Eddy Current Suppression Ring - Rush To Relax
#1
Napisano 13 kwietnia 2010 - 19:22
Eddy Current Suppresion Ring jest odwrotnością muzyki jakiej najbardziej lubię słuchać. Bo moje uszy wolą dream pop i songwritterów, niż człowieka który, nie da się ukryć, ale nie śpiewa najładniej. I myślę, że większości po pierwszym odsłuchaniu się nie spodoba, nawet trudno mi wyjaśnić dlaczego ja lubię tę płytę, bo przecież piosenki brzmią jak nagrane w 5 godzin, podobno nawet tak było, teksty nie mają drugiego dna, żadnych metafor (poza you're going on a holiday and you're never coming back co można rozumieć jak się chce), najprostrze na świecie piosenki, o prostych rzeczach. Może się wydawać, że są nawet prostackie, i pozbawione tego co w muzyce jest najfajniejsze, ale z drugiej strony taka prostota, szczerość i nieudawanie niczego też jest dobre.
piosenka "gentelman' jest rozbrajająca
Jest taka bitwa zdań 1. "to dzieło niesie niesamowity przekaz który zmienił moje postrzeganie świata" vs. 2. "znalazłem wczoraj znakomity i tani sos do makaronu w lokalnym sklepie spożywczym". ECSR to to drugie I w sumie chciałam, żeby płyta którą teraz zadam była tym drugim. Mimo, że to pierwsze jest najlepsze na świecie
I chcę też zobaczyć, czy może podobać Wam się muzyka bez wyszukanego przekazu, ukrytego sensu, niesamowitej produkcji, i pięknych tekstów, które trafiają, no wiecie, do środka (Takie cudowności będą następnym razem )
aha, deadline, myślę tydzień wystarczy, zobaczy się, bo to krótka płyta, chyba że ktoś będzie się wsłuchiwał i zrobi dokładną analizę ostatniego kawałka
#2
Napisano 13 kwietnia 2010 - 19:29
W ogole, kiedys sie fajnie nagrywalo plyty, bez cyfrowej obrobki i full zespolem, bez poprawek bo takie byly po prostu warunki. W duzej mierze przykladano sie do brzmienia aby tego nie spieprzyc w trakcie nagrywania. Dlatego lata 80' sa dla mnie niedoscignione pod wzgledem produkcyjnym. Surowizna poprzednich dekad miesza sie z nowoczesna wowczas technika i to jest dla mnie takie optimum.
Pozniej bylo juz tylko gorzej, ale uwielbiam sposob w jaki nagrywa(li) chociazby Pavement czy Fugazi- tak powinny brzmiec rockowe plyty i sadzac po opisie mam nadzieje, ze moge sie czegos takiego tutaj spodziewac :-)
#3
Napisano 13 kwietnia 2010 - 20:29
#4
Napisano 20 kwietnia 2010 - 21:23
Juz pisalem pani szefowej, ze album wymaga jednak pewnego skupienia i analizy. Bede szczery, ciezko sie tego slucha ale nie chcialbym jeszcze wyciagac zbyt pochopnych wnioskow.
Mam nadzieje, ze do jutra sie z tym uporam.
#6
Napisano 21 kwietnia 2010 - 06:54
#8
Napisano 26 kwietnia 2010 - 19:38
#10
Napisano 26 kwietnia 2010 - 19:47
#11
Napisano 26 kwietnia 2010 - 20:02
ale el_f przymuś się jednak, bo to fajnie zawsze poczytać (ale krytyki to peewnie będzie jeszcze dużo w tym wątku)
#12
Napisano 27 kwietnia 2010 - 13:00
Anxiety- energetyczny początek albumu, wyraźnie gitarowe riffy, czyli jak na punka przystało bez zbędnych ozdobników.
I Got A Feeling- podobają mi się riffy w tle, pozytywny kawałek, motywujący do... zrobienia czegoś pozytywnego! :-D Słuchając I got a feeling to do something... ;-)
Turning out- dłuższy kawałek, fajna brudna solówka w fajnym garażowym rytmie, chociaż trochę mi się skojarzyła z The Shadows.
