Ostatnio nam się spodobało/nie spodobało
#761
Napisano 27 października 2008 - 10:48
#763
Napisano 27 października 2008 - 10:50
#764
Napisano 27 października 2008 - 16:46
A sam koncert? Kurcze, energia, energia, jeszcze raz energia - słucha się tego znakomicie. "One Vision", "Tear It Up", "A Kind Of Magic", oczywiście nie pomijając pozostałych wspaniałych utworów.
No i te zabawy Freddiego z publicznością pod koniec "A Kind Of Magic" ("fuck you"), klasyka... A chwilę potem basik do "Under Pressure".
Cholera, tyle lat tego nie słuchałem, aż żal.
#765
Napisano 28 października 2008 - 00:05
O ile tekstowo trochę zeszli niżej, to muzycznie jak najbardziej się jeszcze na Krzywym Ryju trzymali (Co Ja Robię Tu to akurat cienki singiel). To tam byłą "Wilanowska" - przeróbka "Waterloo Sunset"? Piękna była, do dziś kiedy słyszę melodię Waterloo Sunset, pierwszym skojarzeniem jest tekst Sienkiewicza. Gdyby ktoś dysponował Radością w formacie mp.3 lub podobnym, bym reflektował. Kaseta się już tylko kurzy od kiedy padł mi ostatni magnetofon.
Polecam ich koncertowo, jeśli kiedyś uda Wam się gdzieś trafić. Pewnie będą za darmochę na jakimś festynie (Dni Bielan, Dni Łomianek.. przykre trochę:]), no ale. Polujcie.
Użytkownik acr edytował ten post 28 października 2008 - 00:16
#766
Napisano 28 października 2008 - 00:28
Postarm się w najbliższym czasie cos Ci wrzucić.Elektryczne jak najbardziej! Mam podobnie do kolegów, miałem. Wielka Radość była płytą mojego dzieciństwa, potem kupiłem sobie kasetę Na Krzywy Ryj, soundtrack z Kilera się zaplątał itepe. Podobno jak byłem mały poznałem dwóch członków zespołu (kumple ojca z LO) ale niestety za cholerę nic nie pamiętam
O ile tekstowo trochę zeszli niżej, to muzycznie jak najbardziej się jeszcze na Krzywym Ryju trzymali (Co Ja Robię Tu to akurat cienki singiel). To tam byłą "Wilanowska" - przeróbka "Waterloo Sunset"? Piękna była, do dziś kiedy słyszę melodię Waterloo Sunset, pierwszym skojarzeniem jest tekst Sienkiewicza. Gdyby ktoś dysponował Radością w formacie mp.3 lub podobnym, bym reflektował. Kaseta się już tylko kurzy od kiedy padł mi ostatni magnetofon.
Polecam ich koncertowo, jeśli kiedyś uda Wam się gdzieś trafić. Pewnie będą za darmochę na jakimś festynie (Dni Bielan, Dni Łomianek.. przykre trochę:]), no ale. Polujcie.
#767
Napisano 28 października 2008 - 01:44
Lecim dalej z tym wątem bo coś padł ostatnio.
Gravehurst - Fires In Distant Buildings z roku 2005.
Namechecking: Mogwai/Mono/coś w ten deseń, Archive, Piano Magic, Simon & Garfunkel, Radiohead, bardziej już na siłę jeszcze parę innych z King Crimson włącznie. A jednak spójne. I właśnie m.in. dlatego że dosłuchać się tam można tak różnych rzeczy, a brzmi jak nieźle pomyślana całość, uważam że całkiem interesująca pozycja.
Jakie to jest? Smutne, generalnie. Idealne dla wszystkich mających masochistyczną tendencję do integrowania stanu ducha ze stanem pogody za oknem, jak ja. Czyli płyta jesienna. Pełna deprecha, ale teksty dość od czapy, więc nie istnieje ryzyko wylewania łez za tę/tego o którym, o nas, przecież to mogło by być.. chlip.
Jest "jakość" czy "jakoś leci"? 7.0/10.0. Odejmuję pół punktu za jeden zbędny instumental który jest repryzą całkiem zgrabnego utworu, swoją drogą antycypującego z lekka niektóre momenty 'In Rainbows' Wiadomo Jakiej Kapeli, tak na moje przytkane przeziębieniem ucho. Poza tym, Hameryki nie odkrywają, a doznać maksimum tego, co muzyka oferuje, można w raczej specyficznych warunkach i stanie, a nie zawsze i wszędzie, więc.
"A daj pan posłuchać tego grejwharsta całego..". Proszę.
Down River - otwiera album. Ciągoty post-rockowe, fajnie się pomału rozkręca, nastrój trzyma. Przez sporą część prowadzi przyjemny, ciepły motyw na gitarze, budujący też zagęszczającą się atmosferę niepokoju (btw. naprawdę nie chcę przeginać z tym sypaniem nazwami, ale.. Knopfler? może nie on, ale to brzmienie.. ktoś podobny.. no kurcze..).
