Wrażenia (po)koncertowe...
#401
Posted 21 czerwca 2012 - 18:57
Od samego ogłoszenia koncertu w Gdańsku nie moglem doczekac się tego wydarzenia. Dziwne wydawało się jedynie miejsce i ceny. Jak się okazało kilka dni temu ceny biletów z 85 złotych zmniejszono do 35 a dwa dni przed koncertem organizatorzy zrobili darmowy wstęp dla wszystkich w ramach podziękowania za "fantastyczne przyjęcie kibiców podczas turnieju" . Jak wiadomo miasto myślało, że zrobi fantastyczny koncert na miarę Radiohead i przyjdzie 50 tys. osób używając argumentu "BO TYLE POMISCIMY OSOB". Chyba lekko się przeliczyli bo na samym koncercie było około 6 tys. osób. Gdy o idei darmowego koncertu dowiedział się management podobno zrobiła się niezła awantura. Koncert stanął pod znakiem zapytania. Dlatego w ostatniej chwili (20 godzin przed koncertem) wprowadzono darmowe zaproszenia, które było można odbierać w dniu koncertu w wyznaczonych miejscach w Gdańsku. Zaczęło to wszystko śmierdzieć piknikiem, ale na szczęście pogoda i rodzaj muzyki zniechęcił większość przypadkowych osób. Jak ktoś nie chciał oddać biletu, to miał zapewnione miejsce w GOLDEN CIRCLE a raczej SQUARE. Oczywiście wypełniło się ono w 1/5 i pięć minut przed wejsciem Gallaghera wpuszczano wszystkich, żeby jakoś to wyglądało.
Przed południem wybrałem się do Centrum rowerem po wejściówki, elegancko załatwiłem co trzeba i wracając przejeżdżałem koło stefy i było słychać jakieś tam dźwięki, nawet chwilkę przystanąłem. Zaczęło kropić więc zwinąłem się. Chwilę potem okazało się, że do osób, które czekały przed wejsciem (około 10) przyszedł pan Gallagher, rozdał autografy, zdjęcia i urządził sobie małą pogawendkę.
W ramach wczorajszego koncertu zagrała polska grupa Ziemianie. Miało być zabawnie a było BOŻE JAK ŚMIESZNIE. Było tak śmiesznie, że wolałem policzyć ławki w strefie gastro. Oczywiście wszystko z godzinnym poślizgiem. O 20:45 pograli sobie panowie z The Vaccines. Całkiem elegancko, miło i przyjemnie. Widać, że się podobało. Przerwa i dziesięć minut po 22 przychodzi pan Noel. Zaczął od piosenki Oasis "(It's Good) To Be Free" potem "Mucky fingers" a następnie większość wypełniły piosenki z płyty jego solowego projektu. Z Oasis trafiło się jeszcze "Talk Tonight", "Half The World Away", "Whatever", "Little by little" czy zagrane na sam koniec i odśpiewane przez wszystkich "Don't look back in anger". Na początku koncertu odniosłem wrażenie, ze jest lekko wkurzony całym zamieszaniem i burdelem organizacyjnym. Jak wiadomo lekkie fochy zawsze w cenie, potem poleciało dziękuje, pozdrowienia dla Irladnczyków, podziękowania i do zobaczenia wkrótce.
Osobiście mi się podobało i jestem zadowolony, chociaż jak czytam recenzje na niektórych portalach to zastanawiam się czy byliśmy na tym samym koncercie.
http://www.setlist.f...d-23df1c6b.html
Don't look back in anger
http://www.youtube.c...channel&list=UL
#403
Posted 21 czerwca 2012 - 19:48
jeśli chodzi o sam koncert, to muszę przyznać że atmosfera była bardzo intymna, wynikało to najprawdopodobniej z tego całego burdelu organizacyjnego - mało ludzi było po prostu. tak mało, że jak ktoś krzyknął coś głośniej to noel słyszał, no. nie wiem jednak czy nie wpłynęło to negatywnie na odbiór koncertu. intymnie na U2 - super, intymnie na Morrisseyu - fajnie, intymnie na nie wiem kurcze, naszionalach - też fajnie.
ale na noelu?
wiadomo przecież, że nigdy nie miał on świetnego kontaktu z publicznością, z racji swego lekko popieprzonego charakteru i wiadomo, że Oasis zawsze było zespołem stadionowym.
no ale podsumowując, dla samego odśpiewania 'Don't Look Back in Anger' warto było jechać!
