Tym razem relacja o akcji Flaga już po jej zakonczeniu i trochę z innej strony. Były już emocje świadków, potem relacje ludzi z zewnątrz, i nasi, i obcokrajowcy, były w pełni zasłużone zachwyty tych znających się na rzeczy, normalka. Ale to z wczoraj mnie rozbroiło, posłuchajcie.
Przejeżdżam wczoraj na znanej trasie przez miasto. Te same widoki mijane na trasie, te same twarze. Nuda jak z Rejsu. Nic nie ma się prawa wydarzyć. Nagle wsiada rój szerszeni, głośni niesamowicie. Poznaję, to fizjonomie młodych miejscowych żuli. Widok taki jak wszędzie - łyse glace, rozebrani do pasa, inteligentny wyraz twarzy... Są czymś podekscytowani, machają rękami, och, zaraz piwo się porozlewa i chyba będą je zlizywać z okien.

Siadają naprzeciwko mnie, gondola wypełniona na full, już nie ma ucieczki, trzeba słuchać o czym rozmawiają.
I tu szok. Od dawna znam tych ludzi z widzenia, zawsze mieli te same tematy, zawsze z wysokiej półki.. Ale teraz, z wielkim zacięciem omawiają Chorzów, znają detale, a nawet strzelają tytułem piosenki. Ich angielski Nju jers dej brzmi niemalże jak muzyka.. I co chwilę wykrzykiwane teksty typu A wiesz, Bono to, Bono tamto. A stadion to redendłajt. Ale czad! Po chwili wysiedli na przystanku. Zrobiła się wręcz głucha cisza.
Wiem, trochę dowcipkuję z młodocianej żulandii, potraktujmy to z

. Ale motyw przewodni zostaje - Flaga była czymś naprawdę wyjątkowym, i okazuje się, że WIELU, naprawdę WIELU zdaje sobie z tego sprawę. Na opini ludzi takich jak opisani, mało komu zależy, ale ich zachowanie mówi sporo o tym, jak w różnych kręgach odebrano tę akcję. Ci goście mówili szczerze, słyszałam to w ich głosach, widziałam po gestach, mimice. Na nich mało rzeczy robi wrażenie. A jeśli już, to TO musiało byc naprawdę dobre.
I taka właśnie była Flaga. FLAGA.