Już wcześniej narzekali, że piosenki na żywo wychodzą im fajniej niż w studiu. To może być ciekawy proces twórczy, ale istnieje obawa, że mogą pójść w aranżacje "więcej funu", a kryterium będą podskoki ludzi. Coś w stylu "ludzie najwięcej szaleją na Vertigo - najlepsza piosenka!'.
Z drugiej strony może przewidzieli to już wcześniej i na "Songs of experience" zostawili te żywsze, bardziej rockowo-koncertowe utwory. Wtedy faktycznie miałoby to sens.
Co nie zmienia faktu, że pewnie nie ogarną się z płytą w trakcie trasy, zrobią focha, zamkną do szuflady i znowu sobie poczekamy pół dekady