XTC - Apple Venus Volume 1
#1
Posted 06 marca 2010 - 14:02
Ten Album powinien nosić nazwę XTCs Tribute to British Music.
Album wspomnień, skojarzeń i researchów. Pamiętam jak słuchając po raz pierwszy kawałka Eleanor Rigby pewnej brytyjskiej kapeli, zastanawiałem się czy tak wyprodukowany mógłby być cały, spójny, nie ociekający przesadnym patosem album. Orkiestracja która nie przytłaczałaby kawałków nadając im jednocześnie jakąś tam głębię, nie gubiąc przy tym ducha rock-n-rolla. Zapuściłem Apple Venus vol.1 i doszedłem do wniosku że tak.
Na początku zaznaczę, że jestem zakręcony na punkcie sceny brytyjskiej, a ten album britem zalatuje mi na kilometr. Genialna melodyka i jakaś taka ogólne radość bijąca z tych nagrań sprawiła, że naprawdę słuchałem tego albumu z przyjemnością. Bez nadęcia, spiny i ogólnego poczucia obowiązku czekałem na kolejne numery (tak, czekałem). Harmonie przypominające Beach Boys wręcz rozpływały się w głośnikach. Sama klamrowa budowa River of Orchids (plusk wody) zachęca i sprawia wrażenie, że możemy się tutaj doszukiwać czegoś więcej niż tylko piosenek ułożonych przypadkowo. Generalnie brzmieniowo album wręcz się mieni niczym pawie piórko na okładce. Słuchając Id like That przypomniała mi się Screamadelica, za to Green Man hinduska stylizacją narzuca mi ponowne wspomnienie o Revolverze. Your Dictionary to w ogóle jeden wielki hook, mimo tego średniego mostku z dzwonkami, został w głowie od razu. Nie powiecie że zestawienie Em D6/F# G5 D5/A nie jest klawe? Przyznajcie się ilu z Was później tego nie zanuciło? BTW wokal wybitnie Gahanowy. Eye-weter pierwszej klasy. Fruit Nut brzmi jak odrzut z Sierżanta Pieprza. I cant own Her jak strona B z Pet Sounds Dwa ostatnie numery są powieleniem owej tradycji.
I tu dochodzimy do krawędzi - Ive Heard it All before. Praktycznie do każdego numeru mogę wskazać jego bezpośrednią inspirację. Czy to źle? Raczej nie. Ale jest to wskazówką, iż nie jest to dzieło innowacyjne. Frajda ze słuchania i ogólnie pleasure ? jak najbardziej. Tylko, że tutaj bawimy się w recenzentów. A to nakazuje krytyczne spojrzenie na album. Ten daje tylko (aż) frajdę. Czy to mało? Skądże. Śmiem twierdzić, że to jedna z najważniejszych rzeczy jeśli chodzi o muzykę w ogóle. Tyle, że tu oceniamy przez pryzmat epokowości. A ten album epokowy nie jest, inspiracją dla przyszłych pokoleń nie będzie gdyż sam jest jedną wielka inspiracją.
Nie ustaliliśmy jeszcze skali. Jeśli przyjmiemy dziesiątkową daję temu albumowi w pełni zasłużone 7/10
Na pewno jeszcze do niego wrócę. Jeśli nie do całości to do kilku kawałków z pewnością.
#2
Posted 06 marca 2010 - 14:10
Muszę zacząć od tego, że nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z twórczością zespołu XTC. Wrzucenie nazwy w wyszukiwarkę i wyniki okreslające ich styl jako new wave/rock progresywny niewiele mi powiedziały więc kompletnie nie wiedziałem czego mogę się spodziewać.
Zgodnie ze swoim standardowym rytuałem pierwszego odsłuchu płyty dokonałem w optymalnych warunkach tj. w łóżku i ze słuchawkami na uszach, w blasku księżyca, w skupieniu i ciszy. Za sukces uznałem wtedy fakt, iż udało mi się dotrwać do końca albumu bez większych problemów, a że do osób cierpiących na bezsenność nie należę tym bardziej należy docenić to osiągnięcie.
Pierwsze wrażenie było oczywiście weryfikowane wraz z kolejnymi odsłuchami, które angażowały tym razem również sąsiadów.
Po zdanku o każdym utworze:
Pierwszy track, River Of Orchids jest dobrym wprowadzeniem w klimat całości, błyskawicznie mnie do siebie przekonał, myślę że głownie dzięki tej przewijającej się w tle, urzekającej trąbce. Ma swój urok i jest w nim coś tajemniczego, egzotycznego, miejscami mam wrażenie że słucham dźwięków wydobywających się z czeluści dżungli. Przyznaje że po pierwszym przesłuchaniu czym prędzej wróciłem do pierwszej ścieżki. Jestem za, jeden z lepszych utworów na płycie.
