Survivor Albumowy - The Joshua Tree (edycja 2)
#221
Posted 08 maja 2010 - 21:07
#222
Posted 08 maja 2010 - 21:18
Możesz mi za to podziękowaćTen kto wybrał TJT na survivor ma przechlapane tak jak każdy trener polskiej reprezentacji...
Ekhem. Drodzy Obrońcy Exit, czas się mobilizować, bo sytuacja robi się naprawdę ciężka. To jest kluczowy moment, trzeba powalić One Tree Hill bo inaczej będzie źle. Otóż więc.
Exit to jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy kawałek jaki U2 kiedykolwiek nagrało. Żaden inny utwór w ich karierze nie odzwierciedla z taką bezczelną gracją stanu psychicznego mężczyzny cierpiącego po utracie przeukochanej i niegdyś utulanej przez niego kobiety. Żaden nie ma partii instrumentalnych rozłożonych w sposób, który tak genialnie wciąga widza w sam umysł owego mężczyzny i z których każdy stanowi odmienną domenę biologiczno-psychiczną tego człowieka. Wreszcie żaden z nich pod względem muzycznym nie sięga tak głęboko do samych korzeni takich słów jak "muzyka", "rytm", "melodia" czy nawet sam "dźwięk" i nie posługuje się nimi w tak pełen mrocznej elegancji sposób, który przekształca ten utwór w najczystszą formę jaką może przybrać piosenka idealna, w formę doskonałej, krystalicznej ekstazy. Żaden, podkreślam żaden, utwór U2 nie jest tak plastyczny i obrazowy w tym o czym opowiada, tak, że słuchając go obrazy po prostu same rzucają Ci się w oczy, wreszcie żaden nie ma słów, które tak doskonale łączyłyby się z melodią i w sposób totalnie, wzorowo celny trafiałyby w sedno tego, czym jest życie, miłość, cierpienie, śmierć.
Tutaj wszystko jest idealne. Pogrążona w bezchmurnej nocy pustynna równina. Świszczący, zimny wiatr. Zewsząd wydobywa się dźwięk ukrytych cykad, który zdaje się również rozlegać w głowie snującego się tu, ledwo trzymającego się na nogach, zapijaczonego swoją własną obsesją broken-hearted man. Powolny bas Claytona to puls jego serca. Dave Evans to intensywność jego myśli. Paul Hewson jest boskim narratorem, który obserwuje całą scenę z góry. Mężczyzna jest zmęczony, tym co jest wokół niego, tym co było, tym co będzie, sobą najbardziej, swoją obsesją, swoimi przeżyciami, swoją stratą. Tych myśli jest tak dużo, są już tak dojmujące i bolesne, że nie jest nawet w stanie trzymać prosto głowy, więc ma ją opuszczoną. Zmęczenie jest tak wielkie, że nawet nie ma siły co noc śnić tego samego snu więc snuje się bezcelowo po okolicy szukając ukojenia w chrząstającym piasku i odbijanym w tafli wody Księżycu. Wszystko kojarzy mu się z jego bólem, nawet szczekanie psa. Intensywność wzrasta.
Wbił sobie do głowy ideę "rąk miłości", które, co najważniejsze - uzdrawiają. To w ogóle jest najważniejszy element tej piosenki, healing hands of love, like the stars shiny from above (no kurwa, w jakiej innej piosence tego zespołu macie takie proste, a zarazem eleganckie i trafiające w samo sedno rymy?). Bo dla niego, jak i dla wielu Werterów współczesnego świata miłość jest uzdrowieniem, ukojeniem od trosk dnia codziennego, miłość leczy z chorób psychicznych i fizycznych, uzdrawia i odświeża umysł, pozwala odetchnąć i poczuć się bezpiecznie. On to miał i stracił. Nie ma nic gorszego niż mieć coś takiego, a później stracić. Dlatego on chce wierzyć w tę ideę - ale nie może, bo zdaje sobie sprawę z tego jaka jest fałszywa. Dla niego ona jest już nieosiągalna, jest jak świecące z góry gwiazdy - światło pada na niego, ale go nie oświetla. Dla niego istnieją już tylko skrajności, czerń i biel, nie ma już żadnych odcieni szarości, bo jego umysł dawno już przestał nadawać na tej częstotliwości. I wszystko mu jedno czy pójdzie w jedno czy w drugie - on już nie wyznaje żadnych wartości, bo stracił to co było dla niego najcenniejsze, nie ma to żadnego znaczenia, ważne, żeby poszedł w skrajność bo tylko skrajność jest mu teraz w stanie zapewnić odpowiednią siłę doznawanych emocji, aby zagłuszyć szalejący w nim ból. Który w trakcie trwania piosenki wzrasta coraz bardziej, w miarę jak Clayton jest zagłuszany przez Evansa.
