Depeche Mode
#982
Posted 12 lutego 2010 - 10:49
oczywiście pomny nadziei na nie wiadomo co udałem się ze swoją kobietą we czwartek pod andel'sa, przyjechaliśmy (na szczęscie autkiem) około 11 i czekaliśmy do 17 ale nic nie osiągnęlismy...osobiście uważam że Fletch zachował się jak ostatni kmiot chodzi mi o sytuację o której pisała Anja, byłem jedną z tych 7-8 osób które stały w przedsionku hotelowym i które miały Fletchera w odległości jakichś 7 metrów i szybę przed sobą...jedyne co zrobił to nam pomachał...jakiś starszy facet podszedł ciut bliżej i dosłownie błagał go o tego gryzmoła pod zdjęciem...nawet się nie obejrzał....szczyt kurewstwa całość zajęłoby mu 1 - 2 minutki...mentalność zespołu jest cholernie irytująca, szef ochrony hotelu powiedział że zespół do godziny 14 kazał wygonić wszystkich GOŚCI hotelowych z hallu żeby nikt im przypadkiem głowy nie zawracał...co jak co ale wierzę facetowi że tak naprawdę było....Dave wrócił o 23:30 po I występie, zamknął się w pokoju i w ogóle z niego nie wychodził a całe 4 poiętro było wyłączone z użytku...żenada myślę że Bono na pewno nie zachowałby się w ten sposób...
Jako ludzie prywatni byli żałośni ale na scenie wypadli kapitalnie, Dave był w super formie
Ogółem: to były 2 zajebiste koncerty, solidnie ale bez spontanu
#984
Posted 12 lutego 2010 - 10:58
Owczarz, to czemu się nie przyznałeś że Ty to Ty
zawstydziła mnie Twoja błyskotliwa osobowość akcja z czekoladą była mocna no i samo pytanie o pracę była super, gdybym był właścicielem jakiejś firmy to zatrudniłbym Cię w dziale marketingu
@ Max
doskonale o tym wiem, nie musisz mnie uświadamiać a ile czasu musi upłynąć ? Nie wiem i szczerze mnie to wali
#985 Guest_madredeus_*
Posted 12 lutego 2010 - 11:31
Może to i lepiej że koniec końców nie podszedł, bo gdyby dawał mi autograf z ogromną łaską i skrzywiona miną, to straciłabym szacunek do samej siebie.
Poza tym było ok. Dupsko wymarznięte od czekania pod hotelem, dojazd do Łodzi zajął mi prawie 4 godziny z zakładanych 2, na szczęście powrót był już normalny.
A koncert był ok. Może nie szalałam jak mój sąsiad z lewej, co nie oznacza że mi się nie podobało...
#988
Posted 12 lutego 2010 - 11:57
Depeche Mode - Tour Of The Universe - Live From Glasgow (Scotland) [12/12/2009]
http://rapidshare.co...G2009.part1.rar
http://rapidshare.co...G2009.part2.rar
Mirror Links:
http://pl.hotfile.co....part1.rar.html
http://pl.hotfile.co....part2.rar.html
Depeche Mode - Tour Of The Universe - Live From Tampa (USA) [04/09/2009]
http://rapidshare.co...T2009.part1.rar
http://rapidshare.co...T2009.part2.rar
Mirror Links:
http://pl.hotfile.co....part1.rar.html
http://pl.hotfile.co....part2.rar.html
Adresy wrzucone z:
http://sopron-depech...y.blogspot.com/
Enjoy & pzdr
Never, ever, to be forgotten...
The best birthday in my life...
#989
Posted 12 lutego 2010 - 12:12
Biedna Eliza i znowu brak szczęścia przy spotkaniach z idolami.Fletcher w hotelu zachował się, jakby na autografy czekała rozwydrzona 100 osobowa banda nastolatek. Staliśmy spokojnie, nie hałasowaliśmy.
Może to i lepiej że koniec końców nie podszedł, bo gdyby dawał mi autograf z ogromną łaską i skrzywiona miną, to straciłabym szacunek do samej siebie.
Poza tym było ok. Dupsko wymarznięte od czekania pod hotelem, dojazd do Łodzi zajął mi prawie 4 godziny z zakładanych 2, na szczęście powrót był już normalny.
A koncert był ok. Może nie szalałam jak mój sąsiad z lewej, co nie oznacza że mi się nie podobało...
Chociaż tamto niedoszłe spotkanie bardziej boli.
