Jump to content


Photo

2009-06-30 - Barcelona, Spain - Camp Nou


562 replies to this topic

#441 Doty

Doty

    Użytkownik

  • Members
  • 868 posts
  • Płeć:Kobieta

Posted 02 lipca 2009 - 18:54

Dzieki wielkie Gregor!!
jakość zdecydowanie lepsza, Ty to potrafisz!! :rolleyes:

#442 MartinTexas

MartinTexas

    Użytkownik

  • Members
  • 2 595 posts
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:Legnica

Posted 02 lipca 2009 - 19:01

Dublin 31.12.1989, a co za tym idzie - wczorajsza Barcelona nie istnieje :-)

A ten dalej o tym Dublinie... <_< Tak już wszyscy wiemy, świetny koncert! A jak było na pierwszym z Lovetown???


Co do koncertu, to od dwóch dni ciężko mi się zebrać :lol:

acr! miałeś 100 % racji Crazy wymiata! :P Początek z ich głowami i klaskaniem świetny, a ta końcówka, gdzie wszystkie światła szaleją to bomba!, może ten mix na końcu trochę nie potrzebny, wolałbym więcej perkusji Larrego, ale to wymiata na ty koncercie!
UV - widać, że Bono chciał, emocji trochę było, no i latania na mikrofonie ;) Kurtka świetna do tego utworu, ale końcówkę trochę zawalili, Edgu jeszcze się trzymał, ale Bono za dużo latał w tym czasie, ale dwugłos, przyznaję bardzo dobrze brzmi :P
TUF - ekran pokazał się w całej okazałości - dali radę z tym świetnym utworem
BD i Vertigo - a zwłaszcza Vertigo mają nowe intra, to trzeba było na całe utwory rozciągnąć jakoś!
IALW - dali radę i fajnie, że full band :)
NLOTH - na tym Pro-Shocie brzmi bardzo dobrze! brakuje jakiegoś intro od samego Larrego
GOYB - całkiem dobre wykonanie i efekty

Ogólnie Larry całkiem nieźle gra! (poza WAOY może :/)

Z drugiej strony:
Dziwnie rozzciągnięte MLK, brak świateł na początku Street!!!!!!!! To duży błąd z ich strony! :( One i WOWY zaczynają nudzić, no tam nic się nie zmienia, chyba, że na gorsze...

Czyję, że u nas NYD może za SBS wpaść do setu i to było by nie głupie.

Dla mnie jak MOS jest One dla NLOTH to One mogli by już nie grać!! No po co to?? i Pride i SBS i BD i WOWY i I Still trochę tego za dużo ;) Ale coś się jeszcze może zmienić no i DM musi gdzieś się pojawić.


PS Tyle tych kamer - to nie żart oni cały koncert profesjonalnie nagrali, może bo to pierwszy, a może więcej nagrają :rolleyes: Niech nawet te kamery ze sobą wezmą do Poland i będzie suuuuuper!

#443 morfeusz

morfeusz

    Użytkownik

  • Members
  • 1 064 posts
  • Płeć:Mężczyzna

Posted 02 lipca 2009 - 19:03

http://teledyski.one...,teledyski.html

#444 owczarzMT

owczarzMT

    "That's how my love goes"

  • Members
  • 1 274 posts
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:warszawski Żo(L)iborz

Posted 02 lipca 2009 - 19:22

PS Tyle tych kamer - to nie żart oni cały koncert profesjonalnie nagrali, może bo to pierwszy, a może więcej nagrają :rolleyes: Niech nawet te kamery ze sobą wezmą do Poland i będzie suuuuuper!



hmm ja też je widziałem :-)

ze swojej strony mogę dodać że super byłoby zorganizowanie dvd z tego rocznej trasy na wzór dvd Pearl Jamu z 2000 roku czyli wybrania z każdego koncertu np. 1 utworu i połączyć w jeden wielki występ z całej trasy....wówczas Polska na 100 % znalazłaby się ze względu na New Year's Day które mam nadzieję trzymają na Chorzów....

:rolleyes:
1 VIII - 3 X 1944

Posted Image

#445 Tomek P.

Tomek P.

    Użytkownik

  • Members
  • 36 posts
  • Skąd:Racibórz

Posted 02 lipca 2009 - 19:31

:blink: o której dzisiejszy koncert?

#446 One_U2 - fan

One_U2 - fan

    Użytkownik

  • Members
  • 2 857 posts
  • Płeć:Kobieta

Posted 02 lipca 2009 - 19:33

:blink: o której dzisiejszy koncert?

jak się zupełnie sciemni. :rolleyes:

(dorzucę jeszcze jestem rozczarowana bo myslałam ze Bono sobie poradzi z wykonaniem MLK a tymczasem słabiutko
) :(
Dołączona grafika

#447 Daniel84

Daniel84

  • Members
  • 3 657 posts
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:Warszawa

Posted 02 lipca 2009 - 19:59

Przesłuchałem parę razy Barsę, w dwóch wersjach. Moje spostrzeżenia generalnie pasują do spostrzeżeń innych użytkowników JF.

Highlightsy to:

- Unknown Caller - na płycie utwór przeciętny, zdecydowanie zyskuje live. Mimo, że Edż uroczo skopał solówkę, wyszło bardzo dobrze a jak na premierę to wręcz znakomicie.

- Crazy Tonight
- niby coś w tym remixie jeszcze zgrzyta i czuć, że można to zrobić lepiej ale i tak pomysł, odwaga i wykonanie powala (zwłaszcza końcówka). Popmart jak się patrzy. Co prawda jestem trochę rozdarty, bo wersja albumowa także jest świetna i najchętniej usłyszałbym Crazy grane dwukrotnie w dwóch, jakże różnych, odsłonach.

- O dziwo Vertigo - w istocie bardzo ciężka wersja, brzmi bardzo dobrze.

- nowe, wzniosłe intro do BD, szkoda tylko, że Bono za szybko napatoczył się z wokalem, mógł dać basiście jeszcze pograć pare sekund

- fajna końcówka Walk On

- ładne, klasyczne wykonanie WTSHNN no i nie ma tych wyjców z poprzedniej trasy


Rozczarowania:

- Sam początek Breathe i brak dopracowanego intra. Prawdopodobnie trzeba jeszcze dać u2 trochę czasu. Mogliby też wydłużyć tę piosenkę, piję tu do gitarzysty.

- NLOTH i GOYB trochę bez zęba zagrane ale może być to kwestia nagrania.

- za mało snippetów, dajcie coś do BD chociaż na koniec a nie jakieś "barselonaaa"!

- COBL nudne i niepotrzebne, wersja podobna do tej z VT, tylko, że znacznie zubożona.

- piekielna nuda na Pride i SBS, niestety żadnych nowinek. Na Popmarcie się dało, a tu już nie?

- marny wstęp do Walk On

- za dużo gadania i przerw, nie szczególnie podoba mi się pomysł z tym łączeniem się z kosmosem ale trudno

- MOS lepszy niż na albumie (o co nietrudno) ale KOMPLETNIE nie nadaje się na zakończenie. Już niech chociaż wrzucą na koniec MLK, to jakoś to będzie wyglądało.



Mam obawy, że ze względu na większe zaawansowanie technologiczne i różne bajery, 360 tour będzie dużo bardziej skostniała (podobnie, jak Popmart) i każdą nową piosenkę będziemy przyjmować z gigantyczną radością. Obym się mylił i to najlepiej już dziś.

#448 lookass

lookass

    Użytkownik

  • Members
  • 1 423 posts
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:Warszawa

Posted 02 lipca 2009 - 20:04

a dałoby się to w jednej, dwóch paczkach wrzucić, a nie tak pojedynczo? mejbi? ;)
jak na moje ucho, to w samym solosie walnął się aż trzy razy, a w ciągu utworu ze dwa, trzy kolejne ;)


Właśnie, pomylił się z co najmniej dwa razy. A ja myślałem, że mam do reszty słuch zryty :)

#449 Max

Max

    nocny tabaskowicz

  • Moderatorzy
  • 9 091 posts
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:The Joshua Tree National Park, CA

Posted 02 lipca 2009 - 20:17

Max, podoba mi sie twój post. Zszedłeś już z ,,przesadyzmu" na ,,lekką przesadę", czyli jesteś na dobrej drodze do zrozumienia kondycji 50 latka ;) Tak trzymać, czekamy do relacji z następnego koncertu, by znów móc poforumować. A Boniasty niech nas zadziwi krzepą!



Żądam kontrargumentów a nie odwracania uwagi 'psychologicznymi' analizami moich postów.

#450 Wiercioch

Wiercioch

    Użytkownik

  • Members
  • 1 027 posts
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:generalnie to z W-cha

Posted 02 lipca 2009 - 23:07

6!

