Skocz do zawartości


Zdjęcie

U2360° Tour 2009 - 2011


3617 replies to this topic

#3061 acr

acr

    mam tu fajne drzewko

  • Moderatorzy
  • 17 742 Postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:skądinąd.

Napisano 04 marca 2010 - 00:43

A ja odsłuchują bootlegi z trzysta sześćdziesiąt stopni tur i jeżeli chłopaki nie wezmą się w garść i nie będą grali z jajem na 3 legu to oficjalnie powiadam wam że VT>360T Jest dobrze, ale VT pokazała że może być zajebiście.


ciekawe stanowisko. rozwiniesz może? czym się tak 360 różni in minus? czemu w porównaniu VT była zamaszysta?
bo nie wiem, czy się kłócić, czy przyznać po części rację. raczej skłaniam się ku pierwszemu.

#3062 Guest_piotrek85_*

Guest_piotrek85_*
  • Guests

Napisano 04 marca 2010 - 01:15

Ja mam podobne przemyślenia co Bejsment. Po ostatnim przesłuchaniu nagrań z Elevation Tour śmiało mogę stwierdzić: Elevation Tour > Vertigo Tour > (360° Tour)2.

#3063 TUFKAK_U2

TUFKAK_U2

    BejsmenT

  • Members
  • 2 607 Postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:There is no place like home ;)

Napisano 04 marca 2010 - 10:20

ciekawe stanowisko. rozwiniesz może? czym się tak 360 różni in minus? czemu w porównaniu VT była zamaszysta?
bo nie wiem, czy się kłócić, czy przyznać po części rację. raczej skłaniam się ku pierwszemu.


A proszę bardzo ;)

1. Setlista - hmm już kiedyś chyba o tym dyskutowaliśmy ;) Przede wszystkim na VT było więcej czadu (Vertigo, I Will Follow, The Electric Co., Bullet, Zoo Station, The Fly, Out of Control, LAPOE, ABOY, Elevation, MD, BD, COBL, NYD... jak czegoś nie wypisałem to sorry.)
Natomiast co mamy na 360 ? Vertigo, COBL, BD, GOYB czasem Elevation, NYD... No jak dla mnie za mało rockowych piosenek nomen omen zespołu rockowego. Nie wiem jak ty, ale ja miałbym zamiar pójść na koncert zespołu rockowego, na którym czadowa byłaby nie tylko scena ale i muzyka.

2. Niektóre "połączenia"/"udziwnienia" - zobacz jak świetnie ułożona jest setlista na VT. Bardzo fajnie się tego słucha (początek setu: Vertigo - IWF - TEC - Elevation - NYD - BD czy nawet LAPOE - SBS - BTBS - mistrzostwo !) Jednym słowem: duża porcja czadu na początku, później w środku nieco uspokojenia, ale nie wiecej niż 2 wolne kawałki po sobie, później znowu mocniejsze brzmienia i zwolnienie przed bisami. W bisach znowu więcej cięższej gitary i spokojne zakończenie. Idealne wyważenie + ciekawe pomysły (Miss Sarajevo, Instant Karma duży +). 17/25 kawałków z standardowego setu na VT jest "mocniejszych".
Co do 360 jest trochę chaosu. Widać, że zespół nie ma nowych piosenek na mocne wejście (a nawet outro mogłoby być inne). Często zespół serwuje średnie wykonania nie za szybkich utworów (IALW, SIAMAYCEO, Stay - w wersjach akustycznych to dla mnie pomyłka, którą zespół regularnie popełnia) co nieco usypia (z czasem zauważyłem, że było trochę lepiej, ale też nie za dobrze). IGCIIDGC - techno !!! No ok remix nie jest zły nawet fajnie buja, ale czy nie można byłoby z tego zrobić rockera jeszcze lepszego niż na płycie ? 13/24 to średnia mocniejszych kawałków 360 (nie żeby grali tylko czaderskie kawałki, ale one znacznie ożywiają sam koncert, co przy mimo wszytko średnich wykonaniach utworów na 360, znacznie podniosłoby ich ocenę - imo).

3. Kondycja panów z U2 - Bono miał problemy z głosem przez większość 1 legu, The Edge - problemy z gitarą, wiele pomyłek (UC - "a teraz The Edge" i... ??? nic cisza !, Breathe - solówka trochę jakby palce nie nadążały za tym co pomyśli głowa i jeszcze pare by się znalazło). Czyli 2 najważniejszych zawodników w zespole jest w średniej/przeciętnej dyspozycji. Ok, każdy może mieć słabszy okres, dlatego myślę, że ta długa przerwa pomiędzy legiem 2 a 3 dobrze im zrobi, poćwiczą jeszcze, zastanowią się lepiej nad setlistą i będzie jak dawniej ;) (a może do tego czasu wyjdzie SOA więc radości bedzie więcej ?) Co do sekcji raczej chyba nie mam zastrzeżeń (nie byłbym sobą gdybym nie powiedział, że na wielu bootlegach bas Adama jest za niski, a czasem nawet zagłusza trochę resztę, ale to chyba wina nagrań.)

4. Ogólna "atmosfera" trasy - hurra !!! największa scena na świecie ! statek kosmiczny ! pająk ! tak, super... tylko że panowie na ET grali znacznie lepiej niż na 360 a rozmiary sceny nieporównywalne, ale już nawet nie chodzi o to... nastąpił przerost formy nad treścią (U2 mieli już wielkie sceny na ZOOTV czy POPMart ale muzyka nie schodziła na dalszy plan, a scena czy też różne atrakcje jakie ze sobą niosła (telewizory, trabanty, oliwka, cytryna itp) wręcz pomagały w zrozumieniu o co chodzi zespołowi, co chce nam przekazać - na tej trasie takiego czegoś nie zauważyłem, ba nawet nie ma jakiegoś wyraźnego przekazu ! No może poza "i dont wanna talk about wars between nations :P ). Thank you blackberry and firmie X and firmie Y o i jeszcze bym zapomniał o firmie Z ! - no to już jest niestety bardzo smutne, ok marketing itd. ale w jakich momentach on dziękuje tym firmom !!! Po magicznej atmosferze na WOWY ! Po MOS ! Atmosfera siada natychmiast i każe się zastanawiać czy to jest jeszcze sztuka czy już biznes. Niestety, za dużo imo tego wszystkiego na 360. (Nawet stroje chłopaków są takie jakieś odpustowe że tak się wyrażę - niedługo Bono będzie nosił kraby na głowie i zakładał przezroczyste wdzianka z plastiku jak pewna gwiazdeczka popu :D ).

Tego nie było na poprzednich trasach, było bardziej autentycznie, a klimat i atmosfera typowa dla U2, a 360 sprawia wrażenie za bardzo "nadmuchanej" i "sztucznej(?)"

Myślę, że takie argumenty wystarczą, żebyś zastanowił się jednak nad swoim stanowiskiem w tej sprawie. :)

#3064 Atomic_Mario

Atomic_Mario

    Użytkownik

  • Members2
  • 5 734 Postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:Świnoujście :)

Napisano 04 marca 2010 - 12:16

Tak się składa, że zabieram się do stworzenia własnego podsumowania 360 Tour w 2009r. Niezwykle pomocne byłoby to, jakby dyskusja związana z tą trasą odbywała się we właściwym temacie, będzie łatwiej nawiązywać, cytować, odnosić się ... :)
Dołączona grafika

#3065 jadzik

jadzik

    Użytkownik

  • Members
  • 500 Postów
  • Płeć:Nie powiem

Napisano 04 marca 2010 - 17:08

Tego nie było na poprzednich trasach, było bardziej autentycznie, a klimat i atmosfera typowa dla U2, a 360 sprawia wrażenie za bardzo "nadmuchanej" i "sztucznej(?)"

nie żebym się czepiał, ale czasami wychodzimy z teoriami gorszymi niż Leszczyński. jak już ktoś wcześniej napisał nie oceniajmy trasy po bootlegach. może oddają formę muzyczną, ale nie klimat trasy/koncertu. Kolega TUFKAK_U2 (jak na złość mi się nawinąłeś ;-)) pisze, że poprzednie trasy były bardziej autentyczne. skąd to wie, w 1997 roku miał 6, może 7 lat i nawet gdyby był wtedy na popmarcie w warszawie najprawdopodobniej nie byłby wstanie z uwagi na wiek zapamiętać klimatu tego koncertu.

tyle na tyle
Jadzik

#3066 TUFKAK_U2

TUFKAK_U2

    BejsmenT

  • Members
  • 2 607 Postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:There is no place like home ;)

Napisano 05 marca 2010 - 08:50

nie żebym się czepiał, ale czasami wychodzimy z teoriami gorszymi niż Leszczyński. jak już ktoś wcześniej napisał nie oceniajmy trasy po bootlegach. może oddają formę muzyczną, ale nie klimat trasy/koncertu. Kolega TUFKAK_U2 (jak na złość mi się nawinąłeś ;-)) pisze, że poprzednie trasy były bardziej autentyczne. skąd to wie, w 1997 roku miał 6, może 7 lat i nawet gdyby był wtedy na popmarcie w warszawie najprawdopodobniej nie byłby wstanie z uwagi na wiek zapamiętać klimatu tego koncertu.