Cities Beneath The Sea - Archive meets Simon & Garfunkel. Więcej tych drugich. W sumie tyle o tym tracku starczy jako rekomendacja.
"and the magic of stones, when taken back home, is left on the beach"
A i z zupełnie innej beczki. Komu mówiłem, że nie rozumiem zachwytów pana Ambrożewskiego na Screenagers nad albumem "Blinder" Opposition - zapomnijcie o tym. Cokolwiek o tym pisałem, odszczekuję. Proszę o wykasowanie z archiwów i nie szantażowanie mnie tym potem. 8/10 się jak najbardziej słusznie należy. Po szczegóły odsyłam do wspomnianej recenzji, w której ujęto mniej więcej to, co sam bym teraz napisał, to nie będę pisał, jak mam gotowca z którym się w 80% jednak zgadzam, no nie? Po album odsyłam na mój profil i zakładkę "wyślij wiadomość". Dziękuję za uwagę.
A i jeszcze. Słyszał ktoś już solowego Borrissey'a?
Użytkownik acr edytował ten post 28 października 2008 - 02:22
#768 Guest_piotrek85_*
Napisano 30 października 2008 - 00:03
#773
Napisano 15 listopada 2008 - 13:28
#778
Napisano 17 listopada 2008 - 15:20
swoją drogą, ostatnio spodobało mi się ich 'Use somebody':
http://www.youtube.c...h?v=JCZfJ5ai07U
#779
Napisano 22 listopada 2008 - 22:26
kolorowo, wesoło i ten tekst ;-) a teledysk, fiu, fiu!
#780
Napisano 23 listopada 2008 - 02:58
I ich album Birds Make Good Neighbors z roku 2006.
Mam jakiś kryzys pisania, opisywania, to będzie krótko. Pan i Pani z USA. Bardzo przyjemne, niezwykle melodyjne.
Concept album troszkę o tych ptaszkach, ale jeszcze się nie wgryzłem w liryki na tyle. Wymowa całości - jest źle, ale może będzie dobrze. Ale musimy Hold Our Hands And Fight. To pierwszy utwór na płycie, utwór trochę o ucieczce, można powiedzieć, przez co kojarzy mi się jakoś ze Streets. Dobry opener (a to "ooooo-oooo!" - uwielbiam takie elementy). A potem też, równie fajnie, świetnie melodyjnie.
Nie odchodzą specjalnie od konwencji, choć jeden utwór (Leaves do Fall) to burza, pustynia, nadciągająca kawaleria.. a ściślej, tekstowo, kawaleria uczuć, emocji. Dobre. Generalnie sporo naprawdę fajnych i dobrych piosenek po prostu.
I miażdżące w warstwie muzycznej 4-Track Love Song na końcu, które już wrzucałem w wątku "kawałek na dziś", ale możecie nie pamiętać, to jest jeszcze raz;)
Plus, nawet bardziej:
Calexico, z albumem Carried To Dust.
Rocznik bieżący. Ameryka, Arizona. Na dole post'u jest klip, więc widać, [tribute to someone: on] że amerykanie są brzydcy i brzydko się ubierają [off].
Calexico wyprodukowało jedną z ciekawszych płyt w tym roku. O ile folk-americano-songwriterskich projekcików mamy nawał z północnego i środkowego US, mrocznych goth-folkowców z Texasu i okolic też się znajdzie sporo, to tym razem jesteśmy przy granicy z Meksykiem, chlapniemy czasem tequilę, wpadniemy czasem do LA, czasem się spotkamy z ziomami, np. z panem Iron & Wine (nawet nagraliśmy razem płytkę trzy lata temu!), albo z imigrantami z południa, a potem wrócimy i z tego wszystkiego zrobimy w domu, albo w studiu przy drodze jakieś 200 mil za Phoenix, świetny album. Miejscami tam czuć tę samą pustynię co na Joshua Tree (pierwszy track na płycie się nazywa "Victor Jara's Hands", pan Jara, to ten sam, co wspomniany w One Tree Hill, ale to jako ciekawostka już tylko ).
Tu najlepsze moim zdaniem, choć nie do końca odzwierciedlające to, o czym wyżej pisałem Two Silver Trees.
Jest 5:05 am, jest zmęczenie, jest senność, więc trochę mi się nie chce więcej pisać, ani nic więcej wrzucać, ale odpalcie sobie, bo warto kurcze
Użytkownik acr edytował ten post 23 listopada 2008 - 05:07
Dodaj odpowiedź
Użytkownicy przeglądający ten temat: 5
0 użytkowników, 5 gości, 0 anonimowych