no to spoko. bo dziś się uczę z wosu;p
tak, tak, ja też dziś od rana w książkach
No dobra, to ja się dziś pobawię w namechecking i takie tam.
Nie znam się na australijskim punku jakoś wybitnie, ale z tego co słyszałem, to oni lubią właśnie tak radośnie połomotać, zasadniczo, od zawsze, czyli od lat 70'ych kiedy się tam pierwsze punkowe kapele na fali trendu prosto z UK zaczęły pojawiać. Antypody w ogóle szybko załapały o co w tym chodzi i z czym to się je, wspomnieć choćby wysyp kapel typu Verlaines (ta nazwa jest tu istotna) i tym podobnych, zwany w sumie drugą falą w australijskiej muzyce. Po co nam ta historia? Po to, że Eddy Current Suppression Ring mogliby równie dobrze grać wtedy, a gdyby ta płyta została dobrze zremasterowana po latach, trudno byłoby wyczuć, czy to rocznik bieżący, czy '78 (bo jednak teraz się da - zauważcie, że prawdziwy brud z tamtych lat brzmi zupełnie inaczej niż ten dzisiejszy, nawet stylizowany, co nie znaczy wcale że któryś jest lepszy, no ale koniec dygresji). I tak, generalnie to wszystko wyżej jest głównym skojarzeniem numer jeden, przejdźmy zatem do numeru dwa.
Television. Którego liderem był przecież Tom Verlaine od nazwiska którego nazwa wspomnianej wyżej Nowozelandzkiej grupy grającej w sposób mocno zbliżony do omawianej tu pozycji. Skojarzenie jest tak silne, że od kiedy wpadło mi do głowy, w żaden sposób nie potrafię od niego uciec i kolejne utwory staram się w wyobraźni wyczyścić, podmienić barwę wokalu i wcisnąć gdzieś na bonus album legendarnego Marquee Moon (wszyscy którzy nie znacie - sięgać po to jak najszybciej się da, bez wykrętów, najlepiej jeszcze przed przesłuchaniem Eddy Current jak się da
![;)](http://u2forums.com/public/style_emoticons/default/wink.gif)
). Najlepsze dowody - zluzowany telewiżynowy riff i wokal I Can Be A Jerk, te odjazdy na paru dźwiękach w Tuning Out, albo ogólnie całokształt Burn. Oczywiście nie jest to ten poziom, ale to miło usłyszeć te znane, fajne motywy, gdzieś tam jeszcze wykorzystywane i przerabiane bez spinki, na zupełnym luzie.
No i tak, właściwie to co oferuje Eddy to wypadkowa powyższych dwóch akapitów, ewentualnie można by poszukać jeszcze paru, ale zasadniczo to by zabiło pewną formułę w jakiej to jest osadzone, mianowicie - panowie, podłączone? no to grajmy. Muzyka nagrana gdzieś w garażu czy piwnicy pod Melbourne, muzyka bardzo prosta, ale wcale nie głupia, nie prostacka, ewidentnie siedząca zbyt daleko w przeszłości żeby można było mówić o jakimkolwiek jej realnym znaczeniu, ale też przecież zupełnie nie o to chodzi - tego ma się dobrze słuchać i słucha się bardzo dobrze. Odpowiedni nastrój, dobry humor, ochota na gitary, mocną perkę, wyraźny bas, prostą jazdę - jedziemy. Bardzo pozytywnie, energetycznie, można przy tym pomachać czupryną, można się zjarać, można załączyć na rowerze w plejerze i jechać nim posiedzieć na plaży (te 22 minuty na końcu to przeca bonus, co się uczepiliście tak?
![;)](http://u2forums.com/public/style_emoticons/default/wink.gif)
) a rower jest wtedy jeszcze bardziej ok. W sumie też chętnie poszedłbym na ich koncert. Yyy, co ja chciałem...
7/10. Za to, że się nie pierdolą, po prostu grają i wiedzą jak co grać. Bo tu chodzi o fun. Tylko tyle to aż tyle.Potrzebne są czasem takie płyty i tę sobie z tego cyklu zostawię na jakiś czas.