U2360° Tour: nasze podsumowanie
#3
Posted 03 sierpnia 2011 - 21:14
Największy show - Rose Bowl, Pasadena (97,014 biletów)
Najmniejszy show - CASA Arena Horsens, Horsens (34,943 każdy)
#4
Posted 03 sierpnia 2011 - 23:24
Co było nie tak: cóż, generalnie cała trasa była słabsza, niż można się było spodziewać. The Claw z początku robiło wrażenie, ale potem ludzie orientowali się słusznie, że.. niewiele właściwie toto robi. Niekorzystne zmiany w utworach - DRASTYCZNE cięcia (Mysterious Ways bez solówy i z uproszczonymi bębnami, SBS bez zakończenia a z czasem także bez snippetów, podobnie Bad), "zmiękczanie" (Walk On, Until), nużący brak inwencji (Ajstyl, Pride, One - niewykorzystywanie świetnych patentów z poprzednich tras to już niestety standard, a tu doszło jeszcze wywalenie Hear Us Coming Lord). Niedobrze ułożona setlista, która nie "zażarła" właściwie do końca ("gdzie by tu jeszcze tego Prajda upchać, a Bjutifuldeja przesunąć" - tak, jakby to były jakieś In A Little While itp.). Niezbyt udane dobory utworów (robienie z IALW stałego elementu scenariusza to naprawdę przesada, na szczęście w końcu naprawiona, w przeciwieństwie do Elevation; HMTKMKM nie jest utworem zasługującym na zastąpienie Ultraviolet itd.). Słaba forma przy nowych kawałkach, zresztą w końcu porzucanych (notoryczne problemy Edge'a z Breathe i Unknown Caller, dziwne eksperymenty z NLOTH i Magnificent). Słabe bębny, i mam na myśli zarówno upraszczanie sobie życia przez Larry'ego, jak i miękkie, jakby mu Calgonu dosypali, brzmienie. Brak inwencji na akustyku (ogrywanie na przemian Staka ze Stejem). NIEWYBACZALNE i WOŁAJĄCE O POMSTĘ DO NIEBA trwałe porzucanie fantastycznych i rewelacyjnie wykonywanych utworów (Unforgettable Fire, Your Blue Room). Wreszcie brak Bullet The Blue Sky, brak dalszych poszukiwań w zakresie najwcześniejszych płyt (za chlubnym wyjątkiem Scarlet, aczkolwiek jednak chyba nie o to chodziło..), notoryczny brak POPa (w tym właśnie przypadku szczególnie chyba bolesny - nie, trasa mająca w założeniu być "party z kosmonautami" raczej nie powinna polegać na przypominaniu ATYCLBa, tylko właśnie na wyciągnięciu lat 90-tych, co najlepiej udowodniła Zooropa, która powinna być w tym miejscu od początku, ale także np. Your Blue Room, które także powinno być regularnym punktem programu).
Na razie tyle, przepraszam za chaos i nieczytelność, ale już prawie zasypiam. O wielu szczegółach z pewnością zapomniałem, w końcu to całe dwa lata. Dyskusję czas zacząć.
#5
Posted 04 sierpnia 2011 - 06:20
Zaliczyłem dwa koncerty na tej trasie. Chorzów 2009 i Wiedeń 2010. Chorzowa nie będę próbował nawet opisywać. Szaleństwo, zabawa, skakanie na płycie, magia, tym bardziej, że wtedy myślałem że to mój jedyny koncert na tej trasie. No i Wiedeń. Trybuny. Ja z 7-letnią córką. Koncert "na zimno". Nic z tego. Wciągnęła mnie zabawa na całego. I co najfajniejsze wszyscy obok mnie się tak samo zachowywali (Polacy? - tak było ich wkoło kilkadziesiąt osó. A Zosia (słońce moje) bawiła się razem z nami. Wprawdzie rok (no prawie) po koncercie pamięta tylko ufoludki ale co tam, to dziecko w końcu. Sam koncert to dużo pozytywnej energii. Był również ze mną kolega który "obraził się" na U2 po wydaniu Achtung Baby (tak, słuchajcie, są tacy ludzie). Po koncercie powiedział, że powraca do słuchania U2. Dla mnie bomba.
Zgodzę się, że były jakieś braki w setlistach. Były momenty kiedy "sztuka" siadała. Czuć to było wyraźnie. Szkoda, że w miastach gdzie były dwa (lub więcej) kocerty, nie było większych zmian w setliscie.
Ja osobiście bardzo czekam na "Bad" na jakimś "moim" koncercie. Nie dane mi było, chociaż były plany na koncert do Londynu się wybrać (właśnie na ten gdzie zagrali). Z utworów które chciałbym usłyszeć na żywo, tego mi najbardziej brakuje.
Co do wykorzystania sceny to:
- Świetny element dekoracji spełniający jeszcze funkcje oświetleniowe oraz "garderobiane".
- Bono na kncertach mówił, że zbudowali tą scenę aby być bliżej fanów. Hmmm to czemu tak rzadko wychodzili na zewnętrzny krąg, czemu się skupiali na głównej scenie.
