Pięknie jest. Te kosmiczne światła, ten ekran, bajery cudne 
ktoś tu wczoraj narzekał, że przekombinowane, za dużo itd. - eee, rozumiałabym to może jeśli muzyka zeszłaby na drugi plan, ale ona broni się znakomicie, więc można się tylko cieszyć.
Angel of Harlem i When Love Comes To Town wypadły genialnie - widząc to co się dzieje tak sobie myślę, że może w tym miejscu setu co koncert będzie zupełnie inna piosenka ? To by było coś.
A, jeszcze - jeśli coś mi się póki co nie podobało, to ten snippet do Streets 
coś mi tam nie pasuje.
:D
Można by rzec: jaki zespół, taka publiczność. W każdym razie koncert, dajmy na to, Jacka White'a to to nie jest. To kompletnie nie w stylu U2, powiedzieć publiczności: schowajcie telefony, bo przecież chcą być the greatest band in the world i oni muszą być wszędzie na tych wszystkich twitterach, facebookach, w lodówce itp itd. Miało być jak na Elevation Tour, a oni znowu postawili mocny nacisk na oprawę wizualną i wydali sporo baksów na ekran przedzielający płytę na pół. A potem zaskoczenie, że ludzie głównie stoją i się gapią a wyciągają ręce tylko po to, aby zrobić zdjęcie, zupełnie jakby kosmici przylecieli na ziemię.
