DJ Shadow - "Endtroducing...."
#1
Posted 29 stycznia 2012 - 16:30
Jeśli jesteście na tym forum wystarczająco długo, żeby czytać wątki takie jak ten to jesteście też pewnie wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że moje horyzonty muzyczne są... mocno ograniczone Zazwyczaj poznaję płyty jakieś kilkanaście, w porywach kilka lat po ich wydaniu bo mam zwyczajnie lepsze rzeczy do roboty. Jeśli za punkt odniesienia przyjąć "breakthrough" album danego artysty czy formacji, który przebił się do mainstreamu i którego zwyczajnie nie wypada nie znać to w przypadku U2 (licząc od "TJT") moje spóźnienie wynosi 21 lat, w przypadku takiego Radiohead (licząc od "Ok Computer") 13 lat, a takie Arcade Fire poznałem 6 lat za późno. Żeby nie było: tego rodzaju filozofia ma też swoje plusy - kumulacja bowiem rosnącego znaczenia Polski na arenie międzynarodowej kultury i coraz wyraźniej rysujący się status naszego kraju jako jednego z mocniejszych krajów Europy oraz moje poznawanie płyt godne refleksu szachisty owocują tym, że zazwyczaj okazuje się, że dany artysta, którego właśnie pokochałem przyjeżdża na koncert do naszego kraju za dosłownie miesiąc czy dwa. I nie muszę czekać na niego 15 lat - jak cały polski fandom Radiohead na przyjazd ich ukochanego zespołu do Poznania - tylko parę miesięcy, albo rok. W czerwcu do wawy zawita Coldplay, a ja jeszcze nie zdecydowałem czy idę na płytę czy na trybuny - zdecyduję, gdy poznam ich dyskografię Niedługo też mam zamiar się zapoznać z niejakimi The Beatles, słyszałem też, że Led Zeppelin ostro wymiatają.
Porównawszy moje statystyki to na tle całego tego towarzystwa postać DJ Shadowa wypada gdzieś tak pośrodku rankingu - jego opus magnum, omawiana niżej płyta, wydana została w końcu roku 1996 r., czyli tym razem spóźniam się 14 lat (DJ Shadow zawitał do Polski w maju ubiegłego roku, a ja niestety nie mogłem wpaść na owo wydarzenie, gdyż tak się złożyło, że tego dnia koncert mieli też Velvet Vic, no i zwyciężył ważniejszy artysta ). Od razu też może wam powiem, że - moim skromnym zdaniem - debiut kalifornijskiego młodzieńca uznałem za skończone arcydzieło, postmodernistyczne dźwiękowe opus rywalizujące na tym tle z takim "Ok Computer" na przykład, szczytowe osiągnięcie post-wszystkiej zachodniej kultury, które wciągnęło w swe trzewia cały syf współczesnego świata i zamieniło go w przerażająco piękne soniczne doświadczenie.
Jak to się wszystko zaczęło? Cóż, jak zwykle w moim przypadku, od Radiohead. Ksywę DJa z Kalifornii po raz pierwszy zobaczyłem gdzieś tak z rok temu researchując influences jakie Radiogłowi mieli podczas nagrywania swojego trzeciego longplaya. Czytając właśnie na temat cudownych loopów jakimi Brytyjczycy obdarzyli openera tej płyty, piosenkę "Airbag" dowiedziałem się, że owe dźwiękowe eksperymenty zostały zainspirowane postacią amerykańskiego chłopaczka. Jako, że uwielbiam Radiohead, a niedocenianą piosenkę "Airbag" darzę wręcz czcią wiernopoddańczą, bardziej z ciekawości niż z racjonalnych przesłanek postanowiłem zapoznać się z longplayem, który DJ Shadow wydał na rok przed ukazaniem się "Ok Computer" i którym Radiogłowi się inspirowali.