- Owalny ekran spełniał swoją funkcję nadspodziewanie świetnie.
Było pare wzruszających momentów:
- Berlin i kapela którą Bono wyciągną na scenę w celu zagrania nieplanowanego utworu,
- Wojtek na scenie
- Niewidomy gitarzysta
- Ostatnie 40
Szkoda, że tych nieplanowanych było tak mało
#6
Posted 04 sierpnia 2011 - 09:26
#7
Posted 04 sierpnia 2011 - 10:35
intro + Breathe (dlaczego z tego zrezygnowali?)
Moja teoria jest taka, że Edge zwyczajnie miał dość faktu, iż nie jest w stanie tego zagrać bezbłędnie (to samo tyczy się UCaller).
głupawe jednak przemówionie Tutu (ile razy można to puszczać??)
No, to jest raczej problem regularnych bootlegerów Mnie się akurat spodobała idea "Gwiazdy tańczą na lo.." - ekhem - "Gwiazdy przemawiają bezpośrednio do publiczności na koncercie". Choć z drugiej strony jednak chyba wolałbym na kolejnej trasie nie ujrzeć na ekranach radosnych facjat Billa Clintona czy innego Sarkozy'ego, zachwycających się nad wspaniałością fanów U2.
Za często Miss Sarajevo
Zgadzam się, niestety, chyba jesteśmy już do końca kariery zespołu skazani na ten numer, którego jedynym celem zajmowania miejsca w secie jest udowodnienie, że Bono "jeszcze może". Aczkolwiek podobał mi się fragment z "asking questions" - przywoływał echa ZOO TV i confessions.
czemu nie grali White As Snow?
Ja też nie rozumiem, jak można było nie wpaść na to, że byłaby to świetna odmiana od pary Stuck and Stay. Myślę, że po prostu szybko stracili w ogóle serce do numerów z NLOTH (w tym kontekście widzę też ów ciąg do wydawania kolejnych nowych płyt i grania zupełnie nowych kawałków).
Beznadziejne intro Stingraya i BD po tym pasujące jak pięść do nosa.
Mi się Stingray podobał, nie podobała mi się rezygnacja z Kingdom. Z BD jednak zgoda - po Stingrayu aż się prosiło o I Will Follow albo Boots. W ogóle pomysł z zaczynaniem od BD dziwaczny i zakończony niepowodzeniem (szczęśliwie naprawiony).
a takie Kite miecie całe 360 dgr jednym podmuchem.
To pokłosie problemu z zapominaniem o znakomitych, sprawdzonych patentach z poprzednich tras. Skoro już uparli się na nadreprezentowanie ATYCLB, to zamiast bezlitośnie (dla publiki) tłuc Elevation i IALW, należało właśnie np. wrócić do vertigowego Kite, zaprezentować jakąś nową, superwymyślną wersję choćby New York (wolałbym już nawet to również od upartego męczenia The Fly czy Untila, w wersjach konsekwentnie nie umywających się do archetypicznych z Elevation Tour) itp.
I jeszcze jedno: może ktoś będzie się tego podejmować, ale mnie wielką trudność sprawia wytypowanie "najlepszego koncertu 360 Tour", głównie z tego względu, że niewiele z poszczególnych pamiętam. Były wprawdzie takie, po których wysłuchaniu mówiłem sobie: "o, to był naprawdę świetny koncert": drugie Wembley, pierwsze Chicago, drugie Mexico City. Ale czy te właśnie były "najlepsze" - głowy sobie nie dam uciąć. No i niektóre, choćby ów osławiony "najdłuższy w karierze" East Rutherford, jeszcze przede mną. Ktoś ma jakieś inne typy (umówmy się, że wyłączamy w tym względzie Chorzów )? Bo jakby co, to można by było ew. do jakiegoś wrócić i podyskutować. To samo się tyczy koncertu "najgorszego" - przychodzą mi na myśl trzeci Dublin albo Hannover, ale to też mogą być wyłącznie wrażenia (zwłaszcza, że na tym pierwszym byłem ). Obiektywnie może Winnipeg, na którym Bono był - co od pierwszej minuty słychać - w fatalnej formie, tak, że aż trzeba było zrezygnować z MOSa (to było Albany tej trasy). Również liczę na typy.
#8
Posted 04 sierpnia 2011 - 20:20
1. Elevation, czyżby największy hicior zeszłej dekady?
2. Rozczarowujące Magni, wydaje się, że wystarczyło "porżnąć" powietrze jak w Zooropie.
3. Bono odpoczywający w Pride, SBS, WOWY - wiadomo kiedyś musi.
4. Początek MOSa, pierwsze dźwięki "I tied myself with wire" - jakby Bono wypluwał żyletki
5. Porządek utworów - SBS po Crazy? Breath na początku, BD na początku, ze źle dobranym intrem.
O rezygnacji z najlepszego intra do BD lepiej nawet nie wspomnę.
Playlista ewidentnie ustawiana pod wrażenia wzrokowe, wiadomo, na początku nie jeb..emy w gały, czekamy do połowy show,
tu ma nastąpić kilkudziesięciotysięczny opad szczęk, dlatego nie wywalimy COBL tylko TUFa, bo dokładając jeszcze Zoorope oskarżą nas o kicz.
6. Apropos kiczu -Świecące kurtki w COBL.
7. Edge nie zawsze chciał pokazać na co go stać (w Chorzowie to chyba nie był jego dzień)
8. Cukierkowe DVD, czy tylko mnie denerwują te ujęcia z różyczką?
9. Baloniki, ale to moja obsesja, a nie wina chłopaków
Na plus:
1.Scena
2.EBTTRT - dlaczego tak późno?
3.Ultraviolet - genialny wokal, gitara, aranżacja. Chyba jedyny zespół, który może wpakować kilkadziesiąt Baby baby i nie wychodzi kiczowato i britnejowato.
4. Zooropa - absolutny top tej trasy jak dla mnie, przeszywający dźwięk, nie bijący po oczach aranż wizualny.
5. Bono z wahaniami ale jednak świetny wokalnie, gdy mu się chce. Festiwal Galsto to najlepszy dowód (bezpośrednie porównanie do innych wykonawców)
6. Tylko raz (?) Boy fall From The Sky.
Wciąż najlepszy koncertowo zespół na świecie.
#9
Posted 04 sierpnia 2011 - 20:30
To może w części pierwszej kilka słów o piosenkach:
Breathe - nie, nigdy mi to nie pasowało na początek. Niby najpierw perkusja, wejście reszty i dalej z jajem. Ale mi nie o takie jajo chodziło. I właściwie cały czas brzmiało tak samo, dopóki tego grać nie przestali. To może być zwyczajnie pokłosie tego, że nie przepadam za wersją studyjną.
No Line on the Horizon - tutaj odwrotnie, broni się na koncercie, bo jest dobre (lepsze?) na albumie. Za każdym razem wydawało mi się, że można z tego wyciągnąć więcej - złe ustawienie efektów?Niemniej - bardzo przyjemnie się to śpiewało
Get on Your Boots - w secie być musiało i muszę przyznać, że w przeciwieństwie do poprzednika brzmiało na 100% potencjału. Intro unijne świetne, nie przejadło mi się do końca trasy. Można jedynie się zastanowić nad miejscem w świecie, bo moim zdaniem, lepiej by się sprawdziło jako opener od Breathe. Po Stingrayu też by pasowało, ale mam innego faworyta na to miejsce, o czym później.
Magnificent - na dwóch pierwszych legach zaczęli tym bodajże jeden koncert. Reszta zaczynała się od Breathe. Proporcje winny być odwrotne. Przecież ten wstęp idealnie pasowałby na początek całego koncertu! W dodatku znakomicie współgrał z the Claw (to zapalanie i wygaszanie świateł - no o to chodzi!)
Beautiful Day - aż dziwne, że takie zamieszanie wokół tej, nomen omen, niewinnej piosenki powstało na przestrzeni trasy. Znowuż - rewelacyjne arabsko brzmiące intro i płynne przejście do części głównej, żenial. Potem intro wykopane. Potem BD przesunięte na początek. Zniknął urok, zniknęła świeżość. Fuuuu. Od czasu do czasu piosenka ratowana przez snippety (vide Pasadena - Desert skyyyyy, dream beneath the deseeeert skyyyy).
I Still Haven't Found What I'm Looking For - to było dla mnie największe pozytywne zaskoczenie pierwszych koncertów w Barcelonie. Nigdy bym się nie spodziewał, że może to zabrzmieć tak świeżo! Być może to snippety ożywiły ten utwór, ale nawet je pomijając, czułem życie w zespole gdy to grali. Niestety - im dalej w las, tym gorzej. Publiczność raz śpiewała zwrotkę, raz nie, a z jutu zeszło powietrze...
Angel of Harlem - pojawiło się jedynie ośmiokrotnie. Na pierwszym legu służyło głównie do snippetowania MJa, później pojawiło się dwukrotnie - w Brukseli i w Auckland. Miałem przyjemność usłyszeć to na tym pierwszym koncercie i pozytywnie zaskoczyło. O ile nie przepadam za wersją studyjną (ani za wykonaniami z ZOO TV czy ET), to tym razem muszę pochwalić, improwizacje Bono na harmonijce wyraźnie odmieniły tę piosenkę. Miło to brzmiało.
In a Little While - pomyłka, nie pasujące ani do trasy, ani do sceny i jeden wers lyricsów ni połączenia z ISS tego nie zmienią. Nawet niezły wokal Bono na 360 jakoś akurat w tym numerze nie dawał rady.
Unknown Caller - miłe zaskoczenie, hymnowy refren zdał sprawdzian na koncertach, ale wydaje mi się, że powinno to być grane jako rarytas, raz na 10 koncertów. Pseudo-karaoke też mi się podobało.
The Unforgettable Fire - koncertowe monstrum, miażdżąco-wgniatająco-niszczący, Bono nieźle wykombinował jak to śpiewać, żeby nie dać po sobie poznać ile lat ma jego głos. Zresztą, w tym wypadku to żaden wstyd - w 87' też nie potrafił tego czysto zaśpiewać. Ale jak Edge wchodził na gitarze to cały stadion się trząsł a dudniące serce wędrowało po całym ciele. No i rozwinięty ekran świetnie się wpasowywał w całość. Dla samego TUFa warto było ruszać w trasę z tym całym żelastwem.
City of Blinding Lights - nie, nie, nie, bez przedłużonego wstępu z VT to nie miało racji bytu, a zwłaszcza przy takiej częstotliwości grania. Przerwa na WC. Ekran nie ratował.
Vertigo - jak wiemy, nie jest to utwór wysokiej jakości, delikatnie mówiąc, ale nie spodziewałem się, że będą w stanie wykrzesać z Wertigoła więcej niż na VT. Udało się! Dobrze wykorzystana scena plus pozmieniany wstęp tudzież zróżnicowanie snippetowe i mogę śmiało stwierdzić, że ten element Sztywnego Jądra Setu mnie tak nie mierził jak inne. Na przykład starszy brat na literkę E.
I'll Go Crazy If I Don't Go Crazy Tonight (remix) - ciekawy eksperyment, nawet udany, zespół łażący w te i wewte to był niezły pomysł, Bono dobrze to śpiewał, ale aż się prosiło o wymienianie tego z czymś z Popu (no, nie z "czymś", tylko z Mofo i Disco), zwłaszcza, że na późniejszych legach NLOTH odchodził w niebyt. Wielki plus dla Larry'ego rzecz jasna (standard) - zagrany cały raz, a szkoda, można było do tego wrócić przy zamianie na jakąś inną techniawę. Chociaż przyznam, że wersja klasyczna średnio mi do gustu przypadła.
Sunday Bloody Sunday - najsłabsza wersja od lat, zdarzały się pomyłki, bez przedłużonego zakończenia, niezłe grafiki - ale to za mało. Lepszy okres był jedynie gdy pojawiał się Rock the Casbah.
Pride (In the Name of Love) - druga przerwa na WC.
MLK - tego się w ogóle nie spodziewałem, pomijając polityczne zaangażowanie tego utworu trzeba przyznać, że Bono dobrze sobie radził, pozytywny przerywnik, szkoda tylko, że potem chopaky grali...
Walk On - brrrrrr, wrrrrrrr, bzzzzzzz, eeeee - NIE. Ja wiem, że maski, ja wiem, że lampiony, ale skoro to był utwór dedykowany osobom walczącym o prawa człowieka, to warto by było to porządnie grać
Where the Streets Have No Name - jak zwykle świetne, ale szczerze mówiąc wolałem zarówno wersje z VT, ET, Popmartu (za ruszenie nieruszalnego), na ZOO TV brzmiało w sumie (jakościowo) podobnie.
One - rzadko kiedy wychodziło coś sensownego, niestety. Ktoś jest w stanie wskazać jakieś naprawdę dobre wykonanie na 360?
Ultraviolet (Light My Way) - ułaaaaaaaaaaaa, dziwki, koks, lasery, mikrofony, ufoludy - no po to budowali to cholerstwo! RE WE LA CJA! Wokal Bono DAWNO nie brzmiał tak dobrze, czuć było lekkość podobną (ale tylko podobną) do chociażby Młejsów a'la ZOO Sydney. Reszta dopasowała się poziomem i wyszedł hajlajt z piosenki w sumie niepozornej.
With or Without You - do pośpiewania dla publiczności, nawet jak się pojawiało gdzieś, RZADKO, Shine Like Stars to nie było TO. A ja wciąż wierzę, że potrafią to zagrać porządnie, wymyślić na nowo (ponownie - wersja a'la MacPhisto!), przearanżować, zaskoczyć.
Moment of Surrender - taki hymn na koniec to dobry strzał. Ewolucja dokonana przez niby-rap właściwa. Tylko się zgubiły Hammondy, a to niedobrze z kolei. Bomba emocjonalna na koniec stwarza wrażenie, że to znowu był koncert tego jedynego zespołu. No i dla mnie osobiście to najlepsze co jest na NLOTH, powiew Joshuy, nadzieja na lepsze jutro.
Desire - tak, tak, zdarzało im się to grać! I to dobrze, po staremu, z mocą i energią. Tak bardzo tego brakowało pod koniec legu - w miejsce Stucka czy Staya przecież można zagrać akustycznie Desire! Trzy akordy - darcie mordy, a ile radości.
Party Girl - dla mnie zawsze utwór-żart, i jako taki powinien się pojawiać przy okazji jakichś ważniejszych urodzin/okazji. Nie za często jednakże. Wykonania nijakie, takie jak zawsze.
Electrical Storm - dobrze, że w końcu ruszone, ale to nie jest utwór koncertowy. ES sprawdza się, jak go się przypadkiem zobaczy w telewizji, nic poza tym.
Stuck in a Moment You Can't Get Out Of - porządne, miłe, ciepłe, ale szybko się przejada, wzmożona rotacja polecana, lecz nie uskuteczniana. Co do samych wykonań - bez zastrzeżeń.
Mysterious Ways - spektakularna kastracja, tym boleśniejsza, że naprawdę dobrze im to szło! I te późniejsze grafiki też mi do gustu przypadły.
Stay (Faraway, So Close!) - właściwie można napisać dokładnie to samo, co przy Stucku, oprócz tego, że Stay jest odrobinę lepsze. Ech, gdyby tak cokolwiek z tej pary zagrali full band. W wypadku Stucka był chociaż duet z Jaggerem, a przy Stay posucha.
Until the End of the World - nie ciął tak jak na ET czy nawet ZOO TV, ale pomysł z mostkami ratował sytuację. Gra świateł też nadrabiała. Na następnej trasie warto byłoby chyba jednak od tego odpocząć.
Elevation - nieeeeeeeeeeee, grane bez pomysłu, tylko po to, żeby zaspokoić gawiedź, nie tędy droga.
Bad - wciąż trzyma klasę, najlepiej było, gdy Bono chwytał za gitarę i dogrywał. Im dłużej grane - tym lepiej brzmiało. Dobrze, że jest grane rzadko - nie chciałbym, żeby Bad dopadła choroba Sztywnego Jądra. No i z tą piosenką wiąże się rzecz jasna moje najmilsze wspomnienie z tej trasy. Po to wybrałem koncert w Brukseli i utrafiłem w sedno. To teraz tylko The Wanderer...
The Auld Triangle - polej jeszcze.
New Year's Day - gdy było grane, to na wysokim poziomie, każde wykonanie, które słyszałem, podobało mi się. Czuć było zaangażowanie.
Your Blue Room - ja wiem, że to jest uberhipsterskie, ale jakoś mi nie pasowało ani do tego całego pająka, ani do reszty setu, ani w ogóle do koncertu stadionowego. To dobry utwór na pół-sen lub stan odurzenia.
Return of Stingray Guitar - intro/opener i w dodatku unreleased! Trzeba przyznać, że zaskoczyli, nie było takie złe, oprócz tego, że później grano BD... Dla mnie idealne byłoby połączenie Stingraya z nowym, lepszy Even Better, jeszcze tego nie robiłem, ale muszę to sobie puścić jedno po drugim.
North Star - do bólu średnie, niedopracowane, szybko się o tym zapominało.
Glastonbury - All Because of You 2. W dodatku nie zagrane na samym festiwalu. Bez sensu.
Miss Sarajevo - Bono mógłby śpiewać samą arię i nikt by nie zauważył różnicy. Może powinni prosić Briana Eno na scenę?
Hold Me, Thrill Me, Kiss Me, Kill Me - miło, że sobie przypomnieli o Batmanie, tylko CZEMU zamiast Ultrafioletu?... Nie można byt tak zamiast WOWY tuż po? Albo najpierw Netoperka, a potem Ultrasa? Jakkolwiek. Wykonania dobre, ale gorsze od Popmartu, brakowało trochę, jakby to ładnie ująć...a tak - jebnięcia.
I Will Follow - rockowy powrót przeboju, nic do zarzucenia, ale przecież jest tyle innych do wyboru - chociażby Gloria.
Every Breaking Wave - lepsze od North Star, z potencjałem, ale jeszcze przeze mnie nie rozgryzione.
Mothers of the Disappeared - ubogi krewny mocarnych wykonań z Popmartu i The Joshua Tree Tour. Trudno było się zorientować, że to grają. Bardzo szkoda, bo pokładałem duże nadzieje w tym akurat utworze. Jakoś te kilka wykonań rozpływało się we wszystkie strony.
Mercy - dla mnie najlepszy z "nowych" utworów, chociaż szkoda, że nie grany bliżej wersji opracowanej w studio. "Jutowy" w dobrym tego słowa znaczeniu.
Spanish Eyes - bisajdy z lat 80' - to lubię! Nie tak dobre jak w 87, ale trzymające klasę! Gdyby tak każdy koncert miał tego typu "dedykację" dla kraju, w którym grają... Zagrane z jajem i energią.
Boy Falls From the Sky - powiew lat 90', brudna gitara Edge'a i styl jakby niepasujący do wszystkiego co wydali od 2000 r. co mi się niezwykle podoba. Szkoda, że tylko raz.
One Tree Hill - znacie moje zdanie na temat tego utworu, ale przyznaję, że w wersji live zyskuje (chociaż niewiele ). I trzeba lecieć na Antypody, żeby to usłyszeć, ech... Za dużo zachodu
Scarlet - królik z kapelusza! Strzał w dziesiątkę! Mogliby wywalić Walk On miast MLK i byłoby gites: Bono miałby więcej czasu na gadanie, hołdy zostałyby oddane, a najsłabszy utwór z tej trójki usunięty. Tylko błagam, bez Jaya-Z... Jak to dobrze, że pamiętają, że nagrali coś takiego jak October.
Love Rescue Me - dobre na tle słabizn typu Pride czy SBS, ale obiektywnie nie tak porywające, chciałoby się, żeby odkurzyli coś innego niesinglowego z Rattle&Hum (najchętniej God pt. II, ale pójdę na kompromis i nie obrażę się na Heartland czy nawet Hawkmoon).
Even Better Than the Real Thing - absolutna bomba, nawet na video czuć, że stadion się trząsł, metamorfoza iście bulletowa i to na korzyść. No, może to nie są tak idealne wykonania jak na ZOO TV, ale to wynika tylko i wyłącznie z wyrzuceniu falsetu z menu. Ale nowy pomysł na tej utwór znakomity. I uwierzcie mi, Stingray przed tym pasowałby jak ulał. Można by nawet tak zrobić, że Stingraya grają tylko w trójkę, potem gasną światła - jest Bonias i jebudu.
Out of Control - świeży powiew, chociaż wiemy które wykonanie pozostanie jedno, jedyne i niedoścignione. Jednak jak się porówna parę I Will Follow i OOC z Elevation i Bootsami - ech...
Zooropa - utwór stworzony do the Claw, ale co tam, musieli przejechać pół świata, żeby na to wpaść. Nie słuchałem specjalnie wykonań, jedynie zapoznałem się z dwoma pierwszymi i widać było, że dopiero uczą się to grać. Mimo to - piosenka o teoretycznie nieograniczonym potencjale.
All I Want Is You - tak, tak, wiemy, ale nagraliście trochę więcej na tej płycie. Poza tym nie macie sekcji skrzypiec więc odpuście.
The Fly - wersja zbyt zbliżona do VT, żeby mi się podobała. Chociaż dobrze, że sięgnęli po ten utwór.
40 - pisałem o tym wykonaniu niedawno w wątku o Moncton, nie będę się powtarzać.
Chyba niczego nie pominąłem.
in search of experience
to taste and to touch
and to feel as much
as a man can
before he repents"
#11
Posted 04 sierpnia 2011 - 21:50
1. Elevation, czyżby największy hicior zeszłej dekady?
Jest taka kwestia, że ten kawałek potrzebuje pewnego "obudowania". ETour - wiadomo. VTour - świetny patent z zaczynaniem od połowy (wiem, że wielu się nie podobał, dla mnie uratował miejsce tego numeru w secie). 360 - zero pomysłu. Owszem, można zauważyć, że z czasem Larry, w stylu VT, wchodził coraz później, ale to i tak nie było to. Generalnie porażka. Spotęgowana jeszcze kompletnie irracjonalną nietykalnością.
4. Początek MOSa, pierwsze dźwięki "I tied myself with wire" - jakby Bono wypluwał żyletki
Zagadka: proszę wskazać a) koncerty, podczas których "I tied myself with wire" było nie rozdarte, tylko zaśpiewane, a nawet wyszeptane, koncerty, podczas których Bono nie zapodał "o o ooooo oooo ooo o" na początku Problem też z tym, że MOS zostało skiepszczone. Od któregoś momentu grali to bez jednej ze zwrotek ("we set ourselves on fire"), a od chyba 3 legu wstęp Lawlessa w stylu Whiter Shade Of Pale został zastąpiony taśmą (obcięli mu pensję, nie pojechał, czy co się stało?).
Intro unijne świetne, nie przejadło mi się do końca trasy.
Z tym, że nie do końca było unijne Zresztą zostawienie "unijnego" podczas pierwszego legu w Ameryce czy w Australii było niezłą wtopą. Trudno zrozumieć, dlaczego potem już dało się przygotować osobne do USA i osobne do Kanady.. moim osobistym faworytem była natomiast Tequila, robiąca za intro GOYB na pierwszym Mexico City. Z niezrozumiałych powodów - tylko na nim, dwa kolejne dostały gołe "let me in the sound". Co jeszcze dziwniejsze, na kilku koncertach GOYB było całkowicie pozbawione intra.
Still Haven't Found What I'm Looking For - to było dla mnie największe pozytywne zaskoczenie pierwszych koncertów w Barcelonie. Nigdy bym się nie spodziewał, że może to zabrzmieć tak świeżo! Być może to snippety ożywiły ten utwór,
Myślę, że ożywił go głównie fakt, iż chyba po raz pierwszy w historii jego wykonywania Larry nie czekał z wejściem do drugiej zwrotki..
Electrical Storm - dobrze, że w końcu ruszone, ale to nie jest utwór koncertowy.
Nie zgadzam się, byłem z początku przeciwnikiem grania tego w ogóle gdziekolwiek, ale po paru razach się przekonałem. Niestety, w tym samym momencie ES zniknęło na dobre.
The Auld Triangle - polej jeszcze
Wysłuchałem tego, siedząc na krawężniku dublińskiej uliczki pod Croke Park - i ten moment to jedno z moich najmilszych wspomnień, jeśli chodzi o tę trasę.
Hold Me, Thrill Me, Kiss Me, Kill Me
Zagadka nr 2: od którego koncertu panowie zorientowali się, że refren z jedną gitarą trochę za mało jebie, więc pasuje jebnąć w tle orkiestrę?
Boy Falls From the Sky - powiew lat 90', brudna gitara Edge'a i styl jakby niepasujący do wszystkiego co wydali od 2000 r.
Hm? Jak dla mnie to Electrical Storm 2.
No, może to nie są tak idealne wykonania jak na ZOO TV
A dlaczego nie? Zgadzam się w zupełności z zachwytami. Even Better z 360 jest dokładnie tym samym, czym były The Fly i Until na Elevation Tour - archetypem. Zamiast tych "parampampa" na gitarze konkretne jebnięcie wah-wahem i jest wreszcie moc. Patrz: Glastonbury.
#12
Posted 04 sierpnia 2011 - 22:45
Ja też się jaram, ale TAKIEGO "take me higher" brakuje. W ogóle wówczas wokal Bono pasował jak ulał właśnie do tych dwóch utworów - Młejsów i Even Better, w wypadku innych utworów z Achtunga granych później (One, Unitl, Zoo Station, The Fly) nie miało to tak dużego znaczenia. Ale samo przearanżowanie instrumentów - rewelacyjne.A dlaczego nie? Zgadzam się w zupełności z zachwytami. Even Better z 360 jest dokładnie tym samym, czym były The Fly i Until na Elevation Tour - archetypem. Zamiast tych "parampampa" na gitarze konkretne jebnięcie wah-wahem i jest wreszcie moc. Patrz: Glastonbury.
in search of experience
to taste and to touch
and to feel as much
as a man can
before he repents"
#13
Posted 05 sierpnia 2011 - 09:18
-Elevation(Nie można powiedzieć ze jest tragicznie (szczególnie pod koniec trasy było w miarę) ale mogli by odpocząć albo przywalić wersją z VTour)
Największe Hajlajty i najlepsze wykonania:
-Even Better Than The Real Thing (No na to czekałem,(brakowało tylko części po Here She Comes!)bez ucinania slide'a,kaczka urywająca dupsko lepiej niż na ZooTv czy Popmarcie,świetnie dobrany loop (ten kiedy jest chwilowe zatrzymanie i po chwili Larry uderza w werbel)całokształt dla mnie najlepsze Even od zawsze
-Miss Sarajevo-Zawsze lubiłem ten utwór i do żadnego wykonania nie mam zastrzeżeń ,wole Edka na pianinie a nie Briana Eno pierdzącego z tyłu na Bóg wie czym
-The Fly-Wykonanie kalka z VTour z domieszką ZooTv (Elevation The Fly nadal rządzi)
-Out Of Control-Jak zwykle świetnie,lubie ten utwór duzo bardziej od IWF
-I Will Follow-z wykopem i z jajcem
-All I Want Is You-Strasznie szkoda że nie dokonczyli trasy z tym utworem świetne wykonania i harmonijka na końcu
-Stay Faraway(So,Close!)-Jeden z moich ulubionych wersja akustyczna moim zdaniem jeszcze lepsza od full band jak zwylke świetnie ,bije na głowe Stuck'a
-Ultraviolet-Swietne ,rozwala Zootv
-Hold Me-niezłe ale przegrywa z Popmartem
-With Or Without You-Zagrane poprawnie ,wersja z Rattle And Hum i tak zamiata
-Until-Jak Until z kopem ale nie takim jak kiedys
-New Years Day-Każde wykonanie idealne (szczeógólnie to bez Pianina
-In A Little While-Ja nic nie mam do tego utworu ,a nawet go lubie wykonania porządne
-Vertigo -Koncówka miażdży Vtour
-City Of Blinding Lights-Tak jak kolega wyzej bez wstępu traci ale ogólnie może być
-Zooropa-Najpierw chłopaki dochodzili jak to grać ,ale jak doszli wychodziło świetnie
-I'll go crazy-Na początku świeże fajne,później zaczęło nużyć(czemu nie Mofo ,Gone lub Discotheque? Panowie musieli troche pochodzić
-Mlk,Scarlet -Oba bardzo fajne na zamienniki mogły wejść Promenade lub October
-Party Girl-Fajny utworek urodzinowy -wykonanie z Milanu bardzo fajne
-Angel Of Harlem,Desire-Full Band=bardzo przyzwoicie
-ES-Niezbyt lubie ten utwór
-Boys Fall From The Sky-Moim zdaniem najlepszy z nowych utwórów bije Mercy na głowe
-North Star-Na początku uważałem to za cienizne ,ale wykonania Fenderowe trochę mi sie spodobały
-Galstonbury-Całkiem,Całkiem
-BD-Z intrem ISS i snnipetem Space Odity jak najbardziej (Tell my Wife I love Her very much She Knoows!
Ogółem moim zdaniem trasa udana ,widać było zmęczenie kilka utworów trochę skiepścili (SBS)bo Walk On się jescze broni brakuje mi wnim tylko gitary Bono a Sbs oczywiście nie jest tragiczny (zaden utwór na tej trasie nie został wykonany tragicznie,niektóre wrecz wzorowo (Love Rescue Me)ale drażni mnie niezmiernie środek SBS z tym funkującym basem Adama,ten dzwiek przypomina trochę POP ale za cholere nie pasuje do SBS
Aha-Jescze BAD nigdy nie słyszałem kipeskiej wersji tego utworu szkoda że bez Ruby Tuesday na 360
-One Tree Hill-Uwielbiam ten utwór i przełkne nawet wykonanie z tą kobitką
-40-Wykonanie bardzo fajne oprócz jednego fałszu Adama przy frażoletach
Dobrze że skończyli przed urodzinami Baracka Obamy ,bo mogłyby się dziać cuda z szampanem włącznie
I have a vision... Television
Please tell a President to watch more TV
President is not avalaible to Me??? (Mirror Ball Man Zootv Washington Dc)
http://forum.u2guitartutorials.com/
#14
Posted 05 sierpnia 2011 - 11:38
Dobrze że skończyli przed urodzinami Baracka Obamy ,bo mogłyby się dziać cuda z szampanem włącznie
Spooko, Obama wróci na następnej trasie - będzie gadał na ekranie: "the saaaame people, who worked with me during my campaign..".
#15
Posted 05 sierpnia 2011 - 12:57
Taa o potem to samo powtarza Zooropa Boy The saame people.... TURN ON YOUR RADIO AND LISTEN PRESIEDENT OF UNITED STATES ,BABY,BABY,BABYSpooko, Obama wróci na następnej trasie - będzie gadał na ekranie: "the saaaame people, who worked with me during my campaign..".
Szkoda że nie było piosenki for U2 Crew the best Crew on the World jak na Zoo
I have a vision... Television
Please tell a President to watch more TV
President is not avalaible to Me??? (Mirror Ball Man Zootv Washington Dc)
http://forum.u2guitartutorials.com/
#16
Posted 05 sierpnia 2011 - 20:43
#17
Posted 05 sierpnia 2011 - 22:42
#18
Posted 05 sierpnia 2011 - 23:06
Nie będę pisał że mi było źle... bo nie było!!!!
Byłem na 2 koncertach - Chorzów (1-szy koncert U2 w życiu) i Hannover (1 rząd w GC!!!)
Jestem szczęliwy, że udało mi się zobaczyć U2 na żywo i przeżywać trasę!!!!
W Hannoverze poznałem forumowiczów!!! Cieszę się i DZIĘKUJĘ!!!!
Największym hajlajtem było dla mnie oczywiście UV i HMTMKMKM!!! Świecący mikrofonik i kurteczka Bardzo się cieszę, że było mi dane usłyszeć / zobaczyć oba te kawałki
Never, ever, to be forgotten...
The best birthday in my life...
#19 Guest_madredeus_*
Posted 12 sierpnia 2011 - 08:52
Dla mnie 360tka to spełnienie jakiegoś tam marzenia. Do którego niejako zainspirował mnie forumowy ZBYCH. Gdy kilka lat temu przeczytałam, że wybrał się na kilkanaście koncertów U2 podczas jednej trasy koncertowej pomyślałam sobie, że też tak bym kiedyś chciała. I stało się. Na początek miał być tylko jeden koncert w Niemczech i obowiązkowo w mojej ukochanej Portugalii. Ale poznałam Michała i wylądowaliśmy na 7. Frankfurt, Hannover, podwójny Zurych, podwójna Coimbra, Rzym...
Najlepszy koncert spośród tej siódemki to drugi Zurych. To pewnie przez ten deszcz było tak niesamowicie... Najsłabiej z nich oceniam koncerty niemieckie, zwłaszcza Frankfurt, ale to pewnie z powodu ogromnego zmęczenia jakie mi wtedy towarzyszyło.
A Rzymu jako miasta nigdy nie polubię. I TYLE.
Dziękuję Michał, bo to głównie dzięki Tobie pojechaliśmy na tyle koncertów. Namawiałeś mnie do skutku i wsparłeś finansowo. No i dziękuję, że wytrzymujesz z taką złośnicą jak ja
To tyle. Byle do następnej trasy!
#20
Posted 12 sierpnia 2011 - 09:23
Ile powstało profesjonalnych filmów z tej trasy?
Czy tylko U2 At The Rose Bowl z początków trasy i Glastonbury z końcówki, ale w okrojonej (bo festiwalowej) setliście?
.
1. U2 * 2. Queen * 3. Metallica * 4. Marillion * 5. Pink Floyd * 6. R.Stones * 7. Iron Maiden * 8. Radiohead * 9. Deep Purple * 10. D.Mode
U2 TOP 10: The Unforgettable Fire, Exit, Luminous Times, All I Want Is You, Ultra Violet, Acrobat, The Ground Beneath Her Feet, Electrical Storm, Sometimes You Can't Make It On Your Own, Magnificent
Reply to this topic
2 user(s) are reading this topic
0 members, 2 guests, 0 anonymous users