Wrażenia (po)koncertowe...
#23
Posted 20 maja 2007 - 12:49
19.05.2007, plac przed ACK " Chatka Żaka ", Lublin - Ira, Dżem, Aaron, Raven, Londyn
Z coraz większą nostalgią wspominam koncert U2 w Chorzowie. Jest wiele powodów ( poza najważniejszym - że był to wszak koncert najwspanialszego zespołu wszechczasów ), a ostatnio dołączył do nich jeszcze jeden - jeżeli k**** było przed stadionem na planszy napisane, że U2 wyjdą na scenę o 21.15, to U2 k**** wyszli o 21.15 ( na moim zegarku była 21.14, ale to dopuszczalny margines błędu ), a nie k*** godzinę później !!!! Czyli k**** da się tak zorganizować koncert, żeby nie było kilkudziesięciominutowego opóźnienia ??!! Nawet tak wielki koncert ???!!! Tymczasem 100 razy mniejszy koncert juwenaliowy ZAWSZE musi się rozpocząć z opóźnieniem, i zazwyczaj jest to opóźnienie znaczne.. w związku z tym ostatni zespół, czyli Ira, wyszedł na scenę z opóźnieniem 45-minutowym, piętnaście minut przed północą. Ech.. ale spoko, w tym względzie zapewne nic się nigdy nie zmieni, więc trzeba się przyzwyczaić. Jaś wraz z towarzyszką siedzieli na ławeczce, kontemplując darmowe paluszki dostarczone przez sponsora, kiedy strasznie narwany pan konferansjer wywołał na scenę pierwszego z wykonawców, informując, że zaczynamy ( za opóźnienie chyba nie przeprosił, ale może nie słuchałem uważnie ). Czas więc przedstawić jak się sprawy miały po kolei:
Londyn - wybitne osiągnięcia organizatorów w dziedzinie logiki już na samym początku objawiły się widzom z całą okazałością. Bo jak inaczej określić wypuszczenie najlepszego w zestawie zespołu na sam początek ? Londyn zabił. Wykorzystując minimalne środki - najprostszy z możliwych zestaw perkusyjny ( stopa, werbel, hat, i dwa talerze - nic więcej ), na którym perkusista wygrywał najprostsze z możliwych rytmy ( zachowując przy tym żelazną precyzję - wielki, wielki szacunek ), basista właściwie przez cały czas podążający za gitarą bez żadnych wycieczek, i wokalista-gitarzysta, który cały czas korzystał z jednego brzmienia ( coś a'la Mysterious Ways ).. słowem - maksymalna prostota. A oni z tej ascezy wywiedli kilka równie prostych, absolutnie porywających piosenek, w stylu, który najłatwiej będzie określić jako nowoczesny, taneczny rock. To nie były jakieś hymny, wielkie arcydzieła zmieniające historię muzyki, nic z tych rzeczy, i z pewnością zupełnie nie o to w Londynie chodzi, to były krótkie, rytmiczne, dancerockowe perełki, z których każda ma taki potencjał, iż tylko takie mruki jak ja ( lub osoby które uważają, że współczesny rock to Coma - to była chyba większość publiczności ) potrafiły oglądać występ Londynu na " siedząco ". Do tego pełen profesjonalizm, wokalista w swym scenicznym zachowaniu doskonale łączy czystą radość grania z absolutną perfekcją, tak w kwestii wykonania, jak i spełniania obowiązków frontmana. Odniosłem wrażenie, że oni mogliby jutro wystąpić na dowolnym stadionie świata przed dowolną Wielką Gwiazdą, i obroniliby się bez problemu, z uśmiechem na ustach. Idiotyzmem było ustawienie Londynu na pozycji otwieracza, w pełnym dziennym świetle, z boku sceny, przy mizernym zainteresowaniu publiczności.. Koniecznie muszę obejrzeć ich normalny koncert. Ale dziękuję i za ten. Panowie, od wczoraj macie o jednego fana więcej. 5/5
Raven - po fantastycznym występie Londynu - maksymalny dół. Dwa razy więcej widzów ( dwa razy entuzjastyczniej reagujących - zapewne fani Comy ) przypatrywało się zmaganiom muzyków z ich dziwaczną definicją " rock'n'rolla ", i własną osobowością. Wokalisto-gitarzysta, wyglądający jak słabo opłacany statysta w Piratach z Karaibów, umyślił sobie że jest wielką gwiazdą, i publiczność z radością zaśpiewa z nim cover " Zegarmistrza Światła " ( czy przypadkiem ktoś już tego wcześniej na rockowo nie przerobił ? oj, nieładnie.. ), bo pewnie dobrze wiedział, że jego własne kompozycje to wtórne, i nudne jak flaki z olejem popłuczyny zmiksowane z odpadków po Wielkich Legendach Polskiej Sceny Rocka ( TSA chyba panowie lubią ). W sumie mógłbym się dłużej powyżywać, ale nie mam talentu jak Vul ( taki jeden znajomy z innego forum, niektórzy tu kojarzą ), więc sobie odpuszczę. 1/5 - występ nie miał ani jednego pozytywnego momentu.