Numer 2 i 3 traktuje jako stylistyczną całość, obydwa od razu przypominały mi... Czerwone Gitary, a może raczej Beatlesów? Po prostu lekkie i przyjemne, w starym dobrym stylu. Mam przeczucie że sprawdzą się podczas pierwszych wiosennych wypadów rowerowych. Co do czwórki mam mieszane uczucia. Na początku przeżywałem katorgę słuchając tego kawałka, ale im dalej w las tym było lepiej... możliwe że to ten typ, który potrzebuje odpowiedniego nastroju żeby odkryć coś wyjątkowego, więc wstrzymuje się z oceną.
Za to do Frivolous Tonight wracał już raczej nie będę. Kompletnie mi ten utwór nie leży. Tak jakbym już gdzieś to słyszał, nie wiem gdzie, ale nie kojarzy mi się dobrze, wtórne to niczym powtarzane co roku piosenki świąteczne.
Dobrze, że mamy numer 6, czyli Greenmana. Kompozycyjnie zbliżony do River Of Orchids, a zamiast trąbki na drugim planie słychać flet(?). I znowu jest klimat, zupełnie jakbym słuchał soundtracku do filmu o przygodach dzielnego bohatera jakiejś kreskówki z dzieciństwa.
Your Dictionary - melodyjny, wpadający w ucho, ale nie zdążył mi się spodobać, bo przedtem się znudził.
Fruit Nut - trzyma poziom poprzednika, jest przyzwoicie, ale nie rewelacyjnie.
Numer 9 - I Can't Own Her zaliczam do jaśniejszych punktów tej płyty. Względna prostota i charakterystyczne zmiany tempa, wznoszenie i opadanie na przemian. Wycisza, uspokaja i sprawdzi się zapewne w trakcie nocnych rozmyślań. Z pewnością będę wracał.
Harvest Festival - wspaniałe świąteczne dzwony w refrenie, następny proszę.
The Last Baloon - intrygujący, ale mam wrażenie jakbym się z nim już spotkał, czuję jakiś nieokreślony przesyt już na początku, najlepszy jego moment to wejście trąbki pod koniec...
Opis ostatniego utworu można odnieść do całego albumu. Nie mogę powiedzieć, że dokonałem jakiegoś nowego odkrycia albo poszerzyłem muzyczne horyzonty. Na początku była ciekawość, bo na co dzień słucham innej muzyki ale niestety Apple Venus vol. 1 nie przekonał mnie do siebie. River Of Orchids, Greenman i I Can't Own Her pewnie zachowają się gdzieś w mojej playliście, jednak są to utwory jedynie dobre, co świadczy o kiepskim poziomie pozostałych piosenek. Brak świeżości, a miejscami wieje nudą. Jako całość - 5/10.
#3
Posted 06 marca 2010 - 18:37
1. Pierwszy kawałek zapowiadał się całkiem przyjemnie, taka cisza przed nadchodzącym obrzydzeniem (czytaj, burzą), ten wokal!! Kurczątko pieczone jego z pralki wyjęto? Słuchając tego "refrenu" myślałem tylko o przyciśnięciu "STOP"!!
2. Przerażony myślą ze jeszcze 10 piosenek przede mną znalazłem chwile ukojenia na początku tej piosenki, przyjemny wyraźny basik i delikatna gitarka akustyczna walona pięścią przy okazji;) hehe, chórek no patrzcie, patrzcie? Dobra ogólnie ujdzie, całkiem przyjemnie, ale głownie dzięki tej gitarze basowej!
3. Pierwsze szarpnięcia zwiastowały mi nadejście podobnej burzy co w utworze pierwszym, o tak? nie myliłem się? kastrowali wokalistę na kołyszącym się statku ? moje pierwsze skojarzenie, a po chwili wiertarka -> tak nazwę ten przester? ogołnie motyw lekko marszowy, żenada.
4. Pierwsze dźwięku ukojenie, nie mówcie, że to będzie tak na zmianę, raz katorga, raz ukojenie. Delikatnie, może nawet melancholijnie. Tra la la la la, la la la la la, taaaakaaaa meeeloooddiaaaaaa ze Az skaaakaac w DOŁ mi się zachciało? Nie wiem, dlaczego taki negujący stosunek mam do tych piosenek ale po prostu czuje niechęć słuchając tego wokalisty? DALEJ!
5. Niespodzianka znowu akustyk, ale moje pierwsze skojarzenie to jakiś "brodłejowski" miuzikal, tyle w tym temacie..
6. Pat i Mat ? pierwsze skojarzenie, a następne to taniec brzucha, ale ogólnie miło, tutaj nawet ten wokal tak nie razi, nie wiem jakich on filtrów używa ale to kompletnie nie pod mój gust?