Gentlemen- wejście sprawiło wrażenie, jakbym to skądś znała...? Jednak reszta nie przypada mi do gustu, trochę irytuje mnie linia wokalu przy "I wanna be your gentleman...". Ciekawy motyw z mówionymi zwrotkami.
Walked Into A Corner- nie, kompletnie nie, na szczęście krótkie.
Second Guessing- chyba najlepszy z całej płyty. Wzbogacony psychodelicznym rytmem w tle, trochę elektronicznych dźwięków, świetnie wykombinowane.
I Can Be A Jerk- spokojnie się zaczyna, później znowu brudne riffy, podobnie jak w "Turning out". Cóż, taki sobie utwór.
Burn- nie lubię takich beznamiętnych wokali, które sprawiają wrażenie, że wokalista nie potrafi śpiewać. To wrażenie zaczyna się potęgować w tej piosence. Przez "śpiew" tego pana wszystkie piosenki zdają się być na jedno kopyto. Trochę męcząca ta piosenka.
Isn't It Nice- szybkie, krótkie, idealne do wyskakania się, po prostu punk. Ok.
Rush To Relax- 24 minuty? O rany. No dobra. Bębny na wstępie- fajnie brzmią, lubię w takich kawałkach wyraźną perkusję. Nagłe zwolnienie- bardzo ciekawy pomysł, podobnie jak wkomponowane odgłosy morza- uwielbiam szum morza- mają ode mnie plus ;-) Rzeczywiście rush to relax. Nic, tylko zrelaksować się (przy punkowej płycie!) i wsłuchiwać w ten spokojny szum. I tak do końca? 20 minut szumów? Bardzo pomysłowe! Mnie to tam odpowiada ;-)
Podsumowując- riffy z czasem zaczęły mi się zlewać w jedność i bez ponownego przesłuchania trudno mi sobie przypomnieć jaki charakteryzował daną piosenkę. Żaden nie zapadł mi jakoś szczególnie w całość. Daję 5/10 głównie za świetne "Second Guessing" i bardzo pomysłowy ostatni utwór.
#13
Napisano 27 kwietnia 2010 - 17:08
Chyba najwiecej razy przesluchalem ten wlasnie album ze wszystkich do tej pory recenzowanych. Jednak ani nie wydawal sie być absolutem, ani totalnym gniotem z początku. Kolesie tworza muzyke zamknieta w opakowaniu dla takich jak ja.
Sa tutaj brudne gitary, sa niedopracowane sciezki, niedokończony miks czyli wydawac by sie moglo to, co tygrysy lubia najbardziej. Nie wiem, może ja jestem jakis zbytnio przewrażliwiony na tym punkcie ale dla mnie to jednak bije sztucznością na kilometr. Wszystko to o czym wczesniej pisalem wydaje się być takie jakby wymuszone.
Jeśli chodzi o kompozycje, to w ogole nie sa one jakies wyszukane. Jedynie kawalek Gentlemen zasluguje na uwage, szczególnie refren. Motyw z ostatnim kawałkiem bardzo, ale to bardzo mnie irytuje. To nie Mogwai Fear Satan,to nie jest taka muzyka w ktorej można sobie na cos takiego pozwolic. Jeśli już zespol decyduje się na granie takiej muzyki i dorzuca jako bonus zmarnowanie 25 minut z zycia, to lepiej żeby zajeli się czyms innym. Nie wiem, może sto lat temu ten album by mi lepiej wszedł ale ostatnio mam ochote na troche ambitniejsze rzeczy, jeśli chodzi o gitary.
Drodzy Panowie z zespolu o smiesznej nazwie, ktorej nawet nie mogę zapamiętać. Jeśli chcecie robic brudy, to robcie brudy ale jednak z klasa. Mnie nie przekonaliście i daje wam ostatecznie 2,5/10 za ten album. Takie Zycie
#16
Napisano 27 kwietnia 2010 - 20:10
#17
Napisano 27 kwietnia 2010 - 20:51
no to spoko. bo dziś się uczę z wosu;p
tak, tak, ja też dziś od rana w książkach
No dobra, to ja się dziś pobawię w namechecking i takie tam.