Nieopodal mężczyzna w kowbojskim kapeluszu i skórzanej kurtce udziela instrukcji innym osobom. Zdumiony basista pyta archanioła: Czy, to Bono? Nie wiedziałem, że umarł. Gabriel odpowiada: Nie, to nie jest Bono. To Jezus Chrystus. Wydaje mu się tylko, że jest Bono."
#991
Posted 12 lutego 2010 - 13:12
Martin rozłożył mnie na łopatki. Ciągle mam przed oczami to, co działo się przy "Home". "Insight" i "Dressed In Black" też przyprawiły o ciary. Generalnie cieniutko ze śpiewami publiki. Przy "A Question Of Time" w moim pobliżu nie śpiewał nikt. "Enjoy The Silence" też nie niosło się jak powinno. "In Your Room" grają jakoś lżej niż kiedyś, przez co trochę ten utwór traci na żywca. Najsłabiej zdecydowanie wypadły utwory z ostatniej płyty - broni się "Wrong" i powiedzmy, że "Miles Away/The Truth Is". Świetny zestaw był za to na bis. "Personal Jesus" ze świetnymi wizualizacjami, ale przydałby się po nim jeszcze jakiś usypiacz w stylu "Goodnight Lovers", "Waiting For The Night", czy "Freelove".
#993
Posted 12 lutego 2010 - 14:51
Po gorzowskim koncercie U2 przez wiele tygodni byłam w muzycznym transie, po DM zdecydowanie mi to nie grozi
Pozostaje muzyka, którą lubię i...to wszystko.
ps. wspominaliście o małej i niskiej scenie - to fakt, zabrakło też bocznych telebimów, z perspektywy trybun widoczność była delikatnie mówiąc średnia.
#994
Posted 12 lutego 2010 - 16:12
Takie zachowanie to żenada. A koncerty raczej powinny być cokolwiek żywiołowe, nawet z wkalkulowanym marginesem popełnionych gaf, ale za to spontaniczne - nie natomiast perfekcyjnym odegraniem materiału ze studia i nic więcej.
Tak w ogóle to gdybym był gościem i był wypędzany z hallu, zostałbym na miejscu i poczekał na Lorda Gahana. Gdyby miał pretensje, powiedziałbym że płacę za ten hotel tak samo jak on i zagadnął, czy nie jest przypadkiem jakimś aktorem czy muzykiem, że tak się rzuca.
Po gorzowskim koncercie U2 przez wiele tygodni byłam w muzycznym transie, po DM zdecydowanie mi to nie grozi
#996
Posted 12 lutego 2010 - 17:05
W tym miejscu chciałem pogratulować pomysłu na organizację całego eventu. Wpuszcza się ludzi o 18, a support wchodzi na scenę o 19:50. A Depesze o 21. Nie wiem, czy oni wyszli z założenia, że Nitzer Ebb ma zagrać przez prawie że wypełnioną halą, ale to było moim skromnym za długie czekanie. I klimatyzacja, którą tak na dobre włączone dopiero tuż przed DM.
A sam support? Ok, pograli, wokalista poudawał trochę Gahana, wokal miał bardzo przeciętny. Sama muzyka chyba trochę zbyt monotonna. Czyli jak dla mnie to mogłoby tego Nitzera nie być.
Depesze elegancko, publika szaleje, nagłośnienie nawet daję radę? Aha, jeszcze jedno mnie wkurzyło. Ja rozumiem, że ludziom się nudzi, ale balony latały nad głowami już od 18 i szczerze mówiąc, wtedy tylko przeszkadzały. Koncert fajny, zwłaszcza, że mój pierwszy jeśli o DM chodzi. Nie zachwyciła mnie jakoś oprawa wizualna, chłopaki mają takie możliwości a w sumie było skromnie. A jakość obrazów na telebimie? Hm, 17 lat temu na Devotional wszystko wyglądało jakoś bardziej atrakcyjnie. It's No Good i Precious fajne. I Feel You rozpieprzył. Enjoy piękny. Ładnie odśpiewany Master&Servant. Wyskakany i wykrzyczany Personal. Aha, i Martin mi się podobał. Facet nie nadaje się może na frontmana, ale dawał z siebie wszystko i przeżywał to co śpiewa, a już dyrygowanie ludźmi na chóralnym Home - niezapomniane.
11.02 byliśmy z Anią S. pod Andelsem, w sumie nic nie osiągnęliśmy, oprócz pouczającej rozmowy z panem z Fosy (i wiem już co w życiu robić będę ) i obejrzenia całej prawie ekipy. Aha, Aniu, ten facet o którym mówiliśmy przed hotelem, że sobowtór albo rodzina Dave'a, przed wejściem DM sprawdzał mikrofony, wybieg itd.
I warte przypomnienia: (O - fosowiec, A - AnjaS.)
O: Nie było ani wczoraj ani dziś żadnego gestu w stronę fanów od nich.
A: Buraki.
O: (spuszcza głowę) No.
Na 2 show pojawiliśmy się już o 15:30, brama 16, ludzi ok. 10. Śnieg naparza, temperatura spada, 2metrowych Depeszów przybywa, przypierają nas do tych metalowych barierek przed wejściem. Jakoś przeżyliśmy. Co prawda, w momencie wpuszczania jakiś człek przede mną chciał wejść na 4 bilety i wszystkie w czytniku świeciły na czerwono. Straciłem dobrze ponad minutę, dobrze, że fosowiec mnie przepuścił, aby sobie z tamtym powyjaśniać. Sprint pod scenę, lewa strona od Martina do trybun ? jeszcze wolne barierki. Coś nas podkusiło żeby jednak pchać się przed Dave?a. 3-4 rząd, naprzeciw Dave?a, ze 4m na lewo od wybiegu. A potem pamiętam już tylko niesamowity ścisk, którego dzień wcześniej nie było. Duchota i napieranie. I tak od 18 do 21 z minutami. Żebra i kręgosłup bolą mnie do teraz. Rozluźniło się dopiero na początku DM, jakoś się poprzesuwało wszystko.
Natomiast drugi koncert spodobał mi się mimo wszystko bardziej. Wymienili 3 piosenki, akurat za te 3 które mnie nie ruszają dali te 3 które bardzo lubię W koncu Come Back moim skromnym najlepszym utworem z SOTU, a Judas i One Caress uwielbiam.
A poza tym, wszystko tak samo. Nie, nie chodzi mi nawet o setlistę. Po prostu, Dave dokładnie w tych samych momentach wchodził na wybieg, mówił Thank You i krzyczał oł jeea tats rajt. Jakiś robot czy co? No i chyba jednak odnoszę wrażenie, że mogli się nam trochę bardziej odwdzięczyć. Martin był świetny, Andy też się rozkręcił na 2gim koncercie, co chwila machał rączkami i wykonywał serię dziwnych ruchów. Tylko Dave był chłodny, żeby nie powiedzieć oziębły. A może to tylko moje wrażenie.
Mimo wszystko, 2gi koncert spodobał mi się bardziej
Filmiki za chwilę podrzucę.
edit - literówki
#997
Posted 12 lutego 2010 - 18:46
Ludzie przy bramce nr 3 stali od ok. 7.30 - po prostu wielki szacunek, ale można się było tego spodziewać. Dołączyliśmy ekipą tam o 11 i pozostało czekać 7 godzin (warto było). Organizatorzy się przygotowali, ale i tak dali dupy - widocznie zawsze tak musi być. Ok. 15 - 16 okazało się, że można wchodzić na płytę jeszcze z 2 innych bram, więc jedni namarzli się niesprawiedliwie więcej. W każdym razie i tak koleżanka pojawiła się jako pierwsza na płycie po wbiegnięciu na halę, więc warto było stać. Wybrałem miejsce przy wybiegu, ale trafiłem niestety na towarzystwo manekinów, którzy cały koncert robili zdjęcia i poniekąd przeszkadzali. Organizatorzy popełnili błąd wpuszczając taki tłum na płytę. Do samego rozpoczęcia supportu wyniesiono kilkanaście osób, które mdlały, ale znaleźli się także awanturnicy. W sumie naliczyłem ok. 30 wyniesionych osób (masakra).
Support spełnił moje oczekiwania. Pierwszy raz na żywo miałem okazję usłyszeć dobry EBM-owy zespół. Chociaż nie mogłem się doczekać na DM. Występ Nitzer Ebb strasznie mi się dłużył.
Co do samego Depeche Mode - bajka - myślałem, że nowe utwory podziałają na mnie jak nowe piosenki U2, ale na szczęście rozgrzały mnie do czerwoności. Lewa część płyty była najbardziej żywiołowa i ogólnie nakręcała całą płytę.
Dave w końcu musiał stwierdzić, że "Jesteście zwariowani".
Powściągliwość nie wytrzymała próby "Master and Servant" i po prostu nie mogli nie zareagować, na tą akcję fanów.
