#2
Posted 29 września 2017 - 22:08
To dobry wątek dla znaffców. Zróbmy takie na ile kto może.
1965. The Beatles - Help!
1966: Beach Boys - Pet Sounds
(...)
1988. Go-Betweens - 16 Lovers Lane
(...)
2002. Wilco - Yankee Hotel Foxtrot
(and so it goes...)
I te de. To może być bardzo ciekawe.
#5
Posted 29 września 2017 - 22:54
#7
Posted 30 września 2017 - 10:12
Spróbuję.
1991: Primal Scream - Screamadelica.
Wiele wielkich i debeściackich płyt wtedy wyszło ale żadna tak ważna dla najbliższej i nawet nieco dalszej przyszłości muzyki jak tamta wtedy. Choćby POPa jutowego by nie było bez tego pewnie. Do dziś brzmi całkiem świeżo, a to cholera, '91!
https://www.youtube.com/watch?v=L3vvn2qOh58
#8
Posted 30 września 2017 - 12:09
2017 - LCD Soundsystem - American Dream, z ogromnym szacunkiem dla Arcade Fire i The XX
2016 - Bowie "Blackstar"
2015 - Beach House "Depression Cherry
2014 - Chet Faker"Built on Glas"
2013 - Daft Punk "Random Access Memories"
na razie tyle
a 2007 będzie dla mnie koszmarny w wyborze bo to mój ulubiony rok z dekady
Music can change the world, because it can change people.
#11
Posted 30 września 2017 - 12:47
Z Danielem wczoraj przez kabel ale rudą razem robiliśmy i jakoś on założył a ja doceniłem potencjał. A z 1987 to akurat ten jeden raz serio wybrałbym U2 na naj płytę rocznika. Ta
1981: ELO: Time.
Subiektywne jak penis męski ale dla mnie ważniejszej z tego rocznika nie ma.
#14
Posted 30 września 2017 - 13:09
A idźcie w pizdó.. i przyślijcie pocztówke.. motherfukersy..
Co za mindfuckin' topic to ja nie wiem..
Nudzi wam się?
To se porozkminiajcie przez weekend.. 1987 (???)
Mój rocznik, bardzo dobry
Zapomniałeś o:
#16
Posted 30 września 2017 - 13:55
Nie Gosiu, jedna. Pierwsza myśl. Wiele było genialnych ale ta jedna. Pierwsza najka jaka przyjdzie na myśl. Najważniejsza.
Drzewko, a decyzja po tegorocznych koncertach, wcześniej bym Kicka chyba wybrała
Music can change the world, because it can change people.
#17
Posted 30 września 2017 - 14:00
To był świetny album ale nawet nie najlepszy Floydow bez Watersa, so, nie
Własnie ten album pokazuje że bez Watersa też można.
Pewnie się ze mną nie zgodzisz...i nie tylko Ty
Niestety dla mnie Waters za bardzo zachłysnął się The Wall, i wszystko co nagrał później brzmi jak odrzuty z The Wall, lub coś co już kiedyś się słyszało.
The Final Cut brzmi jak odrzuty z The Wall, po części nimi są i ta płyta to taka kontynuacja The Wall.
Na solowych płytach nie raz wydaje mi się że słucham np utworu Mother.
Np The Remains Of Our Love
Co chwilę coś musi pierdyknąć w tle, jakieś odgłosy radiowe,dzwonek telefonu, samoloty itp rzeczy.
Nawet jego najnowszy album jest bardzo wtórny, wiele piosenek przypomina klasyki Pink Floyd i nie tylko.
Takie The Last Refugee, perkusja i piano wyjęte żywcem z Five Years Davida Bowie.
Picture That to takie Sheep z Animals.
Smell The Roses = Have A Cigar Part 2.
Jego styl śpiewania to (kolokwialnie ujmując) mamrotanie pod nosem żeby za chwilę się wydrzeć, a w tle może pierdolnąć jakaś bombka lub przelecieć samolot
I ten patent powtarza się od czasów The Wall do dnia dzisiejszego.
Dla mnie na dłuższa metę jest to męczące, i oczekiwałbym jakieś świeżości. (Ogólnie, bo już nie w tej chwili)
Moja żona też stwierdza że Waters brzmi cały czas tak samo, "Takie nudniejsze Pink Floyd"
Uwielbiam Watersa za to co zrobił w Pink Floyd, później szału nie ma.
Co nie znaczy że nie lubię od czasu do czasu posłuchać.
Ostatni album Gilmoura Rattle That Lock, jest dla mnie zdecydowanie lepszy od nowego Watersa.
No, także to tyle.
Reply to this topic
0 user(s) are reading this topic
0 members, 0 guests, 0 anonymous users