Skocz do zawartości


Zdjęcie

2011-07-20: New Meadowlands Stadium - East Rutherford, New Jersey, USA


  • Please log in to reply
24 replies to this topic

#21 Johnny99

Johnny99

    Nothingman

  • Members
  • 10 523 Postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:Club Tip Top

Napisano 23 lipca 2011 - 08:34

I czemu tego nie graja?!


Pewnie się nie zmieścili w czasie. No cóż, gdyby wyrzucili np. Elevation, to z pewnością znalazłoby się miejsce na jeszcze jeden bis, jakieś Bad czy 40. Ale, no ludzie, bez przesady. Zresztą, publiczność też na pewno nie chce tracić okazji do poskakania sobie przy Elevation, na rzecz jakichś tam mdłych balladek, prawda? Myślę, że w Moncton powinni zagrać Elevation dwa razy, drugi raz na sam koniec. Poza twardym schematem setu (GOYB, BD, COBL, Vertigo, Crazy, One, Streets) nie było na tej trasie ważniejszego kawałka. Wyrzucali wszystko inne - ale dla Elevation zawsze musiało znaleźć się miejsce. Trzeba to jakoś podkreślić na koniec, prawda?
Drink Scotch whiskey all night long
And die behind the wheel

Tak uważam.

#22 anton

anton

    .

  • Members
  • 1 310 Postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:Poznań

Napisano 23 lipca 2011 - 13:54

Poważnie.

Dołączona grafika



nobody cares. <ziew>

#23 TUFKAK_U2

TUFKAK_U2

    BejsmenT

  • Members
  • 2 607 Postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:There is no place like home ;)

Napisano 23 lipca 2011 - 20:53

OOC na koniec - fajnie ! MOS trochę za smutne było jako pożegnanie ;)

#24 Rodia

Rodia

    Użytkownik

  • Members
  • 1 869 Postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:Warszawa

Napisano 24 lipca 2011 - 10:52

No właśnie widzę, że nobody cares antonie, ale to nie dlatego zamieściłem tę fotę. Tak się zastanawiam co mogę ciekawego i konstruktywnego napisać o tym koncercie, ale nic mi nie przychodzi do głowy. Wylewać żali, że miałem CHUJOWE miejsce już tu nie będę, bo zrobiłem to gdzie indziej, że koncert dał radę to pewnie wiedzą wszyscy bo każdy z tego forum był przecież na co najmniej jednym gigu z tej trasy, prawda? Dla mnie, osoby, dla której był to dopiero drugi koncert U2 w życiu podobał się on o wiele bardziej niż ten pierwszy, czyli ten sprzed roku w Hanowerze. Ale na pewno zadziałała tu też magia miejsca. Nie jest żadną tajemnicą, że uparłem się właśnie na ten gig, a nie jakikolwiek inny właśnie ze względu na fakt, że odbywał się w New Jersey, tuż przy Nowym Jorku. I powiem wam, że jakkolwiek siedzenia na trybunach mieliśmy, raz jeszcze nie bójmy się użyć mocnych słów, PIZDOWE to widok wieżowców Nowego Jorku spozierających na mnie z oddali przez szparę między górnymi belkami stadionu, na którym właśnie gra na żywo U2 zostanie mi pewnie do końca życia.
Zresztą w ogóle cały ten stadion był zajebisty, bo, pewnie nie wiecie, że jest brand new - New Meadowlands Stadium to następca Giants Stadium, nowo wybudowany i niesamowicie wielki i nowoczesny co łaskaw był pochwalić sam Bono. Publika, tam gdzie cokolwiek się działo czyli w Golden Circle i na płycie była zajebista, tam gdzie byłem ja (podkreślmy to raz jeszcze, w CHUJOWYM miejscu, na SAMEJ górze stadionu, jeden, słownie JEDEN rząd niżej od jego szczytu) amerykańska młodzież była niemrawa i martwa, luźno zajadając sobie fryteczki i popijając piwkiem. Na encorze zresztą wszyscy zaczęli wychodzić, ale to chyba już standard w krajach, które nie są Polską albo Włochami.
Koncert jak to koncert, wymiótł pod niebiosa i gdyby nie CHUJOWE miejsca to bym pewnie doznał. A tak było tylko super. Zespół grał na totalnym luzie, zresztą Bono sam powiedział, że to ich dwudziesty czwarty :) gig w New Jersey i widać było, że czuli się tam jak w domu. Even Better na otwarcie wymiata po całości, The Fly też, tylko dopiero jak wchodzi Sztywne Jądro Setu to robi się jakoś nudnawo - najlepszą częścią koncertów z tej trasy nadal pozostaje pierwsza część setu. Najfajniejszy moment był chyba jak Bono wyciągnął setlistę z ich pierwszego gigu w New Jersey z 1981 r. i zaczął wymieniać piosenki, które zagrali :)
Scena rzecz jasna zajebista, iluminacje wreszcie zrobiły na mnie odpowiednie wrażenie, tylko te męczące przesłania do An Sang Syukii robią się już nudne. Miło, że MoSa dedykowali Clarence'owi Clemonsowi, szkoda tylko, że o obecności Bossa i Salmana Rushdiego na stadionie dowiedziałem się już po fakcie :) Z uwagi na to, że to koniec trasy czekałem na jakąś niespodziankę po końcu setu i się doczekałem - OOC wymiotło po całości. Grali przez dwie i pół godziny, 26 piosenek. Po powrocie do hotelu się okazało, że to był jeden z najdłuższych koncertów tej trasy, fajnie mieć świadomość, że się na takowym było :) Czegoś takiego właśnie brakowało mi w Chorzowie 2009, jakiejś oznaki, że Polska jest dla nich specjalnym miejscem. Na którym to gigu mnie nie było co mi tu wszyscy wypominają - zresztą dopiero teraz jestem w stanie ocenić jak durny byłem, że śmiałem się z powodu zerowych zmian w chorzowskiej setliście uznając to za jakiś wyznacznik podczas, gdy znaczenie set ma raczej średni, jeśli nie znikomy. Liczy się koncert, show, fakt, że jest się na nim tu i teraz. Fajnie jeśli w secie są jakieś niespodzianki, ale nie jest to przecież niezbędne. A ja głupi 2 lata temu byłem przekonany, że to kluczowa sprawa - dobra no, człowiek się całe życie uczy :)

PS. A ta fotka z powyżej przedstawia autograf Edge'a na czapeczce, którą kupiliśmy w Joshua Tree National Park. Pana Evansa udało się dorwać przed koncertem jak wjeżdżał na teren stadionu w swoim smutno-czarnym samochodzie i był łaskaw wyjść do fanów. Byłem tak wkurwiony biletami i miejscami jakie mieliśmy (CHUJOWYMI!!!), że zupełnie nie zrobiło to na mnie wrażenia i było mi naprawdę wszystko jedno czy dostanę jakiś autograf i zrobię fotkę czy nie. Szczęśliwie Helen zabrała mi czapkę i mu dała :) Adam i Larry też tak samo wjechali samochodami, ale nie wyszli do fanów. Bono nie widzieliśmy, a potem już nam się nie chciało czekać i poszliśmy na koncert. Ludzie tam jeszcze zostali, może później przyjechał.

#25 Johnny99

Johnny99

    Nothingman

  • Members
  • 10 523 Postów
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:Club Tip Top

Napisano 24 lipca 2011 - 12:30

Czegoś takiego właśnie brakowało mi w Chorzowie 2009, jakiejś oznaki, że Polska jest dla nich specjalnym miejscem.


Bo Polska nie jest dla nich specjalnym miejscem. Wprawdzie dobrze wspominają koncerty tutaj, ale grają u nas rzadko i nigdy się nie zatrzymują na dłużej. Wpadają na moment (pierwszy raz zresztą dopiero w 1997 r.) na super imprezę z super flagą i tak dalej - a potem wyjeżdżają na trzy koncerty do Sao Paulo albo na dwudziesty czwarty koncert w New Jersey i tam czują się jak w domu. Może się to kiedyś zmieni, może, na następnej trasie, jak już będą dostępne stadiony w Gdańsku, w Warszawie, kto wie.. ale dotąd przecież, zanim tam przyjechali, nie wiedzieli nawet o istnieniu takiego miasta, jak Chorzów. Tam w ogóle coś jest, Edge? Eee, skąd mam wiedzieć? Podczas koncertów w Stanach Bono cały czas powtarza, ilu w każdym miejscu mają przyjaciół. Wiadomo, co chwila tam wracają. A w Polsce? Kogo tu znają? Nie mieli nawet szans nikogo poznać, bo od razu po koncercie wyfruwają. Nie ma po co się tu zatrzymywać, jak się gra w Chorzowie (tzn. może i jest po co, ale oni o tym nie mają pojęcia). Przed koncertem w Moskwie Bono spędził tam tydzień. No to zdążył w tym czasie np. poznać gościa, z którym zagrali Knockin' - i już było "coś specjalnego". Tylko że to była Moskwa. Gdyby to była Warszawa, Gdańsk, Kraków.. może zrobiłby to samo. Ale Chorzów? To po prostu miejsce, gdzie stoi jedyny stadion w Polsce wystarczającej wielkości. Dla nich to tyle. Jeśli podczas następnej trasy przyjadą np. na dwa koncerty na Stadionie Narodowym, albo jeden tam, a jeden na PGE Arenie, to coś specjalnego pewnie będzie. Pieśń przyszłości.
Drink Scotch whiskey all night long
And die behind the wheel

Tak uważam.




Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych