Co nowego w muzyce?
#1042
Posted 16 sierpnia 2012 - 14:48
#1043
Posted 16 sierpnia 2012 - 18:53
#1044
Posted 16 sierpnia 2012 - 19:32
A właśnie - Henrietta od razu wpadła mi w ucho, Fingers Never Bleed przy pierwszym kontakcie też buja niemiłosiernie, ale mam wrażenie że reszta jest koszmarnie przeciętna, a nawet te 2 highlighty szybko się znudzą. Wygląda na to że z albumu na album Yeasayer ma coraz mniej świeżych pomysłów. Na początku myślałem że tylko ja marudzę a wszyscy się zachwycają, ale okazuje się że nie tylko - Pitchfork dał Fragrant World całe 5.4.
A ja, pomijając awersję do pitchforkowych ocen, miałem dokładnie na odwrót. Pierwszy odłsuch trochę zdziwił i rozczarował. A z każdym kolejnym coraz bardziej na plus, po ok 8-9 odsłuchach ani śladu znudzenia. Szarpnę się prawdopodobnie na dniach na reckę, to podam tu link.
#1046
Posted 21 sierpnia 2012 - 21:15
Is it like a tape recorder
Can we rewind it just once more
#1048
Posted 21 sierpnia 2012 - 21:59
;*
na chwilę obecną Swept Away podoba mi się najbardziej.
Is it like a tape recorder
Can we rewind it just once more
#1049
Posted 21 sierpnia 2012 - 23:51
Za to Coexist dziś zapętlam do bólu (chyba nigdy nie przesłuchałem żadnej płyty tyle razy jednego dnia), będzie jeden z albumów roku. W sumie nie wiem dlaczego, to jest jakaś strasznie wirusowa muzyka, ja się w każdym razie uzależniłem. Jakby osiągnęli jakąś idealną równowagę między świetnym songwritingiem, chłodnymi synthowymi podkładami, wyjebanym wokalem Olivera skontrastowanym z soulowymi zaśpiewami Romy i gitarą wygrywającą niby dream-popowe, ale jakoś dziwnie upiorne arpeggia. Chwilami to brzmi jak wspólna płyta Beach House i Buriala. Jednocześnie buja i wdeptuje w ziemię.
Ciężko mi wymienić highlighty, to wszystko jest tak dobre. Freak-folkowe klawisze w Reunion, to jak on śpiewa słowo "Heart" w Missing, jakieś pokastrowane latino-rytmy na Tides. A jak kogoś nie rusza Fiction to nie ma serca. Aha, Angels strasznie przypomina mi Beg For The Night z nowego Twin Shadowa. Tylko ja tak mam?
#1050
Posted 21 sierpnia 2012 - 23:56
Tylko ja tak mam?
no ja na razie zdecydowanie tak nie mam. jestem po jednym przesłuchaniu, dość płytkim, po takim wydaje się że nagrali kopie 2.0 i nie wiadomo właściwie po co. no ale dam szanse, w końcu jest to jednak jakaś marka, a nie raz zdarzało mi się zmieniać zdanie dość diametralnie.
#1051
Posted 22 sierpnia 2012 - 00:00
#1052
Posted 22 sierpnia 2012 - 00:07
PS: a propos płyt z darkcenter, nowy Matthew Dear o dziwo (nawet go nie lubiłem wcześniej za bardzo) wydaje się co raz bardziej intrygujący. Niech ktoś posłucha i skonfrontuje. Pierwszy track to The Avalanches, przedostatni to już David Byrne & Brian Eno, po drodze też dużo skojarzeń a jednak podanych bardzo na nowo, a ja lubie piosenki które znam w nowych wersjach
#1053
Posted 22 sierpnia 2012 - 11:46
Za to Coexist dziś zapętlam do bólu (chyba nigdy nie przesłuchałem żadnej płyty tyle razy jednego dnia), będzie jeden z albumów roku. [...]
Też tak mam i również uważam, że ten album będzie jednym z najlepszych, które zostały wydane w tym roku!
Wczoraj przesłuchałam go pierwszy raz, w sumie przeleciałam całą płytkę tuż przed spaniem i wrażenie było "ok, jest fajnie, ale czegoś mi brakuje".
Z kolei dzisiaj słucham tego w kółko i już niczego mi nie brakuje. Jest wręcz idealnie. (stąd wniosek, że jedyne braki jakie miałam to kilka godzin porządnego snu).
Cały album trzyma równy dobry poziom, ale mimo wszystko sympatyzuję z Chained, Try, Tides i Reunion.
Cause I need freedom now
And I need to know how
To live my life as it's meant to be"
#1054
Posted 08 września 2012 - 18:00
http://www.youtube.c...h?v=yxWBd840E9g
#1055
Posted 18 września 2012 - 13:16
The Offspring "Days Go By" - legendarny, ulubiony-zespół-w-podstawówce powrócił jedną z najlepszych, jeśli nie najlepszą płytą w dorobku. Serio! Jeśli kogoś nie podniecił cudowny, wakacyjny hicior (godny następca likes w rodzaju Pretty Fly czy Original Prankster, w latach 90-tych rządziłby na wszystkich listach) Cruisin' California, ten niech sprawdzi drugi centralny punkt płyty: wspaniałą balladę All I Have Left Is You (przykład utworu trafiającego do mnie "w punkt", w kategorii "rockowa piosenka" tak skomponowane rzeczy mnie zawsze porywają). I bez obaw - żadnej zdrady niczego tu nie ma, rzetelny punk rock jest również w odpowiedniej dawce reprezentowany. Nie ma eksperymentów, nie ma żadnych punk-oper, jest Dexter Holland, Noodles i spółka w najlepszym wydaniu. I jak wygląda teraz Green Day? Dla fanów comeback marzeń.
Alanis Morissette "Havoc and Bright Lights" - najbardziej popowa i "luźna" płyta Alanis, z początku zaskakuje in minus (zwłaszcza gdy ktoś ma w pamięci znakomitą poprzednią), z czasem rośnie - jak dalece, to się dopiero przekonamy.
Elektryczne Gitary "Nic Mnie Nie Rusza" - pan doktor nauk medycznych, specjalista lekarz neurolog Kuba Sienkiewicz wysmażył kolejną rzetelną płytę Gitar, na której również zaskoczeń brak. Może poza wyjątkowo tym razem, jak dla mnie, interesującymi i wartymi wysłuchania tekstami (a wbrew pozorom bywało z tym różnie). Ich zawsze dobrze jest posłuchać.
Goo Goo Dolls "Something For The Rest Of Us" - świat zawsze już będzie ich kojarzył po "Iris", niezależnie od tego, że napisali co najmniej kilka znacznie lepszych piosenek. Na nowej płycie nic się nie zmienia (może poza postępującym zaburzeniem proporcji w songwritingu: John Rzeznik odpowiada tu już prawie za cały materiał), panowie nadal grają to, co grali, czyli melodyjny, amerykański rock. Bez żadnych uniesień, do poziomu takiego Gutterflower nadal ma się to nijak, ale i bez żadnych oznak twórczej indolencji. Ot, kolejna płyta Goo Goo Dolls. Dla fanów.
Grace Potter and The Nocturnals "The Lion The Beast The Beat" - jak na razie jedno z największych rozczarowań roku. Po wspaniałym self-titled Grace tym razem nagrała płytę nudną i bezbarwną, przez którą z trudem przebrnąłem. Właściwie tylko na pierwszym kawałku idzie zawiesić ucho. Szkoda.
Jack White "Blunderbuss" - to jest tak (jak dla mnie): Jack White nigdy już nie nagra czegoś tak genialnego, jak z White Stripes (no, chyba, że się z Meg reaktywują), ale z drugiej strony należy się cieszyć, że jego pierwszy solowy album jest przynajmniej interesujący i miejscami nieźle daje czadu (zwłaszcza w rewelacyjnym rock'n'rollu "I'm Shakin", to jest materiał na spory hicior, już go nawet w jednym talent show w charakterze podkładu słyszałem..), w przeciwieństwie do tych wszystkich dziwacznych i nieodmiennie nudnych jak flaki z olejem pobocznych projektów (wiem, że na tym forum to herezja, ale nic na to nie poradzę). Warto.
Na razie tyle.
#1056
Posted 20 września 2012 - 16:35
The Offspring "Days Go By" - legendarny, ulubiony-zespół-w-podstawówce powrócił jedną z najlepszych, jeśli nie najlepszą płytą w dorobku. Nie ma eksperymentów, nie ma żadnych punk-oper, jest Dexter Holland, Noodles i spółka w najlepszym wydaniu. Dla fanów comeback marzeń.
Pełna zgoda. Rewelacyjna płyta i stary, dobry Offspring. Obawiałem się bardzo, że Cruising California, które było singlem, będzie oddawał klimat płyty, ale ten utwór to tylko zgrywa, jak wspomniane wyżej np. Pretty Fly. A na płycie jest po prostu świetny punk-rock. Prawie tak dobry, jak najlepsza (w mojej ocenie) w ich wydaniu płyta "Ixnay on the Hombre".
#1057
Posted 20 września 2012 - 19:55
Pełna zgoda. Rewelacyjna płyta i stary, dobry Offspring. Obawiałem się bardzo, że Cruising California, które było singlem, będzie oddawał klimat płyty, ale ten utwór to tylko zgrywa, jak wspomniane wyżej np. Pretty Fly. A na płycie jest po prostu świetny punk-rock. Prawie tak dobry, jak najlepsza (w mojej ocenie) w ich wydaniu płyta "Ixnay on the Hombre".
No nie, my man! Bo ja też zawsze najbardziej lubiłem Ixnay - a, o dziwo, jest to powszechnie jedna z niżej, jeśli nie najniżej oceniana płyta "ofspringów", czego nigdy nie rozumiałem. Z kolei najwyżej oceniany Smash nigdy mi specjalnie nie podchodził.. a Cruisin' California osobiście uwielbiam - wiadomo, że to jaja, ale, jak dla mnie, ten kawałek jest tak maksymalnie "najntisowy", a przy tym tak zmyślnie zrobiony, że przez kilka gorących sierpniowych dni miałem go na loopie.
#1059
Posted 20 września 2012 - 21:31
Z kolei najwyżej oceniany Smash nigdy mi specjalnie nie podchodził.
Ja do Smasha mam szczególny sentyment, bo dzięki tej płycie (a odkryłem ją oczywiście przez kultowe "Self esteem)" zawróciłem z błędnej muzycznie drogi techno-dance'owej (błędy młodości ). Jest najostrzejsza, najbardziej surowa w ich dorobku i z mocnym przekazem. U mnie w hierarchii zaraz za Ixnay'em. Pozostałe płyty to już bardziej z przyzwyczajenia, bo podobały mi się na nich góra 2-3 utwory. Aż do obecnej, którą biorę w całości.
a Cruisin' California osobiście uwielbiam - wiadomo, że to jaja
Po poprzednich dokonaniach zespołu, które mnie średnio przekonywały, oraz dość długim milczeniu, musiałem się przekonać, że to rzeczywiście jaja i pastisz. Tekst jest naprawdę świetny.
Mam nadzieję, że w końcu przyjadą z koncertem.
#1060
Posted 21 września 2012 - 14:05
['poniszczmy się razem z Fajfem']
Is it like a tape recorder
Can we rewind it just once more
Reply to this topic
4 user(s) are reading this topic
0 members, 4 guests, 0 anonymous users