Wyjaśnienie skali: 10/10 - poziom slejnowego Out of Control minus jeden, 1/10 - poziom Elevation z drugiej Brukseli 360.
Vertigo - to Wertigoł na koncercie więc nie może być źle, jednakże wykon dupy nie urywa. Zwłaszcza boli brak snippetów
5/10All Because of You - hmmmm, zazdroszczę ani94 i Jacobowi (?), co za bezmyślna perkusja
2/10Elevation - mi się nigdy ta wersja z VT nie podobała, przynajmniej nie jest tak zepsute jak na DVD, zatem niech będzie
4/10Gloria - to jest to! Świetne wykonanie z jedną drobną wadą, która jednak dotyczy większości piosenek z tamtego okresu granych obecnie - czyli za wolno. Gdyby to grało U2x1,5 wówczas byłby max
9/10The Ocean - wszystko byłoby pięknie, gdyby Bono śpiewał to co powinien i nie zaczął opowiadać o piosence, którą właśnie grają w jej środku...
5/10Beautiful Day - poprawnie, bez szału, jest bo jest
5/10Miracle Drug - porządne wykonanie mojego ulubionego utworu z Bomby
7/10Sometimes You Can't Make It On Your Own - dziś jakoś lepiej weszło, chociaż chciałbym, żeby kiedyś Bono zaśpiewał to mocniej, po męsku (taka zmiana jak np. UV), a nie rozpaczliwie.
6/10Love and Peace or Else - bardzo dobre otwarcie tryptyku, dobrze się komponuje po SSIJMIJOJO, zagrane bez zarzutu, choć denerwuje mnie ta wyliczanka przed "so where is the love".
7/10Sunday Bloody Sunday - najlepsza piosenka z tryptyku, a zagrana najgorzej, ta wstawka o dzieciach Abrahama mi się obiektywnie podoba, ale akurat nie w tej piosence by pokazała pełnię możliwości.
4/10Bullet the Blue Sky - nie tak dobre jak na DVD, jednak nadal uważam, że z powodu solówki i świetnego outtro jest to najlepsza wersja Bulleta evah.
8/10Running to Stand Still - piękne nawiązanie do wspaniałych tradycji z czasów The Joshua Tree Tour, jest harmonijka, jest Halle, wszystko na swoim miejscu, jednakże widać, że Bono nie dogrywał swoich partii w studio
7/10City of Blinding Lights - fatalne miejsce w secie działa bardzo na niekorzyść tej piosenki, która z resztą broni się tylko jako opener moim zdaniem.
3/10Original of the Species - kiedyś hejt, po dłuższym niesłuchaniu lepiej wchodzi, chociaż bez rewelacji, uważam, że w kategorii "minimalistyczne ballady" lepsze chociaż The First Time czy nawet One Step Closer (żeby nie odchodzić za daleko). Trochę pod koniec Bono się pogubił moim zdaniem
5/10Pride (In the Name of Love) - nie bo nie
2/10Where the Streets Have No Name - bardzo lubię wersję z VT i te zaśpiewy, i Kilimandżaro, naprawdę spoko, chociaż brakuje paru dobrych streetsowych rzeczy np. "wannnnnna go there with youuuu", jakiś snippet, coś, dlatego
8/10One - ta końcówka mi się podoba, ale całość jakoś bez emocji, nie do końca mam wyrobione zdanie, zatem i ocena średnia
5/10Until the End of the World - poprawne wykonanie z dobrą końcówką, bez rewelacji.
6/10The Fly - nigdy nie byłem zwolennikiem tej wersji, ale to, jak Edge wyszedł ze swojej dużej solówkowej wpadki podnosi wartość Muchy
8/10Mysterious Ways - blask minionej chwały z lat 90...
2/10Yahweh - jak się okazało w moim wypadku, dużo daje dodanie obrazka do Jałeja, bez niego brzmi płasko
4/10With or Without You - a mi się snippet nie podoba, jednak dobrze wydłużone WOWY zawsze mile przyjmowane
7/10Bad - trans i hipnoza, lepsze i gorsze snippety, ale wejście po czterdziestce mocarne
9/10 średnia= 5,565217
ale sam oceniłbym jednak całość na 6/10