Nie wiem, jak zacząć.
Nadal czuję się oderwany od rzeczywistości. Jak zwykle nie pamiętam zbyt wiele z koncertu. Szok. Amok. Odrętwienie i usztywnienie.
Spróbuję po kolei.
Return Of The Stingray Guitar - miło wreszcie usłyszeć jakiś instrumentalny utwór na ich koncercie, zgrabne intro, choć nie tak dobre jak Kingdom chyba, byłoby może i lepsze, gdyby nie to, że następną piosenką był
Beautiful Day - no nie, z deszczu pod rynnę, po Breathe kolejny fatalny otwieracz, bez arabskiego intro już nie brzmi tak dobrze, no i przydałby się inny snippet niż Rain
New Year's Day - mimo, że nie przepadam, trzeba przyznać, że bardzo dobrze zagrane, chyba nawet technicznie lepiej, niż w Chorzowie!
I tak wolałbym I Will Follow.
Get on Your Boots - za drugim razem nie brzmiało już tak świeżo, ale ciągle mocny, energetyczny kawałek koncertowy, no i nigdzie indziej wstęp z "rarowanym" hymnem UE nie brzmiał tak ironicznie
Magnificent - dobra wersja, Edge bez pomyłek wreszcie
Mysterious Ways - pierwsze duże zaskoczenie, znakomite wykonanie! TYLKO CZEMU kończą to wtedy, kiedy utwór się zaczyna
znakomita grafika as well
Elevation - kompletnie skopane, Edge'owi popsiuła się gitara na początku, Bono mylił tekst, tej wyciszonej zwrotki w ogóle nie zaśpiewał, klapa
Until the End of the World - myślałem, że te riffy bardziej będą cięły powietrze, ale jednak to nie Slane, STILL bardzo dobre, cała szopka z mostami mi się podoba, to podczas Untila Bono "skoczył" w publiczność, czyli po prostu zszedł po schodkach (tych prowadzących na scenę od strony tylnych trybun) i zagłębił się w tłumek za barierkami, wyrwał komuś aparat i chciał sobie zdjęcie zrobić, ale chyba mu nie wyszło
tak czy siak, przez to, Edge musiał dwa razy grać mostek. Dobrze, że niczym Untila nie zastąpili.
Ajstyl - jak zwykle świetny na tej trasie, ale wydaje mi się, że te najwcześniejsze wersje były lepsze (Barcelona!), z Movin on Up.
Angel of Harlem - nie lubię
wolałbym np. Desire, albo cokolwiek z nowych utworów, nie zmienia to faktu, że zagrali to REWELACYJNIE! Bono ciągle improwizował na harmonijce, powoli zwalniające się tempo w snippecie - super!
...* (osobna część pojawi się później w tekście)In a Little While - dopiero po pewnym czasie się zorientowałem, że grają następny utwór. Miło usłyszeć najlepszy utwór z ATYCLB nawet w takiej wersji, kolejny belgijski akcent - Frank the Astronaut jest Belgiem właśnie
Miss Sarajevo - dobre tylko ze względu na część operową, ale trzeba przyznać, że ta część jest wystarczającym argumentem, żeby grać to na każdym koncercie.
City of Blinding Lights - piosenka zostawiona po to, żeby ekran się mógł rozwinąć, bez sensu, nie mogło tu być TUFa?!
Vertigo - co by nie mówić, to koncertowe zwierzę, świetnie się prezentujące przy tej scenie i w takiej wersji z syreną
Crazy - podrasowana grafika, bioderko wciąż się rusza, ale wolałem jakoś wykonanie chorzowskie
Pride - tragedia, naprawdę, w ogóle tu nie pasuje, skandal, pod koniec Crazy powiedziałem koledze (którego ulubionym utworem jest SBS), że teraz coś z dedykacją dla niego. Ale mi było głupio, jak zagrali Sprajta... Hadko słuchać.
MLK - bardzo lubię ten moment na 360, Bono nieźle sobie radzi, ale w Brukseli poszło mu trochę gorzej niż w Pasadenie np.
Walk On - ja wiem, ja rozumiem, że to hymn, że amnesty, że Suczi, że lampiony, ale czemu nie można by grać tutaj równie mocno zaangażowanego społecznie Mothers?! Albo cokolwiek innego...
One - bez historii, bez wpadek, poprawnie
Streets - jak by tego nie grali (w przeciwieństwie do powyższego One), to i tak wychodzi świetnie, tutaj podobnie.
Hold Me - pierwsze uderzenie miażdży wszystko, to najlepsze jebnięcie na encore jakie wymyślili, tylko czemu tego potem nie powtarzają np. po refrenach? Gdyby grali to ciężej, ostrzej, mogłoby to zagrozić pozycji Ultrafioleta, teraz mogę śmiało rzec, że jednak bejbe, bejbe jest lepsze.
With or Without You - szczerze powiem, zupełnie nie zarejestrowałem Shine Like Stars
To dlatego, że Bono jakby przypomniał sobie o tym snippecie "za późno" i już było poza tempem, poza wszystkim, szkoda... Mogliby tu wstawić Love is Blindness, Drowning Man, coś innego, naprawdę.
Moment of Surrender - jak zwykle świetne, ale nie tak poruszające jak np. w Chorzowie, bo Bono śpiewał jakby łagodniej, bez werwy, bez łamiącego się głosu, still - niewątpliwie jeden z najmocniejszych punktów w sztywnym jądrze.
* Kiedy wybierałem się na swój pierwszy koncert (pierwszy Chorzów) myślałem sobie, co bym chciał usłyszeć, ograniczyłem się do trzech wymarzonych utworów, takich, że "jak usłyszę, mogę umrzeć". Śledziłem na bieżąco setlisty więc wiedziałem, że WOWY i The Fly (mimo że jak się okazało - skopane do reszty) usłyszę.
W Brukseli ich wybory setlistowe były z mojego punktu widzenia najgorsze z możliwych. Tylko, że to nie miało znaczenia, bo zagrali
BAD(Jak w Brukseli nie będzie Bad, no to już chyba nigdzie, chyba że dodadzą jakiś Rotterdam, tudzież Belfast)
To, że będzie Bad jest wiadome od jakichś 6-7 miesięcy. Bardzo słuszne masz przeczucia Anton
Pamiętam, że gdy U2 ogłosiło 3rd leg, pomyślałem sobie, że najbliżej do Wiednia tudzież Hanoweru no i pewnie dużo ludu z forum pojedzie - będzie zajebiście. Tylko potem przyszła myśl, że może jednak nie, może trzeba zapolować na Bad... Tutaj pojawił się następujący motyw:
Owłos niby robił research i sprawdzał setlisty z poprzednich tras gdzie jest największa częstotliwość Bad. I wyczaił, że im bliżej Wysp tym większe prawdopodowieństwo. No ale kurwa.
Tak było, zauważyłem, że Wyspy Brytyjskie, Irlandia i Holandia to miejsca o największej szansie "na Bad"
No i geografia podpowiedziała Brukselę... Tylko, że okazało się, że nie bardzo zdążyłem z biletami na pierwszą, całe szczęście dorzucili drugą i wziąłem co było (4 biletasy na tylne trybuny).
Kiepska podstawa merytoryczna? Bardzo kiepska. Szansa minimalna. Nigdzie przecież tego na tym legu nie grali. Ja jednak uparcie twierdziłem na każdym piwie warszawskim, że jadę tam usłyszeć Bad. Droga do Brukseli (jechaliśmy samochodem) była trudna, najpierw okazało się, że wskutek czołowego zderzenia TIRa z osobówką droga od Nowego Tomyśla do granicy jest nieprzejezdna (2 h w plecy), pomyślałem sobie - kurrr, to w takim razie koncert będzie zajebiaszczy! Limit pecha wyczerpany! Zatrułem się podczas Coke'a, to teraz sobie odbiję! Terefere, za Hannoverem kolejny śmiertelny wypadek, PO OBU stronach autostrady, 15 km korek, kolejne dwie godziny w plecy, klaustrofobiczna atmosfera niemieckich autostrad (nie ma gdzie uciekać - wszędzie ekrany). Udało nam się zjechać z autostrady i przedzieraliśmy się przez pobliskie wsie i wróciliśmy na autostradę dosłownie 100 METRÓW za wypadkiem (widzieliśmy 6 dźwigów porozstawianych po obu stronach autosrady...). Wtedy już byłem PRAWIE pewny - zagrają Bad, wynagrodzą mi te trudy. 20 godzin jazdy. Skonani trafiliśmy do hostelu (w łóżku znaleźliśmy Murzyna, taka tam anegdota...). Rano trochę spacerów, to tu, to tam. Przed wejściem na stadion poszliśmy pod Atomium. I tam nas zaskoczył burza. Z odpowiednią dawką deszczu. Teraz już wiedziałem. Będzie Bad.
Może to głupie, zabobonne, przerysowane w stronę metafizyki, nierealne, sam się śmieję, że mi to do głowy przychodzi, ale...niedawno miałem podobną sytuację, miesiąc czekając na sylwestra, współorganizując go i każdego pojedynczego dnia mówiąc sobie: TEN dzień zmieni moje życie, zupełnie je wykolei i wstawi na inne tory, głęboka wiara granicząca z pewnością, która podobno góry przenosi. No i tak się stało.
Tutaj miałem podobnie. Z początku (po zakupieniu biletów), bardziej humorystycznie, mówiłem: jadę tam, bo tam będzie Bad. Z każdym dniem wierzyłem coraz bardziej, a stojąc w dniu koncertu pod Atomem w rzęsistym deszczu znowu dosięgnąłem pewności - to się wydarzy. Czy wola i wiara jednostki może w jakikolwiek sposób kształtować rzeczywistość i naginać ją do własnych marzeń? Pewnie, że nie, to tylko mrzonki jakichś głupich romantyków, którzy głowę trzymają w chmurach. To dobre tylko dla książek i filmów, które do znudzenia powtarzają: "jak w coś głęboko wierzysz, naprawdę tego pragniesz i do tego dążysz - to się stanie". Stek bzdur i bajki...prawda?
Oczywiście, nie mogli zagrać takiej sobie ot wersji, tylko od razu walnęli zajebistą. Bono zaśpiewał to dokładnie tak, jakbym chciał (mocne, wykrzyczane "wide awake" i delikatne "I'm not sleeping"), złapał za gitarę i ślicznie dogrywał. Gdy zespół skończył, on zaczął kręcić głową podszedł do nich i grał dalej swoje, reszta się przyłączyła i Edge wyrwał się z szablonu znanego wszystkim motywu i trochę pokombinował. W dodatku zwrotkę "If you should ask (...)" zaśpiewał z zimną determinacją i zawziętością, która natychmiastowo odmieniła jego twarz. Oczy wpatrzone w punkt, jakby w transie, jakby cedził ze złością słowa przez zęby, ciarrry... I w tym samym nastroju snippet "Singing in the Rain", który zabrzmiał wówczas wręcz złowrogo. Jakby "w dupie mam te wszystkie niepowodzenia, porażki, ze każdej sytuacji mogę wyjść obronną ręką, w każdej chwili mogę odmienić swoje życie i będę tańczył w deszczu, w końcu, I'm Wide Awake!". Kosmiczne...
Pierwsze dźwięki wywołały amok i trans, jakby niebo się nade mną otworzyło i ktoś powiedział "wszystko jest możliwe". Tak jak napisałem, dopiero po jakimś czasie się zorientowałem, że już lecą z In a Little While. Zespół często podchodził do tylnej trybuny, co było sporym zaskoczeniem. W dobrych humorach, rozluźnieni, Bono szalejący i żartujący. Dużą niespodzianką była też publika, spodziewałem się w tym miejscu ogólnej drętwoty, a tu nie! Ludzie w średnim wieku, wyraźnie "letni fani" - wszyscy na trybunach stali, klaskali, wdawali się w wokalne zabawy Bono, klaskanie, machanie, całkiem miło, choć to nie to co Włosi albo Polacy. Po drugie - znakomita frekwencja na płycie! Ścisk pod same barierki na trybunach! Świetna atmosfera!
Jeden z lepszych wyborów w życiu. Jeden z lepszych wieczorów w życiu.
Ciągle jeszcze to do mnie nie dotarło więc być może coś jeszcze dopiszę, póki co:
Q&A:
Jeśli dzisiaj naprawdę będzie Bad to oficjalnie ogłaszam, że na następnym micie stawiam Owłosowi tyle piw ile sobie zażyczy
Zanotowane
Bono LEZY na scenie i spiewa? Leżał sobie rekreacyjnie, zalotnie podparty
I przez Rodie Owłos wpadnie w alkoholizm ...No i wpedza chlopaka w alkoholizm!Nie bójcie żaby
Najdziwniejsze obaczajajnie stelisty ever! Jeszcze trzeba bylo liczyc prawdopodbienstwoi specjalny wzor na to wymyslic! A jednak coś w tym było
Znając go to pewnie tak zrobił. Mam przynajmniej nadzieję, że zmoknieJa intuicyjnei przepowiadzialam wczoraj, ze bedzie bad w Brukseli, ale tyle, ze to Owlos tam moknie!Niestety - zadaszone trybuny
Piwo mu sie nalezy
zanotowane
On ma mi do oddania kasę za inne piwoMam to szczęście, że Owłos jest bardzo rygorystyczny jeśli chodzi o stawianie mu czegokolwiek więc może odpuści Spoko, znajdziemy ugodowe rozwiązanie.
Nie no, jeśli mieli to zagrać gdziekolwiek, to właśnie tam, i właśnie dzisiaj. Ale mimo wszystko nie wierzyłem.
Tak czy inaczej, pozwolicie że nie przyłączę się do złorzeczenia Owłosowi. Tzn. owszem, zazdroszczę mu, ale miło że pamiętał i zadzwonił. Całe 7 minut! <3
To za wspólną wódkę zarzeczańską
No to teraz Owłos jest z pewnością zachwycony. Chociaż podejrzewam że po Bad byłby skłonny uwierzyć że to co teraz grają to nie Pride tylko Promenade.No niestety, aż tak mnie nie zamroczyło, a chciałbym...
Może jeszcze One Tree Hill będzie...
Kogoś czarny humor złapał
Zazdraszczamy Owłosowi, Rodia na następnym spotkaniu stawia wszystkim bo Owłos sam tego nie wypije...
Wiara góry przenosi!
A ja mu w przypływie wdzięczności wódkę obiecałem, cóż, trzeba będzie spełnić obietnicę.
Zanotowane
ożesz w mordę, ta druga Brukselka urywa zad. Z tego co można zaobserwować na filmikach U2006.com to (ajstyl!), zwłaszcza Bonias, bawił się znakomicie. Gadki, taneczne podrygi, wokalne wariacje i adekwatne snippety o tym w zupełności świadczą.
Bardzo trafne, tak właśnie było!
a tak w ogóle to było belgijskie piwo, w tych charakterystycznych kielichach, przynajmniej razTeż mi się tak wydawało.