No kiedy właśnie nie dlatego że " się przyjęło ", tylko dlatego, że " The Beatles jest (prawdopodobnie) najważniejszym zespołem w historii muzyki; -zgoda! " i następne.
No i właśnie dlatego moim zdaniem: można doceniać to co zrobili dla muzyki. Można też uważać ich za najważniejszy zespół w historii. Można też snuć teorie, czasem nawet podchodzące pod całkowitą pewność, dla ilu przyszłych artystów byli wyznacznikiem.
Irytuje jedynie zupełne ignorowanie słabych stron! Irytuje nazywanie twórców Obladi-Oblada najlepszymi tekściarzami wszech czasów! O takie mniej i bardziej istotne rzeczy chodzi. O całkowity, 100-procentowy bezkrytycyzm.
No właśnie po Twoich postach widzę, jak nastawia
A uwierz mi, że całkiem niedawno byłem przekonany o wyższości muzyki Bitelsów nad wszelką inną. Parę lat temu. Ale przesłuchałem kilka płyt i oniemiałem - prosto w twarz powiała mi najprościej mówiąc zwyczajność!
W takim razie jak to jest możliwe, że taka zupełnie przeciętna, niewyróżniająca się muzyka stała się tak wpływowa i inspirująca ?
Bo była pionierska, bo wyznaczała nowe kierunki, bo poszerzała horyzonty. I w tym momencie można z całą pewnością zarzucić mi, że zaprzeczam sam sobie, bo jak mogę tak opisanej muzyce zarzucić brak geniuszu? Ale nie dostrzegam w niej *tego czegoś*, tego, co ma With Or Without You, co ma Mandela Day albo Belfast Child Simple Mindsów, co ma Don't Give Up Gabriela i Bush chociażby.
Czy Vedder, Bono, Freddie Mercury ( którego największym idolem był przecież John Lennon ), i cała masa innych, wybitnych muzyków też tak po prostu uległa " stereotypowi " ? No jakoś mi w to trudno uwierzyć.
W coś trzeba wierzyć
Mercury cenił też George'a Michaela. Czy to o czymś świadczy?
Nie no, żeby nie było, że prostacko zbaczam z tematu. Nie można nie szanować Lennona, nie można nie szanować McCartney'a i reszty The Beatles. Nie można nie uwzględniać ich dokonań w kanonie rzeczy obowiązkowych, być może na samym szczycie owego. To pewne. Ale - patrz punkt wyżej.
A dla mnie nie ma możliwości nieuznania np. Yesterday za WIELKĄ kompozycję. Bo jeśli ta piosenka nie jest wielka - to która jest ?
To, że zdarzają się rodzynki w ich dyskografii (sztuk kilka), nie czyni jej genialnej jako całości. O wiele więcej jest tam rzeczy przeciętnych i słabych (z mojej perspektywy oczywiście).
Co do " geniuszu w wyznaczeniu strategii " - takimi słowami można to można zbyć np. Ramones. Oni wytyczyli strategię o nazwie " punk rock ", i tyle. Natomiast nie można zbyć w ten sposób The Beatles, ponieważ ich " wytyczenie strategii " polegało na przewróceniu do góry nogami całej kultury popularnej.
A co zespołowi o nazwie Ramones zostało do przewrócenia? Ilościowo Bitelsi wywrócili wszystko, jakościowo - moim zdaniem, jak wiadomo - nie.
Ponieważ nagle okazało się, że to właśnie tych czterech facetów tworzy jeden archetyp muzyki popularnej za drugim.
Wieczna chwała i wieczny szacunek im za to! Ale, przysięgam, nie odczuwam przy Sgt. Pepper's tego, co przy Joshua Tree, nie odczuwam przy Abbey Road tego, co przy Street Fighting Years, nie odczuwam wreszcie przy White Album tego, co chociażby przy trzyletnim Funeral Arcade Fajersów. Może nie potrafię, może się mylę, może jestem ograniczony, ale nie odczuwam przy muzyce The Beatles *tego czegoś*, podniecenia, ekscytacji, nie odczuwam przy ich muzyce żadnej niesamowistości
(...) - to właśnie takie archetypy. Yesterday do dziś pozostaje najczęściej przerabianym utworem w historii muzyki popularnej.
A ilu coverów doczekał się chociażby Michael Jackson? Ktoś zliczy?
Nikt mi nie wmówi, że jest to efekt jakiejś propagandy. Co, wszyscy Ci wybitni artyści nagle pokornie kłaniają się reklamie, i składają hołd Beatlesom dlatego, że powiedziano im, iż właśnie Beatlesom należy składać hołd ?
Dobre pytanie. Zapewnie nie
Odwróćmy sytuację - komu innemu mieliby ów hołd składać? Czy sprinter bijący rekord świata, którego idolem jest poprzedni rekordzista (idolem, bogiem, inspiratorem, wszystkim), pozostanie od niego słabszy, czy może będzie lepszy? Nieracjonalny byłby wybór tej pierwszej opcji. A czy odbierze to szacunek i cześć otaczającą poprzedniego mistrza? W żadnym razie.