Albo to jakaś fala, albo ja już zdziadziałem do reszty, ale kolejny wykonawca, na którym dawno już postawiłem krechę (w sensie - brałem kolejne nowe płyty z przyzwyczajenia, słuchałem raz i zapominałem), wydaje nową płytę i jest to kolejna nowa płyta, której chce mi się słuchać. A w przypadku nowego Bon Jovi jest to o tyle dziwne, że formalnie nie ma absolutnie żadnego do tego powodu - This House Is Not For Sale to standardowy standard, brzmi bardziej jak Bon Jovi niż samo Bon Jovi, wszystkie piosenki są identyczne, i to tak ze sobą, jak i z poprzednimi piosenkami etc. etc. A mimo to są jednocześnie.. fajne, chwytliwe, energetyczne, odpowiednio stadionowe, słychać w nich zespół, któremu chce się grać, a nie tylko odbębnić kolejnych kilka miesięcy w studiu, żeby był powód do ruszenia w kolejną trasę i zarobienia kolejnych pieniędzy. No nie wiem, ale obczajcie (podszyty Springsteenem) pierwszy singiel - to przecież wszystko, co najlepszego można oczekiwać od Jona i spółki. Kiedy ostatni raz tak było?
https://www.youtube.com/watch?v=_Ri2KEiXlNk
(tylko trochę BTW biorąc pod uwagę na to, jakie przej***ne czasy idą, może to jednak być fala. Muzycy są zawsze jednymi z największych beneficjentów wielkich kryzysów, przynajmniej w sensie artystycznym)