Wrażenia (po)koncertowe...
#381
Posted 10 sierpnia 2011 - 13:10
http://www.youtube.c...nel_video_title
#383
Posted 13 września 2011 - 08:29
Bryan Ferry to ikona muzyki i stylu. Od lat 70 funkcjonuje na muzycznej scenie czy to solowo czy też ze swoim zespołem Roxy Music w którym na początku istnienia grał m.in. Brian Eno.
Pierwotnie koncert miał się odbyć 26 kwietnia ale problemy zdrowotne Ferry'ego spowodowały przełożenie koncertu na 12 września.
Bez względu jednak na termin obecność na koncercie gentlemana rocka obowiązkowa !
Bilecik w drugim rzędzie de facto na środku Sali już czekał
Idąc na koncert zaopatrzyłem się w booklety od bardzo rzadko dostępnych wersji klasycznych płyt zarówno solowych Bryana jak i jego zespołu czyli kultowego Roxy Music z nadzieją że uda się cosik maznąć...
Co mnie uderza za każdym razem kiedy udaje się na koncert do Sali Kongresowej to fakt, że pewna część ludzi nie potrafi się ubrać adekwatnie do tego miejsca...powinni jakąś selekcję robić przed wejściem bo czy naprawdę tak ciężko się ubrać w ten garnitur zamiast spranego t-shirta czy też krótkich spodenek adidasa ?!
Koncert rozpoczął się kilka minut po 20 i zakończył ok 22:30 z uwagi na fakt, że po godzinie gry odbyła się 20 minutowa przerwa.
Zespół Bryana Ferry'ego składał się z 2 gitarzystów, basisty, perkusisty, pianisty, klarnecistko/saksofinistki ("Tara" to jej popisowy kawałek) , 4 dziewczyn w chórkach (szczególne brawa za "Avalon" oraz 2 tancerek.
Ferry odwiedził Warszawę w ramach promocji swojego nowego albumu pt. "Olympia" chociaż tak naprawdę to można powiedzieć, że jest to trasa "Greatest Hits" bo ze wspomnianej płyty zagrał tylko 3 kawałki
Pierwsza część koncertu standardowa jak co wieczór ale po przerwie było kilka zmian in plus moim zdaniem np. dawno nie słyszane "Smoke Gets In Your Eyes" czy jeden z moich faworytów "Kiss & Tell" Występ o 1 utwór krótszy niż najdłuższe 22 piosenkowe setlisty ale i tak nie mam na co narzekać.
Publika bardzo sympatyczna czasami odrobinkę sztywniutka ale to pewnie kwestia miejsca w jakim odbywał się koncert. Wszystko wybuchło podczas "Love Is The Drug" od początku którego wszyscy bawili się już na stojąco i skacząco Duża część podeszła pod samą scenę w tym również i ja a co ciekawe to fakt, że ochrona nikogo nie zgarniała i w żaden sposób nie psuła przedniej zabawy.
Koncert zakończył się kapitalnym coverem "Jealous Guy" Johna Lennona.
Fantastyczny wieczór i cudowny koncert !!
Po samym występie udało mi się dostać setlistę, którą co po niektórzy chcieli ode mnie nawet odkupić
Następnie na tyłach Kongresowej skromna grupa fanów rozpoczęła oczekiwanie na gwiazdę wieczoru. Przy okazji uciąłem sobie krótka pogawędkę z gitarzystą Oliverem Thompsonem zdecydowanie najmłodszym z całego grona bo zaledwie 23 letnim ale trzeba przyznać, że ma chłopak parę w palcach ! Przy okazji dostałem od niego kostkę
Ja czekałem przy wyjeździe z Sali i tam też Bryan kazał zatrzymać swoją limuzynę, opuścił szybę i rozdawał autografy, mi podpisał wszystkie 4 booklety a zatem pełny sukces !!! Na zdjęcia nie było niestety czasu ponieważ zespół gra jutro w Kijowie więc wszystko było trochę na wariackich papierach ale i tak myślę, że mam ogromnego farta
Poniżej kilka fotek, robione telefonem więc jakoś stricte pamiątkowa.
