Zasadniczo na temat Maanamu nie chce mi się dużo pisać, klasykę recenzować jest z jednej strony łatwo (bo robiło to już milion osób i wiadomo co mniej więcej napisać), a z drugiej jest to zadanie strasznie niewdzięczne (bo niezależnie od tego, co się napisze i tak nic nowego się w temacie nie powie). Nie pozostaje mi nic innego jak napisać o swoich odczuciach względem tej płyty, tym razem będzie więc bardzo subiektywnie.
Na początku zaznaczę, że o ile twórczość Maanam znam jako tako, o tyle "Sie Ściemnia" w całości słyszałem dawno temu albo nigdy. Poprzestawałem raczej na świadomości że taki zespół istnieje, że nagrał parę ważnych utworów i tyle.
W ogóle nigdy nie byłem zwolennikiem lat 80., a w Polsce ten okres (czy już przełom 80/90) kojarzy mi się wyłącznie ze śmiesznymi fryzurami i ubraniami w krzykliwych kolorach, natomiast w muzyce - oczywiście głównie z nową falą, ale też z lekko kiczowatą (zaznaczam że to tylko moje zdanie
) elektroniką, która w tamtym okresie rozpanoszyła się w zasadzie na wszystkie gatunki muzyczne (nie wyłączając nowej fali, ale też art-rocka). Co ja poradzę, że polskie zespoły nie potrafiły robić tego tak elegancko jak zachodnie. Takie czasy, po prostu.
Ale wracając do tematu - otóż w "Sie Ściemnia" Maanam te kiczowate klimaty dość skutecznie omija, reprezentując momentami wręcz nurt muzyki z pogranicza jazz-rocka (
Życie za Życie - nie tylko trąbki, ale też gitara, która brzmi trochę jak Metheny, a trochę jak Gilmour), zasadniczo uciekając od post-punka w klimaty lekko art-rockowe, wręcz progresywne (
For Your Love czy tytułowy
Sie Ściemnia), chociaż cały czas czuć tu punkową spuściznę (
Bądź Taka Nie Bądź Taka). W zasadzie tylko ostatni kawałek przekracza moje osobiste granice kiczu, poza tym jest bardzo ładnie i wyjątkowo nowocześnie. Mam wrażenie że np. takie
For Your Love aranżacyjnie i brzmieniowo wyprzedza swoją epokę. Niektóre utwory są zaskakująco świeże i, powiedzmy, 'gustowne', o co, jak już wspomniałem, w tamtych czasach było moim zdaniem dość trudno. Za to to estetyczne 'pokonanie' epoki ten album ma u mnie duży plus.
Co jeszcze mi się podoba? Subtelne, ale zauważalne pokrewieństwo z brzmieniem U2 z lat 83-84, jest tu trochę znanej z
War jeszcze nieco punkowej, ale już bardzo świadomej artystycznie zadziorności, a trochę charakterystycznej dla
Unforgettable Fire przestrzeni stworzonej przez gitarę na mocnej podstawie w postaci 'gęstej' (w sensie brzmienia oczywiście, nie ilości dźwięków) linii basu.
A co mi się nie podoba? Przede wszystkim teksty, a w zasadzie sposób ich śpiewania.
Bądź Taka Nie Bądź Taka wyśpiewywana w irytująco 'buntowniczy' sposób brzmi jak czołówka telewizyjnego programu do nastolatek (właśnie z tamtych lat). Również pierwszy utwór jest trochę 'popsuty', tam aż się prosi o spokojny, pół-recytowany, melancholijny wokal, a zamiast tego mamy hasła wykrzykiwane z gracją karabinu maszynowego. W ogóle teksty nie są najmocniejszą stroną płyty (momentami są zbyt oczywiste, poza tym denerwuje kurczowe trzymanie się rymów) a i z wokalem Kory bywa różnie. Potrafi być dramatyczny, jak w piosence tytułowej, ale chwilami drażni (fragmenty pierwszego utworu,
Bądź Taka..., już nie mówiąc o
Kadyksie, którego na albumie równie dobrze mogło by nie być).
Reasumując, oceniam tę płytę dość wysoko, bo po prostu mi się podoba, są w niej chwile które jakoś tam mnie ruszają, czego po Maanam w ogóle bym się nie spodziewał (czyli to może jednak dobrze że ktoś daje do recenzji takie 'oczywistości'
). Nie wiem jak bardzo znaczący jest jej wpływ na współczesną polską muzykę rozrywkową, nie znam się na tym, ale ilość ciekawych pomysłów w połączeniu z dystansem do aktualnej mody nie mogła chyba pozostać bez echa. Na minus wspomniane teksty (nie wszystkie, ale jednak chyba większość) i wokal, jak również zupełnie nietrafiony
Kadyks (nie wiem co chcieli tym kawałkiem przekazać).