I can't believe the news today....
Elektryzujacy news z rana, nasz czlowiek w Dublinie - Agnieszka - o 1:00
naszego czasu wreczyla Bono do rak wlasnych - Nasze DVD z Chorzowa (w
okladce, z listem przewodnim od Naszego Rezysera
pewnie wkrótce coś więcej się dowiemy!
ALE JAZDA!
It's Christmas!!!!!
ZBYCH
ps. Aga Gratulacje - Mission Accomplished
Bono dostał nasze Chorzowskie DVD !
#1
Posted 21 grudnia 2006 - 08:22
#4
Posted 21 grudnia 2006 - 09:57
Jest cały szczęśliwy a ja razem z nim!
Jego słowa : "Mam nadzieję, że teraz to obejrzy"!
A ja jestem pewien, że obejrzy i że to początek wielkiej przygody życia Bartka! I może nie tylko przygody! Cudnie!
#6
Posted 21 grudnia 2006 - 10:27
Wzruszony bombel
#12
Posted 21 grudnia 2006 - 11:19
Tylko zeby ta plyta sie nie zacinala czy cos bo jeszcze sie wkurzy ; )
A tak w ogole to kazdy moze dac Bono co mu sie podoba ? Ciezko mi w ten news uwierzyc .
a coo Bono nie człowiek?? przecież to zwykły facet jak się Go spotka w pubie to pewnie mozna normalnie pogadac( o ile ktoś jest w stanie cokolwiek z siebie wydusić:PP).
Poza tym chyba kazdy lubi dostawać prezenty
#13
Posted 21 grudnia 2006 - 11:45
no to można powiedzieć, że czas zatoczył koło i misja Chorzowska zakończyła się sukcesem:):
Organizacja akcji "Flaga" -> Koncert -> Multicam i jego ogólnopolski sukces -> Oahu Project -> Dostareczenie DVD do rąk własnych Bono:)...
Brawo, brawo, brawo:)... I właściwie jak koncert z rąk Wierciocha dostał się tak szybko do Dublina?? Co za organizacja... No chyba, że było kilka kopii:))...
Teraz pozostaje pytanie... Czy zobaczą koncert?
Pozdrawiam,
roopa
#14
Posted 21 grudnia 2006 - 12:00
#15
Posted 21 grudnia 2006 - 12:20
Agnieszka, gratulacje!
dzięki wszystkim, którzy starali się, aby to wypaliło!
Manana, jesteś mistrzem!
I dziękuję wszystkim, którzy uczestniczyli w akcji Żywa Flaga!
Ojej, ale się wzruszyłam!
#16
Posted 21 grudnia 2006 - 13:40
naprawde wielka !!!!!
moje gratulacje i dzieki Bartek za tel z samego rana !!!!!
mysle rozniez ze moja misja sie powiedzie - a jesli nie to przynajmniej koncert zobaczy wiecej ludzi z otoczenia zespolu !!!!
.....
ale prosze Państwa ... !!!!!!
tak oto zaczyna sie wielka kariera naszego przyjaciela !!!!!
... marzenia sie spelniaja !!!!
... jestesmy swiadkiem historycznej chwili !!!!!
wierze wto i zycze tego z calego serca Bartkowi
i calej "jutowej" spolecznosci
juz pora w koncu zeby w ich otoczeniu znalazl sie prawdziwy fan i to z Polski !!!
#17
Posted 21 grudnia 2006 - 14:43
Beautiful Day!!!
Bartku, to Twój dzień!!!
Łzy w oczach...
Wielka, zielona, kosmata prawda, którą każdy ma swoją i nieustannie obrabia innym.
#20 Guest_nenril_*
Posted 21 grudnia 2006 - 16:22
Z gory przepraszam za brak ladu i skladu, ale w ciagu ostatnich 30 h
przespalam tylko 2, czesciowo z powodu pracy a czesciowo... no,
wiadomo, nadmiar wrazen
Ojoj, od czego by tu zaczac?
Roznie sie w zyciu uklada, a mi sie tak ulozylo ze 23 listopada
wyladowalam w Dublinie. Oczywiscie to, ze padlo akurat na Irlandie i
Dublin to juz nie przypadek Tak samo jak to, ze zabralam ze soba
kopie Chorzowa... ot tak, na wszelki wypadek
W sobote wieczorem zadzownilam do kolezanki, ktora jak sie okazalo
wlasnie sie dowiedziala, ze w srode albo w czwartek Bono robi impeze
w malej restauracyjce w Dalkey. Impreza, tak jak knajpka, miala byc
bardzo kameralna, tylko najblizsi znajomi, w sumie ok. 20 osob.
Wczoraj od rana planowalam, ze zaraz po pracy wsiade w DARTa i pojade
do Dalkey. Niestety, swiateczna goraczka siegnela zenitu i zamiast o
19, wyszlam z roboty o 22 :/ Przez chwile przeszlo mi przez mysl, ze
moze to nie ma sensu, jestem wykonczona, przeziebiona i moze sie
okazac ze impreza jest jednak w czwartek...
Mimo wszystko pobieglam na stacje, wsiadlam w kolejke i pojechalam.
Szybko znalazlam owa restauracje, rzeczywiscie malutka i prawde
mowiac nigdy by mi do glowy nie przyszlo zeby tam wpasc na obiad;)
W srodku byli ludzie, ale knajpa byla zamknieta, co wskazywalo na to,
ze to jest wlasnie TA impreza, chociaz nadal nie mialam pewnosci...
do czasu. Po ok. 20 min krecenia sie po okolicy stanelam oko w oko z
Gavinem Friday’em (ogolonym na lyso!), ktory w towarzystwie dwoch pan
wszedl do srodka. Wiecej dowodow nie potrzebowalam Teraz trzeba
bylo jakos przeczekac do konca imprezy i sprobowac zlapac Bono jak
bedzie wychodzil. Usiadlam w restauracji na przeciwko, zeby miec
dobry widok. Po ok. 2 h (i 2 filizankach cappuccino, zeby nie bylo ze
siedze jak taki darmozjad) goscie zaczeli wychodzic. Zaplacilam i
przenioslam sie na lepsza pozycje startowa czyli na ulice.