tyle na tyle
Jadzik

B) (Dobrze, że noszę okulary bo już bym dostał w mordę :P okularników chyba nie bijesz co ? :D ) Ok masz rację nie byłem na żadnym koncercie U2, ale to nie znaczy \, że nie mogę wyrazić swojej opinii o trasie na podstawie obejrzanych/odsłuchanych bootlegów ;) To się widzi/słyszy i czuje ! 1 koncert jest świetny, zespołowi wszystko wychodzi, ma dobry dzień i stara się by cały koncert był fantastycznym przeżyciem, a czasem wszystko jest do kitu, Bono się myli, powtarzają piosenki i mają inne "problemy" i koncert wychodzi przeciętnie. Poza tym można się domyślać, że chłopakom średnio wyszły te 2 legi koncertowe skoro zrobili sobie długą przerwę. Zmiana przyzwyczajeń ? Nagrywanie nowego materiału ? Zmęczenie ? Nie sądzę, chociaż mogę się mylić. Owszem fani zawsze ślinią się na widok swoich idoli, śpiewają, każdy przeżywa muzyczny orgazm itd. ale słuchając tego wszystkiego na spokojnie w domu i w większej dawce (a nie na podstawie W-wy czy Chorzowa) można dojść do różnych wniosków, do których nie jesteśmy wstanie dojść skacząc pod sceną. Poza tym konferansjerka Bono podczas 360 w dużej mierze ogranicza się do reklamowania różnych firm i to w większości sponsorujących trasę/(muzyków ?), a robienie celowych kryptoreklam pomiędzy utworami, które mówią o wyższych wartościach jest trochę śmieszne.

tyle na tyle TUFKAK ;)

#3067 Max

Max

    nocny tabaskowicz

  • Moderatorzy
  • 9 091 Postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:The Joshua Tree National Park, CA

Napisano 05 marca 2010 - 10:18

Ok masz rację nie byłem na żadnym koncercie U2,


Słynne problemy z dojazdem.

#3068 jadzik

jadzik

    Użytkownik

  • Members
  • 500 Postów
  • Płeć:Nie powiem

Napisano 05 marca 2010 - 11:08

B) (Dobrze, że noszę okulary bo już bym dostał w mordę :P okularników chyba nie bijesz co ? :D )

spoko, sam noszę okulary :D

Ok masz rację nie byłem na żadnym koncercie U2

na myśli miałem tylko Pop Mart w Warszawie. naprawdę nie byłeś na żadnym koncercie U2?

...ale to nie znaczy \, że nie mogę wyrazić swojej opinii o trasie na podstawie obejrzanych/odsłuchanych bootlegów ;)

możesz wyrazić opinię, ale zawsze ktoś się z nią może nie do końca zgodzić, np. ja ;-p. też odsłuchuje bootlegi, niektóre mi się podobają, niektóre nie. tylko jest jeszcze coś. cała otoczka koncertu która daje te coś, a nie zawsze jest to słychać, tylko trzeba zobaczyć np. na yotube.

...jeden koncert jest świetny, zespołowi wszystko wychodzi, ma dobry dzień i stara się by cały koncert był fantastycznym przeżyciem, a czasem wszystko jest do kitu, Bono się myli, powtarzają piosenki i mają inne "problemy" i koncert wychodzi przeciętnie.

tu można dyskutować na ten temat. może czasami w tej przeciętności jest to coś. tydzień po U2 w Polsce była Madona, nazywana przez wszystkich królową popu. co z tego. z tego co usłyszałem w TV i przeczytałem w necie jej koncert wyglądał dokładnie tak jak 50 wcześniejszych wręcz co do sekundy.
i druga ważna rzecz, o ile według Ciebie cała trasa 360 jest muzycznie słabsza od Vertigo Tour czy Elevation Tour to co innego jest ten pojedynczy koncert. nieważne czy było się na jednym, dwóch czy dziesięciu. tak czy siak ten na którym byłeś zawsze będzie najlepszy.

ale słuchając tego wszystkiego na spokojnie w domu i w większej dawce (a nie na podstawie W-wy czy Chorzowa) można dojść do różnych wniosków, do których nie jesteśmy wstanie dojść skacząc pod sceną.

zawsze można znaleźć jakieś ale, przyczepić się pewno by można do najlepszych koncertów np. Slane.

Poza tym konferansjerka Bono podczas 360 w dużej mierze ogranicza się do reklamowania różnych firm i to w większości sponsorujących trasę/(muzyków ?), a robienie celowych kryptoreklam pomiędzy utworami, które mówią o wyższych wartościach jest trochę śmieszne.

takie czasy, przed prognozą pogody tez masz reklamy. ja akurat takiego niesmaku w tej kwestii nie czuje. co innego polityczne zaangażowanie Bono, niestety tu nie mam wyrobionego zdania ani na tak ani na nie.

tyle na tyle
Jadzik

aha, żeby nie było że jakiś offtop robię to pisząc te kilka zdań słuchałem i cały czas słucham Zoo TV Dublin 1993-08-28


#3069 acr

acr

    mam tu fajne drzewko

  • Moderatorzy
  • 17 742 Postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:skądinąd.

Napisano 09 marca 2010 - 04:41

A ja przepraszam, nie zauważyłem wcześniej, że mi odpisano. Wypadałoby się zatem ustosunkować.

1. Setlista - hmm już kiedyś chyba o tym dyskutowaliśmy ;) Przede wszystkim na VT było więcej czadu (Vertigo, I Will Follow, The Electric Co., Bullet, Zoo Station, The Fly, Out of Control, LAPOE, ABOY, Elevation, MD, BD, COBL, NYD... jak czegoś nie wypisałem to sorry.)
Natomiast co mamy na 360 ? Vertigo, COBL, BD, GOYB czasem Elevation, NYD... No jak dla mnie za mało rockowych piosenek nomen omen zespołu rockowego. Nie wiem jak ty, ale ja miałbym zamiar pójść na koncert zespołu rockowego, na którym czadowa byłaby nie tylko scena ale i muzyka.


Zastanawiam się dlaczego się tu nie zgadzamy i pomijając szczegóły (mógłbym napisać że zapomniałeś o Breathe i NLOTH np., które rockerskimi wymiataczami są większymi niż MD takie, że NYD może niezbyt celnie w kategorii, takie tam, ale to by było się czepianie) myślę, że jest to kwestia po pierwsze - innego nieco pojmowania pojęcia "czad", a po drugie nieco innych oczekiwań. Co do sprawy pierwszej - DUPĘ MI URWAŁO wszystko od Breathe po Magnificent i dalej też niewąsko rzucało po ścianach (no, okolicznych ludziach), to wiadoma sprawa, ale z drugiej strony, za czaderskie uznaję nie tylko rock'owe, gitarowe wymiatacze, ale także i wszystko inne co daje ma i daje tę niesamowitą energię. Czy to na bootleg'u, czy na żywo (choć wiadomo, że na żywo jest to doznanie zwielokrotnione). Stąd wymieniłbym też np. Crazy Tonight w wiadomej wersji, albo wspomniane już Magnificent, iście space-electro-rock'n'cośtam'owe (choć gitara mogłaby być nieco głośniej, to się zgadzamy wszyscy). Co do sprawy drugiej - "rock'owość" to jest bardzo dziwne pojęcie, zamglone, nieostre. W przypadku U2 trudno go używać w tej najbardziej oczywistej definicji, U2 też nigdy nie przylepiałem tej łatki jakoś tak zbyt namiętnie. No chyba że uznamy raz na zawsze istnienie tak zwanego u2-rock'a, to się zgodzę. Od U2 nie oczekuję więc typowego gitarowego czadu. Od U2 oczekuję przede wszystkim muzyki szczerzej, wykonywanej z pasją, bardzo emocjonalnej, zawierającej pierwiastek duchowości, jednocześnie niemożebnie dobrej. Wszystkiego tego, co w U2 najlepsze czyli. Czy to będzie rock, electro, pop-rock, soul, blues... nieważne. Chcę U2 takich określeń, nie U2 szufladki muzycznej. Ona jest zupełnie drugoplanowa. Nie zgadzam się też z eksponowaniem sceny przed muzykę, ale do tego wrócę później.

2. Niektóre "połączenia"/"udziwnienia" - zobacz jak świetnie ułożona jest setlista na VT. Bardzo fajnie się tego słucha (początek setu: Vertigo - IWF - TEC - Elevation - NYD - BD czy nawet LAPOE - SBS - BTBS - mistrzostwo !) Jednym słowem: duża porcja czadu na początku, później w środku nieco uspokojenia, ale nie wiecej niż 2 wolne kawałki po sobie, później znowu mocniejsze brzmienia i zwolnienie przed bisami. W bisach znowu więcej cięższej gitary i spokojne zakończenie. Idealne wyważenie + ciekawe pomysły (Miss Sarajevo, Instant Karma duży +). 17/25 kawałków z standardowego setu na VT jest "mocniejszych".


