A mogło być tak pięknie...Takimi słowami zaczyna się ta płyta, wcześniej jest jeszcze otwierająca perełka w postaci onirycznego
Delirium, w którym słychać trochę Sigur Rós, trochę późnych Floydów, dużo subtelnych plam dźwięków, jakaś gitara hawajska (której na całym albumie trochę jest, a która znajduje sobie odpowiednie miejsce dopiero w końcówce), ogólnie jest ładnie, dużo można sobie po takim wstępie obiecywać. A potem następuje wspomniany, singlowy (co nie może być zaskoczeniem) utwór, banalna popowa pioseneczka jakich wiele (i na tej płycie, i w ogóle). Bez większych ambicji, ma nie przeszkadzać podczas picia wina przy kominku (ale tak strasznie źle znowu nie jest, momentami słychać tu np. echa niektórych spokojniejszych kawałków Myslovitz).
Dalej nie jest niestety lepiej (ale dużo gorzej też chyba nie). Nie będę opisywał poszczególnych kawałków, kolejne piosenki są na tyle do siebie podobne, że trudno coś więcej o każdej z nich powiedzieć. To co rzuca się w oczy, to:
1. Banalne, nieco infantylne (a przede wszystkim chyba po prostu niedopracowane) teksty. Niby o miłości, a tak naprawdę o niczym.
2. Dobra produkcja, ciekawe (chociaż cały czas popowe, a więc aby-tylko-nieprzeszkadzające) aranżacje.
3. FATALNY wokal - Reni w ogóle nie ma pomysłu na siebie, nie wie czy chce być Anią Dąbrowską, Alicią Keys, Majką Jeżowską, Anitą Lipnicką czy Bóg wie kim tam jeszcze - bo sobą nie jest na pewno. Do tego niezbyt dobra dykcja (ten przeklęty brak 'ę' na końcu wyrazów) i przeciętny głos, co w przypadku piosenek, powiedzmy, 'młodzieżowych' nie przeszkadzało, tu natomiast ambicje (również wykonawcze) miały być chyba większe, niestety nic dobrego z tego nie wyszło. A momentami Reni wręcz irytuje - próbuje udawać że śpiewa lekko, a brzmi jakby męczyła się niemiłosiernie (jak w
Ostatecznym Starciu czy
Nie Umiem Już Kochać).
I mógłbym na tym skończyć, dodać tylko że w warstwie tekstowej przebija gdzieś tu i ówdzie tęsknota za 'dawnymi czasami', (
Iluzjon,
Dziewczyna Przy Fortepianie), dać dwóję i iść spać.
Ale nie zrobię tak, bo właśnie leci sobie
8 minut które jest po prostu bardzo dobrą piosenką. Bezpretensjonalna i przyjemna, ale ma w sobie to 'coś', wszystko zagrało tu idealnie. Wreszcie instrumenty mają swoje miejsce, nawet Reni śpiewa ładnie, lekko i z pomysłem (czy ja dobrze słyszę, tam śpiewa ktoś jeszcze?). W ogóle bliżej tu np. do Grzegorza Turnau'a niż wspominanej wielokrotnie Ani Dąbrowskiej.
I, jak się okazuje, to nie wszystko. W zasadzie już do końca jest bardzo ładnie,
Był sobie Paź i
Panna z Bagien urzekają swoją bajkowo-sentymentalną atmosferą, a i wokal cały czas trzyma poziom (zupełnie tak, jakby Reni gdzieś tak w połowie tej płyty nauczyła się śpiewać). Zamykająca album
Kurtyzana jest wprawdzie dość przeciętną piosenką (mam wrażenie że identyczną niemal melodię gdzieś już kiedyś słyszałem, nie mam pojęcia co to mogło być), ale pasuje na zakończenie płyty, nie burzy konsekwentnie budowanego od kilku piosenek nastroju, a daje fajne wyciszenie, konkretny sygnał że to już koniec.
Dlaczego kilka ostatnich utworów tak bardzo mi się podoba? Trudno mi powiedzieć co się zmieniło, niby niewiele, jakieś poszczególne dźwięki, pojedyncze wyśpiewane tak a nie inaczej frazy, ale naprawdę nie mogę się oprzeć wrażeniu że dopiero właśnie końcówka
Iluzjonu jest taka jaka miała być, że dopiero ostatnie 4 piosenki powstały nie w studiach producentów usiłujących sprzedać jak największą liczbę egzemplarzy albumu, ale w sercu samej artystki.
I ma to wpływ na moją ocenę, bo ta płyta przestaje być tylko eleganckim, 'wytargetowanym' produktem firmowanym nazwiskiem Reni Jusis, a ociera się o Sztukę (co jakoś tam zasygnalizowane było już w otwierającym
Delirium). Ale tylko ociera, więc niestety tylko:
A mogło być tak pięknie...