzieć wersji oryginalnej,
To dużo wyjaśnia. Film a koncert to przecież dwa różne światy. Oryginalny show z 80r. był bardzo dobrze przemyślany i naprawdę czegoś podobnego nikt nie zrobił od tych 30 lat. I nie chodzi tu tylko o jakieś efekty specjalne tylko o to jak świetnie te koncerty łączyły się z treścią tych utworów.
właśnie dlatego że cały czas darzymy kultem tych którzy najlepsze czasy mają dawno za sobą?
Nieprawda. No chyba, że faktycznie znając twórczość starszych artystów jesteśmy przyzwyczajeni do takiego poziomu artystycznego, do którego młodzi artyści nie potrafią dzisiaj dorównać.
I jeszcze jedno - napisałem, że warto iść. To nie jest tak, że trzeba czy wypada.
A na The Wall nie wiem czy pójdę. W sumie nie tyle dla styczności z legendą, bez sensu, ale ostatecznie, powiedzmy sobie, to jest WIELKA muzyka, tak?
Bez sensu? Z perspektywy fana muzyki nie widzisz sensu w zobaczeniu na własne oczy jak legendarny wykonawca wykonuje legendarne dzieło?
Poza tym napisałem "Pomijając inne argumenty...". Oczywiście, że nie chodzi tu tylko o obcowanie z historią. To jest jeden z wielu argumentów. Osobiście mam kilkanaście innych powodów, dla których się wybieram na ten koncert m.in. taki, że po koncercie Gilmoura zdałem sobie sprawę jak wspaniale brzmi taka muzyka na żywo i jak wielką ma siłę oddziaływania. To nie jest koncert, na który idzie się, żeby sobie poskakać, pokrzyczeć i zapomnieć.
Jeśli chodzi o Luźny Wąt Muzyczny. Napiszę w skrócie bo mam mało czasu na siedzenie na forach.
1) Dzisiejsi artyści mają dużo większe szanse zaistnieć niż kiedyś. Teraz nawet nagrywając kilka utworów w swoim pokoju, możesz wrzucić je niemal natychmiast do MySpace, na YouTubie, na jakiegoś bloga czy gdziekolwiek indziej. I cały świat może je odsłuchać. Wystarczy kilka godzin i słuchają Cię w Stanach czy Australii. Kiedyś - wydajesz mnóstwo pieniędzy na sprzęt, nagrywasz taśmę w wynajętym studiu i wąskie grono odbiorców może zapoznać się z Twoją muzyką. Teraz jest wiele możliwości, żeby zaistnieć w szerszych kręgach. Tak naprawdę wystarczy tylko talent i trochę szczęścia.
2) Nie będzie wielkich artystów? Wystarczy jeden zespół czy artysta, żeby odmienić całą scenę muzyczną. Radiohead od kilkunastu lat pokazuje jak odnaleźć się w dzisiejszym świecie muzycznym, jak się rozwijać, jak grać świetne koncerty, jak tworzyć ciekawą szatę graficzną swoich wydawnictw i co najważniejsze - jak tworzyć wartościowe utwory przy użyciu współczesnych instrumentów, sampli itp. Teraz całe mnóstwo zespołów żeruje na ich pomysłach.
3) Oczywiście, że podejście w stylu nowe = złe jest trochę głupie. Tylko, że nie chodzi tu o kult artystów poprzedniej generacji a raczej o rozczarowanie twórczością dzisiejszych twórców. Wierzę w Fleet Foxes bo to jest zespół, który pokazał, że bez użycia super-hiper samplerów, efektów i sztucznej promocji można dzisiaj tworzyć utwory, które brzmią współcześnie i które trafiają nawet do takich marud jak ja.
#1787
Napisano 30 maja 2010 - 18:56
Koncert w Berlinie (jedyny w Niemczech) 05.07.2010
http://www.eventim.d...&from=erdetaila
Bilety drogie...ale cień szansy że zaliczę jeszcze gdzieś tam się tli...
#1789
Napisano 01 czerwca 2010 - 20:47
http://www.sacrumpro...juz-w-sprzedazy
http://www.ticketonl.../228623-Jónsi/#
bilety na trybunę mają być dostępne "pod koniec tygodnia".
Wybiera się ktoś, bo ja zapewne nikogo ze swoich znajomych nie wyciągnę więc z chęcią bym się do kogoś dokleił
...
#1791
Napisano 02 czerwca 2010 - 08:43
Nieopodal mężczyzna w kowbojskim kapeluszu i skórzanej kurtce udziela instrukcji innym osobom. Zdumiony basista pyta archanioła: Czy, to Bono? Nie wiedziałem, że umarł. Gabriel odpowiada: Nie, to nie jest Bono. To Jezus Chrystus. Wydaje mu się tylko, że jest Bono."
#1792
Napisano 02 czerwca 2010 - 11:20
#1795
Napisano 02 czerwca 2010 - 18:33
Dj Shadow w Gdańsku 24. lipca
http://koncert.pl/do...-a-Shadowa.html
total naczes, ale jednak odległość 'dość' spora...
#1797
Napisano 08 czerwca 2010 - 16:14
09-12-2010 Wrocław
10-12-2010 Wawa
i teraz pytanie na który jechać, gdzie będę mieć nocleg?
#1798
Napisano 09 czerwca 2010 - 15:46
Dodaj odpowiedź
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych