Wrażenia (po)koncertowe...
#42
Posted 18 czerwca 2007 - 17:21
4 noc kulturalna - bezsennosc w czestochowie
swietna energetyczna muzyka, ktora mnie uzekla swoja energia i radoscia,
nie znam ich tworczosci zbyt dobrze - jednak dobrze sie bawilem i milo sie sluchalo ludzi ktorzy maja genialny kontakt z publicznoscia
to ich wielka zaleta i sila -
jesli bedzie mogli zobaczyc gdziekolwiek to polecam naprawde warto
Też wtedy byłam na koncercie TCIOF i również bardzo mi się podobało Trzeba przyznać,że chłopaki coraz lepiej grają. Na zeszłorocznym Openerze mnie nie zachwycili. Teraz nawet słabe nagłośnienie mi nie przeszkadzało I po tym koncercie jeszcze bardziej cieszę się na zbliżający się opener i ich wystąpienie.. Póki co, chyba najbardziej, cieszę się właśnie z ich występu w Gdyni... ;]
#43
Posted 18 czerwca 2007 - 19:51
Niezaprzeczalnie, grają dużo lepiej niż przed rokiem, nie stracili nic z pałera, za to mają więcej luzu i doświadczenia. Scenicznie idzie im znacznie lepiej, kontakt jak napisałeś Pigolu świetny, nawet jeśli publika cięzka (w W-wie grali przed Pidżamą i Lady Pank, sory, większośc ludzi tylko czekała na następny gig) dają radę, ewentualnie sobie z publiki która nie wie o co chodzi i dlaczego oni tak dziwnie grają, robią jaja. Muzycznie ewolucja live nie jest aż taka jak studyjna, ale też jest fajniej. Chłopaki czasem się gubią, ale niesamowicie potrafią z tego wyjśc. Gdy basista się walnął w połowie grania Ex Sex Is (Not) The Best (Title), zaczął riff Cranks, reszta zespołu zamiast panikować się śmiała i się przyłączyli. Zwłaszcza perkusista rządzi. Przyszedł sobie, podstawił cegły pod zestaw, poszedł, siedział na murku (ha, obok mnie ) z 15 minut, poszedł po piwo, wrócił, zagrał bez cienia stresu, zdenerwowania, czegokolwiek. Czysta radość z grania. Z Bass-plejerem jest podobnie, Borys daje rade, tylko gitarzysta jakiś sztywny się wydawał, ale bywa. A muza jaka jest, to kazdy słyszy
#44
Posted 20 czerwca 2007 - 18:15
dla wtajemniczonych - rozpoczęła Santa, więc było sexy a 'Dragon' na żywo mnie zmiażdżył
gdyby ktoś coś o bootlegu, dajcie znać, bo jak na razie siedzę cały dzień na jutjubie i zamęczam fragmenty z innych stron Europy
#46
Posted 20 czerwca 2007 - 20:18
Tori nie mówiła zbyt wiele podczas koncertu, ale jedna magiczna chwila chyba wystarczyła za wszelkie opowiastki - impro na początek części solowej (Tori i jej klawisze ) "I know where I am right now"
#49
Posted 21 czerwca 2007 - 20:01
gdyby ktoś coś o bootlegu, dajcie znać, bo jak na razie siedzę cały dzień na jutjubie i zamęczam fragmenty z innych stron Europy
http://u2forums.com/...topic=34&st=260
nie jest to mistrzostwo świata, jeśli chodzi o jakość, ale zawsze lepsze to niż nic
#51
Posted 21 czerwca 2007 - 22:00
Niezapomniany wieczór, wyczekiwany, a i oczekiwań wobec niego sporo…
Płyta promująca trasę zaskarbiła sobie moją przychylność już wcześniej. Mieszane odczucia miałam może tylko odnośnie koncepcji tego całego przebierania się; nie widziałam nic twórczego w założeniu peruki i teoretycznym przeistoczeniu się w jedną z pięciu kobiecych postaci. Jednak za tą przemiana był ukryty niesamowity show - Santa i jej rozpoczynające „Body and Soul” naprawdę sexy! Przygotowany pod nią set był bardzo energiczny: z lekka kabaretowe “My Posse Can Do”, “God”, „Dragon”... w tym właśnie momencie pierwszy raz mną wstrząsnęło… utwór, który dopiero na żywo brzmi w pełni… przepiękne spokojne wejście, ta gra świateł… Potem nie lubiane przeze mnie “Secret Spell”, “You Can Bring Your Dog”. Santa żegna się z publicznością.
Przerywnik w postaci mixu „Professional Window”. Dołożona do tej całej elektroniki perkusja i gitara dały niesamowity efekt. I to trzeba było przeżywać z tyłkiem na fotelu… jakaś pomyłka…
Powrót Rudej w brokatowym wdzianku.
Dostaliśmy porządną dawkę hitów: najnowsze, chwytliwe „Big Wheel”, „Crucify” – wielka szkoda, że Tori nie pokusiła się o wersję ze Scarlet`s Walk Tour… dziesięć minut, cudna końcowa improwizacja, zupełnie inaczej zaaranżowane zwrotki… Ale „Crucify” się lubi. „Caught a Lite Sneeze” - sztandarowy utwór... Również w mojej ścisłej czołówce. Piękne i tyle. Gorzej było z „Cornflake Girl” – przesyt jakich mało, niestety. Nigdy nie brał mnie ten kawałek i cokolwiek innego zagranego na koncercie sprawiłoby mi większą radość… że tak pozwolę sobie pomarudzić…
W momencie, kiedy Evans dostał kontrabas coś mi zaczęło świtać… Pierwszych dźwięków intro nie rozpoznałam… Ale po chwili wiedziałam już, że to nie może być nic innego jak „Bells for Her”. Chyba największe wzruszenie wieczoru.
Nie sądziłam, ze kiedykolwiek będzie mi dane usłyszeć na żywo „Glory of the 80s”. Super!
„... I tell you that I'll always want you near
You say that things change, My Dear
… Never change…”
„Winter”. A od razu potem niespodziewane, pierwszy raz na trasie „Baker Baker” z ciekawą poprzedzającą go improwizacją. Jak dla mnie, takie sam na sam z Bosendorferem mogło trwać już do końca… Prze-pię-kne! W części solo zagrała jeszcze „Putting the Damage On” ale jakoś obok tego byłam.
Powrót pozostałych muzyków na scenę. Usłyszeliśmy wspaniałe „Black Dove”. Utwory, które wydawały się na nowej płycie ciut plastikowe, na żywo prezentowały się o wiele lepiej, przykładem na to był mocny kop w formie „Code Red”.
Później nastąpiły podwójne bisy. Część osób ruszyła pod scenę, bez skrupułów można było już stać. I takie bujane „Precious Things” to ja rozumiem! Ten utwór nie może nie zrobić wrażenia, chociaż swoje apogeum i tak osiągnął w 98-99 roku. Czasami zastanawiam się, dlaczego nie ma już w sobie takiej ekspresji. Podkreślam – takiej, bo że w ogóle ma, to nie podlega dyskusji. „Bouncing off Clouds” - dziwny jest ten kawałek… wieśniackie wejście jakby nie dostrojonego pianina, do tego doszło rytmiczne klaskanie publiczności… i co, i fajnie!
Drugi bis otworzyło „Pancake”, jedyne, co ze „Scarlet`s Walk” pochodzi. Całkowicie uszczęśliwił mnie ten reprezentant. I pożegnalne „Hey Jupiter”; kto utwór zna, ten wie, że zakończenie było ładne…
Trochę mnie zdziwiła ogólnie opanowana publiczność w Kongresowej. Możliwe, ze wynikało to z charakteru miejsca, w jakim odbył się koncert, co podświadomie spowodowało dość zachowawcze reakcje. Pamiętam po prostu występ w Arenie, gdzie pomimo spokojniejszego repertuaru niż teraz w Warszawie, ludzie okazywali większą żywiołowość. Ale może to tylko moje odczucia, nie wiem…
Po koncercie cierpliwa grupa może 40-osobowa spotkała się z Tori. Jej naturalny wizerunek stanowił naprawdę dość wyraźny kontrast wobec scenicznego; bez gwiazdorstwa jakiegokolwiek… Każdy miał możliwość zamienić z Tori kilka zdań, wręczyć przygotowane wcześniej podarunki; nie było w tym żadnego pośpiechu. Każdą osobę chwyciła za rękę, zapytała o imię. Było to dość osobliwe przeżycie, bardzo kameralne. Ja od siebie podziękowałam za koncert, w szczególności wymieniając „Bells for Her”, gdyż rzeczywiście utwór dla mnie istotny. Uświadczyć ciepły uśmiech i spojrzenie przeznaczone tylko dla ciebie, to coś absolutnie bezcennego. Tamtej danej mi minuty nie zmarnowałam.
Będzie porządnej jakości bootleg audio i video co ciekawsze, niech no tylko pan taper z Pragi wróci.
#52
Posted 21 czerwca 2007 - 22:03
A mnie się wydaje czy na perkusji pogrywał tam niejaki Matt Chamberlain? Tak mi się coś gdzieś to nazwisko rzuciło w oczy w okolicach pani Tori.
Edit: Kurcze, sobie zajrzałam do książeczki scarlet's walk i faktycznie.
Chamberlain był kiedyś perkusistą Pearl Jam, tak?
W Kongresowej biały garniak, okulary a`la Paris Hilton...
#53 Guest_piotrek85_*
Posted 22 czerwca 2007 - 00:04
Johnny: ja uważam, że Londyn jest w stanie porwać każdą publiczność - ale czy mam rację ?
!
Racja! Londyn ma w sobie to COŚ a za dowód niech świadczy to, że udalo im się rozruszać tak sztywnego gościa jak ja
Heh gdybym się znal choc trochę na menedżerce to zespól już mialby w przygotowaniach kontrakt plytowy Nie wiem czemu tak malo osób bylo na tym koncercie - mniej niż po poprzednim występie w "Po Godzinach". Z tego co zauważylem większość publicznosci stanowili bliscy znajomi. Dlatego nie dziwię się jak Pawel przywital wszystkich tekstem: "Cieszymy się, że jest was więcej niż nas"
Z tego ostatniego koncertu najbardziej zapamiętalem tę roztańczoną kelnerkę Martę - chyba najlepiej bawila się ze wszystkich.
I jeszcze chcialbym podziękowac jednej z dziewczyn która dodala mi troszkę odwagi, dzięki czemu wstalem od stolika trochę "poskakać" przy muzyce mimo bolącej stopy.
Do zobaczenia na kolejnym koncercie Londynu...
#54
Posted 22 czerwca 2007 - 10:52
#56
Posted 23 czerwca 2007 - 14:21
nas łatwo namierzyć: jedno w kratkę, drugie w moro
jejku, to świetnie się dowiedzieć, że ktoś jeszcze podziela naszą pasję - to znaczy, że jednak wszystko z nami okej, Jaś
Do zobaczenia 8 lipca w Opolu Lub.
Moi sąsiedzi z góry zalali moich sąsiadów z dołu. A mnie wszyscy ignorują..
#57
Posted 23 czerwca 2007 - 14:27
#59
Posted 23 czerwca 2007 - 14:30
Reply to this topic
0 user(s) are reading this topic
0 members, 0 guests, 0 anonymous users