The Joshua Tree [opinie]
#23 Guest_MacPhisto18_*
Posted 31 sierpnia 2007 - 09:57
Z Vertigo przesadziłeś, nie narażaj się!(nie mam oczywiście złych intencji).
Dla mnie HTAAB jest wręcz jak TJT choć to trochę inna epoka.
Rzecz gustu.
Vertigo na koncertach mi pasuje, ale na płycie zawsze omijam ten kawałek
No ale wiesz dla mnie Zooropa nie ma słabych momentow...
Więc to sprawa gustu.
#26
Posted 31 sierpnia 2007 - 12:40
Gust gustem, mogą się komuś podobać wszystkie kawałki z jakiejś płyty, ja tak mam z ich wszystkimi albumami właściwie, ale HTDAAB i Joshua Tree dzieli straszny dystans. Muzyka, liryka, treść i kontekst muzyczno-społeczno-polityczny. Umieśćmy to wszystko poprawnie, posłuchajmy, HTDAAB jest bardzo dobrym albumem nagranym przez wielki zespół, legendę, ale to tylko tyle.
The Joshua Tree przywróciło Wielką Muzykę na należne jej miejsce, skasowało wszystko i wszystkich, poruszyło tematy życia, śmierci, miłości, uzależnień, ucieczki, ubóstwa, upadku, polityki, całą masę innych, w sposób uniwersalny, aktualny w 87', aktualny i dziś i pewnie jeszcze długo. Muzycznie - można powiedzieć że wyprzedziło epokę, ale właściwie ten album nie tyle wyprzedził epokę, co był całkowicie poza nią. Dziś brzmiałby równie oryginalnie, może mniej świeżo, ale to tylko ze względu na techniczne możliwości wtedy i dziś. Słuchając go jako fani U2 dobrze wiemy, że to U2, że tak brzmi i ma brzmieć, ale wyobraźmy sobie że żyjemy w roku 87', w takich Stanach, jak nie Madonna, to Bon Jovi i pudel-metalowi koledzy z innych zespołów, jak nie MTV to cały ten inny syf, gdzieś tam sporo dobrych, ale mało znanych zespołów, gdzieś tam w podziemiu jest jakiś REM< gdzieśtam kształtuje się grunge, ale my nie musimy jeszcze o tym wiedzieć tak naprawdę. I słyszymy w radiu I Still Haven't Found What I'm Looking For, słuchamy, cóż to takiego? Potem With Or Without You, czy ktoś kiedykolwiek nagrał taką balladę? Tfu, ballada to okropne słowo, to coś innego, tylko co? Ale jest piękne. Streets? Oż kurde, ja też chcę biec! I tak dalej.
#27
Posted 31 sierpnia 2007 - 12:55
Można by było tu długo pisać o każdym utworze i wypisywać najpiękniejsze jego cechy, ale to bez wątpienia najważniejsze dzieło w dorobku Irlandczyków.
#28
Posted 31 sierpnia 2007 - 13:27
#31
Posted 31 sierpnia 2007 - 18:52
#32
Posted 31 sierpnia 2007 - 19:40
TJT była to jedna z pierwszych płyt jakie posiadłam i po pierwszym przesłuchaniu stwierdziłam iż to jest istna magia. Gdy jej słucham siedzą we mnie wszystkie możliwe uczucia w wydaniu pozytywnym. Kiedy słucham np. "Bullet the blue sky" - przechodzą mnie ciarki po plecach, jak "with or without you" - niezmiernie się wzruszam, jak "Mothers of the disappeared" - łzy cisną mi się same do oczu, a gdy "Where the streers have no name" to czuję jakbym miała zaraz "eksplodować", nie sposób tego wyrazić. Tak mogłabym długo opisywać każdą piosenkę, ponieważ słuchając ich przeżywa się piękne chwile...A co do harmonijki, to niezmiernie ją polubiłam , chociaż czasami gdy ją słyszę to przed oczami pojawia mi sie dziki zachód i jakiś kowboj z kiełbachą a w dodatku ta płyta jest nadal aktualna w obecnych czasach i to jest piękne, a w dodatku nie może się znudzić...
otóż to. ja się tak pieknie wyrażać nie potrafię, więc cytuję tylko drobna modyfikacja: mi za pierwszym razem tak bardzo się nie spodobała. ja muszę "poznać" płytę, aby ją polubić. im dłużej słucham tym bardziej podoba mi się podobnie było np. z Unforgettable Fire .
#34
Posted 06 września 2007 - 07:37
Otóż to.
I nigdy mi się ani trochę nie znudziła, nie osłuchała.
To też coś może znaczyć. Znudziło Wam się kiedyś JT?
I znaczy.
Nie znudziła się i nie znudzi, grzechem byłoby w to wątpić. Wspaniały album, o niebo lepszy od AB
wszystko co genialne jest proste
heartland
szukam sponsora do wystrzelenia mnie w kosmos!..
#37
Posted 06 września 2007 - 10:23
Nie umiem profesjonalnie oceniać muzyki, zawsze twierdziłem, że muzyka to przede wszystkim emocje - emocje tworzących i emocje odbierających.
I te emocje , które mną owładnęły wówczas, żadna z innych, w całości odbieranych, płyt U2 już nie wniosła. Nie oznacza to, że inne płyty są gorsze pod względem muzycznym właśnie, nie umiem tego ocenić, ale z JT to był mój "pierwszy raz", moje pierwsze "zauroczenie", miłość szczeniacka i ślepa! Teraz mogę jedynie próbować na chłodno analizować wszystkie dokonania zespołu, ale i tak JT cały czas szuuuuumi w głowie. Jest oczywiście wiele utworów z innych płyt U2, które mnie elektryzują, ale jak się temu bliżej przyglądam - to są to przeważnie piosenki, które w jakimś sensie nawiązują do stylistyki JT. A może rzeczywiście jest po prostu tak, że nigdy nie wiadomo w tej miłości, czy "pierwsza jest ostatnią, czy ostatnia pierwszą"!
Tak czy siak - JT wydaje mi się być najbardziej autentyczną emocjonalnie płytą zespołu. Z jednej strony byli jeszcze na tyle młodzi, by chcieć zmieniać świat bez żadnych otoczek polityczno - społecznych, chcieli po prostu szczerze wykrzyczeć siebie, z drugiej zaś strony - byli już świadomymi muzykami i dzięki temu umieli przenosić w obręb swojej muzyki wszystko to, co chcieli przez nią wyrazić. I to się w tej płycie po prostu czuje! Tak sądzę.
#38
Posted 07 września 2007 - 14:28
#39
Posted 07 września 2007 - 14:46
Tak samo nie rozumiem, dlaczego niby RTSS po BTBS to kolejna "niechciana" zmiana nastroju? Przecież to jest fenomenalne.
I pewnie dlatego utrzymali to przejście na koncertach..
#40
Posted 07 września 2007 - 16:37
I teraz mi przyszło do głowy, że może właśnie przez tą zmianę nastroju zdarza mi się pomijać Bullet the blue sky.. hmm.. ciekawe, bo nie to, że nie lubię tego utworu, wręcz przeciwnie, bardzo go cenię
wszystko co genialne jest proste
heartland
szukam sponsora do wystrzelenia mnie w kosmos!..
Reply to this topic
1 user(s) are reading this topic
0 members, 1 guests, 0 anonymous users