#404
Posted 26 czerwca 2012 - 20:20
Tak wiem, znów Snow Patrol, ale uwierzcie, że chodzę też na inne koncerty, ale co poradzę, że akurat mają trasę promującą "Fallen Empires"
11 numerek (a ja myślałam, że ten system działa tylko na wielkich koncertach typu U2, Coldplay etc..) i już wiedziałam, że jeśli ten system będzie działać i nie nastąpi apokalipsa to będą barierki. A jak padało. Może przez ten deszcz, może przez fakt, że byłam sama nie poszłam na zwiedzanie o2 i koniec końców nie dorwałam chłopaków (o przepraszam panów) ze Snow Patrol. Next time boys! Godzina po 18tej, otwarcie barierek i o dziwno nie bieg, a szybszy spacerek i pierwszy rząd, barierki (orgazm trzymania barierek i opierania się o nie w wielkiej sali koncertowej).
Wreszcie Snow Patrol!!!!! Lubię ich, nic nie poradzę na to, że ich strasznie, ale to strasznie lubię, choć bliżej mi do ich pierwszej płyty, czy przytupu, który jeszcze był w 2009 roku, niż do mdlenia z wrażenia na widok Gary'ego (oczywiście to nie wyklucza mojego uwielbienia dla niego i twierdzenia, że to najprzystojniejszy facet we wszechświecie).
Parę koncertów, dużych koncertów zaliczyłam do tej pory, ale to co wyprawiają panowie ze SP przechodzi wszelkie pojęcie. Nie ma tak dobrego koncertowo na żywo zespołu jak oni. Nie wiem, czy była sytuacja, kiedy położyli jakąś piosenkę, jak to mają w zwyczaju coniektóre dobrze nam znane zespołu. A tam, pizda na maksa. Wydaje mi się, że jestem jedyną fanką SP, która nie lubi "Chasing Cars". Tzn. lubię, ale już mnie śmieszy, tzn. śpiewanie jej na koncertach, zwłaszcza, że oni sami mają podczas jej grania niezły ubaw i widać, jak Gary ma ochotę roześmiać się, a tu nie, love, peace and understanding. Kochałam tę piosenkę, ale będą licealistką. Tak, w wieku nastu lat kocha się takie piosenki i się do nich wzrusza, teraz się człowiek ma prawo wzruszać na Planets czy na Daybreake. No dobra, na Chasing Cars też może. Aż sobie włączę!
Ich koncerty są robione na maksa, a do tego Gary ma niesamowity kontakt z publicznością, czyta transparenty przygotowywane, reaguje na nie, zagaduje publiczność. Jest to słodkie. No i nikt mi nie che wierzyć, ale strojąc w tym pierwszym rzędzie tak sobie z Garym się uśmiechaliśmy do siebie. NO NAPRAWDĘ SPOJRZAŁ NA MNIE I TO NIE RAZ. Jeszcze miejsce strategiczne miałam, trochę na lewo od jego mikrofonu, między nim a Pablo, po moje prawie starzy Holendrzy, a po mojej lewej mało atrakcyjne Niemki. Gary kiedyś coś wspominał, ze chce się ustatkować, człowieku przyjeżdżaj do Polski żony szukać "I'm a volounteer!"
Dużo hitów, jak zawsze, trochę z nowej płyty, tym razem wywalili jednak "I'll never let you go" szkoda, ale za to trochę z Hundred Million Suns (!!!!!) piosenek. No dobrze, dla mnie wszytskie ich piosenki to hiciory.
Koncert się skończył, a ja stojąc w tym pierwszy rzędzie wzniosłam się na wyżyny moje odwagi i zawołałam technicznego, czy dostałabym kostkę do gitary. Ten spojrzał na mnie, wziął kostkę z mikrofonu Gary'ego i rzucił w moją stronę. Tu pojawiło się przerażenie w moich oczach, po kostka spadła przed barierkami. Rozpacz, dramat w moich oczach. Na szczęście pan z ochrony podniósł ją, spojrzał na technicznego, który pokazał w moim kierunku i kostka powędrowała do mnie. Jak relikwia, teraz cały czas odwracam się i sprawdzam, czy leży na stole zapakowana w podwójną folię. Piękna, pomarańczowa, ze śnieżynką kostka Snow Patrol. Fanizm do potęgi, któreś tam został osiągnięty.