7. Metaliką mi zajechało, chyba najlepsza z tych wszystkich bo wokal tutaj czystszy i mniej podrasowany. Tą piosenkę nawet zostawię na dysku, także sukces!~
8. No coment?
9. Znów filtry w wokalu, nie mam takich enzymów aby przetrawić jego piosenki?
10. Wokal lepszy ale klimat identyczny co w pozostałych piosenkach?
11. TAAAK!! KONIEC!! NARESZCIE KONIEC!! ACR, dziękuję bardzo za ten jakże przyjemny wieczór z tym zespołem;) ehhhhhh najbardziej podobała mi się ostania sekunda ta piosenka, która oznaczała koniec tej kary;) Pozdrawiam bardzo serdecznie, również składam interpelacje aby następca nie katował nas czymś podobnym!! Już wole behemota niż to!
#4
Posted 06 marca 2010 - 19:30
#5
Posted 08 marca 2010 - 01:10
Podchodzicie w większości bardzo subiektywnie, mieląc przez pryzmat własnego gustu - nie mówię, że to źle, to pewnie dobrze - a nie wszyscy muszą lubić barokowy pop (ten album to słownikowa definicja wręcz), dlatego niektóre oceny aż tak nie dziwią. No zobaczymy jak będzie dalej. W sumie jak ktoś naprawdę się przemęczył, to sory, nie spodziewałem się że ten album może aż tak się nie podobać komukolwiek. Hm, a mogłem Wam dać dziesiątkowe Wilco, to byście się tylko wynudzili
Elo, piszcie dalej
#6
Posted 08 marca 2010 - 10:36
Przyznam szczerze, że wcześniej nie miałem do czynienia w ogóle z twórczością XTC, stąd też może moja ocena tego albumu jest dość wysoka, czytaj pozytywna.
W sumie nie mam żadnej formułki/schematu recenzowania płyt więc zarzucę luźne spostrzeżenia:
1. Całość przypomina mi łudząco nutę oferowaną przez ejtisowych wyjadaczy, tj. "Frankie Goes to Hollywood", "Talking Heads", "Red Box", "Talk Talk" a nawet i "Clannad" o czym trochę później. W każdym razie lubię te klimaty więc i polubiłem XTC. Wnioskuję, że płyta "Apple Venus vol. 1" nie jest ich "Joshua Tree" więc mogę spodziewać się jeszcze czegoś lepszego, także niechaj mnie ktoś oświeci jaki jest najlepszy album tego zespołu, z chęcią się zapoznam. O ile pamiętam to Anja.S coś tam porównywała do ich wcześniejszych dzieł.
2. Pierwsze dwa utwory jakoś bez większego szału, ba - powiedzieć można, że drażni mnie refrenik w "I'd Like That".
3. "Easter Theatre" - wielce ok, chyba najbardziej podoba mi się tutaj mnogość instrumentariów użytych w tym utworze, natomiast "Knights In Shining Karma" to marna balladzina akustyczno - gitarowa, raczej najsłabszy moment albumu.
4. "Frivolous Tonight" - Anja.S pisała, że mamy do czynienia z soundtrackiem do Króla Lwa i w sumie tu się zgadzam, gdyż wiele utworów z tego albumu do czegoś takiego pasuje. No może nie do Króla Lwa, ale właśnie do jakichś innych disneyowskich produkcji, co według mnie grzechem nie jest. I tutaj kolejna rzecz - największy highlight tego krążka w mojej skromnej - "Greenman", który przypomina mi poczynania "Clannadu". Klimacior ja wiem... średniowiecznych lasów Sherwood? Smyki, fujarki, akustyczne gitarki itp. Soundtrack jak w pysk strzelił. "dodaj do ulubionych" na laście.
5. "Your Dictionary" - to dla mnie drugi najmocniejszy utwór na albumie. Świetny pomysł z literowaniem wyrazów plus ciekawe klawisze. Dalsza część albumu piorunującego wrażenia na mnie nie robi, ale też jakoś zmęczony jej odsłuchem nie jestem. Ot, takie niczym nie wyróżniające się melodyjki.
Ogólnie rzecz biorąc, album jak dla mnie dobry, w sumie pozytywnie się zaskoczyłem. Pewnie raz na czas będę do niego wracał a i może coś innego poznam z dzieł zespołu XTC. W każdym razie daję szóchę.
Mam pomysł - można by w sumie wyciągać średnią ocen po terminie nadsyłania recek. W sumie dla jaj, statystyki, tzw. hecy, czegoś tam jeszcze. Dobry pomysł czy zły?