Tak oto wystawiony zostałem na długotrwałe działanie piękna w stanie skoncentrowanym, czystym. Opisanie "Endtroducing...." słowami wykracza poza moje skromne deskryptywne możliwości, pozwólcie więc, że przytoczę parę suchych faktów, a potem przejdę do impresji właściwych.
Swoim debiutem DJ Shadow zrewolucjonizował całą gałąź hip-hopu i praktycznie stworzył nowy podgatunek - instrumentalny trip-hop - gdyż "Endtroducing...." to zdaje się pierwsza płyta w historii muzyki stworzona całkowicie, totalnie, w całości z sampli. Sampli, czyli muzyki, która już istnieje i którą niepozorny, rok kurwa starszy ode mnie Kalifornijczyk zmiksował. Z tego też powodu znajduje się w Księdze Rekordów Guinnesa. Nie wspominałbym o tym średnio interesującym fakcie gdyby nie to, że wiedza, że wszystko co na "Endtroducing...." się znajduje jest zmiksowanym samplem nie była kluczowa dla zrozumienia genialności tej płyty.
Mamy tutaj 13 kawałków, z których każdy jest piękniejszy od poprzedniego. Zniewalająco chwytliwe, wspaniałe bity i groovy, rywalizują tutaj z nie mniej pięknymi melodiami, do których czasem można zatańczyć, pokochać się do nich z dziewczyną, a czasem zwyczajnie się zadumać. Nie trzeba być Kubą Ambrożewskim, żeby wiedzieć, że wielkie płyty każdy jednostkowo powinien doznawać samodzielnie toteż nie jestem w stanie wam powiedzieć czym ta płyta będzie dla was, ale wiem czym jest dla mnie. A jest mroczną, a jednocześnie przepiękną wizją niedalekiej przyszłości, dziełem muzycznym czerpiącym zarówno ze swojej rodzimej dziedziny jak również z kina i literatury, futurystyczno-dystopijnym narkotycznym snem naćpanego hakera przywodzącym na myśl rozświetlone miriadami świateł nocne cyberpunkowe miasta. Ta płyta ocieka Stanami Zjednoczonymi i latami 90., stąd może niektóre jej fragmenty przypominają mi moje dzieciństwo. Gdy słucham "Endtroducing...." widzę bezradną jednostkę zagubioną w wielkiej, zachodniej metropolii niczym w "Gorączce", widzę najgorsze ludzkie instynkty i najwspanialsze tknienia człowieczego serca jak w "Sin City" Roberta Rodrigueza, widzę grzech wymieszany z bohaterstwem, narkotyki z alkoholem, gangsterski seks z bezinteresowną miłością, szczyt zachodniej cywilizacji i najgorsze podłości człowieka, dobro ze złem i światłość z ciemnością. Trochę jak "Kid A" stało się soundtrackiem dla ubiegłej dekady, tak "Endtroducing...." jest nim dla dekady, która jeszcze nie nadeszła. Ale już się zbliża, jest tuż-tuż i puka do naszych drzwi, puka coraz mocniej.
Wydaje mi się, że to nie jest przypadek, że DJ Shadow pochodzi z Kalifornii, czyli ostatecznej siedziby zachodniego społeczeństwa, tak zachodniej, że już bardziej się nie da, a jego płyta odzwierciedla obsesje i animozje jakie tę cywilizację trawią. Gdzieś między wierszami, pomiędzy bitami swych idoli, a urywkami dialogów z tandetnych horrorów zmiksowanymi w jeden utwór DJ Shadow utrafił w SEDNO, w to, czym życie we współczesnym, zcyfryzowanym, do cna zdemokratyzowanym i na wskroś indywidualistycznym świecie naprawdę jest, w to na czym życie w nowoczesnej metropolii polega, w to co czujemy, gdy w nocy wracamy z klubu na Mulholland Drive i patrzymy na rozświetlony w dole skyline Los Angeles, Miasta Upadłych Aniołów, gdzie bezdomni koczują pod bramami hollywoodzkich gwiazd i producentów.
No i patrzcie. Gdy posłuchacie tej płyty i uświadomicie sobie, że to wszystko to zmiksowane sample to nie wierzę, że nie ogarnie was przerażenie jak bardzo utalentowanym człowiekiem jest DJ Shadow. Nie jestem sobie nawet w stanie wyobrazić jak nieziemsko rozwiniętą trzeba mieć wyobraźnię muzyczną, żeby chociaż wyobrazić sobie te wszystkie dźwięki. I skomponować je z rzeczy, które już istnieją. Nie tylko przekaz i klimat sprawiają, że "Endtroducing...." to płyta na wskroś postmodernistyczna, ale również sam sposób jej wykonania - filozofia czerpania z nieprzebranego źródła światowej kultury muzycznej, podobna do tej jaką Quentin Tarantino wyraził dwa lata wcześniej reżyserując swoje "Pulp Fiction" - sprawia, że debiut Kalifornijczyka jest żywym ucieleśnieniem tej idei. Idei tak charakterystycznej dla amerykańskiego społeczeństwa, stanowiącego eklektyczną mieszankę wszystkich kultur, narodów i ustrojów Ziemi, które czerpiąc z traumatycznych doświadczeń Europy zdołało wytworzyć swój unikalny model istnienia w świecie.
I fakt, że to wszystko zdołał osiągnąć rok starszy ode mnie 24-latek jest przerażający
Takie płyty pamięta się na długo i ta na pewno zostanie ze mną na lata.
#2
Posted 29 stycznia 2012 - 19:40
W zasadzie wszystko zostało już napisane, zasygnalizuję jedynie genialność okładki tego albumu. To zdjęcie, a w zasadzie jego adekwatność do zawartości, to przecież absolut.
CO do wieku Shadowa - nie masz się czym Rodia przejmować.
Simon Green a.k.a. Bonobo stworzył podwaliny pod downtempo w wieku 18 lat za sprawą swojego debiutu w elitarnej wytwórni Ninja Tunes :]
#3
Posted 29 stycznia 2012 - 20:20
Ktoś się kiedyś podjął podliczenia ilości sampli użytych przy nagrywaniu tego albumu - oprócz melodii również same (często rozbudowane) perkusje i różne efekty - i wyszło coś kilkanaście tysięcy pojedynczych ścieżek. A to robi wrażenie nawet dziś.
A w tym samym czasie, u bratanków Węgrów debiutował Yonderboi, wydał swoją wersję Riders on the Storm i w wieku 18lat trafił na jakąś poważną składankę, Ministry of Sound czy coś. Też warto gościa ogarnąć (zwłaszcza album Splendid Isolation), choć robi inne rzeczy niż Shadow (raczej klimaty właśnie Bonobo-podobne).Simon Green a.k.a. Bonobo stworzył podwaliny pod downtempo w wieku 18 lat za sprawą swojego debiutu w elitarnej wytwórni Ninja Tunes
#4
Posted 29 stycznia 2012 - 21:19
Nieskromnie powiem, że U2roopa poznał tę płytę dzięki MNIEwitamy z Yasiem, U2roopą w gronie miłośników tego muzyka.
Dla mnie jest jak najbardziej piękny. "Stem/Long Stem" i przebitki dialogowe skądś tam w "Mutual Slump" to poezja. Sądzę, że to już kwestia indywidualnego odbioru danego dzieła i nie można chyba jednoznacznie stwierdzić, że coś jest/nie jest piękneEndtroducing wielce spoko, chociaż to nie jst album łatwy, czy też piękny.
No właśnie - ja się na razie nie tykam pozostałych płyt Shadowa bo z tego co wiem jest tak jak mówisz, tj. koleś próbował uciec jak najdalej od swojego debiutu i w rezultacie nigdy nie udało mu się go przeskoczyć. Ale czy jego następne płyty są naprawdę takie złe? Bo chciałbym w sumie ich posłuchać, ale boję się, że wizerunek Shadowa jaki mam teraz w głowie pryśnie bezpowrotnieInna sprawa, że to faktycznie opus magnum, dalsza kariera to jednak jest trochę równia pochyła.
#5
Posted 29 stycznia 2012 - 23:40
Na recke jestem zbytnio styrany juz dzis, ale przeczytam jutro
#6
Posted 30 stycznia 2012 - 06:05
Ok, ale chodzi o tzw. Piękno, w kwestii melodii, harmonii, podniosłości etc. Nie jest to takie Piękno jak w przypadku np. Sigur Rós, na pogrzebie raczej mało kto by puścił Shadowa. wiesz o co cho.Dla mnie jest jak najbardziej piękny. "Stem/Long Stem" i przebitki dialogowe skądś tam w "Mutual Slump" to poezja. Sądzę, że to już kwestia indywidualnego odbioru danego dzieła i nie można chyba jednoznacznie stwierdzić, że coś jest/nie jest piękne
Och nie, na każdym są dobre kawałki, są świetne fragmenty i dużo dobrych pomysłów. Daleko to szukać - choćby albumowe Six Days (nie mylić z wersją zrobioną z Mos Defem...). Aczkolwiek, generalnie, te kolejne albumy trochę mi się zlewają. Lekko przekombinowane i czasami po prostu nudne. Ale to Ja & Mój Skrzywiony GustNo właśnie - ja się na razie nie tykam pozostałych płyt Shadowa bo z tego co wiem jest tak jak mówisz, tj. koleś próbował uciec jak najdalej od swojego debiutu i w rezultacie nigdy nie udało mu się go przeskoczyć. Ale czy jego następne płyty są naprawdę takie złe? Bo chciałbym w sumie ich posłuchać, ale boję się, że wizerunek Shadowa jaki mam teraz w głowie pryśnie bezpowrotnie
#7
Posted 30 stycznia 2012 - 12:13
Polecam przesłuchać ten numer jako ciekawostkę:
http://www.youtube.c...h?v=AwPxR3GiNCg
Świetny koncertowy album, szczerze polecam.
#8
Posted 30 stycznia 2012 - 18:46
Słyszałem o nich, a Borys napisał lata temu zajebistą reckę tej płyty na porcysiu więc coś mi się widzi, że niedługo się z nią zapoznamA dla milosnikow sampli polecam zespol 'The Avalanches'. Goscie wydali 12 lat temu genialna plyte-debiut (rowniez oparta tylko na samplach) no i od tego czasu fani z niecierpliwoscia oczekuja na dlugo zapowiadany album nr 2.
Mhm. Może właśnie ten brak podniosłości jest jedną z rzeczy, które mi się tak podobają w tej płycie - odnalezienie piękna w mieniącym się na wszystkie barwy rozświetlonych nocą wielkich metropolii, super nowoczesnym, na wszystkie sposoby wymieszanym i na wskroś eklektycznym świecie, który już dawno utracił swoją podniosłość i niewinność; w codzienności, którą tu podkreślają te wszystkie urywki dialogowe z różnych rzeczy.Ok, ale chodzi o tzw. Piękno, w kwestii melodii, harmonii, podniosłości etc. Nie jest to takie Piękno jak w przypadku np. Sigur Rós, na pogrzebie raczej mało kto by puścił Shadowa. wiesz o co cho.
Świetne, aczkolwiek gdybym nie przeczytał to bym w życiu nie pomyślał, że to Shadow.Daleko to szukać - choćby albumowe Six Days
Sunday Bloody Sunday, hell yeah!http://www.youtube.com/watch?v=AwPxR3GiNCg
#9
Posted 30 stycznia 2012 - 18:56
0 user(s) are reading this topic
0 members, 0 guests, 0 anonymous users