"na wspomnienie ich muzyki z lat 90. aż się człowiek wzdryga."
Dlaczego?
Ja tam miło wspominam.
Ja nie wspominam, bo np 91 roku nie pamiętam, więc zostaje mi wzdryganie
Niech Ci będzie, aż człowieka zamuro(wy?)wuje
Ogólnie sens był taki, że grandż to właściwie sztucznie podpięta etykietka pod specyficznego dość, ale jednak tylko hard rock'a lat 90tych. Skoro Oasis to The Beatles 30 lat później, to np. Pearl Jam to Neil Young i paru innych ileś lat później. Chodziło mi o to, że argument taki se akurat w tym przypadku. I jedni i drudzy czerpali garściami z tradycji grania w swoich krajach.
Oczywiście. Każdy zespół z czegoś musi czerpać. Nawet Bitelsi.
Ale chyba to jak nazwiemy Pearl Jam (grandżo-cośtam), RATM (rap-core-funk-heavy-alternative?) albo Faith No More (alternative-funk-experimental-metal?
) nie ma nic do rzeczy, no nie?
Dla mnie o wiele bardziej przekonujący jest stopień, w jakim się tworzy nową jakość. Oasis, hmmm.. Niski stopień. Blur też.
A RATM? Albo FNM? No bez jaj, porównywanie odkrywczości brit-popu do choćby wspomnianych dwóch to pomyłka.
Ogólnie całą rozmowę sprowadzę do tego, że dla mnie muzyka pierwszej połowy lat 90. była o wiele ciekawsza za Oceanem niż na Wyspach. I że dla muzyki z USA pierwsza połowa lat 90 to najlepszy okres i w zasadzie jedyny, który całkiem sensownie wypada w porównaniu z muzyką brytyjską. Nie cofając się oczywiście do lat 50 powiedzmy.
Przy okazji - jeden z moich znajomych fanów Oasis też kiedyś popełnił tekst, w którym udowodnił, że nazywanie Oasis drugimi Beatlesami to krzywdzący stereotyp, bo The Beatles byli dla braci Gallagherów tylko jedną z inspiracji.
Ciężko by było słuchać tylko jednego zespołu
Chociaż, czekaj czekaj, Coldplayowi się prawie udało
O, dla mnie też, niesamowite:P
Błysnąłem prawie tak, jak Ty mówiąc, że jak coś jest Twoje ulubione, to często tego słuchasz