Muszę o czymś napisać
Mostly Autumn - " Heart Full Of Sky " ( 2007 )
Byli tacy, którzy spisali już ten zespół na straty. Może nawet sam do nich należałem. Ostatni album, " Storms Over Still Water " z 2005 roku, mimo wielu pięknych fragmentów, sprawiał jednak niezbyt optymistyczne wrażenie - zespół jakby zagubił się gdzieś pomiędzy hard i prog rockiem, w międzyczasie coraz bardziej zapominając o folkowych korzeniach, co skutkowało banalizacją kompozycji. Nie był to dobry znak. Jak się później okazało - zabrnięcie w bardziej komercyjne brzmienie zostało wymuszone przez wytwórnie, która potrzebowała hitów, a nie kilkuminutowych solówek. Jeszcze na wcześniejszej płycie " Passengers " z 2003 roku zgrało się to wspaniale, osobiście uważam nawet, że był to dotychczas najlepszy album grupy dowodzonej przez Bryana Josha ( słuchacze Radia Kraków ogłosili go zresztą płytą roku 2003, wtedy też pierwszy raz usłyszałem o zespole ). Ale kolejne lata bezsprzecznie dowiodły, że nie jest to dla Mostly Autumn żadna opcja na przyszłość. Lider zdecydował się więc na rozwiązanie radykalne - rozwiązał kontrakt, i założył własny biznes, Mostly Autumn Records, w którym właśnie ukazała się nowa, szósta już regularna płyta zespołu ( nie liczę regularnych koncertówek, składanek, koncertówki z coverami Pink Floyd, oraz concept albumu " Music Inspired By The Lord Of The Rings ) nagrana z nowym klawiszowcem i nową, drugą wokalistką, grającą także na flecie Angelą Gordon.
I od razu wypada napisać - to jak na razie dla mnie najmilsza niespodzianka 2007 roku ! Upragniona, pełna niezależność przysłużyła się grupie niesamowicie - na " Heart Full Of Sky " Mostly Autumn brzmi dosłownie jak nowo narodzone. Nie ma mowy o wymuszonych riffach, tandetnych melodiach, czy zachowawczym śpiewie, które tak bolały na poprzednim albumie. Płyta brzmi świeżo dosłownie w każdym aspekcie - od samych kompozycji, poprzez aranżacje, produkcję, aż po wokale - Heather Findley chyba tylko na debiucie śpiewała z większą swobodą.. Sam Bryan Josh nad swoim głosem również popracował. Zdając sobie doskonale sprawę ze swoich ograniczonych w tym względzie możliwości stara się wydobyć z niego najwięcej, ile się tylko da, nie forsując jednak na siłę ( co się w przeszłości zdarzało ), i nie przypominając już tak bardzo Davida Gilmoura.. a całości strony wokalnej dopełnia Angela Gordon, występująca głównie w chórkach ( znakomitych ), ale też mająca w paru fragmentach swoje pięć minut.
Co do samych piosenek - zawiodą się trochę ci, którzy liczyli na powrót do folk-prog rockowych korzeni zespołu. Grupa nie zamierza odcinać kuponów, woli iść naprzód, odwołując się czasem do zupełnie niespodziewanych inspiracji - raz słychać np. Oasis (!), innym razem coś w rodzaju klasycznego punk rocka ( !!! ), miejscami dają o sobie znać inspiracje gotykiem, jednak nie słychać w tym ani odrobiny komercyjnego myślenia - to po prostu nowy klawiszowiec, Chris Johnson, wnosi coś od siebie. A są to nie tylko charakterystyczne dla gotyku mroczne, wijące się tła, i mocne, smyczkowe wejścia, ale także np. purplowe Hammondy, które, o dziwo ( dla mnie ) z niczym się tutaj nie gryzą, raczej doskonale wzbogacają brzmienie. No i mamy także, oczywiście, mnóstwo akustycznych ballad, ze smakiem doprawionych to fletem, to wiolonczelą, to znowu smyczkami - i nie przesadzę jeśli napiszę, że tak piękne nigdy dotąd nie były.. Starzy fani zapytają pewnie: " a co z podobieństwem do Pink Floyd, czyli przede wszystkim tak bardzo gilmourowymi solówkami Josha ? Ostały się w ogóle ? ". Ostały się ! I brzmią coraz mniej gilmourowo, inaczej niż kiedyś, oczywiście nadal słychać charakterystyczne przeciąganie nut, ale partie gitary są jakby bardziej rozedrgane, bardziej spontaniczne, są w ogóle bardziej.. czuć w nich wolność, powiew świeżości.
Jak zresztą na całej płycie. " Heart Full Of Sky " prezentuje Mostly Autumn jako grupę, która gra dokładnie to, co chce, i w czym się czuje najlepiej. Grupę, która nie musi już iść na żadne kompromisy, pytać się kogokolwiek z zewnątrz o zdanie, nagrywać pod czyjekolwiek dyktando. Grupę, która tak swobodnie i radośnie ( oczywiście nie chodzi mi tu o samą muzykę, choć optymizmu w niej nie brakuje - chodzi o czystą radość grania ) ostatni raz brzmiała chyba na " The Spirit Of Autumn Past " z 1999 roku, a tak udanych piosenek nie miała bodaj nigdy dotąd. Tak, jeśli chodzi o moje zdanie - to jest najlepsza płyta zespołu, przebija nawet absolutnie zjawiskowy debiut, a co jeszcze bardziej cieszy - mimo, iż edycja fanowska jest dwupłytowa, zawiera 18 premierowych kompozycji, i na dodatek większość z tych zamieszczonych na płycie drugiej to ballady, nie ma tu ani chwili nudy, każda sekunda jest dowodem olbrzymiego potencjału twórczego, który pozwala mieć nadzieję na świetlaną przyszłość.. Teraz, kiedy Bryan i Heather są wolni od nacisków przemysłu muzycznego, nie widzę najmniejszych powodów by wątpić, że będzie jeszcze lepiej. A na razie cieszę się po prostu ogromnie, że jeden z moich ulubionych zespołów wraca w tak fantastycznej formie.. Chciałbym, żeby U2 tak wrócili. Mostly Autumn udowodnili mi, że nigdy nie warto tracić nadziei.