03/03/1992 Charlotte Coliseum - Charlotte, North Carolina, USAZoo Station, The Fly, Even Better Than The Real Thing, Mysterious Ways, One, Until The End Of The World, Who's Gonna Ride Your Wild Horses, Tryin' To Throw Your Arms Around The World, Angel Of Harlem, Satellite Of Love, Bad / All I Want Is You (snippet), Bullet The Blue Sky, Running To Stand Still, Where The Streets Have No Name, Pride (In The Name Of Love), I Still Haven't Found What I'm Looking For
encores: Desire, Ultra Violet (Light My Way), With Or Without You, Love Is BlindnessOpuściliśmy Florydę - a Bono nadal nie interesuje się lokalizacją koncertów
Jeszcze nie przetrawił sytuacji " bycia w trasie " ? A może po prostu ja nie dosłyszałem - bo bootleg jest, niestety, kiepskiej jakości, choć bywają gorsze ( już się tego boję, nawiasem mówiąc.. cóż, jakoś sobie będziemy radzić
). Tym razem wokalista nawet nie wziął do ręki pilota - Even Better wystartowało tuż po The Fly, co ciekawe, już w " normalnej " tonacji ( może właśnie dlatego ? channel hopping mógłby wszak muzyków rozproszyć przed tak poważnym wyzwaniem
). I, oczywiście, nie udało się zmiany przeprowadzić bez wpadki - Edge pogubił się w solówce, a Bono we fragmencie " take me higher ", do którego wyraźnie nie wiedział jak podejść. Za to solo Edge'a w Mysterious Ways zaczęło się już wyraźnie " klarować " do znanej nam postaci. Przed One Bono po raz pierwszy nie pochwalił się publice, że w trakcie prób zespołowi udało się połączyć z rosyjskim kosmonautą na stacji Mir, nie powiedział zresztą w ogóle nic, natomiast w końcówce mieliśmy do czynienia z pierwszym podejściem do " hear me coming Lord ", na razie jeszcze wyraźne improwizowanym - niestety, w związku z kiepską jakością nagrania słów nie dosłyszałem, poza ww. fragmentem. Jak się okazuje bywa jednak, że słaby bootleg wychodzi słuchaczowi na dobre.. po ( już nieco wydłużonym ) Untilu nastąpiło Wild Horses, i.. tym razem dało się słuchać ! Nie tylko dlatego, że jakość nagrania skutecznie zagłuszyła kiczowaty podkład, ale także ze względu na bardzo fajne solo Edge'a, którego nareszcie było dobrze słychać. Konsekwentnie ( i podobnie jak w Miami ) gitarzysta niemal całe Tryin' zabawiał się w improwizacje, co uczyniło ten kawałek jednym z centralnych punktów achtungowego setu. Śmieszna sytuacja miała miejsce podczas Angel Of Harlem - jak wiadomo, podczas pierwszej części Zoo Tv Larry zapodawał wtedy na bongosach. W pewnym momencie, będący przez cały koncert w znakomitym humorze Bono zakrzyknął: " drum solo ! " i.. przestał grać, co w ślad za nim uczynił także The Edge. Na szczęście perkusisty to nie skonfudowało
Sytuacja powyższa wprawiła wokalistę w jeszcze lepszy nastrój, przez co następujące po maksymalnie tym razem skróconym Satellite Of Love Bad zniszczył on dokumentnie, śpiewając tekst w zupełnie dowolnym porządku. Niestety, podobna wpadka miała miejsce w Bullet The Blue Sky - świetnie rozwijająca się solówka ( brylującego zresztą przez cały koncert - to musi być wspaniałe uczucie nareszcie być słyszalnym
) The Edge'a została przez wokalistę zakrzyczana zbyt wczesnym wejściem do tych wszystkich " bring that sucker " ( nie wiem, kiedy on się zdążył przebrać - może jeszcze wtedy się nie przebierał ). Gitarzysta próbował to sobie odbić w dalszej części utworu, próbując ( pierwszy raz ) odtworzyć solo znane z albumu, co wyszło mu całkiem nieźle ( wyszłoby jeszcze lepiej, gdyby rozkrzyczany Bono pozwolił mu dokończyć ). Gwiazda zrehabilitowała się pięknymi improwizacjami na harmonijce pod koniec Running To Stand Still, niestety, zaraz potem stało się to, o czym pisał Max - The Edge wszedł w Streets dopiero pod sam koniec organowego wstępu. Grzech ! Za to już Pride zabrzmiało fantastycznie, przede wszystkim dlatego, że nareszcie obudziła się, zajęta wcześniej głównie dyskusjami, publika ( w Miami przynajmniej w One ładnie klaskali.. ). Chóralny refren, i następujące pod koniec chóralne " o - oo - o " autentycznie przypomniały czasy Rattle & Hum..
Powyższa setlista nie kłamie - zarówno Desire, jak i WOWY obyły się tym razem bez snippetów. Nie znaczy to jednak, że nie działy się w nich ciekawe rzeczy. W tym pierwszym numerze Bono ( o ile coś mi się nie pokićkało ) po raz pierwszy skorzystał z harmonijki ( mowa oczywiście o Zoo TV ), natomiast WOWY zakończyło się zupełnie niecodziennie. Otóż wskutek kolejnej pomyłki tekstowej wokalisty skonfudowany Larry skończył grać nieco przedwcześnie ( w środku frazy " I can't live.. " ), więc Bono z Edgem dokończyli ją sami, co dało śliczny efekt. Nie dość jednak na tym - gdy wydawało się, że to już definitywnie koniec, odezwał się Adam, który jak gdyby nigdy nic ponownie zaczął grać swój motyw basu, reszta zespołu nie miała więc innego wyjścia, jak się dołączyć - i w rezultacie publika otrzymała kolejne " oooo " do zaśpiewania. Magic ! Było to jedno z najciekawszych wykonań tej piosenki, jakie słyszałem.. przy okazji bisów warto jeszcze zauważyć, że po raz pierwszy na Zoo TV Larry wszedł w Ultraviolet we właściwym miejscu
Ogólnie - mimo wpadek i niskiej jakości nagrania, koncert zdecydowanie bardzo dobry, najlepszy z dotychczasowych. Wsiadamy w samolot, otwieramy wino, następny przystanek - Atlanta !