I jeszcze suweniry z tego koncertu
-> setlista
-> kostka Olivera
-> 4 booklety (3 SACD oraz 1 JPN)
#385
Posted 17 września 2011 - 10:24
Muzykę Roxy Music i Bryana Ferry po raz pierwszy usłyszałam w wieku...14 lat w roku 1982...Oczywiście był to "Avalon" (jedna z moich pierwszych płyt analogowych, którą w stanie niemal idealnym mam do dziś )i wrażenia po koncercie Bryana Ferry mogę porównać tylko do uczucia, które towarzyszło mi po pierwszym przesłuchaniu tego albumu.Doskonały koncert!
Zjawiskowy, przystojny, perfekcyjny, obdarzony ogromną charyzmą, poeta, malarz i arystokrata rocka - Bryan Ferry. Oby dane nam to było przeżyć jeszcze raz...
#386
Posted 11 października 2011 - 22:06
Kolejna (już 5-ta !) wizyta zespołu w naszym kraju zaś 2, na której jestem obecny.
W tej części trasy koncert w Poznaniu był jedynym w Polsce wobec czego od ręki należało się pojawić a przy okazji spędzić kilka dni w Wielkopolsce.
Zanim do sedna przejdę to chciałbym kilka słów poświęcić "organizacji" ów widowiska.
Koncert odbył się w Hali MTP nr 2.
Wejście do ów Hali jest odgrodzone długim płotem w którym są 2 furtki oraz na samym środku szeroka brama przeciwpożarowa otwierana do wewnątrz. Ponieważ brak było jakichkolwiek oznaczeń to de facto najrozsądniejszym wydawało się ustawienie przy furtkach...oczywiście cała reszta luda uznała, że nie warto wierzyć w słowo pisane na bramie pt. "Brama przeciwpożarowa nie blokować wjazdu" i....okazało się, że do głupoty ludzkiej świetnie dostosowała się "ochrona", która właśnie tą bramą ppoż. postanowiła wpuszczać ludzi...
Ochrona oczywiście wleciała do środka razem z bramą gdy zaczęli ją otwierać...oczywiście daleko to było do klasycznego stadionowego tudzież ostro rockowego "wjazdu z bramą" bo to nie ten typ publiki ale to właśnie chyba zmyliło Panów z security bo uznali, że skoro 95 % obecnych tam to siksy to przecież nic złego się nie może wydarzyć, owszem, poza kilkoma wywrotkami przed bramą nikt nie ucierpiał ale to chyba zasługa cudu...nie wiem czy jest to standardowa praktyka podczas koncertów w MTP czy wypadek przy pracy ? Na gorszych "akcjach" się było no ale jednak...
Króciutki sprincik i miejsca przy barierkach na luzie zaklepane.
Supporty spoko chociaż chyba Firefox A.K. zrobił lepsze wrażenie.
Gwiazda wieczoru dała oczywiście bardzo dobry koncert...pewne roszady sceniczne oraz personalne (jak dla mnie to szkoda, że z zespołem nie koncertuje już Richard Knight) lecz całość pozostała w zasadzie nie zmieniona w porównaniu z ostatnim koncertem Hurts jaki widziałem w styczniu w Stolicy.
Zdecydowanie na plus należy ocenić dużo większą liczbę utworów ! W Warszawie było ich tylko 13 zaś w Poznaniu 18. Zespół zagrał prawie wszystkie swoje b-side'y (pewnie z uwagi na wychodzącą reedycję swojej debiutanckiej płyty). Jak dla mnie numerem jeden było tak wyczekiwane przeze mnie "Mother Nature" !
Osobiście bardziej podobał mi się jednak koncert w Warszawie i to mimo znacznie mniejszej liczby utworów...
Występ w "Stodole" miał swój klimat czego tutaj, moim zdaniem, nie udało się w pełni oddać (m.in. być może z uwagi na fakt, że scena była mocno oddalona od publiki co z drugiej strony też miało swój pozytyw bo mogły tam stanąć wózki inwalidzkie - przyznam, że na wielu koncertach "in door" byłem ale takiego rozwiązania jeszcze nigdy nie zaobserwowałem, tutaj plus dla organizatorów).
Wydaje mi się, że lepiej funkcjonował dźwięk (ten w Poznaniu miał dość częstą tendencję do dudnienia) a i publika w Warszawie znacznie bardziej żywiołowa
Koniec końców bardzo miło spędzony wieczór choć przydałby się powiew czegoś nowego Panowie Theo i Adam
Setlista:
Intro
Silver Lining
Wonderful Life
Happiness
Blood, Tears & Gold
Evelyn
Sunday
Gloomy Sunday
Verona
Mother Nature
Unspoken
Devotion
The Water
(Instrumental)
Confide in Me
(Kylie Minogue cover)
Affair
Illuminated
Stay
Encore:
The Water
Better Than Love
Dla Elizy :-* a dla Kamila i Agi serdeczne pozdrowienia !
#387
Posted 11 października 2011 - 22:28
Proponuję im zająć się uprawą ogórków szklarniowych a nie "zabawą w zabezpieczanie terenu", bo do tego kompletnie się nie nadają...
Wjazd z bramą był kozacki...tylko co z tego...trzeba się cieszyć i dziękować Bogu, że nikomu się nic nie stało i nikt nie został stratowany... tym bardziej, że po lewej i prawej od bramy były dwie furtki, którymi śmiało można było wpuścić ludzi... Tyle o organizacji...
Co do koncertu - zespół w formie, jednak nagłośnienie fatalne... Trzeba się cieszyć, że ta rudera się nine zawaliła, albo, że szyby nie wypadły od tego huku... Tu Stodoła i koncert w styczniu wygrywa na całej linii.... Setlista fajna, więcej kawałków niż w Warszawie - podobało mi się...
Fajna oprawa koncertu - sekcja smyczkowa, fragmenty teledysków za zespołem i tancerki...wszystko w bardzo dobrym smaku - wyważone i utrzymane w bardzo eleganckim tonie... To plus... Reasumując - miejscówki fajne - koncert fajny!!!
Nie wspomnę o tym, że razem z Owczarzem zostaliśmy obsmarowani na forum hurts.pl przez wspaniałe fanki, za to, że byliśmy w 1 rzędzie i one biedne nic nie widziały...
Pozdrawiam miłe dziewczęta i polecam przychodzić pod halę wcześniej, albo szybciej biegać...
Ogólnie wypadzik bardzo fajny - szczególnie pobity rekord prędkości na A2 w stronę poznania - 230 km/h szalone BMW dało radę.
Cieszę się ze spotkania z Madredeus i Owczarzem. Serdeczne pozdrowienia ode mnie i od Agnieszki dla Was!!!
Dziękuję również naszemu etatowemu kierowcy Grzegorzowi za to, że nas dowiózł na miejsce i do domu i Olafowi za użyczenie gabloty na wyjazd
Never, ever, to be forgotten...
The best birthday in my life...
#388
Posted 12 października 2011 - 09:32
Nie wspomnę o tym, że razem z Owczarzem zostaliśmy obsmarowani na forum hurts.pl przez wspaniałe fanki, za to, że byliśmy w 1 rzędzie i one biedne nic nie widziały...
Pozdrawiam miłe dziewczęta i polecam przychodzić pod halę wcześniej, albo szybciej biegać...
<zieeeeeew> no już nie przesadzaj Jedna napisała coś tam między wierszami, pewnie tak samo "rozgarnięta" jak tamta debilka od szaliczka i ochrony
#389
Posted 12 października 2011 - 21:34
<zieeeeeew> no już nie przesadzaj Jedna napisała coś tam między wierszami, pewnie tak samo "rozgarnięta" jak tamta debilka od szaliczka i ochrony
Jak posiedzisz nad tym to znajdziesz jeszcze 1-2 wzmianki o nas (no chyba, że ktoś usunął/wyedytował te posty)
pzdr
Never, ever, to be forgotten...
The best birthday in my life...
#390
Posted 18 października 2011 - 19:09
Fabryka Soho
Warszawa 15-10-2011
O koncercie The Streets się rozpisywać nie będę, gdyż w zasadzie wszystko już wcześniej napisałem.