Jak ktoś ma możliwość niech wybiera się na ich koncert, polecam!!!
A tu parę foć z koncertu (a dużo ich narobiłam, testowałam nowy aparat). https://picasaweb.go...rg24Czerwca2012
#405
Posted 30 czerwca 2012 - 21:01
(wiem, że znowu SP, ale, ale, ale to Snow Patrol!!!)
Zanim o samym koncercie cofnijmy się do niedzieli 25.06.2012. Wychodząc z o2 w Hamburgu wiedziałam, że nie wiem jak, ale muszę się znaleźć na koncercie Snow Patrol 29.06.2012 w Berlinie na Cytadeli. Nie wiedziałam, jak się tam dostanę, czy nie będzie to oznaczało jedzenia pizzy z Lidla przez kolejny miesiąc, ale wiedziałam, że nieważne jak i co, muszę tam być. Jako, że jak ja coś postanowię to dopnę swego i tak w piątek siedziałam o 6.28 w pociągu relacji Hamburg-Villach przez Berlin Haputbanhof. Koncert o 19, wpuszczają o 17.30 czyli pod Cytadelą pojawiłyśmy się o 12? W każdym razie wcześniej, a ja jeszcze musiałam zanim dojechałam na Cytadelę odbyć parę kursów Berlin Mitte- Kreuzberg- Hbf i tak dalej z tekturową polską flagą i napisem ?Why not in Poland?? (wiem, musiałam ukraść ten jakże prosty, a wspaniały pomysł na napis na fladze). Godziny mijały, ja z numerkiem 13 na prawej dłoni. Przyszło do ustawiania się do bramek i wylądowałam na jednej z bramek jako pierwsza! No i do startu gotowi? ruszyli. Dobrze, że szybko biegam. Dobiegłam i co znów pierwszy rząd, barierki i to naprzeciwko Gary?ego! Suport znów ten sam, a perkusista to mój gulty pleasure. No i drugi suport nie dojechał? Snow Patrol na scenie o 20! Świetnie! Na powietrzu, zaczynają grać i widno, a w powietrzu czuć nadchodzącą burzę, która dopadła nas na ostatnim kawałku ?Just say yes?. A co to był za wspaniały deszcz, a koncerty w deszczu mają swój urok. Jeszcze JSY, deszcz i skakanie pod sceną. Pierwszy raz w Niemczech została zagrana piosenka ?Dark Roman Wine? nie dość, że zaśpiewana perfekcyjnie to jeszcze, naprawdę łzy pojawiły się w wielu oczach. Podkręcone ?Fallen Empires?, zagrane z oh oh oh ?Chasing cars? i bynajmniej teraz na poważnie, a nie z lekko ironią, jak ostatnio w Hamburgu. Gary zauważył nasze polskie flagi (jedną dostał zresztą po koncercie, a o tym co po koncercie to zaraz!). No i w tym momencie opowieść, jak to supportowali U2 w Polsce, jak na New Year?s Day polska flaga, jak on się wzruszył, pod jakim był wrażeniem i jak chował swoje łzy, zakładając kaptur. Nasza kartonowa flaga pojawiła się z tyłu na telebimie! Gary ma w zwyczaju na tej trasie schodzić ze sceny na ?In the End?. Pech chciał, że wysoko była scena i biegając po scenie w czasie In the end rozglądał się jakby tu zejść. Po skończonej piosnce uznał, że to jednak zbyt niebezpiecznie, ale jak to Gary, zeskoczył i pobiegł dać uścisk dziewczyną, które miały karteczki ?hug me? (bo trzeba wiedzieć, że przytulańce Gary?ego to są już słynne!). Zaczynają grać ?New York? a Gary pod sceną? Co ma robić, stwierdził, że jak już tu jest to zaśpiewa New York stojąc czy barierkach. Tak, Gary przede mną i śpiewa New York!!! Najśmieszniejsze było jak zapomniał słów no i roześmiał się ?I forgot the lyrics?. Po skończonej piosence udało mu się wdrapać na scenę dzięki pomocy ochroniarzy (tu wielkie dzięki dla organizatorów, ochrony, że rozdawała wodę, zresztą na enorze Gary rzucił swoje wszystkie butelki?). Koncert perfekcyjny, najlepszy mój Snow Patrol do tej pory? Jak nie najlepszy mój koncert?