#7
Posted 08 marca 2010 - 11:22
Muszę przyznać, że błędem było sprawdzenie z którego roku jest ten album dopiero po pierwszym przesłuchaniu. Do tego czasu chodziły mi po głowie czasy krótko po Skylarkingu (do tej pory był to jedyny album XTC, jaki przyswoiłem), no maksymalnie początek lat 90. A tu bęc, rok 1999, moja Komunia, Polska w NATO, Na dobre i na złe w TVP2 i album, który bardzo ciężko było mi przyporządkować tym czasom. Spróbuję więc niejako zapomnieć o albumie z 1986 i zająć się tym dziełem z osobna.
Album zaczyna się intrygująco, ładnie. River of Orchids jest rzeczywiście dobrym i ciekawym openerem tego albumu, tak zwany strzał w dziesiątkę. Piosenka ta łatwo wpada w ucho. I'd Like That za to kojarzy mi się z ogniskowym śpiewaniem, bez szału, mimo dosyć fajnego tekstu. Easter Theatre to taka przyjemna pioseneczka z świetnym refrenem, ale czegoś jej brakuje. Może to po prostu nie moje klimaty i szukam czegoś, czego nie można wymagać w takiej formie? Nigdy bym jej nie dał 9,5/10, może jestem na to za głupi. Po trzech utworach czuję się jeszcze bardziej zagubiony. Moim jedynym przemyśleniem w tym momencie jest to, że Skylarking odniósł większy sukces, bo dało się łatwiej przyswoić i wyrazić własną opinię, no ale nie będę skreślał Apple Venus po trzech utworach, jedziemy.
W czasie słuchania Knights In Shining Karma gapiłem się w wizualizacje w Media Plejerze i tyle mogę powiedzieć o tym. Frivolous Tonight zaczyna się bardzo popowo (lol, ale określenie) i w sumie po poprzedniku jest to całkiem miły utworek. Może gdybym znał się na tym trochę bardziej to bym zauważył jakieś fajne rzeczy, ale taki laik jak ja zbyt wiele o tym nie powie. Green Man zaczyna się orientalnie i tak sobie trwa. Dressed in the fruits of the wild, jasne. Następny utwór, Your Dictionary, rozkurwia kosmos. Jak dla mnie póki co najlepszy moment na płycie, bez przepychu, minimalistycznie, zajebiaszczo. Fruit Nut? Jestem na nie. I Can't Own Her? To nie, idź się powieś, cześć. Utwór jest całkiem średni, ale jakoś mi nie pasuje, tak zwyczajnie. Po żniwach jestem prawie pewien, że druga część albumu chce odstraszyć od ponownego przesłuchania. The Last Balloon trochę to uratował, więc panowie umieją zaczynać i kończyć, supcio.
Reasumując, nie jest to album zły, ma ciekawe momenty. Apple Venus vol. 1 jednocześnie zaciekawia i potem nudzi. Nie daje tego, czego słuchacz mógłby oczekiwać. Nie będę już przywoływał skojarzeń z tym związanych, po prostu dam mu ocenę
#8
Posted 08 marca 2010 - 15:02
2. @Max: słuszne skojarzenia! równie słuszne co Mirbal'a, to takie ejtisy po najntisach, tyle że też oferujące inną estetykę* trochę. Żeby skumać o co chodzi w XTC, tak na początek należałoby poznać wymienione w tym wątku dwa albumy, nowofalowe Drums & Wires i właśnie "ich Joshua Tree", czyli fenomenalne Skylarking (którym Anja już mogłaby być nieco zawiedziona, chyba, tak mi się wydaje po tym co pisała ). I @piotrekk: skojarzenia ze Skylarking poniekąd również słuszne.
*Widzę że z estetyką właśnie są problemy, nie wszystkim podchodzi. Cóż no, tu nie mogę nic już powiedzieć. Jeśli mimo wszystko nie podoba się, nie chce wkręcić kompozycja i aranżacyjne cuda River Of Orchids, I'd Like That nie cieszy mordy wspaniałą letnią beztroską (właśnie zwróćcie uwagę, ona ma taka być, dokładnie taka jak jest, nic więcej w tym utworze nie jest potrzebne, feeling doskonały), nie czuje się napięcia konstrukcji Eastern Theatre, Knights (faktycznie jeden ze słabszych, ale) jest tylko nudnym wypełniaczem, a nie śliczną, prostą piosenką, coś, ogólnie melodyka nie leży, wokal męczy... no co mogę powiedzieć, się nie zgodzimy
3. W sumie to zgodzilibyśmy się po moim pierwszym tygodniu czy dwóch z tą płytą, kiedy podobało mi się tylko I'd Like That, Greenman i Your Dictionary (tam są jakieś dzwoneczki? ojezu, dopiero teraz zanotowałem, faktycznie, zupełnie o nich nie pamiętałem ) dlatego tak sobie myślę, że jeśli jeszcze niektórzy z Was ją sobie zostawią, wrócą kiedyś, jest szansa na rehabilitację, podwyższenie może noty.
4. Bo zapomniałem - sumowanie ocen, wyciąganie średniej etc. - dobry pomysł, Max. W sumie pisałem o tym w wątku 'organizacyjnym' tej zabawy
Dajecie dalej.
Edited by acr, 08 marca 2010 - 15:39 .
#9
Posted 08 marca 2010 - 17:15
Długo zabierałem się do napisania kilku słów na temat tego albumu XTC. Mało tego, dość opornie szedł mi odsłuch płyty. "River Of Orchids" zirytował mnie klasycznym instrumentarium. Wspomniana irytacja powtarzała się jeszcze kilkukrotnie przez cały album. Po "Easter Theatre" musiałem na chwilę przerwać by zająć się czymś innym i zdałem sobie sprawę, że nie pamiętam nic z trzech przesłuchanych przed chwilą utworów. Gdzieś w głowie przetaczał się głos wokalisty. Gdzie melodia? Jakaś jedna mała nutka? Nic? Cholera.
Czekałem na jakąś iskierkę, przecież musiała w końcu nadejść. Nadeszła przy "Frivolous Tonight", to jedyny track na płycie, który naprawdę mi się podoba. Chwyta od pierwszej do ostatniej sekundy. Kiedy utwór skończył się przyjemnym wyciszeniem i pianinkiem pomyślałem, że może to właśnie ten moment. I wchodzi "Greenman". Kawałek, który bez większych problemów zmieściłby się na jakimś sountracku filmu przygodowego dużej wytwórni (lub reklamy Liptona). Straciłem nadzieję, że jeszcze coś się odmieni.
Nie załapałem zupełnie klimatu. Miotałem się pomiędzy czymś w rodzaju muzycznego "Monty Pythona", ścieżki dźwiękowej do filmu przygodowego i zlepku młodych Floydów. Nie liczyłem, że będzie lekko, łatwo i przyjemnie ale aż takie grudy?
Piotrek zapodał wielu świetnych wykonawców, za których jestem mu dozgonnie wdzięczny. W sumie chyba w końcu kiedyś musiał nadejść ten moment - kiedy coś ni w ząb nie zaskoczy.
#10
Posted 08 marca 2010 - 17:18
pomiędzy czymś w rodzaju muzycznego "Monty Pythona",
o to to, czasami też miałem takie wrażenie
#11
Posted 08 marca 2010 - 17:23
Skupię się więc na tym, na czym mogę się w tej sytuacji skupić, czyli wystawię ocenę za wrażenia artystyczne. Grono osób zainteresowanych techniką wydawania dźwięków z instrumentów na przestrzeni dziejów i genezą 60's- czy 80'sowego brzmienia zawstydza bowiem i obnaża mój brak osłuchania w tej materii.
Pierwszą rzeczą, która przychodzi mi do głowy od razu, jest to, że ten album jest chyba najlepiej nagranym ze wszystkich, które znam. Zawsze mi przecież coś w odsłuchu płyty przeszkadza. Tutaj jest pod tym względem idealnie - wszystko płynie, jest czyściutko i mam wrażenie, że cała płyta jest dokładnie taka, jaka miała być. Słowem, pod względem produkcji nie da się tutaj niczego poprawić. Co więcej, odnoszę takie dziwne wrażenie, że nawet gdyby chcieć coś poprawić, to możnaby płycie jedynie zaszkodzić.
Kolejna kwestia to bajkowy klimat AV. Nie, nie disneyowski. A jesli już disneyowski to bez żadnego ukrytego, drwiącego znaczenia i Król lew, jako jedno z najbardziej poruszających dzieł, jakie przyszło mi w życiu obejrzeć, pasuje. Słuchając całości nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jest to muzyka kompletnie nie z mojego świata. Nie moje klimaty jednym słowem.
Jak już mówiłem, nigdy nie pasjonowała mnie muzyka inspirująca XTC na tym krążku, a jeśli już miałem z nią jakieś przygody, to jednorazowe i dość szybko mi przechodziło. Apple Venus dostarcza mi więc wrażeń, których nie oczekuję od artystów, których słucham na codzień. To, z mojego punktu widzenia, ogromny plus. Mogę wręcz powiedzieć, że AV zaspokaja wszystkie moje potrzeby związane ze skakaniem po chmurkach w trakcie słuchania muzyki. Z reguły nie tego od muzyki oczekuję, ale jak już mam ochotę, to sięgam po AV i wcale nie mam ochoty zagłębiać się dalej. Może mi się w końcu znudzi, ale na razie działa i ma się dobrze.
No i muszę jeszcze wspomnieć o Greenmanie. A Greenman to arcydzieło. No to w zasadzie tyle.