W ogóle wszystkie akcje fanów zrobione z rozmachem, chociaż może światełka nie wypadły tak jak powinny.
Z całego występu nie podobał mi się tylko refren IN YOUR ROOM, zdecydowanie brakowało mi się tego mroku, niepewności i grozy, ale wokalnie spełnił moje oczekiwania. W ogóle Dave zaskoczył mnie formą głosową, myślałem, że wypadnie gorzej.
To wielki showman, najlepiej ruszający się wokalista, który swoimi tanecznymi wyczynami hipnotyzuje.
Martin swoim falsetem doprowadzał do łez, a fani zgotowali mu naprawdę genialne przyjęcie. Móc oglądać ich z odległości metra to fantastyczne przeżycie, a kiedy na Ciebie popatrzą, rozpływasz się.
Andy Fletcher jakby odizolowany - przykre to było, zwłaszcza, że Dave jakby go ignorował. W każdym razie Andy'ego rodem z lat osiemdziesiątych powalały mnie. Ten człowiek jest naprawdę chyba bardziej wyluzowany niż się wydaje.
Waiting For The Night zwieńczyłoby pewnie lepiej występ, ale skacząca publiczność na Personalu spisała się na medal.
Afterparty w klubie Wytwórnia chyba trochę przereklamowane. Miał pojawić się Tim Simenon, ale go zabrakło. Ogromny "hala" robiła wrażenie - największe DM Party na jakim byłem. Na barze oszukiwali, wymuszali napiwki, piwo niedobre (relacja znajomych, ja nawet się tam nie pchałem). Już przed 3 stamtąd wyszedłem i generalnie nie słyszałem zbyt pozytywnych opinii o tej imprezie. Nawet w szatni zdarzały się ponoć kradzieże.
11. 02.
Cieplej (mniejszy mróz), ale wiatr i śnieg odstraszyły fanów. Byłem przed 11 i jednak już stały grupy fanów.
Po 13 znów poszedłem wybadać sytuację i właściwie stan się nie zmienił. Przyszliśmy grupą ostatecznie ok. 15.30 i chyba wybraliśmy moment najbardziej odpowiedni. Znaleźliśmy się na krańcu wybiegu(na prawy kancie), więc było super.
W pobliżu na szczęście wystrzałowi fani i bawiłem się lepiej (nikt, nic nie przeszkadzało).
Miło, że Nitzer Ebb nie powielili występu z 10, a ich występ minął mi zdecydowanie szybciej.
Do "GC" wpuszczono mniej ludzi (nie było widać za plecami takiego tłoku jak dzień wcześniej), ale i tak wyniesiono kilka osób z powodu dusznej atmosfery.
Podczas występu udało się zrobić zdjęcia Dave'owi jeszcze z bliższej odległości i zabrakło naprawdę kilkanaście centymetrów by móc go dotknąć. Podczas Policy Of Truth dostał z nadmuchanego banana, widać było jego niesmak, ale próbował to jakoś zamarkować, po czym zaraz uciekł z wybiegu (pewnie obrażony).
Andy wyglądał już mnie jak stateczny ojciec rodziny , ale szkoda, że nawet na koniec koncertu nie wszedł na wybieg.
Pewne utwory odebrałem bardziej emocjonalnie, jak podczas pierwszego koncertu - chociażby Walking In My Shoes, czy Behind The Wheel.
Oczywiście byłem szczęśliwy, kiedy moje oczekiwania spełniło Stripped - bardzo bliski dla mnie kawałek. Dave wykonał go lepiej, niż przypuszczałem.
Ogólnie super, że udało się przeżyć dwie fantastyczne noce z Depeche Mode, a wspomnienia pozostaną wieczne.
Na Dekompresję nie miałem już sił...
I jeszcze podziękowania dla Arieny, Bananixa i Ani za towarzystwo w drodze powrotnej.
#998
Posted 12 lutego 2010 - 19:26
Prawie całość, całkiem niezły dźwięk, pod koniec pobawiłem się trochę z telebimem.
It's No Good z 10.02
+ bardzo fajnie nagrane audio Enjoy The Silence z 10.02, rzekomo śpiewane na cały głos przez całą halę. Ale i tak jestem zadowolony z tego nagrania
#999
Posted 12 lutego 2010 - 20:27
#1000
Posted 12 lutego 2010 - 21:05
Reply to this topic
1 user(s) are reading this topic
0 members, 1 guests, 0 anonymous users