To oczywiście na plus VT. Z tym że osobiście z wielkiego orędownika kręcenia kolejnych takich setów tematycznych, jak to kiedyś z Jasiem99 chyba nazywaliśmy, typu "set polityczny" od Love&Peace po Bullet'a, "zoo-set" od Zoo Station po coś tam, po odsłuchaniu, tak mi się wydaje, ok 40% VT (nie mówię w celu chwalenia się, po prostu się jarałem ;) ) oraz obecności na jednym z tych koncertów stwierdziłem, że to się nie do końca tak dobrze sprawdza. Zwłaszcza na żywo przeładowanie jedną estetyką przekazu, trochę, no, jednak męczyło, mnie osobiście przynajmniej. Nie jestem w stanie tego wytłumaczyć, jest to pewnie kwestia subiektywna, wolę eklektyzm, większą przeplatankę.

Co do 360 jest trochę chaosu.


Prawda. Ale przestało mi to zupełnie przeszkadzać i pamiętam, jak to samo zarzucano nawet, wyobraźcie sobie, mojej ukochanej Elevation Tour (jestem fanatykiem tej trasy, muszę tu zaznaczyć, że nie podobało mi się postawienie 360 niżej VT, co do ET... nie ma o czym mówić ;) ). A to że Stuck po SBS bez sensu, a to że WOWY po Bullecie, a to Gone po NYD przed NY, że nie pasuje, że lepiej jak są rzeczy pogrupowane jak na VT i... i co. I to jednak Elevation Tour jest lepszą trasą, a dlaczego moim zdaniem i dlaczego ta kolejność w setach nie ma aż takiego znaczenia, o ile nie jest strasznie chaotyczna (a na 360 jednak panuje pewien porządek) to zaraz dojdę.

Widać, że zespół nie ma nowych piosenek na mocne wejście (a nawet outro mogłoby być inne).


Co do wejścia - nie ma zgody. Sam wyobrażałbym sobie mocniejsze wejście Breathe, które zresztą takie się stało zdaje się na późniejszych koncertach, ale sam utwór jako opener sprawdził się moim zdaniem bardzo dobrze, poźniejsze NLOTH, GOYB i Magnificent nie pozostawiły wiele do życzenia. Naprawdę, przestałem w pewnym momencie rozumieć zupełnie czepianie się początku setu. Zmieniłbym jedynie kolejność, tak żeby ładniej wyeksponować intro Magnificent, żeby ładniej z czegoś przechodziło. To tyle. Muszę zaznaczyć, może kwestia subiektywna, choć mi się nie wydaje - właśnie na żywo, jakoś mi się wydaje, czułem w tym wszystkim więcej mocy niż w utworach otwierających poprzedni koncert w Chorzowie, w roku 2005. Może to sprawka tego, co w pierwszym akapicie, a może tego, do czego na jego końcu obiecałem jeszcze, że wrócę. Bo to coś wydaje się kluczowe dla rozbieżności, mojego odrębnego zdania.

Często zespół serwuje średnie wykonania nie za szybkich utworów (IALW, SIAMAYCEO, Stay - w wersjach akustycznych to dla mnie pomyłka, którą zespół regularnie popełnia) co nieco usypia (z czasem zauważyłem, że było trochę lepiej, ale też nie za dobrze).


Oj tu się skrajnie nie zgadzamy, bo o ile owszem, niektóre wykonania nie są najlepsze, upieram się że większość których słyszałem (cały 1st leg bez jednego koncertu, kilka gigów z US/Kanady) była naprawdę bardzo mocna. Nie jest to poziom ET, powiedzmy sobie, takiej doskonałości już nie sięgają, ale tu prztyczek w stronę VT - na VT akustyczny Stuck nie brzmiał tak przekonująco nigdy, Edge nie wycinał tak gitarą, Bono nie śpiewał z taką lekkością, przekonaniem jakimś, zdaje mi się. Ale może się zdaje. No i ja się na akustyczne wersje generalnie nie obrażam.

IGCIIDGC - techno !!!


I dobrze !!! ;)
Co do zrobienia z tego rocker'a - wracamy do akapitu pierwszego ;)

Aha, co do setlist, myślę że dużą rolę w mojej ocenie VT i porównania z obecną, odgrywa fakt, że uważam wiele piosenek które grają teraz za nieporównywalnie lepsze od tych, które grali wtedy. Chodzi mi oczywiście o kawałki z How To Dismantle An Atomic Bomb. Pamiętam, jedyny taki moment w Chorzowie 2005, zaczęło się All Because Of You i... chciałem żeby się już skończyło. Pomijając ogólny kosmos i zniszczenie jakie siał w mojej głowie fakt obserwowania U2 na scenie, ta piosenka, zupełnie bez emocji. Tak też w mniejszym lub większym stopniu było jeszcze z Love And Peace Or Else, z drugim Vertigo (choć tu się obudziłem w połowie, że jezu, przecież to już koniec, dajeeeemyyyyy!!!!!!" i - żeby nie było, aż do 6.08.2009 dzień 5.07.2005 był najpiękniejszym mojego życia tak czy siak, ale jednak, bardziej ze względu na Pride i Streets niż cokolwiek z nowego materiału. Przy obecnej trasie takiego rozróżnienia w ogóle nie ma. Nie ma. Tak samo niszczy Streets jak Moment Of Surrender. Kropka.

co przy mimo wszytko średnich wykonaniach utworów na 360, znacznie podniosłoby ich ocenę


O, właśnie słowa "średnie wykonania" mną wstrząsnęły najbardziej. Zaraz o tym porozmawiamy, w kontekście też poniższego:

3. Kondycja panów z U2 - Bono miał problemy z głosem przez większość 1 legu, The Edge - problemy z gitarą, wiele pomyłek (UC - "a teraz The Edge" i... ??? nic cisza !, Breathe - solówka trochę jakby palce nie nadążały za tym co pomyśli głowa i jeszcze pare by się znalazło). Czyli 2 najważniejszych zawodników w zespole jest w średniej/przeciętnej dyspozycji.


No i tu mi się ciśnie na klawiaturę kolejność liter następująca: b z d u r a, z wykrzyknieniem na końcu. Ale to nieładnie, więc powiem: duża nieprawda. Zacznijmy od tego, że powtarzające się na kilku koncertach problemy z kilkoma dźwiękami w solówkach etc. są niczym przy wszystkich błędach jakie wyłapywaliśmy kiedyś słuchając analogicznego leg'u VT. Naprawdę. Ale że ja lubię takie rzeczy, więc nawet powinno mnie w sumie smucić, że jest ich mniej, no nic, to jest detal. Co do Edge'a, w sumie aż tak się nie skupiałem, ale forma Bono na tej trasie mnie dosłownie POWALIŁA. Dlaczego, pytanie. To jest dobre pytanie. Generalnie poprzez niesamowity LUZ który WRÓCIŁ. Coś czego zupełnie nie czułem na VT, nie słyszałem, nie było go. Tutaj Bono nie stara się w żadnym momencie śpiewać tak, jak nie może, dostosowuje wszystko do możliwości i robi to mistrzowsko. Tam potrafił wyciągnąć Miss Sarajevo - tu potrafi w Magnificent z drugiego koncertu w Mediolanie przejść od pojękiwań żywcem wyjętych z PopMartu do takiejż samej opery płynniej, naturalniej niż z falsetu w manierę MacPhisto przechodził w Lemon w swoich czasach. Bawi się głosem, melodią, rzucanymi tekstami, zapowiedziami i to mu wychodzi, zdecydowanie lepiej. Wychodzi tak cholernie naturalnie, jakby wszystko miało być właśnie tak, jak zaśpiewał. Nie pamiętam zbyt wielu momentów do których mógłbym się w jakikolwiek sposób przyczepić. No, ok, GOYB i "lekka zadyszka" - powiem Ci, że to tylko na bootlegach przeszkadzać może, na żywo nawet lepiej wpisuje się w ten 'czad', ciężar brzmieniowy utworu. Na VT zdarzało się też wielokrotnie, o ile pamiętam, niewyciąganie górek, wysilone jakieś próby rekompensowania, wielokrotne zapominanie, mylenie tekstów, coś. Dobrym wskaźnikiem są górki w Bad - górki w Bad na 360tce przypominają te z Elevation Tour. Słabe, łamliwe, ale o to w nich chodzi. Bono chyba nie próbuje inaczej, za to próbuje się nimi bawić, przeciągnąć, zmienić melodię, coś. To jest dobre, ja to lubię. Odpowiada mi też dużo bardziej lekka zmiana barwy, na łagodniejszą niż na VT. Ale to już 'co kto lubi'.

No i ogólnie wykonania. Nie będę wypisywał dokładnie wszystkich, ale choćby najlepszy Ajstyl czy Ultrafiolet ever, posypię głowę popiołem, że sam narzekałem na Walk On z racji zabrania Bono ważnej w tym kawałku gitary, na skrócenie ślicznego intra COBL, no ale bywa. Spójrz na takie Vertigo. Ten kawałek w końcu brzmi tak, jak powinien był brzmieć od zawsze. On po prostu płynie, to jest CZAD przez duże CZ i A i D. Porównaj teraz z dowolnym wykonaniem z VT i jest różnica? W sumie ta różnica moim zdaniem najlepiej oddaje dystans wykonawczy tych dwóch tras, w sensie, tego że tu wszystko płynie, leci, brzmi, BRZMI, naturalnie, swobodnie, dobrze. Tam zawsze coś było... wydawało mi się... nieco wysilone? Tak, zawsze praktycznie.

Do tego jednak nie perfekcyjne wykonania Zoo Station, które cieszyło niesamowicie ale raczej samym tym, że jest, a nie tym jakie jest, The Fly które po ET strasznie mnie rozczarowało, przyindustrializowane, nieco zmetalizowane, przyciemnione, ale czy na pewno słusznie? Don't think so. Bullet który był cieniem tego z poprzednich tras, nawet tego z próby w Seattle, przed pierwszym koncertem VT w San Diego. Takie tam. Z tego wszystkiego teraz zrezygnowali - moim zdaniem, prawidłowo - jeśli coś nie idzie, nie grać tego, a zagrać coś, co wyjdzie na 100%. Zamiast tego z Achtung'a mamy powrót NIESAMOWITEGO Ultraviolet'a które nawet mnie zmusiło do zrewidowania poglądów o tej piosence, zamiast owszem, czaderskiego, ale jakiegoś nielicującego z 45 letnimi facetami, Bono w śmiesznej kurtce z pseudo-młodzieńczym zaczesem etc., odpowiednie, godne i genialne, na marginesie, w brzmieniu przede wszystkim, Unforgettable Fire, bardzo prawidłowe Sunday, świetne Streets, B.Day, mocne Pride (w końcu wypadło, no bywa), raz na jakiś czas Until'a, takie tam.

4. Ogólna "atmosfera" trasy - hurra !!! największa scena na świecie ! statek kosmiczny ! pająk ! tak, super... tylko że panowie na ET grali znacznie lepiej niż na 360 a rozmiary sceny nieporównywalne, ale już nawet nie chodzi o to... nastąpił przerost formy nad treścią (U2 mieli już wielkie sceny na ZOOTV czy POPMart ale muzyka nie schodziła na dalszy plan, a scena czy też różne atrakcje jakie ze sobą niosła (telewizory, trabanty, oliwka, cytryna itp) wręcz pomagały w zrozumieniu o co chodzi zespołowi, co chce nam przekazać - na tej trasie takiego czegoś nie zauważyłem, ba nawet nie ma jakiegoś wyraźnego przekazu ! No może poza "i dont wanna talk about wars between nations :P ). Thank you blackberry and firmie X and firmie Y o i jeszcze bym zapomniał o firmie Z ! - no to już jest niestety bardzo smutne, ok marketing itd. ale w jakich momentach on dziękuje tym firmom !!! Po magicznej atmosferze na WOWY ! Po MOS ! Atmosfera siada natychmiast i każe się zastanawiać czy to jest jeszcze sztuka czy już biznes. Niestety, za dużo imo tego wszystkiego na 360. (Nawet stroje chłopaków są takie jakieś odpustowe że tak się wyrażę - niedługo Bono będzie nosił kraby na głowie i zakładał przezroczyste wdzianka z plastiku jak pewna gwiazdeczka popu :D ).

Tego nie było na poprzednich trasach, było bardziej autentycznie, a klimat i atmosfera typowa dla U2, a 360 sprawia wrażenie za bardzo "nadmuchanej" i "sztucznej(?)"


A ja powiem tak - kiedy tylko zaczęło się Space Oddity, potem Kingdom, Breathe, cała ta scena nagle zniknęła i przestała mieć jakiekolwiek znaczenie. Naprawdę, ona jest wielka, tak, ale ona nie gra tam żadnej tak naprawdę ważnej roli. Co do porównania z VT - jeśli chodzi o koncerty stadionowe, ale nawet i halowe, mam wrażenie, że to na 360tce mniejszą rolę odgrywają jakiekolwiek bajery, światełka, lasery. Przypomnij sobie kolejne wizualki do Zoo Station, Fly, nawet tę bardzo przecież ładną do Yahweh, te wszystkie kurtyny świetlne, hologramy... nie mówię że złe, ale no, jednak mocne akcenty to były. Na 360 wbrew pozorom one istnieją tak naprawdę jako ważny element tylko przy Ultrafiolecie, poza tym, są na swoim miejscu - dodatkowego urozmaicenia, gdzieś w tle. Z czym mi się to kojarzy? Wprost z Elevation Tour. A że rozmiar jest taki, to kwestia chyba tego, że wielki stadion wymaga jednak większego pajączka i tyle. Bono sam żartował parę razy, że mają tu skrzyżowanie stacji kosmicznej z kaktusem. No ba.
Na tych koncertach naprawdę liczy się MUZYKA. I ta muzyka jest bardzo autentyczna, bardzo jutowo-szczera, emocjonalna, prosta, chwytająca za serce. Ja im po prostu wierzę. O sztuczności zatem mowy być nie może. Być może właśnie dlatego też zrezygnowali z niektórych piosenek - widzisz, łączę bardzo to, czy wykonanie jest dobre z tym, czy wydaje mi się szczerze, czy wyuczone, wymuszone. Zdecydowanie wolę żeby grali z przekonaniem to, do czego są przekonani, niż bez przekonania jakieś tam klasyki. Tu mi się wydaje, że byli przekonani, grali to z przekonaniem, wszystko. A, ok, bez sensu było łączenie się z ISS, owszem, ale to na szczęście zdarzyło się tylko trzy razy, zapominam im, wybaczam. Nie wiem czy wybaczam BlackBerry wymieniane w MoS, że zaistnieli jacyś tam sponsorzy, coś, whatever, wkurza mnie tylko wymienianie ich w MoS, no ech, ale to inna kwestia.

Co do przekazu - tu bym mógł napisać tekst o rozmiarach kilku takich, jak ten post, się zastanawiając, stawiając pytania, rzucając odpowiedzi i tezy, teorie, pomysły. Brzmi jakbym nie wiedział? Hm, może i brzmi. Ale ja dobrze wiem, co U2 mi powiedziało na koncercie 6ego sierpnia. I tylko to, że chce mi się już mocno spać powoduje, że napiszę tylko tak: U2 nie zapomina o tym, o co walczyło zawsze (no co, masz Desmond'a, masz Bloody Sunday, Walk On i MLK z ASSK, a przejście z Crazy Tonight do SBS to jest MAJSTERSZTYK po prostu jeśli chodzi o przekaz, nazwijmy to, mieszający politykę z filozofią, miażdżące to jest), ale tym razem chce też przekazać nam coś osobistego, coś o czym zapomniało chyba nieco przy poprzedniej trasie. Tyle chce to zrobić nie już tak wprost, jak miało w zwyczaju często. Dużo rzeczy. Tak po prostu, piosenkami. O różnych rzeczach. Bo oni są na scenie i grają piosenki, które chcą teraz zagrać z różnych tam powodów, będąc w swoim wieku, mając za plecami całą swoją karierę, nie udając że są kimkolwiek innym, niż są. To jest chyba istota tej trasy. Tak dla mnie, to jest w niej najważniejsze.

A, co do strojów - no ja już wolę odjazdy Adasia niż te wieśniackie kurtki i zaczesy Bono z VT, stylizacja na młodego rockersa co daje rade i wcale nie ma już czterdziechy dawno skończonej, litości :P

Aaa. I generalnie wizerunek VT w dużej mierze ratuje, ciągnie w górę ostatnia część tamtej trasy, wiecie, AUS-NZ-JAP, wcześniej South America już ciągnęła w górę, sle raz, że to już jakby nie jest do końca esencja VT, a dwa, że wolę jednak porównywać analogiczne okresy obydwu tras.

Mam wrażenie że jutro się będę musiał tłumaczyć z kilku rzeczy których mi się nie chciało szerzej rozwinąć, no ale w sumie ok, będzie się działo, tak... ;)


Aha, no i tak trochę na marginesie, a trochę a propos ostatniego akapitu polemiki, w sąsiednim wątku napisałem o Moment Of Surrender live tak:
a w ogóle to chciałem powiedzieć, że utwór ten urósł niesamowicie w moich oczach, urósł do tego stopnia, że trudno mi się z nim mierzyć. a, muszę zaznaczyć, chodzi mi o wersje live. i tu bez znaczenia czy chorzów, mediolan czy pasadena (choć snippet drowning man w amsterdamie... jezu, miliard/10). chodzi głównie o to, że dawno żadna piosenka, żaden kawałek muzyki nie rozpirzał mnie tak emocjonalnie, jak to. czasem włączam sobie jakieś wykonanie, zaczyna się intro i zdarza mi się wyłączyć w obawie przed zderzeniem z tym absolutem. jakiś niesamowity duch tej muzyki, niesamowita atmosfera tych wszystkich wykonań, w wielkich przestrzeniach kolejnych stadionów... odpadam. na elevation tour ktoś kiedyś przyniósł taki transparent "this is our church!" - ja bym go rozwieszał, kiedy na koncertach 360 grają własnie moment of surrender. właśnie też pamiętam jak pierwszy raz widziałem nagranie video z barcelony, tylko tych czterech gości na scenie, co z tego że mają jakąś tam wielką scenę, jak ona nie ma w tym momencie żadnego znaczenia (naprawdę ktoś zwracał na nią uwagę kiedy to grali? no ej, nie wierzę). tylko ich czterech, najprostsze światła i kumulacja magii i duchowości muzyki (o ile można o czymś takim mówić) nieporównywalna z niczym. miazga, miazga, miazga. dosłowna. cieszę się niesamowicie, że miałem okazję to przeżyć. dla mnie jeden z TYCH momentów w historii U2. i ten moment powtarza się co koncert właściwie, wyobrażacie sobie?