Nie znam się na australijskim punku jakoś wybitnie, ale z tego co słyszałem, to oni lubią właśnie tak radośnie połomotać, zasadniczo, od zawsze, czyli od lat 70'ych kiedy się tam pierwsze punkowe kapele na fali trendu prosto z UK zaczęły pojawiać. Antypody w ogóle szybko załapały o co w tym chodzi i z czym to się je, wspomnieć choćby wysyp kapel typu Verlaines (ta nazwa jest tu istotna) i tym podobnych, zwany w sumie drugą falą w australijskiej muzyce. Po co nam ta historia? Po to, że Eddy Current Suppression Ring mogliby równie dobrze grać wtedy, a gdyby ta płyta została dobrze zremasterowana po latach, trudno byłoby wyczuć, czy to rocznik bieżący, czy '78 (bo jednak teraz się da - zauważcie, że prawdziwy brud z tamtych lat brzmi zupełnie inaczej niż ten dzisiejszy, nawet stylizowany, co nie znaczy wcale że któryś jest lepszy, no ale koniec dygresji). I tak, generalnie to wszystko wyżej jest głównym skojarzeniem numer jeden, przejdźmy zatem do numeru dwa.
Television. Którego liderem był przecież Tom Verlaine od nazwiska którego nazwa wspomnianej wyżej Nowozelandzkiej grupy grającej w sposób mocno zbliżony do omawianej tu pozycji. Skojarzenie jest tak silne, że od kiedy wpadło mi do głowy, w żaden sposób nie potrafię od niego uciec i kolejne utwory staram się w wyobraźni wyczyścić, podmienić barwę wokalu i wcisnąć gdzieś na bonus album legendarnego Marquee Moon (wszyscy którzy nie znacie - sięgać po to jak najszybciej się da, bez wykrętów, najlepiej jeszcze przed przesłuchaniem Eddy Current jak się da ). Najlepsze dowody - zluzowany telewiżynowy riff i wokal I Can Be A Jerk, te odjazdy na paru dźwiękach w Tuning Out, albo ogólnie całokształt Burn. Oczywiście nie jest to ten poziom, ale to miło usłyszeć te znane, fajne motywy, gdzieś tam jeszcze wykorzystywane i przerabiane bez spinki, na zupełnym luzie.
No i tak, właściwie to co oferuje Eddy to wypadkowa powyższych dwóch akapitów, ewentualnie można by poszukać jeszcze paru, ale zasadniczo to by zabiło pewną formułę w jakiej to jest osadzone, mianowicie - panowie, podłączone? no to grajmy. Muzyka nagrana gdzieś w garażu czy piwnicy pod Melbourne, muzyka bardzo prosta, ale wcale nie głupia, nie prostacka, ewidentnie siedząca zbyt daleko w przeszłości żeby można było mówić o jakimkolwiek jej realnym znaczeniu, ale też przecież zupełnie nie o to chodzi - tego ma się dobrze słuchać i słucha się bardzo dobrze. Odpowiedni nastrój, dobry humor, ochota na gitary, mocną perkę, wyraźny bas, prostą jazdę - jedziemy. Bardzo pozytywnie, energetycznie, można przy tym pomachać czupryną, można się zjarać, można załączyć na rowerze w plejerze i jechać nim posiedzieć na plaży (te 22 minuty na końcu to przeca bonus, co się uczepiliście tak? ) a rower jest wtedy jeszcze bardziej ok. W sumie też chętnie poszedłbym na ich koncert. Yyy, co ja chciałem... 7/10. Za to, że się nie pierdolą, po prostu grają i wiedzą jak co grać. Bo tu chodzi o fun. Tylko tyle to aż tyle.Potrzebne są czasem takie płyty i tę sobie z tego cyklu zostawię na jakiś czas.
