Coldplay
#262 Guest_depe_*
Posted 15 czerwca 2008 - 20:48
Najlepiej jak dyskutują nad wyższością jednych kabli nad drugimi.. np. kabli HDMI
Jakby kogo interesowały to scany VLVODAAHF zamieściłem tu:
http://homepage.mac....lay/albums.html
(na dole strony)
#263 Guest_depe_*
Posted 16 czerwca 2008 - 02:30
Jak powstawały, czym były inspirowane, o czym są.. itp.
Bardzo ciekawy interview
#264
Posted 16 czerwca 2008 - 22:29
Life in Technicolor
Violet Hill
Clocks
In my Place
Viva la Vida
Chinese Sleep Chant
God Put a Smile Upon Your Face
42
Square One
Trouble
Lost!
Strawberry Swing
Acustic set
Yellow
Death Will Never Conquer Me (Will singing)
Encore
Fix You
Lovers in Japan
W sumie dość krótko, szkoda. Ciekawy jestem drugiego akustycznego kawałka.
#265
Posted 17 czerwca 2008 - 08:27
.
1. U2 * 2. Queen * 3. Metallica * 4. Marillion * 5. Pink Floyd * 6. R.Stones * 7. Iron Maiden * 8. Radiohead * 9. Deep Purple * 10. D.Mode
U2 TOP 10: The Unforgettable Fire, Exit, Luminous Times, All I Want Is You, Ultra Violet, Acrobat, The Ground Beneath Her Feet, Electrical Storm, Sometimes You Can't Make It On Your Own, Magnificent
#269
Posted 18 czerwca 2008 - 14:19
#270
Posted 18 czerwca 2008 - 22:10
Life in Technicolor
Violet Hill
Clocks
In my Place
Viva la Vida
Chinese Sleep Chant
God Put a Smile Upon Your Face
42
Square One
Trouble
Lost!
Strawberry Swing
Acustic set
Yellow
If I Should Fall From Grace With God (Will singing)
Encore
Fix You
Lovers in Japan
The Escapist
Prawie to samo co w Londynie..
#271
Posted 19 czerwca 2008 - 07:44
tanie efekciarskie sztuczki w stylu ukrytych utworów, niekonwencjonalnych okładek itp.
Głupich tytułów, łączenia kawałków, tatuowania rąk, przebierania się w stroje z rewolucji, śpiewania o śmierci ( i to w sytuacji, gdy w wywiadach z upodobaniem podkreśla się, jakie to się ma szczęśliwe życie ) itd.itp. Z biegiem czasu w Coldplay jest coraz więcej formy, a coraz mniej treści. Ale, jak widać, większości ludzi zależy właśnie na formie, a nie na treści.
#273
Posted 19 czerwca 2008 - 08:39
#274
Posted 19 czerwca 2008 - 10:55
Co do samej muzyki - jest to zdecydowanie najgorszy album Coldplay, co nie zaskakuje. Choć zaczyna się obiecująco - Life In Technicolor to takie syntezatorowe intro, z rodzaju tych, które zwykło się porównywać do U2 ( a jakże ), ale dziś zasadniejsze byłoby porównanie do Angels & Airwaves, z których ów fragment jest wręcz dosłownie zerżnięty ( mostek basowy ! ). Napisałem dużą literą po to, by szanowni fani Coldplay zainteresowali się nareszcie wprawdzie znacznie mniej znanym, i mniej zarabiającym ( i mniej wykolczykowanym ), ale co najmniej równie ciekawym zespołem ( przynajmniej obecnie ). Przykro mi, Chris, spóźniliście się - tuż przed Wami ktoś już to, niestety, wylansował. Niemniej, melodia i struktura są bardzo udane. Później jednak napięcie spada na łeb na szyję - w kolejnych dwóch numerach nie dzieje się literalnie nic ( w zwrotce Cemeteries Of London melodię pożyczyli od Simona & Garfunkela - Sound Of Silence - a motyw kościelnych organów w Lost jest wręcz nie do zniesienia ), zwraca uwagę jedynie bardzo dobra i bogata, to trzeba przyznać, produkcja Eno. Jeszcze początek 42 ( każdy chciałby napisać drugi raz Fix You, ale widać to nie takie proste ) to nudy, za to trochę fajniej się robi w końcówce. W ogóle, obok Life In Technicolor, końcówki dwóch bardziej rozbudowanych numerów ( pomijam, że w dwóch przypadkach owo " rozbudowanie " wygląda tak, że jeden kawałek się wyraźnie kończy, jest chwila ciszy, i zaczyna się następny - tyle, że numerek na wyświetlaczu zostaje ten sam. I po co walić ściemę ? Aaa, już wiem - to wygląda AMBITNIE na okładce ) są najlepszymi fragmentami płyty ( nie " wybitnymi ", nie " genialnymi ", ale są dobre ). Jeden to taka prosta, melodyjna kołysanka, drugi to radośniejszy, taneczny, jakby