Oprócz Skinnera widziałem jeszcze koncert rewelacyjnego Red Snapper. Kwartet dojrzałych panów, starych wygów, wymiataczy, wybornych techników gry, którym większość dzisiejszej muzycznej zbieraniny grajków powinna czyścić instrumenty. Wprawdzie na płycie nie brzmią jakoś porywająco, ale na żywo to jest mega odjazd! Muza instrumentalna dodam. Z resztą goście są z wytwórni WARP więc nie dziwota, że sa wymiataczami. Byli u nas pierwszy raz, po reakcjach widać, że im się podobało, rzekli, że wrócą.
skumajcie jak zasuwają:
http://www.youtube.com/watch?v=hQkaOjw1oko&feature=related
największe wrażenie zrobił na mnie kontrabasista - lider ugrupowania oraz niesamowity perkusista.
koncert Mum - sympatyczni, młodzi ludzie z północy, klimat Sigur Ros, ale o tym już chyba każdy wie. Miły koncert, chociaż po pewnym czasie laski z tego zespołu zaczęły za bardzo pajacować, jakoś te ich tańce mało autentyczne były.
#391
Posted 20 października 2011 - 21:14
15-10-2011
Moja wizyta na festiwalu miała odmienny charakter niż Maxa.
Byłem tam niejako "na doczepkę" i w dodatku z myślą, że przychodzę na Mum, nie na Skinnera. No i jestem strasznie mainstreamowy
Bez spiny przybyliśmy mniej więcej w połowie koncertu Red Snapper. Nie oczarowała mnie ta kapela, choć źle nie było. Brakowało mi zmian tempa w utworach tudzież odniosłem wrażenie, że poszczególne instrumenty nie tworzyły całości. Techniki gry im odmówić rzeczywiście nie można.
Za to moja gwiazda wieczoru, czyli Mum nie zawiódł moich oczekiwań. Wrzucam setlistę dla zainteresowanych:
1. The Land Between Solar Systems
2. Hullabbalabbaluu
3. Whistle at the Rain (new song)
4. Moon Pulls
5. Thet Made Frogs Smoke ?til They Exploded
6. Green Grass of Tunnel
7. Smell Memory
8. Prophecies and Reversed Memories
9. Sing Along
10. The Island of Children?s Children
ze względu na taki a nie inny wybór koncert miał wydźwięk zaraźliwego optymizmu. Szkoda, że nie zdecydowali się (nie mogli?) na bis, aż prosiło się o Blessed Brambles. Moim marzeniem było usłyszeć We Have the Map of the Piano, ale to chyba nie pasowało "stylistycznie" do ich pomysłu na koncert. Wersje koncertowe ww. utworów zyskiwały na świeżości w porównaniu do studyjnych odpowiedników z dwoma wyjątkami moim zdaniem: The Land Between Solar Systems, które nie sprawdziło się jako opener (w stylu Velvet Vic, przeciągnięty, powoli wprowadzający w klimat, ja wolę jebnięcie na początek) oraz Moon Pulls, które zostało zagrane bez pomysłu.
Nowy utwór pozytywnie przyjęty, dobrze rokuje na nadchodzącą płytę.
Co do tego pajacowania - może i było tego pod koniec za dużo, ale mi osobiście to nie przeszkadzało i nie było inwazyjne. Natomiast odniosłem wrażenie, że cały zespół się dobrze czuje ze sobą na scenie i ta energia była wyczuwalna wśród publiczności.
