Jump to content


Down - Down II


  • Please log in to reply
27 replies to this topic

#1 Guest_Anja.S_*

Guest_Anja.S_*
  • Guests

Posted 08 marca 2010 - 23:10

Posted Image

Down - amerykańska supergrupa pochodząca z Nowego Orleanu (Luizjana) wykonująca odmianę heavy metalu zwaną southern metalem, posiadająca w swej muzyce również elementy sludge metalu. Został założony w 1991 roku. Jego członkami są Phil Anselmo, Peeper Keenan, Kirk Windstein, Rex Brown i Jimmy Bower.

Down jest obecnie jedną z ciekawszych grup - łącząc w sobie rock, sludge, a nawet blues tworzy mieszankę, która w swym brzmieniu nawiązuje do takich klasyków jak Black Sabbath, Saint Vitus czy Led Zeppelin.


Przykro mi kochani, jest metal :rolleyes: Recenzjąs widziane mile do 15 III br. do godziny 23:59. Buźki.

#2 Mirbalman

Mirbalman

    Pan Tamburyn

  • Members
  • 1 064 posts
  • Płeć:Mężczyzna

Posted 13 marca 2010 - 12:54

Angel of Death/Monarch to the kingdom of the dead/Sadistic, surgeon of demise/Sadist of the noblest blood




I w jednej chwili znalazłem odpowiedź / by kumple mnie lubili, co ze sobą zrobić /upodobnić się do nich w każdym detalu /chodzić do Hybryd i słuchać metalu




To jest ta zabawa w recki, tak? Odpalam, leci. Album wcisnąłem do folderu pomiędzy Demigod Behemotha, a God Hates Us All Zabójcy.



W tym czasie. (będzie to stengoram, wrażenia, przemyślenia dopisywane na bieżąco)



Ja lubić metal. Metal to jest dobra muza. Od czasu gdy dostałem w ryło za ?bycie metalem? z powodu posiadania długich włosów, od gościa, który właśnie skończył recenzować nową płytę Firmy (kija że na koszulce miałem napisane Ejnimal Kolektiw), czuję specyficzną więź z tą subkulturą. I w ogóle jakoś tak mi metalowo w życiu. Moi wakacyjni współlokatorzy w przerwach słuchania Dimmu Borgir i Burzum przychodzili do mnie i mówili że ten Tom Jork to prawie tak dobry wokalista jak Varg.

Fajni są.

I tolerancyjni.

Were one but not the same.

i w ogóle.

Cieszą nas te same rzeczy.

Razem darliśmy mordę gdy Nergal targał Biblię w Krakowie

i razem płakaliśmy gdy związał się z Dodą.

Oni mnie pocieszali mnie gdy rozwiązało się Oejzis.

We Got to Carry each other.


W głębi duszy jestem metalem.

Ale o czym to miało być? Aha, zespół Down, nieznany mi wcześniej, którego trwający niespełna godzinę album leci i leci i jakoś się skończyć nie chce. W ogóle tak mnie naszło ? Metallica to metal czy już nie? To pytanie w stylu dlaczego w Paprykarzu Szczecińskim nie ma papryki.


(Ej, skup się, słuchaj, Ty masz reckę tego napisać?)

Chwilę, zobaczę co o tym albumie napisali inni. Otóż na portalu artrock.pl płyta dostała 8/10.

(Eeeej?.coś mi chyba ucieka.)

(Leci numer 12. Nie pamiętam jaki był 11. Już nie wspominając o reszcie.)

Taki Reign In Blood przynajmniej nie dał się nudzić, gdyż napierdalanka była lepsza niż kofeina.

I były emocje.

I w ogóle czad.

I Mengele.

I Auschwitz.

Nie no fajne bębny są ogólnie, fajnie brzmią. Takie se jam session chłopaki zrobili. Fajnie grają. Trochę tu bluesa, trochę folku, trochę hard rocka, generalnie jest smętnie niezależnie od tego czy włączają przestery czy też chwytają za akustyka. Nawet melodyjki są, i w ogóle mało metalu w metalu. Mam nawrót bezsenności od kilku dni więc ta płyta może być naprawdę dobra.


Czternastka ma naprawdę wporzo riff. Powaga.


To ja może dalej przedstawię swoje wnioski co do metalu

---------------------------------------------------------------------------------
1. Peter z Vadera ma zajebisty głos, gdy mówi. Taki matowy. Schekoutujcie sami.