Mężczyzna jest już tak pogrążony i zanurzony w swoim bólu, że cały zewnętrzny świat przestaje dla niego istnieć - jest jak w próżni, w której jedyne słyszalne dźwięki to bas Claytona i uderzenia jego serca, czyli perkusji Mullena Jr, PAM-pam-PAM-pam-PAM-pampam. Wyciąga z kieszeni zimny, ciężki pistolet - żeby zabić siebie czy może osobę, która mu zabrała kobietę? Nie wiadomo. I w ostatnim agonalnym tchnieniu woła do swojej miłości.
A muzyka wzorcowo to wszystko pokazuje, w sposób idealny narastają w niej wszystkie podstawowe ludzkie emocje, genialnie rozpisane na każdy instrument. Nawet gitara rytmiczna Hewsona pełni tu rolę - słyszę w niej umierające łkanie tego człowieka, zgrzyty jego serca.
Na chwilę następuje uspokojenie, tylko po to, żeby mężczyzna w sposób ostateczny uświadomił sobie, że ręce, które go jeszcze tak niedawno uzdrawiały, teraz pociągnęły go w dół. I dopiero teraz gdy nie ma już się czego trzymać dokonuje tego, co powinien zrobić już dawno. Od 3.10 do 3.34 w jego wnętrzu panuje takie piekło jakie rzadko gości na instrumentach grających muzykę popularną. Nawet sposób w jaki to crescendo zamiera jest idealny - bo dzieje się to stopniowo, jakby nagle urwał się rytm, serce przestało bić, umysł funkcjonować, nogi podtrzymywać ciało, które pada na piasek. A pustynia nie przejąwszy się tym, dalej pogrąża się w swym śnie, kołysząc się do rytmu muzyki cykad.
Żaden inny utwór z tej płyty nie ma takiej plastyczności i emocjonalnej intensywności jak Exit, żaden nawet nie celuje w ten poziom. Ten kawałek powinien być studiowany przez służby policyjne i obowiązkowo pokazywany na zajęciach z psychologii jako zapis umysłu samobójcy/mordercy przez popełnieniem zbrodni. Wywalenie go z tego surwajrowa jest gorzej niż głupie - jest błędem.
#223
Posted 08 maja 2010 - 21:39
#224
Posted 08 maja 2010 - 21:40
#225
Posted 08 maja 2010 - 22:43
One Tree Hill vs. Exit. I nie można to się było pogodzić jakoś ?
Generalnie to... jeśli mogę kilka słów więcej.
Exit. Rozwala od samego początku. Cykady... potem powoli wchodzący Larry i Edek, to samo Bonias coraz głośniej, Adam genialna partia basu przez cały kawałek. I tak stopniowo budują nastrój, coraz mocniej, coraz bardziej tajemniczo, chwila wyciszenia, by zaraz po niej wybuchnąć: Larry - z siłą jakiej chyba nigdzie nie znajdziemy w twórczości U2, Edek próbujący nadążyć za uderzeniami Larrego. Ciary w 90% słuchania tego kawałka.