Oczywiście, są też minusy. Mniej więcej wraz z końcem Your Dictionary kończy mi się zawsze ochota na bajkowe doznania i przełączam na coś innego. Może to oznacza, że moje zapotrzebowanie na disneya w głośnikach jest nikłe, a może, że po prostu płyta po wspomnianym YD zaczyna po prostu nudzić? Nie mam pojęcia.
Album jest dokładnie taki, jak oczekuję, żeby był. Nie ma być arcydziełem, ma po prostu dać trzy kwadranse klimatu, na który mam od czasu do czasu chęć. No i niestety, albumowi, który jedynie spełnia oczekiwania, ale nie wnosi niczego nowego, nawet jeśli spełnia te oczekiwania w 100%, nie mogę dać więcej, niż 5/10.
#12
Posted 08 marca 2010 - 17:35
#13
Posted 08 marca 2010 - 18:25
#14
Posted 08 marca 2010 - 18:30
"River of orchids" nie zachęciło mnie, szczerze, do dalszego słuchania, ale jakoże podjęłam się recenzowania- słucham dalej i załączam kolejną piosenkę- "I'd like that". Nie wiem czemu, ale "zaleciało" mi Beatlesami, piosenka jakaś taka w ich rytmie, pewne zaśpiewki mi się z nimi skojarzyły. "Easter Theatre"- nachodzi mnie wrażenie, że jakaś niejednolita ta płyta, jakby zespół nie mógł się określić w jakim stylu chce grać na płycie, ale nagle wchodzi refren- spodobało mi się, jest sympatycznie, choć melodia zwrotek jakoś mi nie podchodzi. Refren znów budzi beatlesowskie skojarzenia, niczym McCartney solo. "Knights in shining Karma"- spokojna ballada, przyjemnie się słucha "w tle", ale jakiegoś specjalnego śladu po sobie w mojej głowie nie zostawiła. "Frivolous Tonight", kolejna miła piosenka, ale pewne momenty zabrzmiały dla mnie niczym z jakiejś świątecznej piosenki; jeszcze tylko śnieg za oknem...(zaraz, śnieg napadał dzisiaj) i mamy świąteczny klimat. Nie, żebym się czepiała, ale tak mi brzmi. "Greenman"- irytujący wstęp, tym razem skojarzenie z soundtrackiem do Jamesa Bonda (?!). Słucham dalej, na razie jest ok, piosenka w ogóle brzmi jak soundtrack do jakiegoś filmu, czy bajki pokroju wspomnianego już "Króla Lwa", "Tarzana", czy "Księgi Dżungli". Na koniec ni to hinduskie, ni to afrykańskie rytmy? "Your Dictionary"- nic niezwykłego, jak dla mnie. "Fruit Nut"- tym razem piosenka zdaje się zagnieźdźić na dłużej w mojej pamięci. Fajny rytm, wesoła melodia, można sobie postukać do rytmu. "I can't own her"- szczerze, nie przepadam za piosenkami w takim stylu, czekam aż się rozkręci, ale wciąż to samo leci. Chyba przewinę... Być może taka specyfika piosenki, lecz mi taka nie podchodzi. Co prawda w końcu delikatna perkusja ożywiła tę nudną melodię, ale jednak nie przekonam się. "Harvest Festival"- no nie, znów jakieś smęty? Przed drugą minutą się rozkręca w końcu, jednak znów to nie to. Nie podoba mi się. I ostatni "The Last Baloon" też jakoś leniwie prześlizguje się przez moje uszy. Przęciętne. No, było nawet ciekawie, ale na koniec zrobiło się jakoś nudnawo. Ta moja wybitnie subiektywna ocena wynika z tego, że raczej średnio lubię ballady i takie bardzo leniwe piosenki.
Ocenę wystawię 4/10. Cóż- mnie raczej ten album nie ruszył i do całości chyba nie będę wracać, najwyżej do kilku pojedynczych piosenek.
#15
Posted 08 marca 2010 - 18:41
1, ciekawe i sprytnie pomyślane, z tym że darowałabym sobie ostatnią minutę w tej piosece, już z lekka męcząca się robi.
2. lubię pop. Fajnie podlizują sie tymi melodiami i klepią po plecach, ale to dobrze. (Równie dobrze można sobie wstawić (NIE) lubię popu, co nie?).
3. daję się pokroić za to, za refren, szczególnie w drugiej połowie piosenki.
4. koszmarek
5. "With a broom or a mop"- zabawne trochę, i ten ton jakim to śpiewa, łał
6. Greenman to wymiatacz. orientalne klimaty zawsze działają,
7. tutaj to jest pianino? chyba tak,a poza tym gitara, literowanie też dobre, jest melodia, w sumie wystarczy żeby było idealne,
8. nie mam pojęcia czemu ta piosenka mi się nie podoba
9. tak, tak, tak,
10. niech ten pan tak nie śpiewa tego wersu "Harvest festival", to wszystko psuje, bo reszta jest bardzo mocno gitesna.