I teraz, zastanawiam się... no było Kite w Australii na VT. Te kilka razy. Ale hm. Tamto Kite było perfekcyjne muzycznie, ale nie miało też już TYCH emocji, jakie miało jeszcze na ET, chyba jednak. A MoS jest i perfekcyjne i... i powyższy tekst. No to tak na dodatek do i tak zbyt długiego pewnie post'u ; )


A - widzę że Atomic Mario prosił o przeniesienie dyskusji w inne miejsce. Obiecuję że jutro przeniosę : )

Użytkownik acr edytował ten post 09 marca 2010 - 05:06


#3070 jadzik

jadzik

    Użytkownik

  • Members
  • 500 Postów
  • Płeć:Nie powiem

Napisano 09 marca 2010 - 07:23

uf..., przeczytałem...

#3071 acr

acr

    mam tu fajne drzewko

  • Moderatorzy
  • 17 742 Postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:skądinąd.

Napisano 09 marca 2010 - 18:39

Przepraaaszaaaam! Jakoś dawno nie rozmawiałem konkretnie, poważnie i w ogóle o U2 w kontekście tras, porównań etc. i mi się troszkę rozpisało ;)


Ej, gitara w Your Blue Room, wersji albumowej. Nigdy nie zwróciłem na nią uwagi jakoś szczególniej, ależ to jest cudo...

#3072 derka

derka

    Lady with the spinning head

  • Moderatorzy
  • 5 611 Postów
  • Płeć:Kobieta
  • Skąd:z krainy Oz

Napisano 09 marca 2010 - 18:42

Ej, gitara w Your Blue Room, wersji albumowej. Nigdy nie zwróciłem na nią uwagi jakoś szczególniej, ależ to jest cudo...


Zgadzam się :wub: Cudowna...

Ej, ja z przyjemnością przeczytałam Twoją rozprawkę :D

There's always a chance as long as one can think
this is music : last

#3073 Owłos

Owłos

    Użytkownik

  • Members
  • 5 525 Postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:Órsynuw

Napisano 09 marca 2010 - 21:24

Co do sprawy pierwszej - DUPĘ MI URWAŁO wszystko od Breathe po Magnificent i dalej też niewąsko rzucało po ścianach (no, okolicznych ludziach)


Nie. Breathe po ścianach nie rzuca ani nie rzucało. Nigdy. Reszta - agreed.

Stąd wymieniłbym też np. Crazy Tonight w wiadomej wersji, albo wspomniane już Magnificent, iście space-electro-rock'n'cośtam'owe (choć gitara mogłaby być nieco głośniej, to się zgadzamy wszyscy). Co do sprawy drugiej - "rock'owość" to jest bardzo dziwne pojęcie, zamglone, nieostre. W przypadku U2 trudno go używać w tej najbardziej oczywistej definicji, U2 też nigdy nie przylepiałem tej łatki jakoś tak zbyt namiętnie. No chyba że uznamy raz na zawsze istnienie tak zwanego u2-rock'a, to się zgodzę. Od U2 nie oczekuję więc typowego gitarowego czadu. Od U2 oczekuję przede wszystkim muzyki szczerzej, wykonywanej z pasją, bardzo emocjonalnej, zawierającej pierwiastek duchowości, jednocześnie niemożebnie dobrej. Wszystkiego tego, co w U2 najlepsze czyli. Czy to będzie rock, electro, pop-rock, soul, blues... nieważne. Chcę U2 takich określeń, nie U2 szufladki muzycznej. Ona jest zupełnie drugoplanowa. Nie zgadzam się też z eksponowaniem sceny przed muzykę, ale do tego wrócę później.


Tak tu pełna zgoda, z tego samego powodu TUF można nazwać "rockersem" nie mniejszym niż takie Vertigo. Poza tym, o dziwo! Na VT mogłem skakać cały koncert, na 360 baterie mi wysiadły przy Streetsach. Nie przesądzam jednak, które rozwiązanie jest "lepsze". Może na VT byli lepsi fachowcy od zarządzania energią publiki? Dołączona grafika

To oczywiście na plus VT. Z tym że osobiście z wielkiego orędownika kręcenia kolejnych takich setów tematycznych, jak to kiedyś z Jasiem99 chyba nazywaliśmy, typu "set polityczny" od Love&Peace po Bullet'a, "zoo-set" od Zoo Station po coś tam, po odsłuchaniu, tak mi się wydaje, ok 40% VT (nie mówię w celu chwalenia się, po prostu się jarałem Dołączona grafika ) oraz obecności na jednym z tych koncertów stwierdziłem, że to się nie do końca tak dobrze sprawdza. Zwłaszcza na żywo przeładowanie jedną estetyką przekazu, trochę, no, jednak męczyło, mnie osobiście przynajmniej. Nie jestem w stanie tego wytłumaczyć, jest to pewnie kwestia subiektywna, wolę eklektyzm, większą przeplatankę.


Tu mam tzw. mieszane uczucia. Z jednej strony te "bloki" na VT mi się zajebardzo podobały, z drugiej strony wspomniana przez Ciebie przeplatanka wydaje się opcją jeszcze bardziej kuszącą. Znalazło to odbicie w mojej wymarzonej setliście nomen omen Dołączona grafika

ale sam utwór jako opener sprawdził się moim zdaniem bardzo dobrze

Nie.

poźniejsze NLOTH, GOYB i Magnificent nie pozostawiły wiele do życzenia.

Tak.

Muszę zaznaczyć, może kwestia subiektywna, choć mi się nie wydaje - właśnie na żywo, jakoś mi się wydaje, czułem w tym wszystkim więcej mocy niż w utworach otwierających poprzedni koncert w Chorzowie, w roku 2005.

Ulalala... Oj nie... The Electric Co. wymiotło wszystko co stało na ziemi i co wisiało na niebie.

I dobrze !!! Dołączona grafika
Co do zrobienia z tego rocker'a - wracamy do akapitu pierwszego Dołączona grafika


Taaa jest! Mi też się bardzo to podoba! Muf jor bik fat as katołice!

Aha, co do setlist, myślę że dużą rolę w mojej ocenie VT i porównania z obecną, odgrywa fakt, że uważam wiele piosenek które grają teraz za nieporównywalnie lepsze od tych, które grali wtedy. Chodzi mi oczywiście o kawałki z How To Dismantle An Atomic Bomb. Pamiętam, jedyny taki moment w Chorzowie 2005, zaczęło się All Because Of You i... chciałem żeby się już skończyło. Pomijając ogólny kosmos i zniszczenie jakie siał w mojej głowie fakt obserwowania U2 na scenie, ta piosenka, zupełnie bez emocji. Tak też w mniejszym lub większym stopniu było jeszcze z Love And Peace Or Else, z drugim Vertigo (choć tu się obudziłem w połowie, że jezu, przecież to już koniec, dajeeeemyyyyy!!!!!!" i - żeby nie było, aż do 6.08.2009 dzień 5.07.2005 był najpiękniejszym mojego życia tak czy siak, ale jednak, bardziej ze względu na Pride i Streets niż cokolwiek z nowego materiału. Przy obecnej trasie takiego rozróżnienia w ogóle nie ma. Nie ma. Tak samo niszczy Streets jak Moment Of Surrender. Kropka.

LAPOE brzmiało na koncercie świetnie. Największa pozytywna metamorfoza "koncertowa" utworów z Bomby jak dla mnie. Drugie Vertigo, ABOY do zmiany, jak nic. Pride zresztą też Dołączona grafika Streets nie niszczy (na tej trasie) tak samo jak MoS. MoS niszczy BARDZIEJ.

ale forma Bono na tej trasie mnie dosłownie POWALIŁA. Dlaczego, pytanie. To jest dobre pytanie. Generalnie poprzez niesamowity LUZ który WRÓCIŁ. Coś czego zupełnie nie czułem na VT, nie słyszałem, nie było go. Tutaj Bono nie stara się w żadnym momencie śpiewać tak, jak nie może, dostosowuje wszystko do możliwości i robi to mistrzowsko.

Bez egzaltacji. Na Ultraviolet czaruje, to prawda. Dobrze sobie wymyślił wykonania TUF, nie można się przyczepić. Ale jeśli chodzi o resztę, forma jest dla mnie porównywalna z VT.

Tam potrafił wyciągnąć Miss Sarajevo - tu potrafi w Magnificent z drugiego koncertu w Mediolanie przejść od pojękiwań żywcem wyjętych z PopMartu do takiejż samej opery płynniej

Tak.
UWAGA UWAGA! Z RACJI OGRANICZEŃ FORUM, OD TEGO MOMENTU WYPOWIEDZI ACRA BĘDĄ ZAZNACZONE KURSYWĄ, PODKREŚLENIEM TUDZIEŻ INNYMI BAJERAMI.

naturalniej niż z falsetu w manierę MacPhisto przechodził w Lemon w swoich czasach.