A teraz co się wyrabiało po koncercie Stwierdziłyśmy z koleżankami, że idziemy pod ich busa. Czekamy, czekamy, przyjechali. Rozmowy, autografy, zdjęcia. Znów rozmowa z Jonnym Quinn?em (perkusista, jakby ktoś nie wiedział, heloł) i te rozmowy z nim o piłce nożnej, o irlandzkich kibicach, jak wracamy do Polski, ogólnie o wszystkim i stoimy sobie we trójkę (ja, koleżanka i Jonny) i gadamy dobre 10 min. Przyjechał Gary wszyscy do niego. Wiadomo, Gary obowiązkowo i podpisał mi kartkę pocztową dla kolegi a na sam koniec hug z Garym (jaki on ciepły!!!).
Tradycyjnie garść zdjęć https://picasaweb.go...CKDQhLeqvPHbvAE
#407
Posted 08 lipca 2012 - 14:14
#408
Posted 08 lipca 2012 - 14:42
Ba, Bill i Roddy też się wybralii jeszcze warto dodać, że mike patton przed koncertem kazał się zawieźć kierowcy na jeden z maltańskim iwentów - chiński kwartet smyczkowy:)
#409
Posted 17 lipca 2012 - 17:05
Trochę się bałem jadąc na ten koncert. Myślałem dwaj starsi faceci postanowili na legendzie zespołu dorobić trochę kasy. Błąd.
Panowie mimo swojego (słusznego) wieku dalej bawią się graniem. Dobrali sobie zespół który nadąża za ich pokręconym stylem gry. Dobrali wokalistę który nie tylko z wyglądu (ale to z daleka) przypomina Jimi Morrisona. Ruchy sceniczne i barwa głosu doskonale pasujące.
Zaczęło się od brzmiącej w głośnikach Carminy Burany przechodzącej w Break on Through. Świetne nagłośnienie pozwoliło na odsłuchanie takich hitów jak: Alabama Song, People Are Strange, Spanish Caravan, LA Woman, Riders On The Storm (przy padającym deszczu jeszcze lepsze wrażenia), When The Music's Over itp. Godzina i czterdzieści minut koncertu przeleciało jak z bicza strzelił. Na bis długa pokręcona wersja Light My Fire. A ja teraz mam znowu wkrętkę na The Doors.
A tak zupełnie z boku to fajnie, że ze swoimi 44 wiosnami na karku zaniżałem średnią wieku publiczności. Dobrze się bawiącej i świetnie reagującej publiczności.
#410
Posted 27 lipca 2012 - 11:30
SETLIST
1. House Arrest
2. Somebody
3. Here I Am
4. Kids Wanna Rock
5. Can't Stop This Thing We Started
6. Thought I'd Died and Gone to Heaven
7. I'm Ready
8. Hearts on Fire
9. Do I Have to Say the Words
10. 18 till I Die
11. Back to You
12. Summer of '69
13. If You Wanna Leave Me (Can I Come Too?)
14. Touch The Hand
15. Everything I Do It for You
16. Cuts Like a Knife
17. When You're Gone
18. Heaven
19. Please Forgive Me
20. It's Only Love
21. Cloud #9
22. The Only Thing That Looks Good on Me Is You
Encore
23. Run to You
24. Straight from the Heart
25. All for Love
było jeszcze gdzieś w międzyczasie skrócone If You Wanna Be Bad (You Gotta Be Good)
Bryan widocznie się postarzał się na twarzy, ale, o dziwo, głos ma w zasadzie niezmieniony, co jest prawdziwym ewenementem. Może i nie nagrał od dawna niczego dobrego, ale koncertowo to wciąż najwyższa liga. Zespół tryskał entuzjazmem, świetnie czuł się na scenie, kokietował publiczność, Bryan nawet warczał na co niektóre ładniejsze panie. Wiem, że to licuje nieco z upodobaniami większości forumowiczów, którzy to wolą pojechać na Offa i słuchać piosenek do których dołącza się żyletki i śpiewa się o przegranym życiu
Utwory odegrane znakomicie, moje perełki to Kids Wanna Rock, Thought I'd Died and Gone to Heaven i mix If You Wanna Leave Me (Can I Come Too?)/Touch the Hand podczas którego perkusistka Mickey Curry rozłożył na środku sceny zestaw garnków Zepter i wiader . Uboga (ale efektowna i pasująca!) wersja Crazy Bryan często zagadywał publiczność, wbił nawet do sektora VIP na połowę utworu. Na When You're Gone wziął na scenę laskę, żeby z nim zaśpiewała duecik. I tutaj się zdarzył jedyny właściwie minus tego wieczoru. Zapytana skąd jest odpowiedziała, że z Warszawy. I rozległy się gwizdy i buczenia. Przykro to mówić, bo parę forumowiczów z Poznania znam i to równi goście, ale wówczas wyszły jakieś kompleksy czy ki diabeł z Poznaniaków. Trochę mnie to ubodło, nie bardzo rozumiem tej niechęci. Trzeba dodać, że Paulina (bo tak się nazywała dziewczyna) zaśpiewała przyzwoicie (może więcej niż przyzwoicie, biorąc pod uwagę okoliczności) i świetnie się wczuła w sytuację - była nawet lekka ocierka Poszło jej tak dobrze, że mam wątpliwości, czy nie była podstawiona. Znudziło mnie jedynie Do I Have to Say the Words, które jest dla mnie ciężkostrawne.
Bryana polubiłem jeszcze przed U2 (czyli musiało to być, jak miałem z 10 lat ) i do dziś doceniam to, że nie próbuje być na siłę kimś innym, wielkim artystom posługującym się wysublimowanymi metaforami. Ma swoją stylistykę i się jej trzyma. Prosty przekaz, wpadające w ucho melodie, ale też rockowy pazur od czasu do czasu. No i radość i optymizm tryskający na wszystkie strony. Tego wczoraj nie zabrakło, znakomity koncert!
in search of experience
to taste and to touch
and to feel as much
as a man can
before he repents"
#411
Posted 27 lipca 2012 - 12:20
W stu procentach się zgadzam. Bryan to moja pierwsza muzyczna miłość, która trwa już od kilku latBryana polubiłem jeszcze przed U2 (czyli musiało to być, jak miałem z 10 lat ) i do dziś doceniam to, że nie próbuje być na siłę kimś innym, wielkim artystom posługującym się wysublimowanymi metaforami. Ma swoją stylistykę i się jej trzyma. Prosty przekaz, wpadające w ucho melodie, ale też rockowy pazur od czasu do czasu. No i radość i optymizm tryskający na wszystkie strony.
#412
Posted 29 lipca 2012 - 22:51
To ciekawa sprawa z tą laską. W czasie koncertu w Rybniku też wybrał z publiczności dziewczynę, też miała na imię Paulina i była też z Warszawy. Poprzytulali się również. Popisała się też znajomością tekstu. Przedstawiła się jako wierna fanka, która była na wszystkich polskich koncertach i na mnóstwie koncertów w Europie. Przyznała, że nie pierwszy raz była wtedy z Bryanem na scenie. Szczęściara chyba jakaś, chociaż i mnie też przemknęła myśl, że ustawiona, bo Bryan od razu zdecydował się na dziewczynę w żółtej bluzeczceNa When You're Gone wziął na scenę laskę, żeby z nim zaśpiewała duecik(...)Zapytana skąd jest odpowiedziała, że z Warszawy. Poszło jej tak dobrze, że mam wątpliwości, czy nie była podstawiona.
Brak supportu dziwi, na rybnickim koncercie set także był długi (24), ale rozgrzewała Kasia Kowalska i to całkiem przyzwoicie.
#414
Posted 12 września 2012 - 03:19
MDNA Tour 2012
06-09-2012
Yankee Stadium, NYC.
Korzystając z okazji i przede wszystkim tanich biletów, wybrałem się na koncert Madonny na słynny Yankee Stadium na gangsterskim Bronksie. Miejscówka robi wrażenie, trochę nie mogłem się przyzwyczaić do kształtu stadionu (pewnie każdy europejczyk miał problemy z trójkątnym kształtem budowli), ale mimo to stadionek z lat 20 XX wieku to niezła perełka.
Występ Madonny był kiepski - nowej płyty w ogóle nie znam poza singlami, a niestety występ naszpikowany był utworami z najnowszych dziejów wokalistki. Sporo było die hard fanów, przyodzianych we wszelkiego rodzaju ubrania z lateksu, skórzane czapki, pończochy i inne atrybuty charakterystyczne dla Madonny w czasach jej działalności muzycznej w latach 80. Cały występ to oczywiście wielkie show z kiczowatymi dekoracjami, tańcami, chórami, scenografią i scenariuszem (ruchome pokoje, półnadzy tancerze, itp.). Generalnie kiepścizna, największym highlightem było "Like a Prayer" tuż pod koniec występu, wtedy wszyscy wstali, wszyscy śpiewali i wszyscy klaskali.
tutej filmik z tym utworem:
https://www.youtube....h?v=WGMkiCGKiOM
Parę dni później skorzystałem z kolejnej okazji, którą dał mi los - mianowicie koncert tzw. dr House'a:
Hugh Laurie with The Copper Bottom Band
Let Them Talk Tour
10-09-2012
Manhattan Center Grand Ballroom, NYC
Hugh Laurie od razu zapowiedział zanim zaczął grać, że jest w pierwszej kolejności aktorem który kiepsko muzykuje (tylko i wyłącznie hobbystycznie) i stwierdził, że: "watch me, listen them" - po czym wskazał na muzyków zespołu The Copper Bottom Band. No i rzeczywiście tak było - goście wymiatają, starzy wyjadacze bluesowo - jazzowi, natomiast Hugh dysponuje kiepskim wokalem, kiepsko gra na gitarze, świetnie za to wciska klawisze i zagaduje publiczność. W zasadzie to był bardziej komediowy występ z jego strony niż jakaś profeska wokalna. W każdym razie co chwilę podkreślał wielkość zespołu z którym gra i ograniczał swoją rolę w trakcie występu. Jego gadki między utworami trwały nawet po kilka minut, z reguły były to śmieszne opowiastki po których wszyscy się śmiali. Średnia wieku na koncercie - 52 lata, dużo koneserów jazzu i innych dziwacznych urojeń muzycznych, a także fanów serialu, którzy co chwilę krzyczeli: "everybody lies!".
Podsumowując, cały występ (2.5h!) to po prostu zabawa dr House'a, który jak widać realizuje swoją pasję czyli granie muzyki, którą lubi i na której świetnie się zna, czego potwierdzeniem były liczne anegdoty o amerykańskich muzykach jazzowych i utworach z lat 20, 30, 50 i 60, o których nikt z publiczności nie miał pojęcia.
Atmosfera była rewelacyjna, wszyscy śpiewali i tańczyli mimo krzeseł rozstawionych 'na płycie stadionu'.
tutej zdobyczna setlista:
tutej filmik:
https://www.youtube.com/watch?v=oAtNjFLqutk
#415
Posted 14 września 2012 - 10:45
Koncert odbył się w Koszalińkim Amfiteatrze.
Nie spodziewałem się tak dobrego poziomu, ostatni raz widziałem Ray'a Wilsona na Dvd z Katowickiego Spodka.
Od tamtego czasu nie wiedziałem co gra i jak to teraz wygląda.
Już sam support był miłym zaskoczeniem, zagrał gitarzysta Ali Ferguson który urzekł mnie swoim klimatem.
Tutaj video:
http://www.youtube.c...h?v=_7SmSoirL3o
Póżniej pojawił się Genesis w dość dużym składzie.
Nie wiedziałem czego się spodziewać ponieważ trochę zmyliło mnie słowo Klassik w nazwie
Jednak już na samym początku zagrali Congo, piosenkę z płyty Calling A Stations z 97 roku.
Uwielbiam tę płytę, dla mnie na pewno zmieściłaby się w setce najlepszych płyt które słyszałem.
Niestety Congo to jedyny utwór zagrany na koncercie z tej płyty.
Bardzo czekałem na tytułowy Calling A Stations, zresztą później udało mi się zapytać Ray'a dlaczego nie zagrali CAS, i przy okazji zdobyć autograf.
Największe wrażenie chyba zrobiła na mnie piosenka "Mama" genialny numer i wokal Wilsona.
Mama:
http://www.youtube.c...h?v=QucKcd-zbrk
Nie zabrakło takich hitów jak "I Can't Dance" czy "Jesus He Knows Me"
Uważam że Ray Wilson godnie zastępuje Phila Collinsa.
Na moim koncie możecie zobaczyć 40 minut koncertu, wybrałem najciekawsze fragmenty
http://www.youtube.c...eg?feature=mhee
#416
Posted 14 grudnia 2012 - 11:40
Muse
The 2nd Law Tour
11-12-2012
Saku Suurhall, Tallinn
Setlista:
The 2nd Law: Unsustainable
Supremacy
Map of the Problematique
Supermassive Black Hole
Resistance
Panic Station
Animals
Monty Jam
Explorers
Falling Down
Time Is Running Out
Liquid State
Madness
Follow Me
Undisclosed Desires
Plug In Baby
New Born
Encore:
The 2nd Law: Isolated System
Uprising
Knights of Cydonia (Man with a Harmonica intro)
Encore 2:
Starlight
Survival
Koncert, który (ku mojej wściekłości) stał pod dużym znakiem zapytania, gdyż okazało się na początku grudnia, że pan Bellamy złamał sobie dwie kości w stopie. Przypadkiem ostatni koncert przed wypadkiem był grany w Łodzi. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i odwołane zostały tylko koncerty w Oslo, Sztokholmie i Malmo. Hala bardzo dobra na koncerty - strome miejsca siedzące i względnie mała płyta sprawiały wrażenie, że każdy ma "blisko" do sceny.
Widać było, że mistrzowie zrzynania nauczyli się tego i owego podczas koncertowania na 360 tour. Rozsuwany ekran (tylko, że w kształcie piramidy) był obecny, motyw ruletki a'la Zoo Baby na Vertigo Tour. Można było zauważyć, że Matthew nie jest w 100% formie, chociaż niewiele do niej brakowało, poruszał się swobodnie, gibał się i bujał, ale uważał, by nie było wariackich małpich skoków. Wciąż brakuje trochę większego kontaktu z publicznością podczas występu, chociaż tym razem było przybijanie piątki podczas Undisclosed Desires.
Zespół w formie i pełen werwy, z dobrymi pomysłami na aranżacje (kraftwerkowe Undisclosed Desires i grungowy Supermassive Black Hole), z dobrymi grafikami, koksem, dziwkami i laserami (czyli to, co lubię). Niestety musieli dużo grać z nowej płyty. Unsustainable nie komentuje, bo gdzieś musi być postawiona granica między muzyką a niemuzyką. Supremacy bardzo dobry otwieracz i całkiem niezły utwór. Panic Station ok, choć mają mnóstwo lepszych "zapychaczy", Animals ratowało się tylko i wyłącznie dobrą historią filmową w tle, za to Explorers już niczym. Liquid State został zagrany najlepiej, tak jak należało, brutalnie. No i Chris (basista) znakomicie sobie na wokalu radzi, nie miałbym nic przeciwko gdyby 1/3 utworów była śpiewana przez niego (basiści jednak mają coś w sobie). A i Save Me jest moim ulubionym kawałkiem z nowej płyty. Madness było i odpłynęło, choć niczego nie można zarzucić wykonaniu. Follow Me do kosza. Podobnie Survival. Różnica między nowymi a starymi przebojami była zauważalna niestety. Mimo wszystko było warto ze wszech miar, bo widowisko przednie.
in search of experience
to taste and to touch
and to feel as much
as a man can
before he repents"
#417
Posted 06 lutego 2013 - 16:52
Mimo że, od razu powiem, koncert był krótki (około siedemdziesiąt pięć minut), to najlepszy koncert rockowy polskiego wykonawcy, jaki widziałem w ostatnich miesiącach. Maria Peszek z zespołem była w znakomitej formie i świetnie nagłośniona, dzięki czemu widownia nie miała problemów ze wsłuchaniem się w teksty. A było czego posłuchać.
Żałuję tylko i wkurza mnie to, że wracam do domu i nijak nie jestem w stanie przy pomocy odtwarzacza przywołać klimatu koncertu, jego potężnej rockowej ekspresji. Ostatni krążek, którego zawartość stanowiła danie główne występu, jest przesiąknięty elektroniką w dawce momentami dla mnie trudno strawnej.
Główna postać dopiero co obejrzanego przeze mnie koncertu określa się wobec sztandarowych mitów polskich, wciąż do bólu aktualnych: ojczyzny ("Sorry Polsko"), wiary, Boga ("Pan nie jest moim pasterzem").
Po utworze Depeszów "Personal Jesus" raz jeden zostaliśmy przeniesieni w mainstreamowe klimaty - "Ciało" przywodziło na myśl "Oddech szczura" Maanamu, zaś w finale otrzymaliśmy porcję rokendrolowego odlotu wziętego wprost z Velvet Underground.