Rzeczywiście pora festiwalu nietrafiona Ale przecież październik to historycznie (w Polsce) miesiąc z największą ilością słonecznych dni! I analizując poprzednie lata można było się spodziewać temperatury w okolicach 12 stopni, a nie 5 Za to w cateringu cuda! 12 rodzai burgerów! Kuchnia indyjska! Nawet kebab był! Cuda na kiju. Chyba tyle
edit: przepraszam za obsuwę
in search of experience
to taste and to touch
and to feel as much
as a man can
before he repents"
#392
Posted 05 listopada 2011 - 00:26
Nie spodziewałam się, że będzie mi kiedyś dane zobaczenie na żywo Boba Dylana, a jednak no i jeszcze z Markiem Knopflerem (Thanks to Mr. Bob for invinting me for this tour). Kiedy się dowiedziałam, że taki koncert jest zapowiadany, nie wahałam się, zwłaszcza, że nigdzie specjalnie nie musiałam jechać w daleką podróż. Co prawda bilet najtańszy, ale widok potem okazał się wyśmienity. Na przeciwko sceny, wszystko jak na dłoni i jeszcze to nagłosnienie rewelacyjne. Równo 19.30 na zegarze, na scenie pojawił się Mark Knopfler. Jak to mówi mój tata "nasz ten smutny Mark". No i nie był smutny. Pierwszy raz widziałam go na żywo (no niestety wrocławski koncert w zeszłym roku musiałam odpuścić) i złapałam się na tym, że nie chciałam, żeby kończył, a przede mną przecież Bob Dylan.
Godzina 21.45... no i jest i on na scenie, Mr. Bob! No i ten głos. No co tu dużo się rozpisywać, Bob Dylan to Bob Dylan i ten jego głos. Jako, że już niestety lata nie te, koncert skończył się o 22.45. Nie było żadnych encorów, jeśli chodzi o Boba. Zresztą, możliwość zobaczenia go na żywo... bezcenne.
taka mała próbka Marka
http://www.youtube.com/watch?v=CoQoIq3Yag0
#393
Posted 06 listopada 2011 - 07:27
I have a vision... Television
Please tell a President to watch more TV
President is not avalaible to Me??? (Mirror Ball Man Zootv Washington Dc)
http://forum.u2guitartutorials.com/
#395
Posted 13 listopada 2011 - 16:37
Gdy tylko pojawiły się informacje, że Lenny przyjedzie promować swoją świetną nową płytkę pt. "Black And White America" do Europy, a co za tym idzie także do Stolicy, sprawa była jasna: IDĘ ! Szczególnie mając w pamięci jego koncert na Bemowie w 2004 r. na który się nie wybrałem a potem przeklinałem sam siebie, słysząc w oknie znajome dźwięki...tym razem już nie było przebacz !
Początkowo kupiliśmy z dziewczyną bilety na Trybuny. Z czasem jednak oglądając jakieś tam urywki z innych koncertów na tej trasie, stwierdziliśmy, że trzeba być pod sceną ! Nabyte bilety sprzedaliśmy i trochę gorączkowo zaczęliśmy tydzień przed koncertem szukać biletów na GC a dokładnie GC z wcześniejszym wejściem. Koniec końców (nieocenione allegro !) udało się nabyć takowe bileciki.
Pod Torwarem zameldowaliśmy się trochę po 12, o dziwo bramki były już rozstawione więc jako pierwsi ustawiliśmy się pod bramką z wcześniejszym wejściem i tutaj zaczęło się długie i zimne czekanie na otwarcie bram...
Z czasem się okazało, że można było przyjść z powodzeniem ok 14-15 pewnie z uwagi na środek tygodnia tj. szkoła, praca itp. Na szczęście po sąsiedzku moja ukochana Legiunia gdzie można było się ogrzać, napić czegoś ciepłego więc jakoś daliśmy radę.
Generalnie zdecydowanie mocno chcę pochwalić ochronę tego eventu ! Ekipa z "FOSY" pilnowała nawet żeby różne kmiotki nie wpychały się w kolejkę ! Brawo brawo !
Otwarcie bramek - sprawnie, wejście na płytę - tak samo...fajnie wbiegać na płytę kiedy nikogo na niej jeszcze nie ma
Miejsca przy mini wybiegu i schodkach dla Lenny'ego zajęte a były to ZDECYDOWANIE najlepsze miejsca jakie można było sobie zagwarantować ! Kravitz dosłownie na wyciągnięcie dłoni !
Tutaj też, duża piątka dla "Generała" z "FOSY" ! Przezajebisty człowiek, który był tam szefem ochrony tego dnia...skarbnica wiedzy o wszelkich koncertach i tematach około koncertowych Plus "FOSA" był szalenie pomocna w "nie przeszkadzaniu w czasie zabawy na koncercie"...w zasadzie miało się wrażenie, że żadnej ochrony nie ma !