Apropo dzwonów, to "najfajniejszy dźwięk jest organów w pustym kościele, gdy organista przestaje grać
i dźwięk odbija się przez kilka sekund od ścian. i to jest ładne." podobno na którymś albumie Neil'a Young'a tak jest,
ale tutaj całkiem inne są, też ładne, tylko mało.
11. na początku nudnie, potem jak zaczyna się 'drop us all...' i aż do końca genialne, no i ta świetna trąbka.
Ogólnie to poza paroma momentami nie mam się do czego przyczepić, hmm, ale po tygodniu słuchania nie dam jeszcze 8. No i taki pop jest wielce ok, z tymi melodiami. Bardzo przyjemnie się słuchało, a po pierwszym przesłuchaniu chciałam dać 5, więc bardzo wchodzą te piosenki z czasem. Chociaż tego czegoś wyjątkowego jeszcze się nie dosłuchałam.
#16
Posted 08 marca 2010 - 18:53
To po prostu płyta XTC. Oczywiście AŻ.
O, w końcu padły te słowa.
Bo to chyba jest tak, że albo się XTC (po)lubi (i AV też się lubi), albo się nie (po)lubi (a lubić Drums & Wires to jak lubić U2 do War) i już po zawodach.
I że padło nazwisko Brian Wilson, nazwa Moody Blues, wyłuskanie tego małego ważnego niuansu z Your Dictionary i "perfekcyjna produkcja", by Witas. Jeszcze fajnie, jakby ktoś wprost napisał "this is pop" i że wobec tego pewne oczekiwania są zupełnie nietrafione, ale to może ja się później rozwlekę
I oto mamy rozbieżność od 2 do 8. Co najbardziej zwraca uwagę, to natężenie słów po dwóch stronach barykady: co do samych melodii, chyba cztery razy przymiotnik "genialne", równie często "nudne" czy jakieś.
Co jeszcze teraz, to oczywiście nie zgadzam się z disney'owością, ale może dlatego, że disney'a nie widziałem od strasznie dawna.
No w każdym razie, to skojarzenie jest zdecydowanie zbyt powierzchniowe, myślę, dajcie spokój
Aha, no i generalnie ten - po tym co Pat napisał, dodam - to nie jest album o którym bym na tym forum pisał, że koniecznie go poznajcie, bo na pewno się spodoba, jak Opposition czy coś tam. Ale to jest, nadal uważam, znakomita muzyka i przy okazji tej zabawy, można było sprawdzić, czy znajdzie tu dla siebie miejsce, czy jednak nie. Dobrze wiedzieć. Będziemy to zatem gryźć z jakiejś innej strony w przyszłości
Edited by acr, 08 marca 2010 - 19:21 .
#17
Posted 08 marca 2010 - 19:39
Na początek dwa skojarzenia bardzo często pojawiające się gdy słuchałem tej płyty:
- Neverendign Story, nie wiem dlaczego
- Niemy film muzyczny lub taneczny, to był by świetny soundtrack
Z większością piosenek jest jak z niemieckimi autostradami, wjeżdżasz - ale odjazd, genialne, super, ale już po chwili wieje nudą
Bardzo podobają mi się melodie, choć nie zawsze pasuje mi do nich wokal, np w The Last Balloon czy Easter Theatre (choć tu wyjce wyszły całkiem fajowo). Ogólnie słuchając płyty mam wrażenie, że ktoś w mojej głowie rysuje jakieś przedziwne, barwne obrazy.
Dwie najgorsze rzeczy jakie mnie spotkały słuchając tego albumu to:
Knights In Shining Karma - nie mam słów,
I'd Like That - jakaś melodia jest, wokal też, ale tak jakby ta piosenka nie miała żadnego wyrazu.
Najlepsze rzeczy to z pewnością:
Greenman - wstęp do piosenki, i po co przyszło się jakiemuś wokaliście tu odzywać
Frivolous Tonight - jest jak lalka barbie, żadna z niej kobieta a zachwyca miliony
Fruit Nut - mhh, no podoba mi się jej brzmienie.
Ogólnie zabawnie brzmiąca płyta, której ogół przypadł mi do gusty, oceniam ją pozytywnie i wystawiam jej ocenę 6,5/10. 0,5 za to, że napisałem słuchając jej w piątek ostatni rozdział pracy inżynierskiej Gdyby taka muzyka leciała w radiu to bym stacji nie zmieniał, a nawet bym się ucieszył, ale do płyty jednak raczej wracać nie będę.
...