Aaron - ten zespół reprezentuje nurt chrześcijańskiego metalu, do którego zawsze podchodziłem z rezerwą. Trochę lepszy występ niż poprzedni, choć amatorstwo kolegów widać było gołym okiem. Nie jest to zarzut, mnie to nawet ujęło - łezka się w oku zakręciła, bo od razu przypomniałem sobie własne wygłupy sceniczne poza tym miła odmiana po narcyzach z Ravena. Aaronowi parę rzeczy można zarzucić - panowie zdecydowanie przesadzają z czasem trwania kompozycji ( jedną ciągnęli chyba przez 10 minut - dłuższe nie znaczy lepsze ! ), wokalista zdecydowanie nie dawał sobie rady ( choć może to wzruszenie - nigdy chyba wcześniej nie grali przed tak liczną publicznością ), a promujące wartości chrześcijańskie teksty raziły trochę banałem. Ale generalnie było w miarę. A ten drugi w kolejności kawałek był bardzo fajny.2/5
Dżem - ach, amok, ach, szał ! Legenda polskiego " bluesa " jako jedyna ustawiła na boczku sklepik z gadżetami ( można było np. kupić kapelusz z firmowym logiem, za jedyne 100 zł ), ale w czasie jej występu nikt się sklepikiem nie przejmował, gdyż prawie całe zgromadzenie na placu ( z wyjątkiem oportunistów bawiących się w pobliskim namiocie sponsora, gdzie przez cały koncert trwała w najlepsze dyskoteka ) rzuciło się pod estradę, w celu jak najbliższego obcowania z panem Balcarem i spółką, którzy w odpowiedzi postanowili podczas koncertu obcować przede wszystkim ze swoim ostatnim albumem ( ten hit z Listy Przebojów Programu Trzeciego też zagrali ). Kilka osób było zawiedzionych.. ale o tym się przekonałem później, bo dopiero po ładnych paru minutach ziewania szczęśliwie obudził mnie wieloryb ( nie wierzę, że człowiek może osiągnąć takie rozmiary ), przystrojony w kapelusz za 100 zł, który koniecznie musiał się dopchać na sam przód ( wieloryb, nie kapelusz ).. hmm, no dobra, zatem w generalnie nudnym występie Dżemu najbardziej podobał mi się instrumentalny blues zagrany gdzieś w połowie, oraz bisy, na które Legenda zapodała Wehikuł Czasu i Whisky, a te piosenki, jako jedne z nielicznych w ich repertuarze, od zawsze bardzo sobie cenię. Nieźle wypadły też utwory zerżnięte z Free ( mogliby zagrać chociaż All Right Now, bo jednak do poziomu Free to im jest daleko ). Nie przekonało mnie za to zachowanie sceniczne wokalisty ( pan z Londynu uśmiechał się szczerze - Balcar uśmiechał się, jakby się ecstasy nałykał ), a zupełną tragedią było wywrzeszczana przez publikę jak na wiejskim weselu jedna z najokropniejszych ballad w historii polskiego rocka - pod tym względem tylko Autobiografia jest tu konkurencją - czyli Sen o Wiktorii, utwór pasujący bardziej do repertuaru Ich Troje ( tak właśnie, to chciałem napisać, i proszę nawet nie próbować mnie przekonywać że jest inaczej ) niż Legendy Polskiego Rocka. Nie mam nic do Dżemów, to fajni faceci, zwłaszcza Beno Otręba, ale po wczorajszym występie jest mi do nich chyba jeszcze dalej, niż było.
Ira - tu w sumie nie za wiele mam ochotę napisać. Mimo późnej pory, i lekkiego przetrzebienia publiki - odpadła większość facetów " w sile wieku ", którzy na Dżemie stanowili zauważalny procent publiczności - Ira zagrała bardzo dobry koncert, i dostała jeszcze lepsze od Dżemu przyjęcie - przy największych hitach żwawych ( były np. " Mój Dom ", " Bierz Mnie ", " Kalifornia ", " Płonę ", " Szczęśliwego Nowego Jorku ", " Ona Jest Ze Snu ", " Ikar " ) skakali wszyscy w otoczeniu Dżonego, oprócz Dżonego, zaś przy hitach wolnych ( jak choćby " Wiara ", " Nadzieja ", czy " Parę Chwil " - mój ulubiony kawałek zespołu ) pojawiły się nawet jakieś zapalniczki. Artur Gadowski śpiewał bardzo dobrze, zasady frontmanologii też ma w małym palcu, reszta dawała czadu jak trzeba, w sumie było miło. Sądzę, że żaden fan zespołu nie powinien być zawiedziony. A i Dżonemu się podobało, choć nigdy Iry specjalnie nie słuchał. Jest skłonny stwierdzić nawet, że był to drugi tego wieczoru show naprawdę wart zobaczenia. A teraz Dżony chce znowu na Londyn..
Pozdrowienia dla Betty - szkoda, że nie mogłaś na to piwo..
#25
Posted 20 maja 2007 - 13:21
No niestety - mi też nigdy się ta piosenka nie podobała i [nie wiedzieć czemu?] trochę kojarzy mi się z "Windą do nieba" w wykonaniu Mandaryny Dżem lubię bardzo, ale to ciężko mi przetrawić...a zupełną tragedią było wywrzeszczana przez publikę jak na wiejskim weselu jedna z najokropniejszych ballad w historii polskiego rocka - pod tym względem tylko Autobiografia jest tu konkurencją - czyli Sen o Wiktorii, utwór pasujący bardziej do repertuaru Ich Troje
#26
Posted 20 maja 2007 - 13:45
Jak to możliwe że Dżonnemu,którego opinie bardzo sobie cenię podoba się taki badziew jak IRA??
Dżony zawsze lubił przebojowy, stadionowy rock w wydaniu koncertowym
#28
Posted 21 maja 2007 - 00:21
Londyn, Raven, Aaron.. na Dżem i Irę się nie załapałam, przy czym żałuję tylko tego ostatniego
nie ukrywam, że to właśnie Londyn stanowił mój target i choć zasługują na znacznie lepszą i większą publikę, z egoistycznych pobudek cieszę się, że wystąpili jako pierwsi. Dla nich zdecydowałam się spędzić pierwszą godzinę juwenaliów samotnie pośród tłumu. Ponieważ wielkim znawcą muzyki nie jestem, nie będę się rozpisywać o szczegółach technicznych. Paweł Błędowski jest moim nowym wielkim idolem i gdybym miała jakieś stringi na zbyciu, rzuciłabym bez wahania. ale grali stanowczo za krótko!
i chciałam jeszcze powiedzieć, że z mojego miejsca było widać, że zarówno Dżony jak i jego towarzyszka bynajmniej nie "usiedzieli" na tym występie w miejscu! tak. on przytupywał! a czasem nawet sie bujał
lepszej rekomendacji chyba nie trzeba. no, jeszcze dodam, że pochodzą z Lublina :]
Raven - co, to już? yy.. dziadku, nie skacz tak bo ci żyłka pęknie. a jesli już tak bardzo chcesz być cool, to mała wskazówka : wielokrotne pytanie publicznosci : JAK SIE BAWICIE???!!!??? jest <sarkazm > żenująco nierockowe </sarkazm >. a uczenie nas tekstu tajnej zwrotki Zegarmistrza.. o treści Hej Hej! Ho Ho! .. właściwie brak mi słów . dobrze, że już zjawiło się całe moje towarzystwo, przynajmniej miałam zajęcie.
Aaron - noi ja tu już szczerze mówiąc nie bardzo zwracałam uwagę na słowa.. mowisz Jaś, że to chrześcijański rock? cóż, całkiem możliwe, choć ta muzyka z chrześcijańskimi treściami nie kojarzyła mię się w ogóle z tego co pamiętam oni nie są jakimś nowym wynalazkiem, bo ta nazwa przewija się na plakatach juwenaliowych od kilku lat. ale pierwszy raz chyba na nich trafiłam..
anyway, skakało się przy tym całkiem fajnie. to co prawda nie Londyn, ale zapamiętałam niezły żywioł.
i na tym skończyło się moje rumakowanie..
szkoda mi było opuścić Irę, bo choć wielką fanką ich albumów nie jestem, to już Iry live zdecydownie. niepisaną tradycją jest mój udział w ich koncertach co roku. mówisz Jaś, że Gadowski wokalnie nieźle sobie radził? bardzo mnie to cieszy, że już odzyskał formę. w zeszłym roku jeszcze wyraźnie niedomagał, ale zarówno on, jak i sam koncert, i tak był wspaniały.
a to piwo to jeszcze sobie odbijemy Jaś!
Moi sąsiedzi z góry zalali moich sąsiadów z dołu. A mnie wszyscy ignorują..
#29
Posted 21 maja 2007 - 10:13
Właśnie dlatego odnoszę się do takich miksów z rezerwąmowisz Jaś, że to chrześcijański rock? cóż, całkiem możliwe, choć ta muzyka z chrześcijańskimi treściami nie kojarzyła mię się w ogóle
z tego co pamiętam oni nie są jakimś nowym wynalazkiem, bo ta nazwa przewija się na plakatach juwenaliowych od kilku lat. ale pierwszy raz chyba na nich trafiłam..
Ja też występowałem z zespołem parę lat, i niczego się przez ten czas nie nauczyliśmy
Tak mi się wydawało, widziałem Irę pierwszy raz na żywo. Jak dla mnie radził sobie bezbłędnie.mówisz Jaś, że Gadowski wokalnie nieźle sobie radził? bardzo mnie to cieszy, że już odzyskał formę. w zeszłym roku jeszcze wyraźnie niedomagał
a to piwo to jeszcze sobie odbijemy Jaś!
No ja myślę !
#30
Posted 21 maja 2007 - 22:43
Dopiero co wróciłam. Za dużo nie będę opisywać, bo raz, że niewielu zainteresowanych w tym temacie, a dwa, że ciężko zrelacjonować wydarzenie, które odbiera się emocjonalnie.
Po południu w poznańskim Empiku miało miejsce spotkanie z zespołem. Poszłam, ładnie zebrałam autografy na bilecie, zamieniłam kilka zdań z panem Hogarthem... bardzo miły wstęp do wieczornego koncertu.
W samym już Eskulapie duchota straszna, bałam się, że nie wystoję tej godziny zanim pojawi się zespół. Zmiana garderoby przez Hogartha na niewiele się zdawała, bo w ciągu dwóch minut był już cały oblany potem. Można narzekać na takie warunki, ale... właściwie, to też miało swój klimat.
Zaczęli tak jak wszędzie - Splintering Heart, świetne na początek! Potem było chyba The Other Half i You`re Gone. Później nastąpił odbior na najwyższych obrotach, wzruszeniu, nieprzerwany kawał niesamowitej muzyki - co najmniej 15-minutowe Ocean Cloud, The Space, Afraid of Sunlight i możliwe, że od razu potem było A voice from the past... Ciężko to opisać, ścisk w gardle się zrobił... Thankyou Whoever You Are, Fantastic Place, Somewhere Else z genialną końcówką, niesamowicie energetyczne Between You and Me, King z przedłużoną gitarowo-perkusyjną popisówą przyprawiającą o dreszcze i chyba wtedy było Neverland... to, ile Hogarth dał z siebie w tym kawałku, ten cały jego odstawiony teatr, walnięcie solówy Rothery`ego i w tym samym momencie świateł... magia! Potem piękna Estonia i na sam koniec Easter. Coś tam pewnie w secie poprzestawiałam, może nawet i ominęłąm, nieważne.
Uderzyła mnie niesamowita ekspresja, sceniczny luz, niezwykły sposób nawiązywania kontaktu z publiką w wykonaniu Hogartha. Przesympatyczny, zabawny, ujmujący człowiek. Forma wokalna zadziwiająca.
Z obolałym karczychem i zdartym gadłem wróciłam do domu. Ale przepełniona jakąś taką dziwną radością i wszystkim, co tylko można określić jako pozytywne. Pierwszy raz po koncercie nie czuję żalu, że to, co dobre niestety szybko się kończy.... nie ma niedosytu, nie ma zawodu - jestem przeszczęśliwa, że mogłam uczestniczyć w takim wydarzeniu... i to tyle, i pięknie było.
#31
Posted 22 maja 2007 - 07:22
Marillion, 21 maja, Poznań, Klub Eskulap
Dopiero co wróciłam. Za dużo nie będę opisywać, bo raz, że niewielu zainteresowanych w tym temacie, a dwa, że ciężko zrelacjonować wydarzenie, które odbiera się emocjonalnie.
Dzięki Ewa za relację! Ja byłem bardzo zainteresowany Twoim opisem i od niego rozpocząłem dzień, bo liczyłem, że coś napiszesz.
Dziś moja kolej...
1. U2 * 2. Queen * 3. Metallica * 4. Marillion * 5. Pink Floyd * 6. R.Stones * 7. Iron Maiden * 8. Radiohead * 9. Deep Purple * 10. D.Mode
U2 TOP 10: The Unforgettable Fire, Exit, Luminous Times, All I Want Is You, Ultra Violet, Acrobat, The Ground Beneath Her Feet, Electrical Storm, Sometimes You Can't Make It On Your Own, Magnificent
#32
Posted 23 maja 2007 - 10:40
Wczoraj miałem piękny dzień!
Najpierw spotkanie z zespołem w Warszawskim Empiku, gdzie mogłem natrzaskać zdjęć moich idoli do woli.
Mam też podpisy na mojej ulubionej płycie zespołu, a może i ulubionej w ogóle: Seasons End.
Niby nie kręcą mnie autografy i takie tam... , ale fajna jest świadomość że moją ulubioną płytę choć przez chwilkę w ręku trzymali sprawcy tych cudownych dźwięków
Sam koncert oczywiście cudowny, choć stanie przy barierce ale nieco z lewej strony tj. niedaleko głosików, mogło negatywnie wpłynąć na obierany przeze mnie dźwięk (był spoko, ale nie "krystaliczny")
Stałem przed panem Pete'm Trewavas'em basistą zespołu, który był najbardziej "żywotny" z zespołu. Skakał, klaskał, tańczył, przechadzał się po scenie... No i fajnie grał. Nie zauważyłem na przykład, żeby zagrał 2 razy pod rząd ten sam dźwięk. Cały czas latał paluchami po tym gryfie, można było odnieść wrażenie, że przez 2,5 godziny grał nieustanną solówkę
Nie to co pewien pan Adam Clayton - ostatnio każda piosenka na 4 dziękach granych w kółko.
Pod koniec koncertu nasz pan basista wyraźnie zainteresował się kimś po lewej stronie , niedaleko ściany, bo cały czas tam mu się kierował wzrok. Prawdopodobnie to była kobieta ...
Hogarth (wokalista) oczywiście niesamowity. Nic nie oszczędzał głosu. Żywioł. Brak miejsca na scenie , nie pozwolił mu jednak tej ekspresji zbytnio wyrazić.
W pewnym momencie, jak wysiadł Kelly'emu (klawisze) sprzęt, to sam zasiadł do swojego syntezatora i po prostu zagrał wszystko to co powinien jego kolega. (przynajmniej tak mi się wydaję)
Nie rozumiem tylko po co on brał do niektórych piosenek gitarę. Przy nim Bono to wirtuoz. . Czasami brzdąknął dosłownie 1 dźwięk na piosence i tyle. Chyba to było raczej na zasadzie: "Kozacko wyglądam z tym różowym Les Paulem, nie? "
"Przytatusiały" Steve Rothery (gitara) praktycznie nie ruszał się z miejsca, poza 2 wycieczkami na druga stronę sceny.
Mark Kelly (klawisze) , który z nich wszystkich wygląda najmłodziej, był uwiązany na swoimi syntezatorami, a Ian'a Mosley'a to nawet nie widziałem zza zestawu perkusyjnego.
Setlista, choć niezła, to brakowało mi na niej chociażby Estonii , czy Beautiful. Szkoda!
Natomiast nieziemsko niesamowicie wypadło Fantastic Place. To był moment, gdy wszyscy stali jak zahipnotyzowani, poruszeni pięknem tego utworu. Widziałem ludzi , który w tym momencie śpiewając tekst , mieli twarze w przepełnionych emocjami grymasach.... Niektóry ocierali łzy ... ... niezapomniana chwila...
nie będę się dalej rozpisywał, bo tak jak zaznaczyła Ewa: ciężko zrelacjonować wydarzenie, które odbiera się emocjonalnie.
Każdy odbiera to inaczej: i ktoś kto dla ciekawości tylko przyszedł może stwierdzić, że to chała...
Inny powie, że to najpiękniejszy dzień w jego życiu....
1. U2 * 2. Queen * 3. Metallica * 4. Marillion * 5. Pink Floyd * 6. R.Stones * 7. Iron Maiden * 8. Radiohead * 9. Deep Purple * 10. D.Mode
U2 TOP 10: The Unforgettable Fire, Exit, Luminous Times, All I Want Is You, Ultra Violet, Acrobat, The Ground Beneath Her Feet, Electrical Storm, Sometimes You Can't Make It On Your Own, Magnificent
#33
Posted 24 maja 2007 - 15:41
Krótki, pięciopiosenkowy, akustyczny koncercik, który bardzo mi się podobał Nigdy nie miałam okazji zaznajomić się bliżej z twórczością zespołu, jednak wczorajsze wydarzenie muzyczne bardzo mnie do tego zachęciło.
Członkowie zespołu okazali się przesympatycznymi ludźmi, którzy z werwą wykonali kilka kawałków dla fanów i dla przypadkowych gapiów. Bardzo mocno żałuję, że nie było mnie wczoraj na właściwym koncercie.
No i możliwość zobaczenia zespołu z odległości kilku kroków to niesamowite wrażenie!!
#34
Posted 02 czerwca 2007 - 11:09
Noc z Kulturą to super pomysł, ale nie wtedy, kiedy się trzeba uczyć.. co oczywiście nie dotyczy jednak koncertu Londynu Mieli grać pierwsi ( k*** ja nie rozumiem, dlaczego tak rewelacyjny zespół kolejny raz został zepchnięty do roli nieistotnego otwieracza ), ale okazało się, że bardziej śpieszyli się Bremenn ( może na Castle Party ? ), i oni otworzyli. Zagrali bardzo fajnie - to melodyjny industrialo-rock, kojarzący się z Rammsteinem i Marylin Mansonem, co muzycy podkreślili także odpowiednim image. Chłopaki dali z siebie wszystko, mimo, że ich występem zainteresowane było może pięć osób ( licząc Beatę i niżej podpisanego ).
Na Londynie było już więcej osób przy scenie ( w tym Beata i niżej podpisany ), którym zespół odwdzięczył się.. kolejnym fantastycznym koncertem ! Po prostu nie da się usiedzieć przy ich muzyce.. Paweł Błędowski znowu bossował ze sceny ( " SCHODY JUŻ BYŁY ! " - Betty, czy on nie jest słodki, kiedy poprawia sobie okulary podczas gry ? ), Bartłomiej Boćkowski z taką samą żelazną precyzją wycinał prościuteńkie rytmy, ale Konrad Lisicki, dla odmiany, pozwolił sobie na kilka wycieczek na basie ! Słowem - było tak samo zajefajnie jak na Juwenaliach, tylko dłużej i lepiej ! I nawet zagrali bis ( Betty, Paweł wiedział czego Ty chcesz, i dlatego nie zagrali Schodów ). Ich koncerty zdecydowanie wyzwalają we mnie uczucia hedonistyczne Za tydzień widzimy się w Po Godzinach !
Betty, może jednak spróbuj wysłać jakieś zdjęcie, bo sądząc po tym, jaką estymą się Londyn cieszy w tzw. " środowisku " nie byłby taki pewien, że na Gazecie coś się pojawi
( hmm, a co powiesz na " Londyn Hools " ? tylko że to też lepsze na koszulkę ja mam jedną białą, mogę napisać )
#35
Posted 02 czerwca 2007 - 17:25
owszem.." SCHODY JUŻ BYŁY ! " - Betty, czy on nie jest słodki, kiedy poprawia sobie okulary podczas gry ?
Napewno zauważył moją chwilową nieobecność i ten entuzjazm na całym ciele, gdy wpadłam spowrotem w połowie Shake ItI nawet zagrali bis ( Betty, Paweł wiedział czego Ty chcesz, i dlatego nie zagrali Schodów biggrin.gif ).
hmm, nie sądzę, żeby te zdjęcia do czegoś się nadawały, jakość jest tragicznaBetty, może jednak spróbuj wysłać jakieś zdjęcie, bo sądząc po tym, jaką estymą się Londyn cieszy w tzw. " środowisku " nie byłby taki pewien, że na Gazecie coś się pojawi tongue.gif
a ja mam farbki do tkanin tylko jeszcze musze kupic dla siebie jakaś obcisłą koszulkę, na której będę mogła napisać gonna shake 4 U babyhmm, a co powiesz na " Londyn Hools " ? biggrin.gif tylko że to też lepsze na koszulkę biggrin.gif ja mam jedną białą, mogę napisać biggrin.gif
to ja jeszcze krótko o Bremennie:
Chłopaki dali czadu Jaś zapomniał wspomnieć tu o tym, na co sam wczoraj zwrócił moją uwagę - doskonale zgrani, pomimo braku słuchawek a łoją ostro. Dla niezorientowanych, mocno przypominają mi klimatem ostatni kawałek Marlina Mansona Heart Shaped Glasses, tylko trochę szybciej i głośniej
Teksty są niemal wyłącznie po angielsku (a szkoda ), z wyjątkiem Historii Ostatniej, okazyjnie stworzonej do jakiegośtam filmu, i w której zespół nie pokładał zbyt wielkich nadzieji. Tymczasem w lubelskim Akademickim Radiu Centrum natychmiast trafiła na szczyt listy przebojów (do czego osobiście się przyczyniłam regularnie oddając swój głos ). Jak sam wokalista wczoraj wspomniał "miała być ostatnią, a stała się pierwszą" I choć to już nie moje klimaty to chętnie wybiorę sie jeszcze na ich występ.
i o Londynie też:
no bajka po prostu niesamowita atmosfera! wspaniały kontakt z publiką! Ktoś nawet kwiatki na sceną rzucił, sama też bym rzuciła .. się było to wydarzenie tak porywające, że nawet Dżony Dwie Dziewiątki poskakał dla jednych koncert Londynu to doświadczenie hedonistyczne, dla mnie natomiast metafizyczne. Bowiem Londyn to nie tylko skoczne kawałki, to też piosenki z przesłaniem i emocją. Słuchając wczoraj głosu Pawła znalazłam rozwiązanie trapiącego mnie problemu. Ten koncert zdecydowanie uratował wczorajszy dzień przed zaliczeniem go do grona "dni totalnie do doooopy".
zdecydowanie! co prawda już miałam plany na ten wieczór, ale trzeba mieć jakieś priorytetyZa tydzień widzimy się w Po Godzinach !
Moi sąsiedzi z góry zalali moich sąsiadów z dołu. A mnie wszyscy ignorują..
#36
Posted 06 czerwca 2007 - 09:10
szczerze mowiac idac na ten koncert nie mialam zielonego pojecia o tym zespole,znalam moze ze dwie piosenki,i to jeszcze za czasow z fishem,a jak wiadomo,byl to zupelnie inny zespol.niemniej jednak moje rodzenstwo wychowalo sie na starym i nowym marillionie, wiec zdecydowalismy sie isc we trojke.
od razu mowie,ze zrobilam to z premedytacja - wiedzialam,ze mi sie spodoba.wiekszosc moich muzycznych fascynacji zaczela sie wlasnie od koncertow.
tak bylo i tym razem.co tu duzo gadac.trzepnelo mnie jak cholera,jazde mam do dzisiaj i pewnie szybko mi nie przejdzie.
moj brat i siostra zawsze mowili"po co wydajesz tyle kasy na koncerty,jak sobie mozna wlaczyc plyte i posluchac"
mysle,ze po tym koncercie nie beda sie juz dziwic.
nie ma nic piekniejszego,przynajmniej jak dla mnie,od tej atmosfery,od muzyki na zywo,od uczestniczenia w tym wszystkim.
wogole,w tamczym czasie mialam troche problemow,nie chcialo mi sie wstawac z lozka,nie mowiac juz o wychodzeniu z domu.
ten koncert postawil mnie na nogi,dodal mi sil.
#37
Posted 17 czerwca 2007 - 21:05
no i po kolejnej nocy kulturlanej - caly dzien dochodzilem do siebie po nocnych wrazeniach i zabawie !
nie sposob bylo zobaczyc wszystkich imprez ani koncertow ;
udalo mi sie zobaczyc tylko kilka, glownie na scenie muzycznej Klubu "Carpe Diem: :
*CAR IS ON FIRE
swietna energetyczna muzyka, ktora mnie uzekla swoja energia i radoscia,
nie znam ich tworczosci zbyt dobrze - jednak dobrze sie bawilem i milo sie sluchalo ludzi ktorzy maja genialny kontakt z publicznoscia
to ich wielka zaleta i sila -
jesli bedzie mogli zobaczyc gdziekolwiek to polecam naprawde warto
* Spektakl "Seliga czyli 7 grzechow glownych" Kliniki Lalek z Wolimierza z muzyka na zywo zespolu Graal
swietna cakowicie inna muzyka oparta na improwizacji i jazzu w wielkimi osobowociami muzycznymi z kregu muzykow poszukujacych i eksperymentujacych,czyli :
- Antoni "Ziut" Gralak (na pierwszym planie)
- Wlodek Kiniorski (ten w tyle, w okularach) - polecam szczegolnie jego solowa plyte wydana jakis czas temu pt "Bezczas" (poprostu calkiem "inna" muzyka)
sam spektakl i muzyka fantastycznie ze soba wspograly i sie uzupelnialy ... polecam kazdemu kto bedzie mial okazji gdziekolwiek w Polsce ich zobaczyc ...czy to Graal'a czy Kliniked Lalek ...
* MITCH & MITCH
no to bylo calkowitym zaskoczeniem i prowokacja - kompletnie nie wiedzialem o nich nic poza tym co napisane bylo w programie imprezy, czyli ze graja .... "psycho country" czyli muzyke country dla tych co nie cierpia country ....
jednym slowem wielki ODJAZD !!!!
pieciu facetow z ktorych kazdy przedstawia sie jako Mitch i poprostu robia sobie wielka polewke z siebie muzyki ktora graja i wszystkich wokol .... ale sa w tym uroczy i intrygujacy ...
np. dostali fazy jak nie mogli sie dogadac z akustykiem po polsku - to zaczeli mowic do niego po angielsku , i tu zaczela sie jeszcze wieksza jazda bo wtedy dopiero braklo kontaktu na lini scena - akustyk .... trzeba bylo az tlumacza czyli perkusisty z Car is a Fire .... prawie kabaret z tego wyszedl ...
a sama muzyka swietnie zagrana - widac i slychac bylo prawdziwe zawodostwo i sprawny warsztat ...
mieszali w swoim graniu wszystko punka, funk, jazz, coutry i nawet elementy ostrego metalu ... co z tego wyszlo ... wbrew pozorom calkiem niezla ...
nie jestem tego w stanie opisac ... poprostu cos innego i bardzo ciekawego ....
rowniez polecam ....... !!!
pozdrowienia
#38
Posted 18 czerwca 2007 - 13:24
W pewien zupełnie zwyczajny, niczym nie wyróżniający się, upalny, czerwcowy wieczór dwójka największych fanów zespołu Londyn we wszechświecie przycupnęła w pewnym odludnym miejscu, by w spokoju oddać się kontemplacji niezwykłego, metafizyczno-hedonistycznego Wydarzenia, którego doświadczyła poprzedniego dnia.. oto zapis tej niezwykłej, inspirującej dyskusji..
Beata: najwspanialsze momenty koncertu:
-" co teraz " ?
- " fuck you, może być " ?
- " ale ja tego nie pamiętam! " (przesadna skromność, panie Konradzie!)
- Paweł czyszczący okulary :>
Johnny: jeszcze " ale dlaczego ?? "
Beata: tego nie pamiętałam, kiedy to było?
Johnny: jak Paweł powiedział że już będą kończyć
Beata: aa! no tak:) więc to koniecznie ujmiemy w recenzji:P
Johnny: poraziła mnie jakaś pierwotna melancholia tej wypowiedzi..
Beata: ??
Johnny: nie poczułaś wtedy dotknięcia Absolutu ?
Beata: te słowa były podszyte nie melancholią, lecz rezygnacją!
Johnny: ALE DLACZEGO ? A-L-E D-L-A-C-Z-E-G-O ?
Beata: to był okrzyk rozpaczy ślepca na dróg rozstaju!
Johnny: w ogóle zobacz to połączenie " ale " z " dlaczego " - czy samo w sobie nie jest cudowne, zwłaszcza w ustach kobiety ? A ten tembr głosu, tak, była tam także rezygnacja !
Beata: była tęsknota
Beata: ..i odwieczne niespełnienie!
Johnny: ale to nie było płaczliwe !
Beata: nie, to był głos jednostki pogodzonej ze swym losem.. o czym świadczy echo poczucia rezygnacji
Johnny: to było w równie dużym stopniu przesycone samą immanentnością pytania - to było PYTANIE w pełnym tego słowa znaczeniu.. (… )
Johnny: hmm, no to jakie jeszcze fragmenty ? aha ! czy zwróciłaś uwagę na napój, jakim raczył się Paweł podczas koncertu ? Co to mogło być ?
Johnny: bułeczka wiadomo - ze Stokrotki, ale napój ? Byłbyż to drink ?
Beata : myślę że była to biała czysta
Beata: znaczy sie woda bez gazu
Johnny: a nie wydała Ci się trochę mętna ? choć może on lubi taką odleżoną..
Beata: hmm, raczej oszroniona nie, zarosiała..
Johnny: ale nie, wiesz, bo on był mętny w środku a nie na zewnątrz.. nieważne ! poza tym to niedobre dla głosu pić taką zimną wodę
Beata: no właśnie wiem, ale tak mi sie wydawało że to woda.. to może jednak gazowana? albo tonik?
Johnny: o ! to musiał być tonik.. (…) ale masz rację, Paweł ma cudowną minę kiedy się skupia na grze:) on jest w ogóle boski, chcę być taki jak on:D
Beata: taak, teraz zmien nicka na PawełBłędowski:D ja zmienię na gronie:D
Beata: ja sie tylko zastanawiam jakim cudem mając tak świetne piosenki, zdobywając nagrody, dając tyle koncertów.. oni jeszcze nie maja płyty! naprawdę brakuje u nas menadżerów?;|
Johnny: ano widzisz, może Jarocin coś zmieni ?
Beata: mam nadzieje! a właśnie, co pił Konrad ? Bo Bartek najpierw piwo, potem cole, ale Kondzia kubeczka nie widziałam:)
Johnny: właśnie, patrz jaki profesjonalista ! jedno piwko i dziękujemy !
Beata: no wiesz, jak sie chce utrzymać opinie najlepszego perkusisty w Polsce:D
Johnny: Konrad miał chyba kubeczek przyciemniany <faja>
Beata: sprytne ;> ja sie zastanawiam,, tak w ramach retrospekcji.. czy nie mieli przypadkiem obawy że zaraz im sie właduję w bębenki:) parę razy zaliczyłam scene:D i zastanawialam sie jak daleko jest gryf basu od moich pleców też..
Johnny: ja to chyba zmniejszę, bo się nie zmieści wszystko:D <zmniejsza> (…)
Beata: to Ty wkleisz pierwszą część a ja drugą
Johnny: jesteś wybitna !
Johnny: a w ostatniej jak Paweł zaczął skakać, to ja chciałem tak jak on:D
Beata: a jak Paweł skakał? byłam zbyt pochłonięta sobą
Johnny: tak jak ja:D
Johnny: to dokąd ja wklejam ?
Beata: ok, wstaw ile Ci sie zmieści a ja dokleję resztę
Beata: ale to jeszcze nie koniec - nie wspomnieliśmy nic o u2:P
Johnny: kurde, fakt ! ok, wycinamy trochę tego wyżej, i zaczynamy o U2:P <wycina trochę tego wyżej>
[albowiem Under A Blood Red Sky w przerwach między kolejnymi wyjściami zespołu z płyty odtwarzany był]
Johnny: wstawi się ‘’ (...) ‘’
Beata: i o wyjściu przy dźwiękach "40"!
Johnny: albo lepiej (CENZURA)
Beata: a ja zauważyłam nawet inspiracje 11 o'clock w tym pierwszym tanecznym bisie:)
Johnny: ja zauważyłem parę razy u nich inspiracje U2:) no i nie wydaje Ci się, że Bartek jest podobny do Larry'ego ?
Beata: nie chyba, że z fryzury:D ale Konrad to negatyw Adama:D a Paweł to geniusz Edge'a i charyzma Bono w jednym!
Johnny: Paweł to chodzący Absolut !
Beata: taa.. we krwi ! nie no, żarcik ofkors:P to sie wytnie! wcale nie insynuuje, że nadużywa! w końcu nawet piwa nie tknął przez cały wieczór, nie?
Johnny: chyba nie
Beata: tylko to białe mętne
Johnny: choć ja co do tego jego napoju nie jestem pewien..
Beata: nie sądzę żeby to były % w końcu kondycje i fason trzymał
Beata: a, jest jeszcze jeden genialny moment, ale nie tyle koncertu co po-koncercie..
C.D.
#39
Posted 18 czerwca 2007 - 13:28
Beata: widziałeś jak Paweł wycierał twarz?
Beata: swoją koszulką?
Johnny: no ba ! wtedy oczywiście musiałem także i ja to zrobić
Beata: no tak, ale Paweł pokazał więcej:P
Beata: może inaczej
Beata: Paweł pokazał
Beata: i jeszcze jeden motyw - przed bisami Bartek mówi ze juz nie daje rady, słyszałes? zagrali mimo to 3 naprawdę mocne kawałki, a po ostatniej po prostu wstał i wyszedł! chyba sie wkurzył w sumie Konrad tez sie miał prawo wkurzyć
Johnny: tego nie słyszałem, ale wątpię czy się wkurzył
Beata: no ale wystrzelił zaraz jak skończyli grac trzeci bis, nie poczekał nawet aż Paweł powie "dzięki", tylko zwiał, żeby nie przedłużył znowu
Johnny: może był naprawdę bardzo bardzo zmęczony
Beata: no, na pewno, skoro sie przyznał ze nie daje rady
Beata: no i motyw "ja tego nie pamiętam!" świetnie im ten kawałek wyszedł! i jak zazwyczaj nie wsłuchuje się w linie basu, to tym razem przewrotnie zwracałam uwagę tylko na to:D
Johnny: no, zwłaszcza że nam tym basem prawie przed nosem majtał. znaczy LANSOWAŁ
Beata: serio, gdyby nie było tego słychać, to ewentualnie dopiero koniec by go zdradził
Beata: heh, to też było ekstra ale taka bliskość idoli mnie peszy! głupio mi było sie w nich wlepiać. w sumie po to tam poszliśmy.. ale i tak czułam sie nieswojo <zawstydzona>
Johnny: ale Bartek chyba musi więcej czasu na siłowni spędzać - ile oni grali, dwie i pół godziny ? stary koń Larry Mullen napieprza dwie godziny bez problemu.. nie mówiąc o Charliem Wattsie:D
Beata: ale Bartek to nie stary koń, jak raczyłeś się wysłowić zresztą, chucherko z niego
Johnny: cóż, ja zawsze byłem pod wrażeniem klaty Larry'ego, czego o klacie Bartka powiedzieć nie mogę
Beata: cóż, ja też.. ale zapewne z innych nieco względów:D
Johnny: no ale wyrobi się chłopak, tylko muszą częściej grać !!
Johnny: dwa koncerty w wakacje to SKANDAL
Beata: owszem
Johnny: przydałby się im menedżer bardzo
Beata: no to wio na kurs! Ty byś sie nadawał! w końcu widać, że podzielasz ich pasję
Beata: poza tym wierzysz w nich
Johnny: wiesz co, ja chyba przynoszę pecha:P
Beata: ?? e tam
Johnny: trzy lata temu wierzyłem w The Crimea, i dziś nikt o nich nie wie
Beata: przesądy!
Johnny: odkąd zacząłem wierzyć w Akuratów coś się koło nich cicho zrobiło
Beata: a skakałeś na ich koncertach? sorry, ale dla mnie to stanowi poważny wyznacznik;>
Johnny: ja uważam, że Londyn jest w stanie porwać każdą publiczność - ale czy mam rację ?
Beata: masz!
Beata: porwało sztywniaka, porwało kapryśną marudę - nie ma mocnych!
Johnny: Paweł jako postać sceniczna jest po prostu PERFEKCYJNY - on nie musi już nic ze sobą robić, ma absolutnie wszystko co potrzebne jest Wielkiej Gwieździe, naprawdę byłem w szoku jak go zobaczyłem na tych Juwenaliach
Beata: hmm, ja bym mu zasponsorowała jeszcze jakąś koszulkę, może nawet wziąć sobie moją
Beata: pod warunkiem ze ją ze mnie zdejmie:D
Johnny: ale jego koszulki to też część osobowości
Beata: ja byłam w szoku, że tak krótko grają ;|ciekawe czy nas rozpoznają jak pojedziemy do Opola:D może Konrad nas zobaczy i pomacha? [po koncercie basista uraczył nas pogawędką, czujemy się namaszczeni]
Johnny: musimy wziąć transparent !!
Beata: sie wie! to co na nim napiszemy?
Johnny: napiszemy wielki napis " LONDYN ", w miejsce " o " będzie serduszko:D
Beata: och, jak słodko! albo może" tu stoją najgorętsi fani Londynu" ?
Johnny: to na odwrocie
Beata: albo nie, "najgorętsze fanki " brzmi lepiej:D no, a ja sobie sprawie koszulkę! i zapas amunicji w postaci czerwonych stringów do rzucania:)
Johnny: i kwiaty !!
Johnny: " Paweł, kwiaty ! "
Beata: ok, tam jest trochę klombów;)..
.. i długi jeszcze czas dwójka największych fanów zespołu Londyn we wszechświecie dysputowała z rozkoszą o wielu innych wymiarach owego Wydarzenia ( w trosce o zdrowie psychiczne czytelników powyższy zapis został brutalnie pocięty ), po czym wiele sobie obiecując w kwestii ponownego spotkania się na tymże, oddaliła się w szarość codzienności..
Moi sąsiedzi z góry zalali moich sąsiadów z dołu. A mnie wszyscy ignorują..
Reply to this topic
2 user(s) are reading this topic
0 members, 2 guests, 0 anonymous users