Bar-sa-lo-na! You know your name… jeszcze brzmi w uszach. Poważnie. Czy dłużej niż po Chorzowie, dłużej niż po Honolulu, czy urodzinowym LA… nie, chyba nie – ale brzmi inaczej. To mój pierwszy-pierwszy koncert.
Wiadomo, oczekiwania, jakieś tam marzenia – mniej, lub bardziej realne, przecieki, spekulacje, próby; coś się zakłada, na coś się czeka – albo idzie na żywioł. Zagrają co zagrają i będzie się człowiek cieszyć.
Ale… może od początku…
Ogłosili trasę – wiadomo, subskrypcję przeznacza się na rzeczy najcenniejsze – o zawale przy zakupie Chorzowa pisać nie będę, ale od tego czasu boję się różnych stref czasowych :) Chorzów nabyty – ale wypadałoby zrobić coś jeszcze ciekawszego; skoro udało się „zakończyć” ostatnią trasę, to czemu by tej nie rozpocząć. Jakoś szybko na forum pojawiły się wątki o poszczególnych koncertach, ta Barcelona kusiła, kusiła… Reic_Diov jakoś tak mnie zdopingował i gorąca linia Polska-Kamerun rozgrzewała się do czerwoności, gdy przy kolejnych próbach wbicia się na serwer – po raz wtóry wyświetlały się cholernie drogie i beznadziejnie rozlokowane miejscówki. A niby subskrypcja (kupiłem 2gą, żeby oszczędzić nerwów na konikowaniu). Dobre 2 dni polowaliśmy – i nic. Płyta nie (dzięki Panie Darku za wskazówki), tanie bilety – nie; no to w końcu wzięliśmy to co dawali. Tajemniczy sektor 208…
I tak sobie czas mijał; od marca… Właściwie bezstresowo; w międzyczasie zmienił mi się znów kraj pobytu; szefostwo powiadomione o niezwykle ważnej okoliczności uzasadniającej 2-dniowy urlop; tikety do Barcelony się nabyły. Pozostało odliczać. I to było naprawdę bezstresowe oczekiwanie.
Pewnie to zasługa tego, że człowiek nie wiedział co go czeka. Wiedziałby co i jak się zwykle gra/dzieje – to już miałby zagwozdkę – czy to na pewno to czego oczekuje, czy nie. A tak… luzik. Jeszcze parę tygodni przed koncertem, na jakimś piwku w Wa-wie temat wałkowany, ale na zupełne ‘zwisanie’. Fajnie w sumie. Już w Barcelonie, już na stadionie – gadaliśmy o d…e Maryni – podobne uczucie nam się udzieliło… jest nam obojętne. Co zagrają – może to być set idealny, a może być fatalny. Czilałt.
OK. wtorek, godzina 5ta rano. Wypucowany, wyszorowany (ogolony – hehe), ubrany – stwierdzam, że nie mam gdzie schować portfela… no… to może wezmę tylko to co potrzebne: paszport i kartę kredytową. Luzik; kolega podwozi na lotnisko – pakuję się w samolot; ląduję tam gdzie oczekiwałem i idę po zarezerwowany samochód.
Hola Senor! Paszport, kartę i prawo jazdy poproszę.
Kur… no, takiego obciachu, zdziwienia, wkur… i czego tam jeszcze by człowiek nie wymyślił – dawno nie czułem  Cóż – mała zmiana planów okazuje się niezbędna; ha, jeszcze jakby ona była mała – ale nie dość, że mogłem teraz liczyć tylko na transport publiczny, który nie wiadomo kiedy i gdzie mnie dowiezie, to i Reic’a nie odbiorę, ani nie będzie gdzie spać po koncercie, ani nie będzie jak wygodnie wrócić na lotnisko… ale nie takie przeciwności się pokonywało.
Pekaesem do centrum, z centrum na pieszo do metra, metrem jednym i drugim w okolice stadionu, znów na pieszo – chlast – i jestem. Eee… to luzik… tylko co teraz robić; godzina 12.00 do 22giej jeszcze kawał czasu. No to się szwędam; nacierają pierwsze koniki. Fanów jakby mało… mało? Ostrzegał wuj Zbych z wujem Darkiem, że może być grubo… i po chwili, tj. po trafieniu w odpowiedni rejon stadionu – widać pasję Hiszpanów (czy też innych zboczeńców). Kolejka jest. I to spora. Pisałem pół kilometra – eee… więcej, więcej. Wiadomo, część ludzików z karimatami, namiocikami – to robią tłok. Ale luda jest. Genialny w swojej prostocie pomysł z numerowaniem… kawałek flamastra, kredki do oczu, czy innego mazidła – i od razu widać kto jak długo stoi 
Minuta za minutą mija, Słońce grzeje, Reica nie widać – zatem skok do muzeum FC Barcelona; byłem tam 10 lat temu, jeszcze jako studencina… na kieliszek grawerowany ciężko było wtedy fundusze wysupłać (a wiadomo, że studenci mają do kieliszków szczególny sentyment) – więc teraz grzech/niedoskonałość przeszłości nadrabiam… zyskując tym samym paręnaście minut… oj, długie to będzie oczekiwanie. Znajduję jakąś knajpkę; nieee, raczej bar szybkiej obsługi – jeden napój, drugi… ile można pić nestea… oj, można, długo. Ceny nieziemskie – odbieram więc w międzyczasie zamówione tikety – są, czekają, ładne, pachnące, świeżutkie. Dobrze że miałem kartę i paszport – i że prawka nie chcieli  W okienku obok, facet, starszy, dobrze mu z oczu patrzy – ma spory problem. 3 osoby z mojego okienka obsłużyli – a jego nie… chyba by mi serce stanęło, gdybym jeszcze takich problemów miał doświadczać. Jednak tiket papierowy, z dostawą do domu to jest to.
No nic… czas znów zwalnia; Reic się zapowiada – no to czekam… w lokalu leci wspomniana w raportach Katy Perry… niech sobie leci… a zaraz później Into the Heart… hehe… bardzo ładnie to się komponowało. I tak od jednego kawałka, do drugiego – aż człowiek zauważył, że puścili w lokalu DVD z Chicago i tak już leciało w kółko przez 4 bite godziny.
Dzwoni Reic – zaraz będzie – no to wyrażam głośno swoją radość – a ta radość zostaje zauważona przez jakąś parkę. Parka z Polonii. Wiadomo, jedyni na koncercie byśmy nie byli; nie te czasy, granice otwarte – ale miło kogoś spotkać. Uciekają zaraz więc nawet nie wiem kto to do mnie się uśmiechał – ale miło. Reic się zjawia… dobrze… w końcu można z nestea na piwo się przerzucić.
Czas od razu szybciej śmiga, bo i jest z kim pogadać i jest o czym. A śmigający czas ma to do siebie, że nim się 2gie piwko skończyło, to nadszedł taki czas, że wypadało ruszyć się na stadion.
OK. – łatwo powiedzieć, coś tam jest na tych tiketach napisane, ale co i po co i gdzie – to gorzej. Trafiamy na pierwszą lepszą bramkę. Stoją sobie jacyś tacy panowie – jakby w mundurach… policja pilnuje? Nie, zwykła ochrona, ale ładnie ubrana. Aaa… ponieważ nie miałem samochodu – to odpadła opcja awaryjna w przypadku zawrócenia z bramki z powodu aparatu i kamery… no to nabyłem plecak.
I już się zacząłem nerwowo za niego łapać – jak pan, ładnie ubrany, ochroniarz coś tam zaczął po hiszpańsku, czy innemu, osobom przed nami tłumaczyć. Jakoś tak groźnie wyglądał – więc już mi się wizja pożegnania z aparatem włączyła… ale pan, ładnie ubrany, inny ochroniarz wybawił nas od konfrontacji z panem mniej miłym – bo stwierdził, że te tikety to na inna bramkę. Nie 105 (gdzie byliśmy, ale 14cie)… matkie… no to szukamy. A to nie stadion Wełnianki Kiszkowo – więc od bramki do bramki – to śmiało można się w kanapki zaopatrywać… docieramy do bramki 14tej…
Jeden senor sprawdził tikety, zasalutował i wskazał na drugiego senora do przeszukiwania plecaka… matkie… otwieram plecak, w zębach tiket, w plecaku same skarby… - takie wrażenie, może mylne – senor patrzy na plecak, tam „FC Barcelona” – uśmiech, ok., puszcza… uff… Do środka nawet nie patrzył.
Trafiamy na kiosk z ‘merczajdensami’ – no, trzeba powiedzieć, że się postarali. Wybór duży. Naprawdę. I jest na czym oko powiesić. Szkoda tylko, że taki jeden model był tylko w kolorze khaki ;) Wiadomo, ceny są z kosmosu, ale cóż… zawsze takie były. Gorzej się zrobiło obok, gdy merczajdens jutowy został zastąpiony merczajdensem wymuszonym – Blackberry… no to naprawdę nie licuje. Nie żebym przechodząc koło ich namiotu miał splunąć na ziemię i znak krzyża uczynić – ale… nieee… zaiste nieodgadnione są ścieżki U2 i Paula MacTyskiego.
Dobra… szukamy znowu kolejnego wejścia. Pomni doświadczeń z bramką 14tą, że to musi być ta – a nie inna – szukamy, szukamy… nie możemy znaleźć  W końcu Reic znajduje – ładujemy się do środka… Koloseum… Kurfa… ogromne, przeogromne; studnia głęboka, jak morze szeroka. Piękne.
Może dlatego wydawało się, że ludzików mało, może po prostu ginęli w tej przestrzeni.
Nie ważne – nie było czasu się nad tym zastanawiać, bo Reic zauważył… był pierwszy… z resztą – ciężko jej nie zauważyć. Giganci nie wyginęli, oni tylko ukryli się, żeby teraz pojeździć z U2 po świecie.
Scena jest przeogromna. Wiadomo – ma te swoje 27-30 metrów, ma tą iglicę. 50 metrów to nie jest tak dużo – ale w połączeniu z optycznie bardzo ograniczoną przestrzenią na Camp Nou… matkie… gigant! Zielony gigant! Scena z trybun robi piorunujące wrażenie. Widząc ludzi na płycie, malutkie mróweczki gdzieś tam ukryte pod pazurami, cały złoty krąg mieszczący się w całości, bez wyjątku pod „dachem”… mały się poczułem. A jak to musi wyglądać z płyty!
No dobra, szukamy tego sektora 208 – miejsca idealne! Pięknie, wszystko widać jak na dłoni. Malina. Na krzesełkach rozłożone maski – tyle dobrze, że już tam były – ale o maskach później.
Czas sobie mija – fascynacja sceną nie mija, nawet się gadać nie chce. Człowiek po prostu patrzy i chłonie; niby były zdjęcia, niby były filmiki… ale teraz to coś innego. Świeżość, zaskoczenie, brand new thing! Na stadionie ciągle jasno i… i jakoś tak znajomo… jakby deja vu jakieś… pusto! A to już okolice 20tej, support zaraz będzie wychodzić. No naprawdę, przez moment czułem się jak w USA… tyle że jednak logika i zdrowy rozsądek nakazywały do końca nie wierzyć oczom i zdać się sercu. Wiadomo – za chwil parę zrobi się tu tłoczno, oj zrobi.
O samych wejściach, układach sceny, bramek, losowaniach (albo i nie) pisać nie będę – bo Reic ładnie temat wyłożył i napisał wszystko co osoby nie będące na płycie napisać mogły.
OK. – support. Ja tam za SP nie przepadam, nie żeby nie. Poza tym – wiadomo, nie na suporty się przychodzi. Więc czas spędzam na rozgrzewaniu kolan i bawieniu, z ukrycia, aparatem. Do tego dochodzi jeszcze wkur… się na telefon, który jeszcze dzień wcześniej potrafił wysyłać do Patryka filmy – a w dniu koncertu się tego oduczył… to przez oportunistyczną postawę aparatu, na koniec prądu zabrakło.
Zatem, ladies & gentlemen, przejdźmy do spraw… Stadion pełny… zmrok…
Fajnie to intro brzmi… jakoś tak się od razu z Księżycem, kosmosem skojarzyło… proroczo 
Pierwszy wchodzi Larry; sam… chłopaki gdzieś tam giną. Siada sobie, kasztan jeden, wygodnie mu – widać… i zaczyna bębnić. Po chwili. I od razu tak inaczej; nie poznaję. Nie czytałem tych chrzanionych zapowiedzi, relacji z prób… coś bębni! Ale co!? Łup, pianino – już wiem, to nie mój ulubiony kawałek z płyty, ale absolutny top. Ładnie brzmi. Nie wiem czy Bono wyrabia wokalnie, czy nie – łatwo się tego nie śpiewa, nawet przed lustrem w domu – to na scenie jak ma być? Za pierwszym razem?
Najlepiej żeby było tak jak publika śpiewa – mocno, razem; już straciłem pół piosenki przez zdjęcia; ale jak tylko publicity po raz pierwszy wchodzi z ‘these days’ – od razu odstawiam urządzonko… ev-ry day I… aj, ja-jaj… niesie się, niesie! Ten stadion to potęga! Gitara nie zawodzi, perkusja ładnie brzmi; Adam robi co do niego należy.
I zaraz taka mała konfuzja – bo znów nie wiadomo co grają, takie szarpanie strun… szybkie skojarzenie z Pride… ale nie, zbyt inne. Parę sekund – uderzeń w bębny i wiadomo – No Line – inne. Nie albumowe, nie singlowe. Inne. Ani szybkie, ani wolne. Wiadomo – chciałbym to wyzakopiste z singla, a teraz takie nie że niedorobione – ale pomiędzy. Później się troszkę rozkręca; znowu publika daje się we znaki – pierwsze takie łoułouuoł; zaraz później tysiące gardeł krzyczą ooo-ooo-oo-oooo! O! Tak! Za krótkie chyba; every night have the same dream – znowu walnięcie, krótkie, na temat. Naprawdę słuchanie tego po raz pierwszy to jak próbowanie po raz pierwszy moroszki… niby malina, tyle że żółta – i już coś nowego.
Ale i tak – zaraz, chwilę później dopiero robi się ciekawie – Buty – ale takie fajne to wejście. Chyba zapętlone, let me in the sound od razu się powtarza. Bardzo, bardzo, bardzo – tak! Te krótkie, zmienione intra – to najlepsza wspominka z koncertu. Bas, który kocham, Adam którego też kocham – tak patrząc na zdjęcia – najprostsze wizualizacje, które też pokochałem – no genialne. Znowu przy tym ‘let me in the sound’ aż się łza człowiekowi w oczach kręci… wszyscy, wszyscy wokół, bez wyjątku chcą się w ten rytm włączyć. Udaje się to nam ładnie.
Później Magnificent – akurat za tym nie przepadam. Riff – ok. – niech sobie będzie. Ale jak Larencjusz napędza się na perkusji, a zaraz publika dorzuca swoje solo – to już mi się podoba. I was born… tu sobie myślę (co tam sobie myślę… mhmm…). Fakt, że jakoś tak chyba wolno to grali; ale znowu te hiszpańskie, południowe, gorące dusze – dodają melodii skrzydeł. Jakoś chyba już wtedy wyzbyłem się, zawsze obecnego na początkach koncertu, że Bono zawodzi, piszczy, i że w ogóle dźwięk jest źle ustawiony. Ok. – pierwszy koncert, to może i nie jest jeszcze idealnie dograny – ale dobrze wszystko słychać.
Później Bono witał się z Barcelończykami. Całowali się prawie ;) Ale że w tle leciał taki fajny jakiś podkład, to nawet to całowanie w stolicy surrealizmu wydawało się całkiem realnym i naturalnym gestem w stronę publiki.
Beautiful Day – właściwie można powiedzieć, że to klasyk – coś tam Bono śpiewał po ichniemu – więc ciężko się odnieść co autor miał na myśli. W każdym razie przyjemnie się tego słuchało – wiedząc, że parę głupich wyrazów wstawionych w tym kawałku może tak dużo dla tak wielu znaczyć… ah, ten Chorzów. Ah, ta Barcelona, taka po cichu dośpiewana na koniec…
Zaczęli I Still Haven’t – też klasyk, wiadomo. Ale klasyk dobrze zagrany może stać się perełką. Tutaj nie zagrali go wybitnie. Po prostu poprawnie. W trakcie Bono jeszcze komuś tam dziękował i z tych podziękowań… najgorsze… błee… live nation… uchh…  Za to znowu ładnie wychodzi publika i bonowskie, nieco zmienione ooouooo. Proste, a fajne. I to ‘look around’ – 360 around – nowy wymiar; naprawdę. I tam jeszcze taki jakiś snippet chyba był, albo to na Angel of Harlem.
Chociaż raczej na AJSTYL, bo Angel został już w całości zadedykowany Michaelowi Jacksonowi. W sumie bardzo ładny i pomysłowy gest. Nie tylko jakaś wstawka, ale cały kawałek – który – jak by nie patrzeć, gdyby wyciąć oryginalną historię o BH idealnie pasowałby do niego. Harmonijki malutko było, za mało. Po Honolulu mi się ochoty na nią narobiło – gdyby nie snippety Man in the Mirror i Don’t Stop till – to by jej zdecydowanie zabrakło. A tak obydwie wstawki idealnie się wgrały. Pięknie; choć można by jeszcze troszkę dłużej pociągnąć. No, albo jakieś Playboy Mansion z rękawa wyciągnąć.
A później to się znowu zamyśliłem – i w ramach cenzury – In a Little While opisywać nie będę :P
Więc może od razu przejdźmy do treści – czyli do zaskoczenia, jakich mało. Można było sobie wyobrazić Lou Reed’a „z taśmy”; były różne różniaste pomysły na wykorzystanie techniki – ale żeby kurfa z ISS się łączyć?! Fakt, z Reic’em mieliśmy podobne odczucia po koncercie – że to świetny pomysł na raz, może 2… ale co parę dni się łączyć? No o czym oni będą gadać? Właściwie… hmm… powiedzmy sobie szczerze – hehe – gdyby na każdym koncercie Adam miał zadawać takie pytania jak w Barcelonie (czy widzieli dziś latające spodki)… w ogóle usłyszeć Adama… :) Albo Larry’ego… o to czy Ziemia jest naprawdę okrągła… geniusze-dowcipnisie! :)
I zaraz ptactwo się zlatuje – więc muzycznie zalatuje to Unknown Caller’em. Kawałek, jak kawałek – na albumie to moje raczej tyły, niż forpoczty… ale to na albumie. Jak z I Will Follow… do pierwszego ooo-oooo-oooo-o-o. Matkie! Zaraz karaoke się włącza, scena jest wtedy piękna (nie najpiękniejsza – taka jest chwilę później). Karaoke już nie raz było, na ZooTV, na POPMarcie – tutaj, znów nowy wymiar! Escape yourself! Drę się jak głośno mogę; shush now nie wydaje się już tak głupie, tak dziecinne. Odpływamy, mimo że to przecież nie jest najszybszy kawałek, to aż się chcę. Ah, jak się chce! Znów czekamy na ooo-ooo-oo, kurfa! Restart! I tak tysiące gardeł: Bar-sa-lo-na! You know your name!!!
I za chwilkę rusza lawina – jeden z moich absolutnych numerów jeden. Bono zaczął zapowiadać, że go 100 lat nie grali… i czeka człowiek tych pierwszych dźwięków; jak dziecko; prawie paznokcie wyłamuje… co to będzie, co, co? Unforgettable Fire! Aparat w kąt, kamera w łape… ale kurde… scena jest za duża! Nie łapie się w kadrze… nic… nagrywam… klimat, graficznie jest ślicznie – ostrość się nie łapie. Trudno, przy dźwiękach odpływam… carnival! Spokojny, ale mocny. Nie wiem co o tym więcej pisać… oni po prostu grają, ja stoję i słucham. Tak mogłaby wyglądać śmierć…
A później mogłoby nadejść jakieś zbawienie – jakieś piękne odczucie. Niech będzie że po prostu piękne-piękne, żeby można było na nie patrzeć. Jak na scenę w czasie City of Blinding Lights. Kawałek z małym powerem zagrany, ale co „wyczyniała” wtedy scena. Znów prawie umieram. Nie wiem kto tą scenę wymyślił. To jest potęga, geniusz. Trzeba ją docenić; nazywanie jej efekciarstwem to nadużycie, jakiś brak chęci zaangażowania, poznania. Scena jest genialna.
A zaraz później znów jest odmiana muzyczna. Może (na pewno, nie może) nie jakaś tam strasznie znacząca – ale króciutkie intro Edżowe i ta odmieniona gitara. Hmmm… czytając Wasze odczucia z odsłuchu tego streamu, czy któryś bootlegów – entuzjazmu nie widzę, ale na żywo – ta gitara brzmiała tak inaczej. Mocniej, żywiej, intensywniej. Jakby sama gitara grała. Wiadomo, Adam się starał, Larry też; Bono – jak to Bono, ale gitarę zapamiętam na zawsze. Ohh…
A to i tak był wstęp do głównego sprawcy przyspieszonego bicia serca. Remix Crazy Tonight… mówili, pisali coś o nim… ale pierwsze takty… absolutny szok. Zaskoczenie. Niemoc (moja). Zdziwienie. Osłupienie. Siurpryza… no… Wizualizacje niszczą. Są tak świeże, żywe… ręce same chcą klaskać. Larry… dramat… epilepsja… ten bębenek (jakkolwiek on się naprawdę nazywa)… kurka wodna, ludzie! Potęga. Ja byłem zniszczony. Ile się na tej scenie działo w tym kawałku. Everybody!!! Każdy krzyczy, drze się, wrzeszczy. Znów Larry! Adam się kiwa. Edge się buja. Ten rytm! Tak, tak, tak. To już nie Zooropa, to nie Mr. Macphisto… to więcej niż on i POPMart razem wzięte to jest jakaś… sci-fi rock’n’roll nowa jakość! Prze-pięk-ne!
Po tym było Sunday. Niestety – to też standard. Jedyne co ratowało, to ciekawa tonacja… jak to napisałem – trupio-zielona… pasująca. Wszystko skąpane w takim ‘grinie’. Poprawne, moc wciąż była, stadion śpiewał, ja też… ale kurczę, no prawdą jest, że Bono musi mieć pretekst, musi być na coś wkur… żeby wydobyć z siebie to „coś”. Nie wyciągał nikogo na scenę, dobrze. Przynajmniej można było tylko o kawałku myśleć.
Generalnie rzecz biorąc – to tu, prawie że, koncert się skończył.
Dalej było Pride – to też coś, co musi mieć odpowiedni power, żeby mnie urzec. A tego powera już nie ma. Taka ścieżka, która co dzień idzie się do pracy. Może być fajna, ale generalnie jest znana i zbyt wiele ciekawego przynieść nie może.
Chyba że jest się U2, które z najprostszych rzeczy potrafi stworzyć coś jeszcze prostszego… a wciąż ciekawego. Jak następne MLK. Kurka; no to się nazywa minimalizm. Bardzo, bardzo, bardzo mi się podobało. Jeden dźwięk, podkład. Ale inny niż dotychczas. Jestem na tak. Krótko, a treściwie. Znakomity wstęp… do… nieco dziwnego, niepotrzebnego (?) – nie, chyba nie – ale trochę zagubionego Walk On.
Walk On, One, Afryka, AIDS, kosmos, dwutlenek węgla, malaria, latające spodki – wszystko… i nic? Nie wiem, jeszcze będę musiał parę tych koncertów posłuchać. Ale taki jakiś miszmasz. Te maski… to w ogóle zagadka.
Myśl po koncercie – wiadomo, my, Polacy, naród urodzonych malkontentów – oczywiście że kręcimy nosem na taki pomysł. Ale Hiszpanie, naród żywioł – powinno im zwisać, powinni założyć, bez szemrania, marudzenia, kręcenia nosem. A tu… nie… nie wiem czy nawet połowa osób je założyła. Nie. Nie, nie… na pewno nie połowa. Połowa, jak ja – po prostu podniosła je na wysokość twarzy.
Ani to manifestacja, ani wotum, ani protest… a chodzić w tym do pracy, to się po 3 dniach zniszczy… i co, drukować nową, papier, toner… a gdzie „save the planet”?
Naprawdę – lepiej byłoby w ramach ‘merczandyzowania’ – zaoferować koszulkę z podobizną po o wiele niższej cenie. Na pewno więcej osób mogłoby się z tym jakoś zidentyfikować, kupić, założyć.
A tak – na scenę ktoś wyszedł. W tych maskach… kim były te osoby? Po co, z czym i dlaczego… Ale chyba po Bono było widać, że liczył na większy odzew… może coś się zmieni?
Dobranoc. Pierwsza przerwa. I Desmond Tutu. Ludzie – genialne. OK., znów Afryka… ale jak to brzmi! Jak się tego faceta słucha. Jajcarz, luzak, osobowość. Zaciekawił, odskoczył od tematu, ale zatoczył koło i na koniec trafił tam gdzie powinien. Tak – tu wiedziałem o co chodzi. O wszystko; ale powiedziane tak, że to wszystko, nie stało się „o wszystkim, czyli o niczym”.
Intro do Streets… no malkontentem będę… intro, cały song… niech będzie… ale rzeczywiście tu musi być jebnięcie. Tu muszą być światła, tu musi być „łup” i do przodu. A nie ma. Światła wystrzeliły raz; a i tak nie w ten sposób co trzeba. Nie napiszę, że spuszczam zasłonę milczenia – Hiszpanie zaangażowaniem nie pozwolili, my pewnie w Chorzowie też damy z siebie wiele – ale tej czerwieni brak… oj brak…
Kurna, taka suita standardów się zrobiła. Gdyby nie to (standardowe, ale inne) MLK – to by zdechło było. One – wiadomo, schrzanione w środku. Trudno. Nie chciałem żeby to grali; choć z 2giej strony zawsze na One do Jacka dzwoniłem – i teraz… kiedy miałbym dzwonić? Zagrali, pomylili się, skończyli. Tak jakby przemknęło. To nie przejedzenie, a może… kurna, no choćby podkład zmienić, panowie, please…
Znów przerwa. I dobrze.
Po przerwie – Ultraviolet – ooo… noo… laserowy Bono (tak Patryku zamierzałem napisać w pośpiechu) wywija się z tym dziwnym mikrofonem. Muzycznie jest ślicznie. Wokalnie – też. Naprawdę. Słucha się tego jak za dawnych lat. A scena znowu, będąc dość mocno wygaszoną – żyje. Piękne. Pamięta się to. Tak być powinno od paru kawałków do tyłu. Coś nowego, z pomysłem, z jajem. Ni to ZooTV, ni to nie wiadomo co. Znowu jakieś sci-fi; o to chodzi, o to chodzi. Więcej. Bo było mało!
WOWY – kurde, no znowu klasycznie. Telefon do takiej jednej; za głośno – nie da rady pogadać, nie da rady zanucić. Trzeba tylko zapamiętać. Publika ładnie śpiewała. Ja też sobie pod nosem coś tam pobrzękiwałem; do czasu oczywiście – do pierwszego ooo-oo-oo-oooo. Kurczę, ci południowcy mają coś w genach. Że im się tak chce! Po prostu braterka na stadionie.
I nagle – ciach. Jakby koniec. Długo, długo panów nie widać. Nie wiadomo gdzie są. Pytania, spojrzenia – co jest? Jeśli mają WOWY skończyć – to sorry, ale coś nie tak.
Ale nie, wracają – Moment of Surrender. Intro na klawiszach jakichś, gitara, bas. Perkusja się raczej nie wyróżnia. Na pewno wokal Bono – to nie najlepszy pomysł na koniec; bo pierwszy wers, prawie że wyskrzeczany – pamiętam boleśnie do dziś. Później już lepiej. Można się wyciszyć. W sumie – są 2 szkoły jazdy. Albo na koniec ma być kop, albo ma go nie być. Tu nie było. Ale – szczerze – też było dobrze. Publika to jakby, jakby „40” traktuje – znowu ją słychać; wszystkich. Pianino Edge’a, późniejsze solo. OK. – można wybaczyć i zapomnieć wokal na początku.
I na koniec piłkarskie przyśpiewki…

Tyle. Koniec. Pierwsze – pierwsze show za mną, za nimi, za nami.
Czy to dobry prognostyk na trasę – nie wiem, nie podejmuję się. Za wcześnie. Tak jak 4 lata temu, tak jak 8 lat temu – niczego sobie nie obiecywałem, niczego nie oczekiwałem – teraz też jestem neutralnie nastawiony. Na pewno sporo się zmieni. Na pewno zaskoczą. Na pewno na plus. Z powodu sceny już się posikałem i zaskoczony byłem – teraz tylko czekać, aż z powodów muzycznych posikam się w Chorzowie.
Aż pająk podświetlony na biało, wraz z rozłożonym ekranem świecącym krwistą czerwienią zgra się ładnie z płytą i trybunami…
Do zobaczyska 6go sierpnia!


Zdjątka: http://wiercioch.spaces.live.com/
Jest ich 75, ale jak się kliknie na link nad lewym, górnym rogiem zdjęć – to można wejść ‘dalej’ i tam jest jeszcze 5 panoram. Polecam, nieskromnie.
Wideo z UF wrzucę… kiedyś, obecne łącze mi na to nie pozwala.


Pozdro, Wiercioch
"The right to appear ridiculous is something I hold dear"

#451 chrapcio

chrapcio

    Użytkownik

  • Moderatorzy
  • 1 938 posts
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:Pleszew

Posted 02 lipca 2009 - 23:50

4 filmiki z U2fanlife:

Intro + Breathe

Crazy Tonight

COBL

I Still

I jeszcze Vertigo

Dołączona grafika

ciuch ciuch!

Chrapcio7 on Last.FM


#452 //biesiada//

//biesiada//

    Użytkownik

  • Members
  • 293 posts
  • Skąd://Rybnik//

Posted 03 lipca 2009 - 00:06

6!

Bar-sa-lo-na! You know your name? jeszcze brzmi w uszach...
Pozdro, Wiercioch


Wielkie dzięki za wspaniałą relację :) dzięki za poświęcony dla nas czas na jej napisanie, foty wspaniałe, panoramy... oniemiałem!!! Czytałem relację z zaciekawieniem i zaostrzyłeś tylko mój apetyt na koncerty, które przed nami ;)

Serdeczne pozdrowienia!!! :)

#453 Melon

Melon

    Użytkownik

  • Members
  • 715 posts
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:Bardziej z nikąd niz skądkolwiek

Posted 03 lipca 2009 - 08:31

Dzięki Wierciochu.
Rzeczowa ale nie pozbawiona emocji relacja.
Po Twoim opisie, oczekiwanie na "mój" koncert
jest z jednej strony spokojniejsze a z drugiej
zniecierpliwienie wzrasta.
"Życie należy przeżyć tak aby nie wstydzić się lat przeżytych bez celu!"


#454 morfeusz

morfeusz

    Użytkownik

  • Members
  • 1 064 posts
  • Płeć:Mężczyzna

Posted 03 lipca 2009 - 09:01

senkju Wierciochu! piekna relacja !

#455 Witas

Witas

    Użytkownik

  • Members
  • 7 064 posts
  • Płeć:Mężczyzna

Posted 03 lipca 2009 - 09:06

Właśnie zauważyłem, jak Bono zmasakrował refren TUF. Pozbawił tym samym publiczność możliwości wyśpiewania go razem z nim.

#456 Witas

Witas

    Użytkownik

  • Members
  • 7 064 posts
  • Płeć:Mężczyzna

Posted 03 lipca 2009 - 12:08

a dałoby się to w jednej, dwóch paczkach wrzucić, a nie tak pojedynczo? mejbi? ;)



1
2

#457 Guest_depe_*

Guest_depe_*
  • Guests

Posted 03 lipca 2009 - 15:43

http://michalpol.blo...-wszystkie.html

#458 Max

Max

    nocny tabaskowicz

  • Moderatorzy
  • 9 091 posts
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:The Joshua Tree National Park, CA

Posted 03 lipca 2009 - 15:54

Michał Pol rocks!

Mam go w znajomych na naszej klasie B)

#459 Guest_depe_*

Guest_depe_*
  • Guests

Posted 03 lipca 2009 - 17:44

Niejaki dan_smee mixuje wszystkie znane wersje nagrania z BCN1:
"First part of my matrix using toni, fortylicks and macphisto's recordings.

01 - Intro
02 - Breathe
03 - NLOTH

mp3 @ 192kbps"

Brzmi to naprawdę świetnie..

Pierwsza paczka (17 MB) do pobrania tu:
http://www.megaupload.com/?d=H5C8K7DV

#460 Wiercioch

Wiercioch

    Użytkownik

  • Members
  • 1 027 posts
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:generalnie to z W-cha

Posted 03 lipca 2009 - 20:58

6!

Ah... teraz mi sie przypomnialo, przy sluchaniu Crazy... Niestety, ale mielismy tam jakis playback... albo (w co chce wierzyc - byl to ustawiony jakis poglos).
Jak byk bylo widac na telebimach, ze Bono trzyma mikrofon przy boku, a z glosnikow - jako zywo - leci I know I'll go crazy, I'll go crazy, I'll go crazy... kurna, no...

pozdro, Wiercioch
"The right to appear ridiculous is something I hold dear"



Reply to this topic



  


2 user(s) are reading this topic

0 members, 2 guests, 0 anonymous users