Odniosę się do rzeczy, które się tu pojawiały
Electrical Storm - nie mam zdania, sesyjne jest bardzo gładkie, ale nie irytujące, live jest ok, ale nie wybitne.
Your Blue Room - nie mam zdania, równo
EBW - hmmmmmmm, ciężko oceniać, ale mam przeczucie, że full band by zamiótł live
Jesteśmy niestety niewolnikami jednego aranżu...
Invisible - e, nie, fajnie jest live
ale rzeczywiście niewielki upgrade w stosunku do studia
Angel of Harlem - e, nie, często jest jarmarcznie, ale swojsko i fajnie
California - whatever
Miss Sarajevo - no, Pavarotti robi różnicę, mocny typ
IGWSHA - tak, dobry strzał
Tomorrow - jw.
Stuck - nieeeee, Stuck potrafił być świetny live
Ultraviolet - po 360... no po prostu nie, to był jeden z najlepszych momentów koncertów
WOWY - nie, nie, na przestrzeni lat dużo fajnych rzeczy z tym robili, dogryki Edka na TJTT, bardzo fajna wersja pana MacPhisto, Shine Like Stars, Love Will Tear Us Apart...
Bad - hmmm, nie
nie odrzucając wcale ascetycznej wersji płytowej. Ale dużo też daje sama kolejność na TUFie i to jak Bad wchodzi to 4th of July
A Day Without Me - nie pamiętam wykonania live
my bad
Discotheque - noooo, właśnie, Vertigo Tour, aj aj aj
All Because Of You - whatever
Yahweh (
) - ej, bardzo ładnie to akustycznie wychodziło, veto!
Mothers Of The Disappeared - hell, no
Magnificent (nie licząc wersji z I+E) - nie ma, że nie licząc, ale nawet ją uwzględniając chyba się zgadzam
Ordinary Love - Jimmy Faloon anyone?
Joey Ramone - e tam, dawało radę jako opener, mi się podobało, dobrze, że nic z tym nie kombinowali (i nie zaczynali od Elevation
)
ASOH - o, to też jest ciekawa sprawa, uwielbiam i studio i live, a różnią się bardzo, tough nut to crack
SYCMIJOJO - nie mam zdania