#18
Napisano 27 kwietnia 2010 - 21:43
Drażni mnie na tej płycie lekki chaos. Goście, wydaje mi się, że sami nie wiedzą czego chcą. Wystarczy popatrzeć na długości utworów. Mamy krótkie, klasycznie punkowe dwuminutówki jak i znaki zapytania w postaci sześcio i siedmiominutowych utworów. Nie wspomnę już o żarcie jakim jest ostatni kawałek, który jak wspomniał Mrówa - być może miał być namiastką post - rockowego utworu. Jednak nie wyszło. Te krótkie skity to też jakieś spore nieporozumienie. Tak więc, za kompozycję album dostaje u mnie 0 na 10
Płytę przesłuchałem sporo razy i niestety dalej mam problemy z identyfikacją poszczególnych kawałków, wszystko jest dla mnie takie same. Riffy, perka, wokal.
Podoba mi się za to utwór "Tuning Out", a zwłaszcza fragment instrumentalny, który zdecydowanie dominuje. Perkusja i basiowo kojarzą mi się z automatem perkusyjnym i linią melodyczną rodem z new wave. W jednym tempie, jednostajnie i transowo.
Ujdzie również refren w kawałku "Gentlemen" oraz samiutki początek "Second Guessing".
Tak poza tym to zastanawiam się, jakby ten album ugryźć. Bo ani to w moim przypadku do relaksu muzyka nie jest, an na rower, ani na podróż w tramwaju.
Jeśli zespół ten jak i sama muzyka, którą tworzą to tylko zabawa i być może spełnienie jakiś tam młodzieńczych pomysłów, to w sumie całkiem spoko. Na poważnie raczej tego albumu ja przynajmniej, nie traktuję
Krzywdy ta płyta nie robi, dziełem wybitnym nie jest i raczej w zamyśle twórców chyba takim nie miała być, stąd też pastwić dalej się nad nią nie ma sensu większego.
#19
Napisano 27 kwietnia 2010 - 22:10
Słuchając tego albumu mam skojarzenia z pierwszym krążkiem grupy Franz Ferdinand (słusznie???)
Myślę że słuszne o tyle, że Franz Ferdinand jechało na tych samych inspiracjach, jedynie udając z wielką pomocą NME i innych producentów kolorowego papieru toaletowego że to nowa rockowa rewolucja i inne takie bzdury. Eddy Current mają tu przewagę - nie udają nic. Choć i też nic nie znaczą, ale who cares. Generalnie myślę też że troszkę mija się z celem ocenianie tego albumu z perspektywy dzisiejszej muzyki, przy użyciu standardowych narzędzi jakich do oceny płyt używamy zazwyczaj, wtedy umyka jakby kontekst, koncept, bardzo przecież czytelny - rush to relax! i zagrajmy to jakbyśmy żyli w '78, z jednej strony właśnie panczurowe napieprzanie, z drugiej nieco bogatsze formy przypominające tych właśnie wczesnych post-punkowców, nowofalowców, z tych najbardziej znanych moim zdaniem właśnie Television. Można się przyczepić że nie mogli się zdecydować między jednym a drugim? Można, ale właściwie po co? I czy te koncepcje leżały od siebie zawsze aż tak daleko, żeby dwuminotowy punk-rocker odstawał jakoś wybitnie od prawie post-punk'owej kompozycji tych sześciominutówek, zwłaszcza że przecież są utrzymane w bardzo podobnej estetyce brzmieniowej? Moim zdaniem - eee tam, się czepiacie W kategorii takich właśnie Tribute To: Music Of 1978' Eddy się sprawdza bardzo sympatycznie i wcale nie musi być traktowany na poważnie, bo i nie wydaje mi się, żeby całkiem poważne traktowanie tego było w ogóle ich zamierzeniem. No, a że niektórzy się przy czymś takim nie zrelaksują to już inna sprawa, mi też nie zawsze to podejdzie, właściwie dziś trafili na dobry dla siebie dzień
Errata do recki mi wyszła w sumie, no ale nic to. Dyskusja zawsze mile widziana w końcu.
#20
Napisano 27 kwietnia 2010 - 23:21
O, ja z kolei napisałem prolog do recki.
Użytkownicy przeglądający ten temat: 1
0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych