@up
Koncert jest całkowicie w gestii wykonawcy i jesteśmy pewni, że prawdziwi fani muzyki docenią, że nie wywieramy wpływu na żadne treści, które artysta chce przedstawić. Nie ponosimy także odpowiedzialności za to, co odbywa się na scenie.
slogany o 'prawdziwych fanach muzyki'? serio, Live Nation? śmieszne to.
Chaciński na blogu też coś pisze na ten temat http://polifonia.blo...d-kontra-lotto/
okazuje się, że na fb założono grupę walczącą z LN o odzyskanie pieniędzy za przerwany koncert http://www.facebook....24069394447313/
nie mogę w tej chwili znaleźć, ale chyba w Wyborczej był felieton, którego autor stwierdził (mniej więcej), że uczestnicy warszawskiego koncertu Morrisseya nie powinni narzekać, gdyż mogli doświadczyć czegoś więcej niż inni fani, prawie że historycznego wydarzenia, o którym będzie się mówiło później, w przeciwieństwo do bardzo dobrego, ale hiper-poprawnego (określenie z artykułu) koncertu krakowskiego. no cóż, można uważać i tak, ja się cieszę, że w Krakowie było 'normalnie' i mogłam się dobrze bawić na całym koncercie (chociaż dało się wyczuć wśród ludzi lekki niepokój, czy Mozzowi znowu coś dziwnego nie przyjdzie do głowy, niektórzy nawet uciszali innych, gdy ci zaczynali krzyczeć coś poza Mo-ri-si a na samym końcu, tuż przed Everyday Is Like Sunday paru gości też, jak później w Essen bodajże, chciało wedrzeć się na scenę - jednemu prawie się udało - ale ochrona skutecznie temu zapobiegła). moje odczucia co do muzyki tak Morrisseya jak i The Smiths nie zmieniły się, tylko teraz uważam, że Mozz to większy 'buc' niż myślałam Live Nation to inna kwestia.