Śmiesznie wyszło, bo zespół ukrywał cały czas, że Adam się rozchorował. Nie wiem czasem czy Bono dalej tak nie twierdził w rozmowie z Michka Assayas, czy też w Świętym i Grzesznym, nie pamiętam dobrze.
Nic nie wiem o tym, by Bono fakt absencji Adama ukrywał. Wręcz przypominam sobie, jak kiedyś w jakimś wywiadzie, opowiadając o tamtym zdarzeniu stwierdził ze śmiechem, że Stuart " wypadł całkiem nieźle, jak na gościa, który robi w gacie ze strachu "
Z przerwanego koncertu w Amsterdamie jest niezły bootleg, z którego bynajmniej nie wynika, że głos Bono był wtedy " straszny ". Radził sobie o wiele gorzej choćby podczas pierwszego koncertu trasy Joshua Tree w Tempe ( Bono tłumaczył się wtedy podobno wpływem suchego, pustynnego powietrza ), gdzie był w stanie wydobyć z gardła jedynie chrypienie. Wygrowlowane Where The Streets Have No Name wciąż mam w pamięci.. Podobnie zaskoczył mnie, wspomniany przez Bono na dvd z Bostonu, koncert ETour w Albany, podczas którego wokalista jakoby czuł się " fucked up ". No, może i się czuł ( znaczy na pewno się czuł, coś nawet przed Kite wspomniał, że nie ma wyjścia, trzeba jakoś dociągnąć do końca.. ), ale śpiewał, jak dla mnie, zupełnie normalnie. A może nienajlepsza jakość bootlegu uniemożliwia wychwycenie jakichś większych skuch ?
Z bezadamowego koncertu w Sydney też jest bootleg, ale kiepskiej jakości ( nie znam innego ). Mam go, ale słuchałem na razie jedynie fragmentów, a z tego, co da się na nim usłyszeć trudno stwierdzić, czy brak Adama wpłynął na brzmienie zespołu. Ostatnio mam zajawkę na słuchanie kiepskich nagrań, więc dziś go poszukam, i spróbuję przebrnąć przez cały