W ramach ciekawostek: nie zdziwcie się jeśli pójdziecie na jakiś koncert i okaże się, że szeroko rozumiany GC będzie na tyle szeroki, że będzie znacznie większy niż cała pozostała płyta Generalnie proporcje były dokładnie odwrotne...GC jak płyta, zaś płyta jak GC...kasa czyni cuda
Support - Olivia Anna Livki i powiem tak: muzycznie było nawet ciekawie ale takie nachalne wręcz pozerstwo dość mocno irytowało...dlatego powiedzmy, że support na remis...
Gwiazda wieczoru - no cóż...słowa nie oddadzą zajebistości tego wieczoru ! Fantastyczny show łączący ostry rockowy pazur z delikatną balladą ! Od początku do końca zespół a nade wszystko L.K. miał kapitalny kontakt z publiką...bawił się pewnie równie świetnie jak publika ! Luz, zero sztuczności i chęć przebywania jak najbliżej z fanami wręcz biła od Kravitza !
Setlista była znana już od dłuższego czasu bo tutaj niestety Lenny jedzie standardem i nie zmienia go w 99,9 % przypadków, jeśli jednak ogląda się ów występ pierwszy i jedyny raz to w żaden sposób nie uprzykrza widowiska W ramach promocji nowego krążka pojawiły się z niego 4 utworki zaś reszta to Kravitz'owe szlagiery ! Oczywiście jak zawsze w takich przypadkach setlista nie jest idealna...zabrakło mi kilku utworów ale co tam ?
01. Come On, Get It
02. Always On The Run
03. American Woman
04. It Ain't Over Til It's Over
05. Mr. Cab Driver
06. Black And White America
07. Fields Of Joy
08. Stand By My Woman
09. Believe
10. Stand
11. Rock And Roll Is Dead
12. Rock Star City Life
13. Where Are We Runnin' ?
14. Fly Away
15. Are You Gonna Go My Way
Encore:
16. I Belong To You
17. Let Love Rule
Zabawa była przednia, podczas "SBMW" Lenny uścisnął mi dłoń zaś w trakcie koncertu uzbierałem, dzięki wydatnej pomocy fotografa Lenny'ego - thx !, 2 kostki do gitary Lenny'ego a nawet 2 ?, które jemu albo gitarzyście Craigowi Rossowi wypadło z kieszeni
Zaś po koncercie dostałem ręcznik, którym Lenny wycierał twarz podczas koncertu
No takiego bajera to jeszcze na koncercie nie dostałem
Wesoło było przed bisem, ponieważ wtedy, podczas przedstawiania swojej kapeli, Kravitz ogłosił, że jego trębacz miał tego dnia urodziny Poszło gromkie "sto lat" ! Super sprawa, na YT jest bardzo fajny filmik dokumentujący ów fakt:
http://www.youtube.com/watch?v=W0SDfwTPvwQ
Następnie bis ! I kolejny bajer w stronę publiczności - "IBTY" zostało wykonane akustycznie a na scenie zostali jedynie Lenny oraz Craig, którzy usiedli na wybiegu/schodkach, które znajdowały się od barierek jakieś w porywach 0,5 metra...w pobliżu zero ochrony ! (dzięki "Generale" ) Lenny często podchodził do barierek i stawał na platformach dla ochrony...każdy mógł go dotknąć itp. bez żadnej paniki ze strony security - rewelacja !
Ale prawdziwy szał był podczas ostatniego utworu czyli "LLR", który trwał ponad 20 minut ! Po połowie utworu Lenny zdjął gitarę zszedł ze sceny do padoku dla Ochrony i spacerował sobie po całej płycie a nawet trybunach...przytulał się z ludźmi, przybijał piątki a z niektórymi nawet tańczył po czym doszedł do platformy dla inżynierów dźwięku i bawił z tyłami sali by później znowu wrócić na scenę !!!!
Absolutna rewelacja !!!
Owacja na stojąco...hmm to może, nie bo o dziwo wszyscy cały czas bawili się na stojąco ale gigantyczna owacja to i owszem !!!
Cóż dodać...bardziej zajebistego końca koncertowego roku absolutnie nie mogłem sobie wymarzyć !
Eliza -
Fanty:
#396
Posted 31 stycznia 2012 - 12:38
Nie jestem jakimś specjalnym fanem dreamów, poszedłem na koncert dzięki kuzynowi i... nie żałuję.
Niestety początek był mega wtopiony przez organizatorów, nieoficjalnie wiadomo, że był problem ze sceną i muzycy odmówili występu,
przez co dobre 3,5 tys. ludzi czekało pod Areną ponad 1,5h w mrozie aż łaskawie otworzą wejście do sali.
Jak już otowrzyli o 20:30 (od 20 miał grac support) to raptem 2 bramki więc wchodzenie trwało wieczność.
Oddaliśmy kurtki do szatni i wchodząc na płytę zobaczyliśmy właśnie rozpoczynający Dream... a ludzie jeszcze wchodzili.
Set typowy dla tej trasy:
Bridges in the Sky
6:00
Build Me Up, Break Me Down
Surrounded
The Root of All Evil
Drum Solo
A Fortune in Lies
Outcry
The Silent Man
Beneath the Surface
On the Backs of Angels
War Inside My Head
The Test that Stumped Them All
The Spirit Carries On
Breaking All Illusions
Pull Me Under
Bez dwóch zdań Panowie są wirtuozami, oprawa wizualna też niczego sobie, publika mogła by trochę bardziej żywo reagować, ale może tak muzyka składnia do refleksji?!
Trochę fotek: https://picasaweb.go...mTheatrePoznan#
Kilka filmów:
http://www.youtube.com/watch?v=MWklIyTmhgs
http://www.youtube.com/watch?v=yhotpHo-74Y
http://www.youtube.com/watch?v=Zm79CkhxSm4
http://www.youtube.com/watch?v=SYAH5lskWII
#397
Posted 28 lutego 2012 - 19:08
Na ten koncert czekałam długo. Co prawda support U2, no ale nie "single gig". No i nadszedł ten dzień. Bilet co prawda dawno był zakupiony, ale oczywiście na ostatnią chwilę organizowałam transport i jakieś nocowanie. Zamiast pochodzić jeszcze przed koncertem po Berlinie, jak planowałam, postanowiłam od razu pojechać pod Tempodrom, a tam już miejsce dla mnie w kolejce zaklepane, choć o godzinie 12 rano kolejki nie było. W każdym razie, wiedziałyśmy, że barierki są nasze. Godziny mijały, spacerki po kawę, herbatę, wokół Tempodromu i nagle wybiła godzina 16ta. Najwspanialsza godzina 16ta! Krótkie zerknięcie, kto wysiada z autobusu, kurcze wysoka postura, czarna czupryna (choć siwiznę już lekką widać) i zielona kurta. W te pędy, nogi za pas "Gary can we take a photo with you?". Chłopacy widać, że zmęczeni (ciekawe po czym?), ale zgadzają się i dzielnie pozują do zdjęć, uśmiechają się, rozmawiają z nami. Nigdy nie sądziłam, że zbiorę się na odwagę, żeby do nich podejść, a jednak, a czuję, że nogi mi się trzęsą Wreszcie 19ta! Bramki otwierają. My przyszykowane do rewizji, a tu tylko sprawdzanie biletów i bieg. Zero kontroli, nic, a my wyrzuciłyśmy butelkę wody mineralnej!!! Sala mała, nie jest to O2 i już wiem, że będzie kameralnie. Miejsca drugi rząd na przeciwko Gary'ego! Niestety nie pierwszy, bo grube, stare Angielki zajęły go dla innych Angielek, też nie za urodziwych (jestem okropna). Support, czyli wspieranie młodych artystów z Irlandii Pn. Pół godziny i po sprawie. Godzina 21 (wreszcie) i Remix Berlin i mnie ściska w żołądku i mam dreszcze na plecach (matko co za intro!!!!!) Wychodzą chłopacy na scenę. gary biega jakby miał owsiki, Nathan prawie kładzie się momentami z gitarą na ziemi, Johnny z grypą żołądkową dzielnie za pianinem, a Pablo, jak zwykle udaje, że gra na basie Jest wszystko co musi być. Przeboje z Eyes Open, z nowej płyty, na co publika