beatlesowy fragment. Szkoda tylko, że początek tego drugiego rozbudowanego fragmentu, o nazwie Lovers In Japan ( Martin pewnie był na koncercie The Cure w trakcie nagrywania płyty ) zwraca uwagę na jeden z poważniejszych ( obok braku ciekawych melodii ) mankamentów płyty - nawet jeśli zdarzają się niezłe pomysły, to one albo nie są rozbudowywane, albo są rozbudowywane źle. Tu mamy oba problemy naraz - początek kawałka to najwyraźniejsza na płycie inspiracja Arcade Fire, dostojny rytm, miarowy bas, i nad tym klawisz płynie. Niestety, zaraz wchodzi Martin ze swoim beznamiętnym i bezmelodyjnym wokalem ( w ogóle Martin jest bardzo słaby wokalnie na tej płycie - żadnych inspirujących momentów, zero zaangażowania, melodie w większości z dupy wzięte, jakby mu się nie chciało ), a potem zaczyna się druga część kawałka, polegająca na tym, że ROBIMY PROGRES, a więc jedziemy wszyscy dwa takty na jednym akordzie, a potem zmieniamy na inny, i tak w kółko. It ain't work that way, fellas. Bardzo śmiesznym numerem jest za to Viva La Vida - a to dlatego, że NIEZMIERNIE przypomina jeden z przebojów niejakiej Alizee
.. no właśnie. Singlowe Violet Hill w kontekście płyty wypada, niestety, gorzej, a powinno być odwrotnie.. trudno powiedzieć czemu, całkiem fajna piosenka słuchana " osobno " nagle na albumie zmieniła się w podobny do reszty mulący zanudzacz. Dziwne. Strawberry Swing to kolejny fragment z tych " obiecujących " - NARESZCIE swobodna melodia, nareszcie jakaś lekkość, nareszcie ciekawy podkład.. tylko co z tego, skoro kawałek nie został kompletnie rozwinięty, a w zasadzie został, tyle, że fatalnie - w drugiej części wkraczamy w jakiś okropny, pseudo-orkiestrowy banał, który można tylko natychmiast wyłączyć. Podobnie jest z numerem ostatnim - z początku tradycyjna, klawiszowa, coldplayowa ballada ( oczywiście do dawnych hitów ma się nijak, ale na b-side byłaby niezła ), a potem wchodzi motyw dosłownie rodem z piekła - ja bym się wstydził zamieścić na płycie coś tak żenującego. Kawałek niby przypomina trochę stare dobre Everything's Not Lost - ale prędzej stanowi jakąś dziwaczną parodię, niż szlachetne nawiązanie do przeszłości.
Wpływ Eno jest wyraźny - produkcja bogata, bardzo dobra. Ale znać też wpływ negatywny - to zapewne on, z tym jego podejściem " jak to: skończymy ? przecież to już jest skończone ! " odpowiada za to, że wiele pomysłów jest nierozwiniętych, pootwieranych w połowie i zostawionych, a często zamienianych na dużo gorsze.
Gdyby podsumować krótko - najlepsze numery z Viva La Vida można byłoby spokojnie powymieniać z co bardziej przeciętnymi fragmentami X & Y ( niech nikt nie liczy na żadne Fix You czy The Hardest Part - nie ma szans ). Reszta zmieściłaby się co najwyżej na b-sidach. To druga najbardziej spektakularna klęska 2008 roku, po " Pretty. Odd " Panic At The Disco, i zresztą dość podobna - forma jak bomba atomowa, a treść jak dymek z zapałki. Cóż, tak to właśnie jest - im bardziej ktoś się skupia na ornamentach i kolorkach, tym wyraźniej wyłazi mizeria. W tej sytuacji fani Oasis powinni z wielkim niepokojem oczekiwać nowej płyty swoich ulubieńców, która podobno również ma być orkiestrowa, progresywna, z hinduskimi chórami i wiedeńskimi orkiestrami..
Porównania z Radiohead są śmieszne i żenujące.
#275 Guest_depe_*
Posted 19 czerwca 2008 - 18:12
Dla mnie jest to największe jak dotychczas osiągnięcie Coldplay'a, płyta genielna od początku do końca.
Osobiście nie widzę w niej żadnych słabych punktów. Album kompletny. Album Wielki.
Najlepszą ocenę tej płycie wystawiają ludzie na całym Świecie..
Jeśli coś jest dobre, to się sprzedaje, jeśli jest słabe to raczej nie.. pure and simple..
http://www.apple.com...op10albums.html
#280
Posted 19 czerwca 2008 - 19:15
Reply to this topic
0 user(s) are reading this topic
0 members, 0 guests, 0 anonymous users