#18
Posted 08 marca 2010 - 20:44
Do tej pory XTC objawiało mi się na przeróżnych serwisach muzycznych, laście, wśród rozmów znajomych atakując gigantycznym sloganem New Wave. Coś tam kojarzyłem, raptem kilka piosenek, bo zespół, który podobno znać trzeba. Już kilka razy miałem się zabrać do tego, żeby w końcu z bliska przyjrzeć się temu wykonawcy. Teraz, kiedy po prostu musiałem to poznać, żałuję, że nie zrobiłem tego wcześniej. Pewnie gdybym na początku zabrał się za słuchanie jakiegoś albumu z lat siedemdziesiątych bądź osiemdziesiątych moja opinia byłaby zupełnie inna, ale niestety XTC, a ściślej Apple Venus Volume 1 nie zachwyciło.
Plusem płyty jest zdecydowanie to, że jest ona równa. Brak tutaj gorszych lub słabszych momentów, chociaż kilka utworów należy wyróżnić. Pochwała również dla producenta, ponieważ słuchając najpierw tego LP, a nie zaglądając wcześniej na Wikipedię, serio myślałem że ten album był nagrywany gdzieś 15 lat wcześniej niż w 1999 roku. Jeśli chodzi o kompozycje, to już raczej pochwalić nie ma kogo (noo, jak już mówiłem, znajdzie się kilka wyjątków). Są one zwyczajnie średnie, nie powalają na kolana, szczena mi nie opadła, nie nie nie, nic z tych rzeczy. Chociaż album rozpoczyna się bardzo dobrym kawałkiem, później jest już tylko gorzej...aż do ścieżki nr 7.
Your Dictionary to utwór szczególny na tym albumie. Prawie 10/10, serio. Genialny tekst, bardzo udana kompozycja i sposób śpiewania zapada głęboko w pamięci. Bardzo się wzruszyłem pierwszy raz słuchając tego kawałka i wiem już teraz, że będę często sobie do niego wracał. Jedyne, co irytuje, to sama już końcówka tego utworu, którą mogli sobie darować. Pozostałych kawałków nie ma sensu przytaczać, bo niczym szczególnym się nie wyróżniły albo okazały się po prostu kiepskie.
XTC zawiodło, bo spodziewałem się totalnej miazgi, a niestety dostałem najzwyklejszy album pod słońcem z jednym, może dwoma hitami. Teraz pewnie jeszcze dużo czasu minie, zanim sięgne po starsze albumy, bo po prostu straciłem ochotę na ten zespół. Z tego co widzę, to XTC wydali później jeszcze tylko jedną płytę i w sumie dobrze. Ciężko mi oceniać na podstawie jednego przesłuchanego albumu, ale pewnie pomysły już im się kończyły i zdali sobie sprawe, że nic więcej w muzyce nie osiągną. Folderu "XTC" pewnie długo teraz nie otworzę, a jak już, to tylko by posłuchać jakiegoś innego albumu, mam nadzieję, że zdecydowanie lepszego niż Apple Venus Volume 1.
4.5/10
#19
Posted 08 marca 2010 - 20:45
#20
Posted 09 marca 2010 - 16:31
Nie wiem za bardzo jak się do tego zabrac. Bedzie to po prostu kilka luźnych odczuc.
Podobno mówi się że Republika to polski odpowiednik XTC, prawda to?
Jeszcze ciekawostka: byłem w Swindon, skąd zespół pochodzi, jak jechałem na U2 do Cardiff!
OK. sooo...
Również jak wielu ludzi forumowych mam słabośc do muzyki brytyjskiej, a ten album TAK mi się kojarzy z klubem samotnych serc sierżanta pieprza, ŻE TO SZOK NORMALNIE!
Muzyka nieprzełomowa, ale przyjemna. Mam wrażenie, że ten album dla nich to takie ATYCLB dla U2, am I right?
Przypadły mi do gustu - River of Orchids, Frivolous Tonight (to chyba McCartney napisał) i Green Man - intrygujące.
BTW. Green Man to jest bardzo ciekawa historia. Jak będziecie w byle jakim kościele w Anglii to zapewne znajdziecie tam rzeźbę Green Mana, wygląda jak taki mały chochlik, czy goblin, łotewa. Z tego co słyszałem, reprezentuje on bóstwa celtyckie, których anglosasi nie chcieli do końca się pozbyc, więc wciskali go w jakiś kąt w nowym kościele, żeby nie było!
Nie przypadło mi do gustu Knights in Shining Karma - blee.
Ogółem, lubię tzw. baroque pop, co tu poradzic... ;P
Dzwoneczki i inne pierdółki mi nie przeszkadzają, przyjemne.
Nie wiem, co więcej napisac. Płyta jest po prostu łagodna i przyjemna.
Chyba sobie ją wgram na Ipoda, na zbliżającą się podróż autokarem (brrr...) do Londynu - tak jakoś pasuje...
W mojej skali
6.5/10
1 user(s) are reading this topic
0 members, 1 guests, 0 anonymous users