Koncert był znakomity, jeśli macie okazję pójść w ramach trasy promującej ostatnią płytę "Jezus Maria Peszek" - nie pożałujecie. Więcej na blogu.
#418
Posted 10 lutego 2013 - 17:56
Piękny koncert. Było wszystko. Nawet set z Legend. In a lifetime oczywiście też.
Ale czekałam na to (i się doczekałam):
http://m.youtube.com...pNzalFKPo&gl=PL
Piękne 2 godziny..
Ps. A teraz czekam na autografy i rozmowę z nimi. Gadają z każdym. Nie tylko podpisują. Świetne!
#419
Posted 10 lutego 2013 - 23:40
Dzisiaj był Clannad, wczoraj zupełnie inna para kaloszy, bo polski hip-hop w Katowicach.
Kolejność słuszna, bo po maratonie - 18 urodziny Mad Crew - Clannad był idealny na zbolałe kości i trochę ogłupiałe uszy.
Ale po kolei:
Mad Crew
koncert BAKU BAKU TO JEST SKŁAD, KALIBER 44, ABRADAB, JOKA, DJ FEEL-X, GUTEK, WSZ, CNE
Generalnie super - syn parę godzin pod sceną - zadowolony niesamowicie. Jak dla mnie - starej baby, trochę za długo. Wyszliśmy ok. 2 w nocy - a to jeszcze nie byl koniec. W każdym razie, panowie grali zwykle po 2-3 kawałki ze swojego repertuaru i zmiana. Świetnie. Ja w sumie znałam Abradaba, Kalibra, Gutka, ale resztę nie bardzo, więc takie wymieszanie było idealne - jak dla mnie. Zagrane było chyba wszystko, co powinno być przy takiej okazji. Ja moge tylko dodać, że nie zawiodłam się na Abradabie. A Gutek, którego już wcześniej bardzo lubiłam, okazał się rewelacyjnym wokalistą również na żywo. Chlopak prawie unosił się nad sceną. Brakuje w Polsce wokalistów śpiewających tak lekko i czysto zarazem. Świetny. Co do reszty, hip-hop to dla mnie tylko taki chwilowy kaprys - lubie parę rzeczy, ale za to mój syn bardzo w temacie jest. I dla niego koncert byl rewelacyjny. Wprawdzie teksty znał dużo lepiej niż Joka, który mocno chyba przypalił i generalnie "lekko" momentami niezorientowany był, Wujek Samo Zło z kolei, jesli chodzi o freestyle, był..hmmm... powiedzmy, że w gorszej formie. Ale nic nie zmienia tego, ze atmosfera genialna. Dla mnie hajlajty, to oczywiście Rapowe Ziarno, Miasto jest nasze i chyba Normalnie o tej porze. Ale ja sie nie znam;)
Clannad
Jeśli chodzi o setlistę - nie odważe się spisywać. Gaelicki to jednak dziwny język;) W każdym razie, dla mnie set idealny, bo i znalazły się kawałki z Magical Ring, Macalli, Legend oczywiście (taki "medley"), jak i te nowsze. Oczywiście, jak pisalam wyżej, nie zabrakło In a lifetime, ale, chociaż wszyscy genialnie śpiewaja, to jednak partia Bono słabiutka. Brakowało tej dzikosci mlodego Boniasa i... tak, tak, prosze państwa, silnego glosu:)
Pięknie zagrany - zaśpiewany - Theme from Harry's Game.. Zamknełam oczy i.. wszyscy na tym forum powinni wiedzieć, jak się czułam:)
Powiem tak - nie spodziewalam się, że to, co tak pięknie brzmi na płytach jest do odtworzenia na żywo. JEST. Momentami nie wierzyłam własnym uszom. To wydaje się niemożliwe, a jednak. Clannad to w tej chwili garstka dziadków i jedna babcia. Ale są wspaniali. Głosy czyste, perfekcja w wykonaniu pod kazdym względem. Fajny kontakt z publicznością. Mają wrócić za rok - zachęcam wszystkich. Warto.
No i do tego na prawdę fajni, normalni ludzie. Z każdym - dosłownie - kto tylko przyszedł po autograf, zamienili kilka zdań. Byli autentycznie zainteresowani tym, kto i dlaczego przyszedł na ich koncert.
Fajny koncertowy weekend za mną/>/>
#420
Posted 11 lutego 2013 - 18:53
Reply to this topic
1 user(s) are reading this topic
0 members, 1 guests, 0 anonymous users