reaguje entuzjastycznie. Gary oczywiście gada, opowiada, ma świetny kontakt z publicznością no i ten uśmiech. Szczerze to dawno nie słyszałam tak czystko zagranego koncertu. Aż dziw bierze. Chasing Cars i widać, że pojawiają się karteczki "Oh Oh Oh" no i po krótkich porozumiewawczych spojrzeniach chłopacy grają wersję reworked. Och, jaka ona cuuudna Koncert kończy się przed 23. Panowie wychodzą po koncercie ponoć do fanów, co nam szkodzi, spróbować można i czkamy i po jakimś czasie wychodzą Gary i Johnny Quinn. Wszyscy lecą oczywiście, do Gary'ego, a my podchodzimy do Johnny'ego mówimy, że jesteśmy z Polski, czemu nie przyjeżdżają do nas i co się okazuje, że zawitają na wiosnę, ale o tym póki co cichosza, Gary potem sam to nam mówi. Pytamy się, czy pamięta Polskę, a on, ze tak, support U2 i pada oczywiście z ust Gary'ego słowa "flaga" Sa cudnowni, wspaniali i och i ah no i tacy przystojni, sorry, ale musiałam to napisać
#398 Guest_Grinderman_*
Posted 08 marca 2012 - 00:12
O koncertach Piotr Nalepa Breakout Tour pisałem już to i owo w dziale koncertowym, a teraz czas na wrażenia.
Generalnie mało brakowało, a w ogóle nie dostałbym się na ten koncert - kupiłem dosłownie ostatni bilet. Data wystepu była też trochę symboliczna, ponieważ odbył się on w przeddzień 5 rocznicy śmierci Tadeusza Nalepy. Ale atmosfera koncertu nie była ani trochę posępna. Wręcz przeciwnie, widownia żywo reagowała na każdy kolejny utwór. W zamian za tak dobre przyjęcie zespół postanowił zrobić niespodziankę rezygnując z wcześniej ustalonej setlisty i w trakcie koncertu decydowali co by tu jeszcze zagrać. W sumie, przez prawie 2 godziny udało im się zagrać jakieś 20 kawałków. Od tych najbardziej znanych z płyty Blues, po rarytasy jak np. Czarno-czarny film, czy instrumentalny utwór Karate. W tym ostatnim niezły popis dał perkusista Krzysztof "Fliper" Krupa. I takich momentów, w których każdy z instrumentalistów miał czas na jakieś solówkowe popisy było bardzo wiele. Takim drobnym minusem był jedynie brak wcześniej zapowiadanego w składzie Michała Jurkiewicza grającego na organach hammonda. Niby nic szczególnego, bo zespół poradził sobie wyśmienicie, a trochę szkoda. Jak to mówią: brak wisienki na torcie nie oznacza zakalca i nie sprawia, że ciasto jest niesmaczne.
http://www.youtube.com/watch?v=R7doa48xQSg
#400 Guest_Grinderman_*
Posted 11 kwietnia 2012 - 22:46
Niektórzy twierdzą, że ten zespół gra kiczowate piosenki, ale tacy są chyba w przeważającej mniejszości. A moim zdaniem to jeden z lepszych polskich zespołów pod względem tekstowym (dzięki wsparciu Bogdana Loebla) jak i muzycznym. Co do koncertu, było trochę na jazzowo, trochę na bluesowo, a momentami nawet folkowo - zupełnie jak za dawnych lat, kiedy Maja Kleszcz i Wojtek Krzak grali jeszcze w Kapeli Ze Wsi Warszawa. Większość utworów pochodziło głównie z Radio Retro, ale było też parę klasyków jak St. James Infirmary czy Chocolate Jesus Toma Waitsa oraz kilka kawałków z nowej płyty Odeon, której oficjalna premiera będzie w maju. Ciekawostką była obecność w składzie Mariusza Obijalskiego znanego dotąd głównie z występów w Fisz Emade.
http://www.youtube.com/watch?v=eHaOXp1y5FU
Reply to this topic
2 user(s) are reading this topic
0 members, 2 guests, 0 anonymous users