Gospodarzowi nie spieszylo sie do wyjscia, ale nastepne 1,5 h
czekania o glodzie i chlodzie (lunch jadlam o 13 i – rzecz w Irlandii
zadko spotykana – byl przymrozek) umilal mi widok Guggi’ego i Paula
McGuinnessa, ktorzy wyszli na papierosa
W koncu wyszedl Niestety do sasiedniego pubu dotarla wiadomosc, ze
za sciana jest Bono, wiec jak tylko przekroczyl prog, zaraz otoczyla
go grupka ludzi, ktorzy po prostu chcieli zrobic sobie zdjecie z
gwiazda. Bono jak to Bono, do kazdego podejdzie, mimo ze jego
asystentka Catriona z godnym podziwu uporem powtarzala ‘no, you have
to go’. On byl chyba innego zdania, bo znalazl sie czas na usciski
dloni i kilka fotek pstryknietych komorka.
Kiedy z Chorzowem w dloni zblizylam sie do grupki, Catrionie wlasnie
udalo sie go wyciagnac i szybkim krokiem ruszyli w kierunku
samochodu. Podeszlam i powiedzialam ‘Hi Bono, I’m from Poland...’
Podzialalo jak zaklecie – wielki usmiech, objal mnie i
powiedzial ‘Walk with me’. Juz wolniejszym krokiem zaczelismy sie
oddalac od grupki i wreszcie byla chwila, zeby zamienic kilka slow.
Wreczylam mu DVD dziekujac za niesamowity koncert, powiedzialam jak
wiele dla nas znaczyl... lezka sie kreci w oku.
Podziekowalam rowniez za taniec przy All I Want Is You. Zatrzymalismy
sie. Jeszcze wiekszy usmiech. ‘Really? That was you! What’s your
name?’. Calus w policzek, uscisk, calus w reke... rozplywam sie
Niestety upor Catriony dal o sobie znac... Zlozlylismy sobie zyczenia
swiateczne, Bono juz mial ruszyc w strone samochodu, ale poprosilam
jeszcze o autograf. ‘Ok, but quick or I’ll miss my ride’. Zdjecie
przygotowane, marker... gdzie jest marker? Oczywiscie gdzies na dnie
torebki, pod sterta innych rupieci...
Trwalo to wiecznosc, w akcie desperacji przykucnelam i wywalilam
zawartosc przekletej torby na ziemie. Bono rozczulony moja
determinacja albo zalosnym widokiem jaki w tym momencie
przezentowalam (albo jednym i drugim) poglaskal mnie po glowie...
sweeeeet W koncu dopadlam pisak, szybki podpis: cos tam (nie moge
sie doczytac) Agnes <3 Bono, ostatnie ‘bye’, uscisk, calus tym razem
w czolko i poganiany przez niezmordowana Catrione poszedl, trzymajac
pudelko z Chorzowem w dloni...
Chwile pozniej w strone samochodu pobiegl Gavin, ktoremu sie chyba
przypomnialo, ze mial sie z nimi zabrac
Potem byla nieudana proba taniego powrotu do Dublina (DART zamkniety,
autobus nocny uciekl, na stopa nikt sie nie chcial zatrzymac),
skonczylo sie na taksowce za 40 €, ale taki wieczor wart jest kazdej
ceny
Probowalam zasnac ale nic z tego. Kolo 4 zdrzemnelam sie na ok. 2 h,
o 6 obudzil mnie radosny dzwiek smsa od naszego rezysera Teraz
siedze w kawiarence, przed chwila w radiu lecialo ‘Saints...’ hehe
ZNAK Niestety gardlo powoli odmawia mi posluszenstwa, swieta chyba
spedze pod kolderka z goraca herbatka i lekarstwami
Chyba (tak jak po Chorzowie) jeszcze to wszystko do mnie do konca nie
dotarlo... Gdyby nie to zdjecie z podpisem, moglabym pomyslec ze mi
sie to przysnilo. Lepszego przezentu na swieta nie moglam dostac! (On
chyba tez )
A teraz troche podziekowan:
Ola – za luty, za ‘EJ!’, a przede wszystkim za cynka! mua! :*****
Maciej – za to, ze nie spales o 1:40
Bartek – za to, ze bylo co wreczac i ze nie jest to jakies tam DVD,
ale prawdziwe arcydzielo. Przekazac cos takiego to prawdziwy zaszczyt
Zbych & wszyscy, ktorzy 5 lipca 2005 byli na Stadionie Slaskim – za
biale, za czerwone, za to, ze bylo po co wreczac. Go Poland!
Catriona – za anielska cierpliwosc, bo juz sie balam ze takie
przeciaganie i tak bardzo naciagnietego czasu skonczy sie dla mnie
smiercia lub kalectwem
Last but not least: Bono – za to, ze jest i ze jest wlasnie taki, a
nie inny: kochany, otwarty, dostepny (plus mieciutki, cieplutki i
zabojczo uroczy ). Luv ya! :*****
Pozdrawiam serdecznie
Aga (wciaz bujajaca w oblokach)
Reply to this topic
1 user(s) are reading this topic
0 members, 1 guests, 0 anonymous users