Nie.


wielokrotne zapominanie, mylenie tekstów, coś.

No nie powiesz mi, że teraz jest dużo lepiej. Chorzowski TUF... Do dziś nie mogę wybaczyć :/

ale choćby najlepszy Ajstyl

Prawie. New Year's Night. Jednak. Odrobinkę.

czy Ultrafiolet

Tutaj wątpliwości nie ma.

Spójrz na takie Vertigo. Ten kawałek w końcu brzmi tak, jak powinien był brzmieć od zawsze. On po prostu płynie, to jest CZAD przez duże CZ i A i D. Porównaj teraz z dowolnym wykonaniem z VT i jest różnica?

No jest, ale nie jest to jakaś niewyobrażalna przepaść, jak między, powiedzmy, albumowym a koncertowym Bulletem.

Do tego jednak nie perfekcyjne wykonania Zoo Station, które cieszyło niesamowicie ale raczej samym tym, że jest, a nie tym jakie jest, The Fly które po ET strasznie mnie rozczarowało, przyindustrializowane, nieco zmetalizowane, przyciemnione, ale czy na pewno słusznie? Don't think so. Bullet który był cieniem tego z poprzednich tras, nawet tego z próby w Seattle, przed pierwszym koncertem VT w San Diego.

Perfekcyjne wykonanie Zoo Station w ogóle by nie pasowało do tej piosenki. Za takie okaleczenie The Fly jak na VT powinno się zamykać w kambodżańskich więzieniach. Bullet z VT był najlepszy w historii (na gołe klaty?).


godne i genialne, na marginesie, w brzmieniu przede wszystkim, Unforgettable Fire, bardzo prawidłowe Sunday, świetne Streets, B.Day, mocne Pride (w końcu wypadło, no bywa), raz na jakiś czas Until'a, takie tam.


Gitara Edge'a w TUF trzęsła stadionem bardziej niż perkusja w jakimkolwiek innym utworze. "Bardzo prawidłowe" zamieniłbym na "bardzo przeciętne" Sunday, podobnie Streets, BD w porządalu, zwłaszcza z intrem, Pride nie do słuchania Dołączona grafika


A ja powiem tak - kiedy tylko zaczęło się Space Oddity, potem Kingdom, Breathe, cała ta scena nagle zniknęła i przestała mieć jakiekolwiek znaczenie. Naprawdę, ona jest wielka, tak, ale ona nie gra tam żadnej tak naprawdę ważnej roli. Co do porównania z VT - jeśli chodzi o koncerty stadionowe, ale nawet i halowe, mam wrażenie, że to na 360tce mniejszą rolę odgrywają jakiekolwiek bajery, światełka, lasery. Przypomnij sobie kolejne wizualki do Zoo Station, Fly, nawet tę bardzo przecież ładną do Yahweh, te wszystkie kurtyny świetlne, hologramy... nie mówię że złe, ale no, jednak mocne akcenty to były. Na 360 wbrew pozorom one istnieją tak naprawdę jako ważny element tylko przy Ultrafiolecie, poza tym, są na swoim miejscu - dodatkowego urozmaicenia, gdzieś w tle. Z czym mi się to kojarzy? Wprost z Elevation Tour.

Mi ta scena z oczu nie zniknęła ani na moment...i bardzo dobrze! OPRÓCZ Muzyki oczekuję od koncertów U2, że posłużę się autocytatem, "koksu, dziwek i stroboskopów". Wizualki na The Fly to najlepsze co mnie spotkało w tamtej wersji tej piosenki.


Nie wiem czy wybaczam BlackBerry wymieniane w MoS, że zaistnieli jacyś tam sponsorzy, coś, whatever, wkurza mnie tylko wymienianie ich w MoS, no ech, ale to inna kwestia.

O to, o to! Mi się marzy coś takiego: leci Space Oddity, na scenie ciemność, włącza się jeden reflektor, światło na Bono który ma taką malutką karteczkę i monotonnym głosem dziękuje wszystkim sponsorom, a potem "enough of this bullshit, let's rock!" i wchodzi... cokolwiek tylko nie Breathe Dołączona grafika


a przejście z Crazy Tonight do SBS to jest MAJSTERSZTYK po prostu jeśli chodzi o przekaz, nazwijmy to, mieszający politykę z filozofią, miażdżące to jest),

Tak.


wieśniackie kurtki i zaczesy Bono z VT, stylizacja na młodego rockersa co daje rade i wcale nie ma już czterdziechy dawno skończonej, litości Dołączona grafika


Kurtki na 360 na pewno nie są lepsze (oprócz laserowej rzecz jasna Dołączona grafika). Fryzura na VT była uuugh, brrrr i inne takie.


I teraz, zastanawiam się... no było Kite w Australii na VT. Te kilka razy. Ale hm. Tamto Kite było perfekcyjne muzycznie, ale nie miało też już TYCH emocji, jakie miało jeszcze na ET, chyba jednak.

No tak, zgadza się. Trudno się dziwić - czas leczy rany... Emocje podczas Kite na VT były echem tych, z ET. Bono już tak nie kłuło w sercu i... chyba dobrze.


No to tak na dodatek do i tak zbyt długiego pewnie post'u ; )


Trudno, wymusiłeś tym samym przydługie odpowiedzi.
"I went out there
in search of experience
to taste and to touch
and to feel as much
as a man can
before he repents"

#3074 Olenka

Olenka

    Użytkownik

  • Moderatorzy
  • 2 648 Postów
  • Płeć:Kobieta
  • Skąd:3miasto

Napisano 09 marca 2010 - 22:15

jest konkurs na długość posta?

#3075 Owłos

Owłos

    Użytkownik

  • Members
  • 5 525 Postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:Órsynuw

Napisano 09 marca 2010 - 22:43

jest konkurs na długość posta?


Zostałem sprowokowany!
"I went out there
in search of experience
to taste and to touch
and to feel as much
as a man can
before he repents"

#3076 conr4d

conr4d

    Użytkownik

  • Members
  • 2 255 Postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:Wałbrzych

Napisano 10 marca 2010 - 00:09

Najlepszy Bullet to był na Elevation Tour.

#3077 acr

acr

    mam tu fajne drzewko

  • Moderatorzy
  • 17 742 Postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:skądinąd.

Napisano 10 marca 2010 - 02:20

To żeby już nikt nie narzekał skupmy się na tym, w czym się nie zgadzamy.

Nie. Breathe po ścianach nie rzuca ani nie rzucało. Nigdy. Reszta - agreed.


A mi się bardzo podoba jak Larry zaczyna młócić, potem Edge przycina dopływ tlenu (ten moment, kiedy wychodzą na scenę, się zaczyna, kojarzycie, mieliście tak?), coś, a potem wchodzi Bono i to wszystko wybucha i brawurowa nawijka rozwiązana w i can breeeeaaaathe!
Bo lubię jak U2 wychodzi do mnie z odpowiednim przekazem, walk out into the streets które jakoś wynika z sing yourself on down the streets z Kingdom, dalej, sing your heart out! tam jest grace inside a sound! Ja to łykam, ja to biorę, oni wiedzą po co tu przyszedłem, mówią mi - no to dawaj, no to bierz! this is it, man! Dlatego uważam, to na początek jest w sam raz.
Tylko że faktycznie, muzycznie faktycznie wolałbym, żeby było to nieco mocniejsze, od samiuśkiego początku, głośniej bębny, trochę ostrzej, ciężej Edge! zdarzały im się w tym kawałku problemy z dynamiką, trudno wyczuć o co chodzi, może to wykminią jeszcze, no i - druga ważna rzecz - ja lubię ładne wejścia - "I always loved good intros most" jak to zaśpiewają niedługo tacy jedni - zawsze chciałem żeby nie było tej ciszy, żeby kończyło się Kingdom i już w tym momencie Larry zaczynał trzęsienie ziemi. I tu mnie/360tki nikt nie wypunktował - otóż, na VT było z tym lepiej. Najlepsze przejścia z Wake Up płynnie w Everyone (choć zauważyliście, że fragment 'everyone' się zmieniał? najlepszy był w San Diego, na początku, potem skracali, miksowali dziwnie) i z tego wyrastało (jak a heart is a bloom shoots up from a stony ground, kwieciście, heh) intro COBL - czysta mistyka. Tyle że hm, już zaczynanie Vertigo, a na pewno LAPOE tak idealnego wrażenia nie robiło. Zamiast nich, jednak, chyba wybrałbym Breathe. Bo ja ten kawałek też po prostu bardziej lubię i co poradzisz.. ;)

Ty, albo Magnificent, ale tak z pomysłem! Takie lepsze COBL z tego zrobić! Rozbudowane intro, przejście z Kingdom, moc mogła by być i od razu wiadomo, że to nie żarty z odliczaniem u Bowie'go, naprawdę lecimy z tego stadionu w kosmos na najbliższe dwie godziny!

Może na VT byli lepsi fachowcy od zarządzania energią publiki? Dołączona grafika


Powiedziałbym, że może to wiek, ale przecież my zawsze piękni, młodzi, pełni energii... to nie może być to :P

Ulalala... Oj nie... The Electric Co. wymiotło wszystko co stało na ziemi i co wisiało na niebie.


Wymiotła to by Gloria, a dziady tylko ze cztery czy pięć razy zagrały, a tak na to liczyłem, ech... ; )

LAPOE brzmiało na koncercie świetnie. Największa pozytywna metamorfoza "koncertowa" utworów z Bomby jak dla mnie. (...) Streets nie niszczy (na tej trasie) tak samo jak MoS. MoS niszczy BARDZIEJ.


Brzmiało na koncercie dobrze. Lepiej niż na płycie na pewno. Ale nadal nie jest to to, co acr lubi najbardziej. Z tej piosenki można było wyciągnąć więcej. Więcej Led Zeppelin np. :P

Co do Streets - MoS niszczy bardziej. Zgoda. Ale Streets też niszczy. I te snippeciki na końcu czasem, jak idealne 'the whole of the moon' u nas. I mimo że wybuch czerwieni, świateł, nie niszczy tak, jak zwykł niszczyć na trasach od JTT do ET, nadal jest dużo fajniejszy, niż ta zieleń z flagami. A to jest dość ważny koncertowy element Streets, można powiedzieć, klasyczny jak i sama piosenka.

Nie.


To się nazywa marnowanie cytatu ; ) Przypomnę, chodziło o lekkość z jaką Bono przechodzi od iście PopMartowych westchnień takiego "little guy" z Last Night On Earth do opery nielichej, wcale nie gorszej od Pavarottiego partii w piosence o tej lasce z Sarajewa, jeno krótszej nieco, że powiedziałem, że lekkość jak w Lemon, z egzaltowanych wokaliz pana z rogami w śmiesznym garniturze w te falsety.
Jak ja pamiętam VT, to się założę, że takiego little guy'a by nie mogło być, zresztą, rzeczonego Magnificenta sami posłuchajcie: http://www.sendspace...991f41a07001e9d A w tym akurat Bono myli tekst mocno i wychodzi to nieco dziwnie, bo z powtórzeniem, co jest a propos o tyle, że następną kością niezgody jest właśnie:

acr said: wielokrotne zapominanie, mylenie tekstów, coś.
owłos said:No nie powiesz mi, że teraz jest dużo lepiej. Chorzowski TUF... Do dziś nie mogę wybaczyć :/


Nie mówię że nie zapomina, bo zapomina, ale chodzi mi o to, z jaką lekkością, łatwością zdaje się potrafić z tego wybrnąć. To wszystko płynie, ma tak zwany flow.
Nie przelecę teraz wszystkich bootlegów celem weryfikacji, ale ogólne wrażenie takie mam, bardzo mocne wrażenie. Jak już wrzuciłem wyżej Magnificenta z błędem akurat który trochę moją teorię tu podkopuje to na tym samym koncercie zaraz było B.Day i jak Bono też się walnął w pierwszej zwrotce, to miast się zawiesić czy próbować wpasować jakoś z dalszą częścią, na poczekaniu dodał ze trzy czy cztery nowe wersy, fajną melodię, wrócił do standardu. Takie coś lubię, cenię, wyszukuję na bootlegach, mam nadzieję usłyszeć na żywca some day.

Albo jak na poprzednim zdaje się (ale pewności nie mam) koncercie w Mediolanie, to już chodzi o poczucie spontanu całego bandu, zupełnie pomieszali początek Sunday Bloody Sunday, ale wybrnęli brawurowo na żywca przearanżowując całą piosenkę jakby, tak, że aż miałem nadzieję, że może tak zaczną teraz to grać. Na VT z wpadkami i Sunday to pamiętam raz zerwaną strunę, raz Larry zaczął to grać zamiast Vertigo i set wywalili do góry nogami, no ale bywa. A jeszcze spontaniczne Out Of Control było chyba w Bostonie na 1st Leg, hm... no dobra, a One na 360tce w sumie ładnie zepsuli... hm... nieważne, ważne że Bono teraz daje radę lepiej tak czy siak :D
Chorzowskie TUF... ej, nie pamiętam wpadki, ale zaraz skumam ; )

A, dodam tu: no i truizm, wiem: radość z grania. Czuję u nich, u Bono, jakąś jakby większą, po prostu, bez spinki, czysta radość, inne emocje, o to chodzi.

Prawie. New Year's Night. Jednak. Odrobinkę.


Ajstyl a sprawa życia. Dublin '89 był mocny. Ale całe LoveTown już niekoniecznie. A tu mamy całą trasę, chodzi mi o aranż, o nowy sposób na ten kawałek. Moim zdaniem to najlepszy pomysł. Na drugim miejscu stawiam chyba akustyczne z Elevation Tour. A ten, snippeciki Majkela i Stand By Me (ooo, Stand By Me najlepsze ever na pewno!) > Exodus, jednak też.

acr napisał: Spójrz na takie Vertigo. Ten kawałek w końcu brzmi tak, jak powinien był brzmieć od zawsze. On po prostu płynie, to jest CZAD przez duże CZ i A i D. Porównaj teraz z dowolnym wykonaniem z VT i jest różnica?

owłos odparł: No jest, ale nie jest to jakaś niewyobrażalna przepaść, jak między, powiedzmy, albumowym a koncertowym Bulletem.


Ech, niewyobrażalna przepaść nie, ale dla mnie bardzo znacząca różnica to jest, taka, że Vertigo z VT mi się nie słucha już dawno przyjemnie, a to z 360tki nadal porwać potrafi ; )

acr wypisał: Do tego jednak nie perfekcyjne wykonania Zoo Station, które cieszyło niesamowicie ale raczej samym tym, że jest, a nie tym jakie jest, The Fly które po ET strasznie mnie rozczarowało, przyindustrializowane, nieco zmetalizowane, przyciemnione, ale czy na pewno słusznie? Don't think so. Bullet który był cieniem tego z poprzednich tras, nawet tego z próby w Seattle, przed pierwszym koncertem VT w San Diego.

owłos dodał i zaproponował: Perfekcyjne wykonanie Zoo Station w ogóle by nie pasowało do tej piosenki. Za takie okaleczenie The Fly jak na VT powinno się zamykać w kambodżańskich więzieniach. Bullet z VT był najlepszy w historii (na gołe klaty?).


Tzn. przez 'perfekcyjne' w kontekście Zoo Station wcale nie rozumiem czyste, bezbłędne, jakieś. Wiadomo że to industrial, brud, musi być. Ale odpowiednie proporcje, odpowiednia moc bębnów zabijających to wrzeszczące zoo-baby, właśnie odpowiedni moment wejścia perki, jej brzmienie, brzmienie basu, maniera Bono, czasem nienajlepsze improwizacje, Edge podcinać na gitarze nie zawsze potrafił tak, jak by się mogło chcieć, coś.

Za The Fly - wysokie 5!

Bullet był najlepszy na Elevation Tour, na Vertigo Tour był najsłabszy. Na gołe klaty!


cytat: Mi ta scena z oczu nie zniknęła ani na moment...i bardzo dobrze! OPRÓCZ Muzyki oczekuję od koncertów U2, że posłużę się autocytatem, "koksu, dziwek i stroboskopów". Wizualki na The Fly to najlepsze co mnie spotkało w tamtej wersji tej piosenki. /cytat

A bo ja byłem blisko, pod ekranem, główki nie zadzierałem zbyt często w jego stronę, może to i stąd też trochę, ale tak - to są fajne rzeczy, ale niech to zawsze będzie tylko bonus do muzyki, zawsze fajny ale dodatek. A wizualki na Fly-VT, tak, faktycznie wporzo ;)


cytat: Kurtki na 360 na pewno nie są lepsze (oprócz laserowej rzecz jasna Dołączona grafika). Fryzura na VT była uuugh, brrrr i inne takie. /cytat


Ale przynajmniej nie przebierał się za listonosza/rosyjskiego milicjanta :P

Coś jeszcze? Ej, coś jeszcze chciałem na pewno powiedzieć i zapomniałem : (
Ojej, i tak coś długo wyszło, SORY :D

Użytkownik acr edytował ten post 10 marca 2010 - 03:09


#3078 Owłos

Owłos

    Użytkownik

  • Members
  • 5 525 Postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:Órsynuw

Napisano 10 marca 2010 - 18:55

Bo lubię jak U2 wychodzi do mnie z odpowiednim przekazem,

Breathe. Bo ja ten kawałek też po prostu bardziej lubię i co poradzisz.. Dołączona grafika

Ty, albo Magnificent, ale tak z pomysłem! Takie lepsze COBL z tego zrobić! Rozbudowane intro, przejście z Kingdom, moc mogła by być i od razu wiadomo, że to nie żarty z odliczaniem u Bowie'go, naprawdę lecimy z tego stadionu w kosmos na najbliższe dwie godziny!