One Tree Hill. Szczerze mówiąc dopiero zaczynam rozumieć ten kawałek i o co w nim biega. A ten Survivor znacznie mnie do niego przybliżył (ukłony w stronę acr'a). Jeszcze niedawno to był taki kawałek po prostu prosty, wesoły grany tak for fun. Ale od jakiegoś czasu on zaczyna być czymś więcej. Zwłaszcza w ciągu ostatnich 2 tygodni (czy ile ten survivor już trwa, nie wiem ale kasowanie tego drzewka to się ciągnie i ciągnie i skończyć się nie może, a tu połowy jeszcze nie ma).
I że niby mam wybrać między nimi ?
Jeszcze odnośnie całego albumu. Pierwsze trzy i ostatnie trzy utwory to jest mistrzostwo wszechświata. I wybieranie pomiędzy nimi będzie... hmmm... kwestią chwili ? Może kwestią tego, że ktoś 3 posty wcześniej napisze kilka ładnych słów o którejś z nich. Środek jest minimalnie słabszy, z przerwą na Red Hill Mining Town, które zasługuje na mistrzostwo galaktyki, no i Running To Stand Still dla której należy się mistrzostwo Układu Słonecznego. Pozostałe 3 to "tylko" mistrzostwo świata.
Do głosowania zostało 7 kawałków (to jeszcze 2 tygodnie się z tym będziemy męczyć? No nie, bo ostatnie 2 są w 1 rundzie, więc dwa bez dwóch dni). 6 genialnych i jeden genialny mniej... Dziękuję i dobranoc.
#226
Posted 08 maja 2010 - 22:51
#227
Posted 08 maja 2010 - 22:58
"Co nagle to po diable."
"Gdy się człowiek spieszy to się diabeł cieszy."
itp. itd.
Muszę się zastanowić
#228
Posted 08 maja 2010 - 23:24
Na pewno jeden z najlepszych i na pewno niepowtarzalny.Ekhem. Drodzy Obrońcy Exit, czas się mobilizować, bo sytuacja robi się naprawdę ciężka. To jest kluczowy moment, trzeba powalić One Tree Hill bo inaczej będzie źle. Otóż więc.
Exit to jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy kawałek jaki U2 kiedykolwiek nagrało. Chyba najmroczniejszy kawałek jaki nagrali no i tak mocny zarazem.
Co ciekawe tak dużo się dzieje w tym utworze w tak krótkim czasie! Trochę ponad 4 minuty (4:13), na koncertach wydłużone trochę o fragment "GLORIA", ale to i tak niedużo. Spokojnie mógłby być to dłuższy kawałek, ale im się udało to wszystko zawrzeć w 4 minutach.Żaden inny utwór w ich karierze nie odzwierciedla z taką bezczelną gracją stanu psychicznego mężczyzny cierpiącego po utracie przeukochanej i niegdyś utulanej przez niego kobiety. Żaden nie ma partii instrumentalnych rozłożonych w sposób, który tak genialnie wciąga widza w sam umysł owego mężczyzny i z których każdy stanowi odmienną domenę biologiczno-psychiczną tego człowieka. Wreszcie żaden z nich pod względem muzycznym nie sięga tak głęboko do samych korzeni takich słów jak "muzyka", "rytm", "melodia" czy nawet sam "dźwięk" i nie posługuje się nimi w tak pełen mrocznej elegancji sposób, który przekształca ten utwór w najczystszą formę jaką może przybrać piosenka idealna, w formę doskonałej, krystalicznej ekstazy. Żaden, podkreślam żaden, utwór U2 nie jest tak plastyczny i obrazowy w tym o czym opowiada, tak, że słuchając go obrazy po prostu same rzucają Ci się w oczy, wreszcie żaden nie ma słów, które tak doskonale łączyłyby się z melodią i w sposób totalnie, wzorowo celny trafiałyby w sedno tego, czym jest życie, miłość, cierpienie, śmierć.[...]
No akurat Bono czasem takie trafne rymy się trafiają. Pierwszy z brzegu The Fly - proste i trafne. Ale przyznaję, liryka w Exit jest okrojona do minimum a jednak przekaz jest spory.Wbił sobie do głowy ideę "rąk miłości", które, co najważniejsze - uzdrawiają. To w ogóle jest najważniejszy element tej piosenki, healing hands of love, like the stars shiny from above (no kurwa, w jakiej innej piosence tego zespołu macie takie proste, a zarazem eleganckie i trafiające w samo sedno rymy?).
Tak przy okazji, (gdzieś dawniej zasłyszane/przeczytane przeze mnie) dlaczego przestali go grać, czy nie było jakoś tak, że ktoś zamordował kogoś niby inspirując się tym utworem? Bo strata wielka dla koncertów, usłyszeć na żywo Exit to coś.[...] Ten kawałek powinien być studiowany przez służby policyjne i obowiązkowo pokazywany na zajęciach z psychologii jako zapis umysłu samobójcy/mordercy przez popełnieniem zbrodni. Wywalenie go z tego surwajrowa jest gorzej niż głupie - jest błędem.
#229
Posted 09 maja 2010 - 01:06
Chociaż...
#230
Posted 09 maja 2010 - 06:28
Nieopodal mężczyzna w kowbojskim kapeluszu i skórzanej kurtce udziela instrukcji innym osobom. Zdumiony basista pyta archanioła: Czy, to Bono? Nie wiedziałem, że umarł. Gabriel odpowiada: Nie, to nie jest Bono. To Jezus Chrystus. Wydaje mu się tylko, że jest Bono."
#231
Posted 09 maja 2010 - 08:17
#232
Posted 09 maja 2010 - 08:50
#233
Posted 09 maja 2010 - 09:40
No wiesz, nie jestem pewien, po prostu kiedyś tak przeczytałem. Trzeba by porównać datę tego zabójstwa i ostatniego wykonania Exit (chociaż to jeszcze o niczym nie świadczy), a najlepiej jakąś wypowiedź Bono lub kogoś z U2 na ten temat. A jeśli to prawda, no to pewnie wstrząsnęło Bono trochę po takiej informacji i może woleli, aby nie znalazło się więcej takich osób, szkoda, że przez wariata muszą cierpieć faniTak, kolo nazywał się Robert John Bardo i zabił aktorkę Rebeccę Schaeffer po uprzednim jej stalkowaniu (nie mylić z pewną śliczną forumowiczką o podobnym nazwisku). Ale to ciekawe, bo nie miałem pojęcia, że właśnie z TEGO powodu przestali to grać - byłem pewien, że to była taka sama decyzja jak w przypadku innych utworów. Jeśli to prawda to decyzja jest wyjątkowo głupia, bo Bardo był psycholem, który przez całe życie miał fiksacje na punkcie różnych aktorek i nie sądzę, żeby słuchanie Exit pod tym względem coś zmieniało. Ja słucham prawie codziennie i jestem normalny
Chociaż...
#234
Posted 09 maja 2010 - 09:51
Po przeczytaniu wypowiedzi Rodii nie wypada oddać głosu na Exit Ale jeśli teraz coś się stanie One Tree Hill, to w następnej rundzie nie ma zmiłuj
Is it like a tape recorder
Can we rewind it just once more
#235
Posted 09 maja 2010 - 10:05
#236
Posted 09 maja 2010 - 10:11
Front ochrony OTH i Exit jednak działa ? ;>
Mothers Of The Disappeared
#237
Posted 09 maja 2010 - 10:58
#238
Posted 09 maja 2010 - 13:44
#239
Posted 09 maja 2010 - 16:21
W zasadzie po drugiej turze ten survivor stracił dla mnie sens. Jednakowoż z trójki Streets, Ajstyl i WOWY, Ajstyl prezentuję chyba dla mnie największą wartość.
of Future Past
the magician longs to see...
one chants out
between two worlds
Fire - walk with me.
#240
Posted 09 maja 2010 - 16:29
1. Streets
2. WOWY
3. Exit
4. RHMT
5. Bullet
coorvah
2 user(s) are reading this topic
0 members, 2 guests, 0 anonymous users