Moje podsumowanie I+E Tour 2015:
POZYTYWY:
- wygląd sceny, funkcjonalność - nie ma się do czego przyczepić, udało się sprostać wysoko postawionym oczekiwaniom po trasie 360, mimo że jak wiadomo trasa miała o wiele bardziej kameralny, halowy charakter.
- opener - Miracle spisało się świetnie!
- sekcja punkrockowa - świetny, klasyczny pomysł na otwarcie koncertu, a gdy do tego dołączyć perełki, które okazjonalnie zdarzało im się zagrać w tej części koncertu pozostaje chylić czoła.
- sekcja nowych utworów - wszystkie świetnie się spisały i ,,żarły" na żywo, do tego ta cała super oprawa, chodzenie Bono po ekranie itp. itd. Moim numerem jeden jest z tej części Song for Someone, piosenka przez wielu hejtowana po premierze, ale w wersji live naprawdę porywała. Jeszcze jak Bono był w świetnej dyspozycji głosowej to już w ogóle wychodziło miodzo. Nic tylko słuchać.
- ,,Moment of surrender" - niby tylko snippetowa namiastka NLOTH, ale JAKA to była namiastka. Okazało się, że ten numer jest absolutnie wielofunkcyjny i równie dobrze sprawdza się jako majestatyczna piosenka ,,na finał" jak i w charakterze snippetowego utworu przejścia pomiędzy dwoma innymi kawałkami
- Bullet - to co oni robili z tą piosenką na tej trasie to jest coś absolutnie genialnego, nie wiem czy to nie były najlepsze wykonania Bullet ever
- sekcja October --> Bullet --> Zooropa --> Streets --> Pride --> WOWY - komentarz zbędny
- akcja z zaproszeniem kilkudziesięcu fanów na scenę w Montrealu (bardziej zintegrować z fanami się już nie da, a przecież takie była koncepcja tej trasy) - genialna sprawa, fantastyczne wspomnienia, oby jeszcze kiedyś to powtórzyli
- granie z fanami na scenie E - mimo że ciągłe katowanie Desire i Angel mogło wydawać się z naszego punktu widzenia nużące to z pewnością takie nie było dla tych licznych wybrańców którym w 2015 udało się wskoczyć na scenę z Irlandczykami i odegrać wspólnie piosenkę lub pofilmować przekaz dla meerkata (w tym nasi dwaj chłopcy z Polski dostąpili tego wyróżnienia)
- Adam - z trasy na trasę ten koleś staje się coraz bardziej cool
- forma Bono - nasz 55-latek był naprawdę na propsie praktycznie przez cały czas trwania trasy, może z kilka gorszych wokalnie koncertów się trafiło ale poza tym bomba
- goście - m.in. Patti Smith, Boss, Noel, Fallon i The Roots, nawet Paul Simon się trafił, sama śmietanka, zresztą nic dziwnego - któż by nie chciał z nimi wystąpić.
- istny ocean snippetów, chyba nawet padł rekord wszech czasów podczas któregoś koncertu jeśli chodzi o ilość snippetów w secie
- rarytasy setlistowe - pomimo dość skostniałych list zdarzyło się kilka perełkowatych wykonań, nierzadko takich utworów których już chyba tylko bardzo optymistyczni fani spodziewali się usłyszeć (by wspomnieć choćby When Love Comes to Town, Gloria, Lucifer's Hands, Two Hearts Beat As One, In God's Country, Magnificent (przezajebisty aranż, oczywiście od razu porzucony - jak i cała piosenka), Satellite Of Love, Zoo Station)
- znakomite wykonania Bad
- zamykacze - o ile do całej koncepcji bisu można się czepiać to ostatnie piosenki na trasie były naprawdę dobrze dobrane i różnorodne - One, I Still, 40, People Have The Power
NEGATYWY:
- skostnienie tournee w czasie drugiego legu. Jakby wycofanie się na najbardziej zachowacze pozycje i wręcz machinalne odgrywanie tych samych utworów w stałej kolejności. Jedynym zacnym wyjątkiem był tu Larry, który parę razy zapewne jedynie przez zwykłe roztargnienie (ale zawsze!) próbował zagrać inny niż ustalony w secie numer, co jednak kończyło się błyskawicznym sprowadzeniem do parteru przez resztę zespołu. Wiąże się to z kolejnym zarzutem, który poniżej:
- permanentna niechęć do improwizacji - ja wiem, że ,,the biggest band in the world", wielkie przedsięwzięcie komercyjne, masówka, wielkie oczekiwania, ale czy chłopcy do diaska naprawdę nie mają już w sobie nic z duszy młodocianych rockandrollowców? Tzn. przychodzi ci do głowy jakaś piosenka - Edge, pamiętasz akordy? Dawać gramy! Oczywiście nie twierdzę, że tak powinienen wyglądać cały koncert, ale co jakiś czas mogliby sobie pozwolić na odrobinę luzu. Jak nie wyjdzie to nie wyjdzie, zaraz publika dostanie Streetsy i zapomni. Myslę o akcji a la OTH na 360 Tour. Oczywiście wyszło wtedy przekozacko, wiadomo... Innym hitem wszech czasów w tej kategorii są przemówienia Boniasa. To moja pierwsza trasa więc wybaczcie takie naiwniactwo, ale nie sądziłem, że on na każdym koncercie mówi dokładnie SŁOWO W SŁOWO to samo. Przydałoby się takie pisemne zestawienie wszystkich gadek z trasy, żeby ocenić na ile różnią się kolejne wystapienia pana B.