Argument z przekazem mnie przekonuje. Muzycznie jestem chyba w tym przypadku niereformowalny. No właśnie sprawa się rozbija o "bardziej lubienie". Co do Magnificent - Ooo! Salomonowo-Acrowe rozwiązanie! Jak najbardziej za! Pamiętam jak pierwszy raz przesłuchałem NLOTH (płytę) i usłyszałem to intro do Magni, pomyślałem sobie - będzie miazga! Gdy intro się skończyło to... może nie zrzedła mi mina, ale to co usłyszałem był zbyt "klasyczne", zbyt "jutowe", choć (a raczej - właśnie dlatego)) wciąż bardzo porządne. Jeśli by się wzięli za rozpracowanie tego jak COBL (którego nomen omen też nie lubię :D) to ja tylko przyklasnę. Mi się zawsze podobało, gdy usłyszałem coś U2 i mogłem powiedzieć "to nie brzmi jak U2". Ten opis pasuje do sytuacji, gdy po przesłuchaniu 3 pierwszych płyt słyszysz coś takiego jak The Unforgettable Fire czy Bad. Albo jak po The Joshua Tree słyszysz God Part II. A potem wita Cię Zoo Station na kolejnym albumie itd. Magni "brzmi jak U2" niestety w moim rozumieniu to określenie pejoratywne w odróżnieniu "to brzmi jak U2" w wypadku Moment of Surrender. Takiemu Stand Up Comedy czy Fez-Being Born już nie mogę tej łatki przypiąć i dlatego NLOTH jako całość mi się podoba (na Bombie niestety wszystko "brzmiało jak U2")

Wymiotła to by Gloria, a dziady tylko ze cztery czy pięć razy zagrały, a tak na to liczyłem, ech... ; )

Gloria? Może. Nie wiem. Nie słyszałem na żywo to się nie wypowiadam. Nie przepadam za tym utworem generalnie, na bootlegach jest niewiele lepiej. Ale chętnie dałbym jej szansę ;>

Co do Streets - MoS niszczy bardziej. Zgoda. Ale Streets też niszczy. I te snippeciki na końcu czasem, jak idealne 'the whole of the moon' u nas. I mimo że wybuch czerwieni, świateł, nie niszczy tak, jak zwykł niszczyć na trasach od JTT do ET, nadal jest dużo fajniejszy, niż ta zieleń z flagami. A to jest dość ważny koncertowy element Streets, można powiedzieć, klasyczny jak i sama piosenka.

Streets IMO niszczy na 360 głównie dlatego,...że to Streets. Wolałem wersję z VT (bo bardzo mi się podobały te african-like zaśpiewy Bono, choć wiem, że to jest kwestia dyskusyjna. O ET nie wspomnę. Co do efektów świetlnych - możesz mieć rację.

że lekkość jak w Lemon, z egzaltowanych wokaliz pana z rogami w śmiesznym garniturze w te falsety.
rzeczonego Magnificenta

Przypomnę, że zanegowałem tylko to porównanie z Lemon ;> Magni mediolańskie JEST cud-miód.

Nie mówię że nie zapomina, bo zapomina, ale chodzi mi o to, z jaką lekkością, łatwością zdaje się potrafić z tego wybrnąć. To wszystko płynie, ma tak zwany flow.
Albo jak na poprzednim zdaje się (ale pewności nie mam) koncercie w Mediolanie, to już chodzi o poczucie spontanu całego bandu, zupełnie pomieszali początek Sunday Bloody Sunday, ale wybrnęli brawurowo na żywca przearanżowując całą piosenkę jakby, tak, że aż miałem nadzieję, że może tak zaczną teraz to grać. Na VT z wpadkami i Sunday to pamiętam raz zerwaną strunę, raz Larry zaczął to grać zamiast Vertigo i set wywalili do góry nogami, no ale bywa. A jeszcze spontaniczne Out Of Control było chyba w Bostonie na 1st Leg, hm... no dobra, a One na 360tce w sumie ładnie zepsuli... hm... nieważne, ważne że Bono teraz daje radę lepiej tak czy siak Dołączona grafika
Chorzowskie TUF... ej, nie pamiętam wpadki, ale zaraz skumam ; )

Żeby merytorycznie polemizować w kwestii pomyłek musiałbym chyba jeszcze trochę bootlegów z VT odsłuchać. PÓKI CO mam wrażenie, że wychodzi na remis, lekkości na 360 (takiej znacząco się różniącej od VT, a nie "w ogóle") nie doznaje. Ale w tym wypadku masz więcej argumentów w ręku (w uchu? w pamięci?). Co do TUF chorzowskiego, przypominam, że Bonciowi sie zapomniało całe:
"And if the mountains should crumble
Or disappear into the sea
Not a tear, no not I."

Ajstyl a sprawa życia. Dublin '89 był mocny. Ale całe LoveTown już niekoniecznie. A tu mamy całą trasę, chodzi mi o aranż, o nowy sposób na ten kawałek. Moim zdaniem to najlepszy pomysł. Na drugim miejscu stawiam chyba akustyczne z Elevation Tour. A ten, snippeciki Majkela i Stand By Me (ooo, Stand By Me najlepsze ever na pewno!) > Exodus, jednak też.

Stand By Me - podobnie, za małe doświadczenie bootlegowe, żeby wiarygodnie porównywać, ale racja - na 360 brzmi świetnie. I, że lepsze niż Exodus, też zgoda. Prwada - Ajstyl Dublin 89' to był jednorazowy wyskok i GENERALNIE Ajstyl jest grany lepiej na 360. Tak samo mam z The Fly - najlepszy Dublin 93', OGÓLNIE lepiej to grali na ET. Co do Vertigo poglądy mamy co najmniej zbliżone.

Tzn. przez 'perfekcyjne' w kontekście Zoo Station wcale nie rozumiem czyste, bezbłędne, jakieś. Wiadomo że to industrial, brud, musi być. Ale odpowiednie proporcje, odpowiednia moc bębnów zabijających to wrzeszczące zoo-baby, właśnie odpowiedni moment wejścia perki, jej brzmienie, brzmienie basu, maniera Bono, czasem nienajlepsze improwizacje, Edge podcinać na gitarze nie zawsze potrafił tak, jak by się mogło chcieć, coś.

Bullet był najlepszy na Elevation Tour, na Vertigo Tour był najsłabszy. Na gołe klaty!

A bo ja byłem blisko, pod ekranem, główki nie zadzierałem zbyt często w jego stronę, może to i stąd też trochę, ale tak - to są fajne rzeczy, ale niech to zawsze będzie tylko bonus do muzyki, zawsze fajny ale dodatek.

Zoo Station na VT - iiii tm, w Chorzowie bujało niesamowicie. To mi wystarczy. Bullet - najsłabszy na The Joshua Tree Tour, na ET DRUGI NAJLEPSZY. Chcesz się bić?
Ja też nie byłem specjalnie daleko, ale głowę zadzierałem, bo lubię widzieć o co cho, co niestety dzień po koncercie boleśnie odczułem.

Ale przynajmniej nie przebierał się za listonosza/rosyjskiego milicjanta Dołączona grafika

Oj tam, oj tam. Na VT miał też elegancką marynarkę na Streets, One, Pride etc. Strój a'la kanar (ostatnio coś ich dużo w metrze warszawskim - I TO W WAGONACH! :o) to był taki wyskok jeno.

Jeszcze po 6 postów i sie zgodzimy we wszystkich kwestiach. Oprócz Bulleta rzecz jasna.
"I went out there
in search of experience
to taste and to touch
and to feel as much
as a man can
before he repents"

#3079 derka

derka

    Lady with the spinning head

  • Moderatorzy
  • 5 611 Postów
  • Płeć:Kobieta
  • Skąd:z krainy Oz

Napisano 10 marca 2010 - 19:44

Że pozwolę sobie wtrącić- ja od początku twierdziłam, że Magnificent by mogło być świetnym openerem. Po ciemku zaczynają, jakieś rozbudowane intro, by potem na wybuch perkusji i gitary rozbłysła cała scena. Mnie to by zmiażdżyło.

There's always a chance as long as one can think
this is music : last

#3080 acr

acr

    mam tu fajne drzewko

  • Moderatorzy
  • 17 742 Postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:skądinąd.

Napisano 10 marca 2010 - 20:03

Ja się jeszcze potem odniosę do reszty, teraz mam czas krótki, zaraz kumpel ma wpaść, więc tylko powiem że:

Że pozwolę sobie wtrącić- ja od początku twierdziłam, że Magnificent by mogło być świetnym openerem. Po ciemku zaczynają, jakieś rozbudowane intro, by potem na wybuch perkusji i gitary rozbłysła cała scena. Mnie to by zmiażdżyło.


raz zagrali Magnificent na początku, oczywiście gdzie? oczywiście w bostąąąą, masecziuseeeetsss! (link do YT) i mimo że nie jest tak, jak bym sobie wymarzył, może nie tak, jak wymarzyłaby sobie Derka z tego co widzę, ale i tak, jest MOC. Trochę poprawek, nieco rozbudować wejście, coś, no byłoby idealnie.

Użytkownik acr edytował ten post 10 marca 2010 - 20:11




Dodaj odpowiedź



  


Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych