Witajcie,
Zanim ludziska w Barcelonie usłyszą, że maja POWER a trasa koncertowa znajdzie swój dalszy ciąg pragnę skreślić małe co nie co.
Miejsc, gdzie można umieścić podziękowania za tydzień berlińskiego szaleństwa jest na forum kilka
Wybrałem ostatni koncert, jako ukoronowanie poczwórnej kumulacji niezapomnianych wrażeń.
W pierwszej kolejności chciałem podziękować drogowcom, którzy na 30 km. przed Berlinem zafundowali wszystkim kilkukilometrowy korek, a że pora w dniu pierwszego koncertu była już popołudniowa emocje zaczęły zbliżać sie swoją intensywnością do tych oczekiwanych w Mercedes Benz Arena (zwanej dalej MBA)
Panowie w pomarańczowych kombinezonach, z olimpijskim spokojem, wydłubywali bliżej nieokreśloną masę plastyczną z pomiędzy betonowych płyt nawierzchni.
Podobny manewr wiosną 1945 roku zapewne znacznie opóźniły by marszrutę frontu Armii Czerwonej i wówczas nie było by ani muru berlińskiego ani wieżyczek wartowniczych, trabantów i co najgorsze - Achtung Baby!
Na szczęście, były to jedyne niedogodności w czasie naszej tygodniowej berlińskiej odysei.
Podobnie do kilku bogatszych ode mnie stażem i postowym licznikiem forumowiczów ja również nie widziałem koncertu wcześniej, chociaż korciło, bo doniesienia z halowych widowisk były zachęcające.
Niestety do problemów ze skanowaniem kodu dołączyło krótkie spotkanie z depozytem, w którym spocząć musiała kamera, dająca nadzieje na bardzo dobry materiał
Ale cóż tam, pierwszy wieczór spędzony na trybunach naostrzył apetyt przed kolejnymi planowanymi już na płycie.
Liczna polska chorągiew w moim sektorze, reprezentowana przez piechurów z najodleglejszych zakątków naszego pięknego kraju ożywiała towarzystwo miejscowych, umiarkowanych ekstrawertyków, którzy ożywiali się na widok dna opróżnianych z upodobaniem kolejnych kufli z piwem a dwaj panowie siedzący obok, posługujący się językiem Goethego i Wagnera, jak żywo przypominali postaci z gabinetu figur woskowych - skrajne apatio!
Nie będę rozbierał tego koncertu i pozostałych na atomy, gdyż zacni poprzednicy zrobili to nad wyraz celnie i wyczerpująco.
Efekt sceny, zgranie obrazu z dźwiękiem, ekran, który stał się schronieniem dla muzyków na jakiś czas oraz pianino wyrastające z podłogi stanowiły technologiczne zaskoczenie
Po koncercie łyk trunku bawarskich myśliwych, po którym wyostrza się wzrok, słuch i apetyt na kolejny koncert, dnia następnego.
Druga odsłona, z epizodem pod hotelem Waldorf Astoria i Adamem, który obronił honor reszty zespołu, chyłkiem wyjeżdżającego z hotelowego garażu. Pod areną, waleczną postawą Olive w imię przypomnienia Niemcom o co chodzi w kwestii Ordnung Muss Sein (dziękuję Olive za wsparcie w temacie wspólnego wejścia)
MacPhisto made in Italy na krótko odebrał panom z Dublina atencję całej widowni. Rogi w prawdzie nie z tej bajki ale reszta zagrała wzorowo.
Dzień polski, czyli trzeci koncert, z wyproszonym New Years Day był wielkim ukłonem dla polskich fanów, lekka konsternacja sekcji rytmicznej, która porozumiewawczo wymieniała się spojrzeniami nie kryjącymi zaskoczenia a później, retrospekcja z chorzowskiego koncertu. Z dziecięcą nadzieją wypatrywałem naszych narodowych barw na trybunie i płycie
Po koncercie łyk trunku bawarskich myśliwych, po którym wyostrza się wzrok, słuch i apetyt na kolejny koncert, dnia następnego.
Ostatni dzień, setlistowa giełda przewiduje, że będziemy mieli Bad i wieńczące berliński tydzień 40.
Gdy gasną światła i wszyscy pytaja jak długo...., mamy możliwość ogrzania się w świetle jakże znanego reflektora.
Miejmy nadzieję, że to światło odnajdziemy w przyszłorocznym koncercie na naszej gościnnej ziemi!
Po koncercie łyk trunku bawarskich myśliwych, po którym łatwiej wrócić do domu, z niezapomnianą zdobyczą wspaniałych wrażeń:
- wspólnego oczekiwania na otwarcie bram areny
- koncertów, podczas których zespół udowadnia swoją bardzo dobra formę (pomimo licznych upadków z instrumentami jeżdżącymi i grającymi)
- polowań na autografy pod pięciogwiazdkowa twierdzą
- długich polaków rozmów w SunFlower - to tu powinny być kręcone sceny do ewentualnej kontynuacji Million Dollar Hotel
- wspólnej eskapady szlakiem berlińskich śladów irlandzkich miłośników Trabantów
Wielkie podziękowania za wspólne wyczekiwanie przed areną, polowania na autografy, zwiedzanie Berlina i biesiadowanie przy tureckiej kuchni.
Dziekuję Evie, Maxowi i człowiekowi, Olive, derce i andie, acr"owi i Basi, uzi, Depe i Kade, Cezerowi, Czarkowi, Kasi i martiemu, Zbo oraz Kasi i Zbychowi, który będąc ciałem był jednocześnie dobrym duchem tego czterodniowego berlińskiego zlotu
W oczekiwaniu na kolejne gwarantowane wrażenia z głową pełną energetycznych wspomnień, pozdrawiam,
gero