- brak EBW w wersji płytowej. Wszystko rozumiem - chcą pokazać inny koloryt na koncercie, nie tylko rockowe granie.Bono chce się pochwalić, że ma genialny głos nawet jak nie jest zagłuszany przez gitary i perkusje. Larry i Adam chcą odpocząć te parę minut w połowie setu. Ok. Ale do jasnej ciasnej żeby choć raz nie spróbować zagrać tej piosenki jak na albumie? Zwłaszcza, że ona naprawdę rokuje na świetny numer koncertowy. Nieporozumienie.
- bisy, bisy. Czegoś tam cholernie brakowało. COBL i BDay to zbyt oczywiste i zbyt ,,lekkie" kawałki, żeby mogły stanowić mocarną ,,kropkę nad i" koncertu, a więc to czym powinny być bisy. Pójście z One i Bad pod koniec 2 legu było całkiem dobrym tropem, ale niestety zapewne robili to tylko ze względu na specjalny charakter danych występów (rodzinny Dublin oraz udział gości w Paryżu). Gdybym osobiście miał to układać na pewno na otwarcie bisów po gadce Hawkinga umieściłym coś z tercetu: California, This Is Where lub Sleep Like a Baby. Wyobraźcie sobie na przykład to intro do Californii, jak wyłania się z mroku i narasta. Santa Barbara, Santa Barbara. Zwiastując powrót zespołu. I nagle walnięcie i wejście muzyki. Rewelacyjnie by to wypadło. Później mogłoby być już to One i Bad (połączone z 40 przy ostatnich koncertach w danym miejscu) i byłoby już całkiem nieźle.
- kompletny brak zainteresowania ze strony zespołu akcją U2Request. Szkoda - zagranie choć jednej piosenki z pierwszej dziesiątki plebiscytu (Acrobat, A Sort Of Homecoming, Exit, So Cruel, Please, Lemon, Who's Gonna Ride Your Wild Horses, Gone, Heartland, Kite) byłoby niezwykle miłym akcentem i ukłonem w stronę ogólnoświatowej społeczności fanów. Zapewne najwięcej zawinił tu nowy menadżer, który sam retweetował informację o akcji, jednak nie przekazał wiaodmości członkom zespołu (najlepszy dowód to reakcja Bono na wspomnienie o akcji przez jednego z fanów przed koncertem bodaj w Turynie:,,what?!"), którzy jak wiadomo nie są zbyt biegli w rzeczywistości wirtualnej i nie spędzają w niej wiele czasu.
- włosy Bono - z początku mi się podobały, bo zawsze coś nowego, fajnego. Jednak teraz twierdzę, że wygląda w nich idiotycznie. Gdybym nie miał do niego żadnego stosunku ani mięty, a zobaczyłbym jego fotę pomyślałbym, że facet na starośc ocipiał. Skoro brąz mu się znudził niech spróbuje teraz fabrować na czerń taką jak na ZooTV. A jeśli ten kolor miał nawiązywać do kolorystyki trasy to proponuję wymianę - czarne włosy i żółte akcenty na marynarce
- stylówa Edge'a - niech ktoś go w końcu ubierze porządnie (ile można nosic te same nijakie polówki i koszule), niech bierze przykład z drugiego gitarzysty w zespole. Choć na tej trasie i tak był postęp bo ten frędzelkowaty strój a la kowboj, który nosił na początku koncertów był już krokiem w dobrą strone