A może ci, którzy tak uważają, słuchają muzyki dla samej muzyki, relaksu, zmysłów, czyli dla tego, dla czego ona jest stworzona (głównie) i dość mają fanatycznych "fucków" ze sceny, dość mają chorych białych flag w rękach rockowego oszołoma, którego imię jest synonimem słowa AIDS, dość mają filozofii i religii na koncertach, może wreszcie mają dość stukniętego krzykacza próbującego tekstem piosenki otoczyć świat pokojem i dobrobytem? Dlaczego nie w drugą stronę?
Pytanie tak fundamentalne, jak retoryczne - to co z nich za fani U2 ? Ja zawsze uważałem, że U2 to coś dużo większego niż sama muzyka. A raczej - ich muzyka powinna prowadzić do czegoś większego. Tacy fani, o jakich Ty mówisz, równie dobrze mogliby być fanami np. Madonny. Ja nie mógłbym " równie dobrze " być fanem czegoś innego. Dla mnie U2 to nie jest zwykły zespół, jak np. Rolling Stones, czy, nie wiem, Genesis, Pink Floyd itd. Może dlatego Was nie rozumiem ? Może w tym tkwi problem ?
Dzień dobry. Ja zaliczam się z pewnością do grona fanów - purystów, którzy U2 uwielbiają za muzykę a ideologię traktują z przymrużeniem oka (mówiąc eufemistycznie). Muzyką i polityką bardzo się interesuję, ale nie lubię, gdy te dziedziny się wzajemnie przenikają. Dlatego też, słuchając bootlegów, kazania naszego poważanego piosenkarza przewijam (tym bardziej, że znam je już na pamięć niczym zgraną płytę). Pozdrawiam i dobranoc.