2. Roman Kostrzewski jest cholernym grafomanem.

3. Po ostatnim kawałku Afrosów śmiem twierdzić, że to oni będą supportować Slayera na kolenej trasie.

4. Bardzo lubię M. Mansona. Polecam Holywood albo Antichrist Superstar

----------------------------------------------------------------------------------


Motyla noga skończyło się. A ja nie umiem wymienić ani jednego mementu który by mnie wziął.

Twoja ignorancja czy moja pycha, sam już tego dobrze nie wiem



Generalnie jest mi łyso, bo to podobno niesłaby album jest. Ale sorry.

3/10 bo to poprawne, harmoniczne, ale nudne jak jazda pociągiem z Krakowa do Gdańska. Nie wywołało u mnie żadnych emocji.








Sorry Anka.

#3 Yasiu

Yasiu

    .

  • Members
  • 2 675 posts
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:Kraków

Posted 14 marca 2010 - 18:51

Anju, myślę, że gdybyś im nakazała sluchać Southern Isolation (jeszcze inny projekt Phila Anselmo) to odzew byłby większy :)

#4 Max

Max

    nocny tabaskowicz

  • Moderatorzy
  • 9 091 posts
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:The Joshua Tree National Park, CA

Posted 14 marca 2010 - 18:51

Spokojnie, chwilę przed wtorek sypną się recki.

#5 acr

acr

    mam tu fajne drzewko

  • Moderatorzy
  • 17 742 posts
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:skądinąd.

Posted 14 marca 2010 - 21:03

Otóż, a kto nie napisze, ten niech spada.
Nawet ja się już staram jakoś to ugryźć.

#6 monika2506

monika2506

    Użytkownik

  • Members
  • 294 posts
  • Płeć:Kobieta
  • Skąd:Lublin

Posted 14 marca 2010 - 21:39

1. Nie mam pojęcia o metalu, nie wiem po czym poznać czy jest dobry, no ale..
2. Piosenka ma być... no, nie wiem, bez zahamowań może, agresywna, to ok, jasne, może być dobra. W każdym metalu najbardziej przeszkadza mi głos wokalisty, jest okropny, nie chciałabym spotkać tego człowieka, który śpiewa. Nawet lepsze by było, gdyby muzyka była tak niesamowicie głośna, że nie słychać w ogóle śpiewania, tylko jakieś linijki próbujące się przebić, to by było mocne, chociaż i tak by mi się nie podobało, ale no, mocne by było.
3. To muzyka teraz, bez wokalu, może jest troszeczkę ujarana (ujarana to pozytywne pojęcie, jakby co), ale nie tak, jak jest fajnie, tutaj nie czuję energii, czadu, żadnej radości, wszystko jest takie ciężkie, nudne, ale w końcu pewnie taki jest metal, nie wiem. Jak grać mocno, to tak, żeby wciągało, ujarać porządnie, z energią, zapałem, z melodią, wiadomo o co chodzi, tak, że musisz posłuchać drugi raz żeby zrozumieć co tam jest nawyprawiane. To tutaj czegoś takiego nie czuję, nie mówię, że tego nie ma, wiadomo, może ktoś to widzi w tym jednak.
4. O, Doobinterlude, nie ma wokalisty, super, nie mam się do czego przyczepić, sobie dobrze płynie i się ciekawie kończy.
5. Naprawdę boję się tego śpiewania, jakby nie chciał żebym tego słuchała
6. O, Flambeaux, też nie ma śpiewania, i tej przerażającej gitary, sobie stukają w perkusję, w porządku.
7. Ta płyta nie jest nawet dziwna, a dziwna byłaby ciekawa; ona jest strasznie nudna, jak flaki z olejem,
8. Ostatni 'landing on...' w nim dobre jest jakieś urozmaicenie, jakieś wejścia, przejścia, napięcie, brak przerażającej gitary:P za to w porządku rzępolenie,
9. "stainted Glass cross"też się wyróżnia, ma jakieś tam ciekawe zagrania gitary.
10. Z drugiej strony to może te riffy są dobre, może takie mają być, ciężkie, takie tłuste trochę? pewnie tak, ale co ja zrobię jak mi się to nie podoba. A i ten metal to chyba nie jest ten z malowaniem twarzy na czarno-biało, i na pewno nie ten taki z lasów Skandynawii.
11. Nawet nie chcę włączać tej płyty kolejny raz, żeby poszukać czegoś fajnego, melodii. A w sumie to coraz bardziej chcę posłuchać jakiejś mojej ulubionej, spokojnej piosenki. Czyli odwrotny efekt wywołuje Down, zamiast zachęcać do słuchania go, powoduje, że chcę czegoś innego :P
12. Więc tak, dlatego że nie lubię i nie czuję metalu, kompletnie czegoś innego oczekuję od muzyki, słuchanie go nie sprawia mi żadnej przyjemności, i w cale nie chce mi się do tej płyty wracać to dam jej...
Posted Image
jej, jak dobrze, że już napisałam :D

#7 Mirbalman

Mirbalman

    Pan Tamburyn

  • Members
  • 1 064 posts
  • Płeć:Mężczyzna

Posted 14 marca 2010 - 22:02

W każdym metalu najbardziej przeszkadza mi głos wokalisty, jest okropny, nie chciałabym spotkać tego człowieka, który śpiewa.

Wokal gościa z Down jest wręcz aksamitny. Sajkora chyba specjalnie wybrała bardzo "lekką" brzmieniowo płytę.

#8 monika2506

monika2506

    Użytkownik

  • Members
  • 294 posts
  • Płeć:Kobieta
  • Skąd:Lublin

Posted 15 marca 2010 - 07:40

możliwe, znaczy na pewno tak jest, ale wolę się nie przekonywać o tym na własnych uszach ;)
Ej, Mirbalman, Twoja recka jest sprytna, ale to tak tylko mówię....

#9 Johnny99

Johnny99

    Nothingman

  • Members
  • 10 523 posts
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:Club Tip Top

Posted 15 marca 2010 - 09:24

Bosz, ta płyta jest za długa, po przesłuchaniu dwóch pierwszych kawałków jak się zobaczy, że do końca jeszcze tyyyyyyle, to naprawdę można zwątpić. Ja metal lubiłem, ale raczej już nie słucham, a zwłaszcza nie słucham takiego, jaki proponuje Down. Nie powiem, parę riffów jest fajnych, niektóre rozwiązania też są niezłe ( np. w drugim czy trzecim numerze wprowadzenie tego heavy bluesa ), no i jedna ballada w grunge'owym stylu też im się udała. Nie ukrywam jednak, że wracałem do tej płyty wyłącznie z obowiązku, sam z siebie na pewno bym nie włączył drugi raz. Po prostu do niczego mi już takie granie nie jest potrzebne.
Drink Scotch whiskey all night long
And die behind the wheel

Tak uważam.

#10 user420

user420

    Użytkownik

  • Members
  • 5 213 posts
  • Płeć:Mężczyzna

Posted 15 marca 2010 - 14:47

Sprawa wyglada tak, ze troche mi sie rzeczy na glowe zwalilo i nie srednio u mnie dzis z czasem. Mozna jeszcze jutro wyslac swoja recke?

#11 Guest_Mac_*

Guest_Mac_*
  • Guests

Posted 15 marca 2010 - 15:21

A ja ugryzłem tą płyte. I zabolało..

Nie mam pojęcia co mam o niej napisać, oprócz tego że jest nudna jak flaki z olejem, jak polska piłka nożna, jak polsatowskie pornole..
Jako że za metalem nie przepadam, to jakoś specjalnie obiektywnie tu nie będzie. Metal to dla mnie jakaś osobna dziedzina muzyki, biorę pierwszą lepszą płyte z tego gatunku i widze na okładce typka który leży w swoich rzygach, a z tyłu koledzy z parafii jedzą obiad. Włączam i słysze 248756 gitarowych uderzeń na sekunde na pełnym przesterze, a prędzej żyłka mi pęknie za uszami i w dupie zanim zrozumiem tekst. To mi się nie podoba.

No ale tutaj jest lepiej. Co nie znaczy że jest dobrze.

Na początek, nie wiem czy zaliczyłbym tą płyte do metalu, bardziej wydaje mi się tutaj słuszny hard rock. A głos wokalisty to taki troche nickelbeckowsko rogucowski wokal, który mi się nie podoba.

No to powiem co mi się podoba. Podoba mi się że płyta mimo że jest nudna jako całość, to jednak utwory są bardzo różnorodne. Nie ma tutaj ciąglego napierdalania w struny i ryków rodem z japońskich przedszkoli, są też spokojniejsze momenty, taki hippie rock w gorszym wydaniu.

Podoba mi się perkusja, która nie odstaje, nie jest jej za dużo ani za mało - po prostu jest i spełnia swoją role w 100%.

Podoba mi się brzmienie. Przesłuchałem tą płyte dwa razy, za drugim razem na 95% możliwości moich głośników i powiem że czasami potrafiło wbić w ziemię i sponiewierać po ścianach. Ale to niestety tylko w spontanicznych przypadkach, ogólnie mimo tego do płyty już nie wróce.

Podoba mi się że czuje tutaj na pewno większą świeżość niż w innych produkcjach metali ciężkich. Nie dziwię się że po tym co robią w tych czasach metalowcy, metal nie jest już tak szanowany jak kiedyś, jest trochę ubogi, coraz mniej interesujący a tylko najwierniejsi fani jedzący koty i pokłóceni z wodą mogą słuchać tego bez przerwy. Na tej płycie jest trochę inaczej, dlatego boje się podpiąć ją całkowicie do metalu.

No i na koniec podobają mi się 3 piosenki - Lies (I Don't Know What They Say But...) , Where I'm Going, Lysergik Funeral Procession .

Nie podoba mi się cała reszta. Przykro mi.

Ocena:
Posted Image

#12 Witas

Witas

    Użytkownik

  • Members
  • 7 064 posts
  • Płeć:Mężczyzna

Posted 15 marca 2010 - 15:35

W dniach 14 i 18 XI 2002r. obejrzeliśmy w kinie "Regis" w Bochni adaptację komedii A. Fredry pt. "Zemsta". Film wyreżyserował Andrzej Wajda. Główne role grali: Janusz Gajos jako Cześnik, Andrzej Seweryn - Rejent, Agata Buzek - Klara, Katarzyna Figura - Podstolina, Roman Polański - Papkin.
Akcja filmu toczy się na zamku w Ogrodzieńcu w czasie zimy. Ukazuje on spór Cześnika i Rejenta, którzy mieszkają jako sąsiedzi w zrujnowanym, podzielonym na pół zamku. Bezpośrednią przyczyną ich zatargu jest podjęcie na zlecenie Rejenta próby naprawienia muru granicznego. Cześnik jednak nie dopuszcza do tego remontu i postanawia zemścić się na sąsiedzie, próbując zmusić Wacława - syna Rejenta do ślubu z Klarą. Nie wiedział, że tym spełnia marzenia dwojga kochających się młodych ludzi. Tymczasem Rejent, mając na uwadze dalsze życie w dostatku upiera się by Wacław pojął za żonę Podstolinę z którą także chciał się ożenić Cześnik. W końcu Wacław i Klara pobierają się, a między Rejentem i Cześnikiem nareszcie zaczyna panować zgoda.
Film bardzo mi się podobał. Odtwórcy ról dobrze wykreowali grane przez siebie postacie. Stroje wzbogacały walory artystyczne filmu. Na uwagę zasługiwała postać Papkina, w którego wcielił się Roman Polański. Zagrał on zgodnie ze scenariuszem nieudacznego, nieco smutnego, ale w gruncie rzeczy poczciwego i sentymentalnego gadułę. W tyle nie pozostawał również Janusz Gajos grający porywczego, gwałtownego Cześnika oraz Andrzej Seweryn - skryty, ale i zarazem podstępny Rejent. Swój talent aktorski pokazał również Daniel Olbrychski kreując ślamazarnego Dyndalskiego, który nie mógł wybaczyć swemu panu, że nie przypadła mu do gustu jego literka "b". Na uznanie zasługuje również muzyka Wojciecha Kilara, która wspaniale współgrała z perypetiami bohaterów. Zachęcam wszystkich do obejrzenia tego filmu.
Posted Image


Myślałem, że mamy poznawać nową, fajną muzykę, a z tym że dam Wam Rubika, to żartowałem.

#13 acr

acr

    mam tu fajne drzewko

  • Moderatorzy
  • 17 742 posts
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:skądinąd.

Posted 15 marca 2010 - 18:10

ale bardzo ładnego porcysa napisał.

#14 Max

Max

    nocny tabaskowicz

  • Moderatorzy
  • 9 091 posts
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:The Joshua Tree National Park, CA

Posted 15 marca 2010 - 18:15

last.fm powiedział mi, że pół składu zespołu Down tworzą panowie z Pantery, a więc z ugrupowania wielce przeze mnie szanowanego, mimo, iż jakoś dogłębnie ich twórczości nie znam, aczkolwiek za namowami mojej koleżanki - wielkiej fanki Pantery, poznałem co nie co z ich repertuaru. Dawno bo dawno, ale jednak. Co by nie rzec, w Down jest dwóch starych koni mających znaczny wpływ na metal lat 90 - Phil Anselmo i Rex Brown :D

Metalu i wszelkich jego odmian nie słucham, więc jakoś kategoryzować tutaj nie będę tego zespołu, odmian tego gatunku muzycznego jest w cholerę tak więc i recka może się okazać niezbyt 'profesjonalna' :D No ale o to w tym chodzi.


W pierwszej kolejności chciałem zaznaczyć, że w zasadzie nie jestem w stanie odróżnić utworów a album męczę już czwarty raz. Większość z nich to ciężka ściana dźwięku z buczącymi gitarami i ciągle szeleszczącymi talerzami czyli w sumie tak jak bywa w metalu, heh.
Prawie każdy utwór zaczyna się tak samo, a więc mamy pana, który wiosłuje riffem a za nim jego towarzysz z ciężkimi akordami.

Chyba najbardziej do gustu przypadł mi utwór "There's Something On My Side", przynajmniej jakiś refrenik można sobie wyłapać.
Śmieszne są te minutowe skity na albumie. Czyżby formuła zapożyczona od chłopaków z szerokimi spodniami?:P
O dziwo spodobała mi się też teksańska balladka na banjo "Where I'm Going". Panowie chyba nie zapominają o korzeniach;)

Reszta kompozycji po prostu wpada jednym uchem i po chwili wypada drugim. Jakbym siedział dłużej w ciężkiej muzie to pewnie bym tego nie napisał, to zapewne będzie zakrawać o hipokryzję, ale praktycznie wszystko jest tutaj na tzw. jedną nutę. Od metala za to zdanie pewnie bym dostał z glana w mordę :D

Co do wokalu - zastanawiam się czy to nie jest po prostu męczące dla pana śpiewaka, tj. stylizowanie na ultra mroczne dźwięki gardłowe. Śpiewać po ludzku kolo potrafi, co udowadnia w "Learn From The Mistake", które się całkiem przyjemnie słucha.

Cieszy mnie brak tematyki religijno - chrystusowo - szatanowej, przynajmniej w samych tytułach bo tekst śpiewany ze względu na wokal jakoś ciężko mi w większości kawałków wyłapać :D . Wiem, że to nie black metal czy inne death'y. Tutaj mam pytanko - czym jest sludge metal?
Zespołowi pod względem technicznym raczej nie ma co zarzucić, zapewne są świetnymi muzyki, zważywszy na to, że grają już sobie od początku lat 80 w nie byle jakich kapelach a więc jako takie pojęcie mają.
To w sumie byłoby na tyle.
Album w kręgach około metalowych pewnie jest dobrze odbierany, ale jako, że to nie moja działeria, jako, że się męczyłem, jako, że nie miałem w sumie żadnej przyjemności w słuchaniu tej nuty, wystawiam 4, ale na szynach. Byłoby znaczniej niżej gdyby nie obecność dwóch panów z Pantery w składzie (pewien sentyment), a że lubię bardzo i cenię wszelkiego rodzaju 'legendy' i postacie będące ikonami w danych dziedzinach, nie tylko muzyce, wnoszące spory, pozytywny wkład w ich rozwój, to chlasnąłem czwórę. Sorewicz.


=Posted Image

Zastanawiam się czemu Pawkie nie kazał Aneczce pomolestować nas debiutem tego zespołu pt. NOLA, wyczytałem, że to najlepszy ich album.

#15 Max

Max

    nocny tabaskowicz

  • Moderatorzy
  • 9 091 posts
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:The Joshua Tree National Park, CA

Posted 15 marca 2010 - 18:19

ale bardzo ładnego porcysa napisał.


Nie wiem tylko czemu padło na moje klimatyczne, miejskie kinko, w którym od kwietnia będzie możliwość oglądania produkcji w 3D B)

#16 TUFKAK_U2

TUFKAK_U2

    BejsmenT

  • Members
  • 2 607 posts
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:There is no place like home ;)

Posted 15 marca 2010 - 19:06

A mogłam dać Wam Them Crooked Vultures. Chociaż też byście ocenili ten album na 3-4. Nie wiem, nie pasuję do Was B)


Masz rację ;) Za dużo tam Josha Homme'a a za mało Johna i Dave'a.

Ale wracamy do Down ;)

Down II: A Bustle in Your Hedgerow

Posted Image

7/10



Podobnie jak w przypadku XTC nie miałem nigdy styczności z tą metalową (jak już mi teraz wiadomo) supergrupą. Powiem wprost: myślałem, że będzie gorzej - spazmatyczne darcie ryja + niemiłosiernie napier(!@#$)ca podwójna stopa... ale jednak nie !

Lysergik Funeral Procession charakteryzuje ciężki riff ala Tommy Iommi, złowrogi tekst; śpiew wokalisty jest jak najbardziej ok. - taki hard rockowy metal mi pasuje ;). I to rrrargh !!!! na końcu bardzo "panterowe". :D
Łomot bębnów; wchodzi przesterowany, dzwoniący o progi bas (tak jest !), gitara i panowie ostro łoją... Tak zaczyna się There's Something On My Side. Te okrzyki przed prowadzonym ciężkim riffem gitary refrenem MOC \m/! W środku już nieco spokojniej - panowie serwują klimaty grunge'owe.
Man That Follows Hell niesiony przez zeppelinowy riff (pan perkusista też poćwiczył przejścia w stylu Bonhama ;) ).
W Stained Glass Cross znów słyszymy zeppelinowe riffy - w porównaniu z poprzednimi piosenkami jest zdecydowanie bardziej melodyjnie, pojawia się nawet solo organów ! Fajny tekst dotyczący przemijania...
Ghosts Along The Mississippi - Anselmo znowu toczy walkę z dręczącymi go demonami. :P Na końcu znów powtarza wers tekstu (podsłuchał to u Trenta Reznora ?) i krótka solówka. Numer ratuje dobry tekst.
Dość nieciekawą część płyty przerywa wolny, lekko grunge'owy numer Learn From This Mistake, który jednak pod koniec dostaje kopa. Utwór ma dobrą solówkę oraz tekst.
Następnie zespół znowu wraca do ciężkich gitar. Beautifully Depressed oprócz dość ciekawego tekstu nie wyróżnia się jednak niczym szczególnym.
Where I'm Going to akustyczny numer (nadal jest grunge'owo - wokal Anselmo kojarzy się z Eddie'm Vederem). Po raz pierwszy słyszymy w chórku pozostałych panów.
Zespół pokazuje, że metalowe kawałki poprzegradzane rockowymi spokojniejszymi numerami to nie jedyne atrakcje, jakie przygotował i ma w zanadrzu jeszcze inne ciekawe rozwiązania muzyczne. Jednym z nich jest instrumentalny numer Doobinterlude (jak sama nazwa wskazuje "w klimacie dub" ;)). Dość ciekawy przerywnik.
New Orleans Is A Dying Whore rozpoczyna się bardzo ciężko, a spod nisko strojonych gitar ładnie przebija się bas. Tekst jest również bardzo mocny - nareszcie Anselmo i spółka pokazują czym jest prawdziwy metal ! Bardzo dobra solówka z charakterystycznym "łkaniem gitary" w stylu Zakka Wylde'a (nie wiem jak się to fachowo nazywa - forumowi gitarzyści pewnie mnie oświecą :D). Bardzo dobry numer ! chyba najlepszy na płycie...
W The Seed mamy tekst o ćpunach, ale poza tym kawałek jest mało interesujący.
Lies (I Don't Know What They Say But...) prowadzi fajny motyw basowy. Tu panowie pokazują swoje bluesowe (w stylu Led Zeppelin), a nawet niekiedy jazz rockowe oblicze i wychodzi im to naprawdę całkiem zgrabnie. Jeden z ciekawszych momentów na płycie...
Flambeaux to kolejny instrumentalny przerywnik, który jednak niczym ciekawym się nie wyróżnia - zupełnie zbędny podobnie jak kolejny na płycie Dog Tired.
Na zakończenie mamy znów uspokojenie w postaci Wars. Przypomina trochę jeden z poprzednich utworów - Where I'm Going. Akustyczne gitary i niepokojące dźwięki w tle, a całość utrzymana w lubianym przez panów grunge'owym stylu. Fajne outro - takie lekko psychodeliczne.

Podsumowując:
Down to dobry super-zespół jednak bez większych fajerwerków. Problemem tej płyty jest czas jej trwania. Pozbycie się z niej takich kawałków jak Beautifully Depressed, The Seed, Flambeaux czy Dog Tired (które są zwyczajnie przeciętne, żeby nie powiedzieć słabe) znacznie skróciłoby ten dość ciężko przyswajalny materiał, a tym samym płyta otrzymałaby lepszą ocenę... no i po prostu lepiej by się tego słuchało.
Teksty Anselmo - niekiedy bardzo gniewne, utrzymane głównie w konwencji moralizatorskiej, są dość ciekawe.
Panowie powinni się trzymać tego grunge'owo-bluesowo-jazzowego stylu jaki wykreowali na tych kilku numerach A Bustle in Your Hedgerow, gdyż bardzo dobrze sobie radzą z takim repertuarem !. Szkoda, że nie poszli dalej w tym kierunku - bali się, że "nie zadowolą" metalowych ortodoksów ? Ale przecież to jest trochę cięższy hard rock ! (Jeżeli można tak w ogóle powiedzieć :D )Nevermind...
A Bustle in Your Hedgerow to całkiem dobra płyta mająca kilka naprawdę genialnych momentów (Where I'm Going, Lies ..., NOIADW czy początek płyty są świetne !). Zmarnowany ogromny potencjał, a podobno to jedna z najlepszych płyt w swoim gatunku... (a może po prostu nie znam się na metalu ?). 7 ale tylko dzięki tym paru świetnym kawałkom...

#17 U2roopa

U2roopa

    Użytkownik

  • Root Admin
  • 6 527 posts
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:Wawa

Posted 15 marca 2010 - 19:24

Po zapowiedziach, że będzie metal, a potem po przeczytaniu recenzji Mirbalmana trochę się przeraziłem. Mój epizod z ostrą muzyką ograniczał się w sumie do Sepultury, Soulfly'a i kilku innych bandów. Wszystkie albumy leżą jednak od jakiegoś czasu zakurzone w szafce. Od wielkiego dzwonu sięgam sobie po "Primitive" Soulfly'a, bo sporo tam etnicznych klimatów i kop jest niewyobrażalny. Wracając jednak do tematu. Wilk nie okazał się jednak taki straszny.

Z twórczością Down, tak jak to miało miejsce przy XTC, spotkałem się po raz pierwszy. To co pierwsze rzuciło mi się w oczy na "II-Abustle in your hedgerow..." to sporo bluesowych naleciałości. Dopiero potem przeczytałem w ściągawce od Anji, że panowie są z Luizjany. Weźmy pierwsze z brzegu "Lysergik Funeral Procession", no sami powiedzcie czy łagodząc trochę gitary i zmieniając wokal na bardziej klimatyczny nie uzyskalibyśmy fajnego bluesa? Te same wrażenia miałem słuchając "The Man That Follows Hell", "Stained Glass Cross" (fajny pomysł z tymi klawiszami, naprawdę fajny), "Beautifully Depressed", "Lies, I Don't Know What They Say But...". W gruncie rzeczy gdyby się uprzeć to taki "Beautifully Depressed" spokojnie mógłby polecieć w przedpołudniowej, bluesowej audycji Manna w Trójce.

Co jeszcze usłyszałem? "There's Something on My Side" przykładowo to dla mnie niemal stara Sepultura z Maxem Cavalerą na pokładzie, zwłaszcza początek. Chociaż może bardziej wspomniany przeze mnie na początku Soulfy? Spodobał mi się moment od 2:07 do 2:23 i rodzące się z tego fajne solo. Potem niestety wchodzą kiepskie nucenia, przy których przypomina mi się IRA (te od 2:41). Dochodzę do wniosku, że za długi ten kawałek. Mogli wyciąć również to co dzieje się od 3.20 do 4.13. Zbędna minuta. Podoba mi się wiodąca gitara.

A np. w "Learn From This Mistake" momentami jakbym słyszał Alice In Chains. Moim skromnym to jeden z najlepszych kawałków na płycie. Wokal się nie wydziera, nabiera przyjemnej barwy, kawałek płynie. Robi sie sporo głębi. I to ma 7 minut? Nie zmarnowałem tego czasu.

Przy okazji "Doob Interlude" objawiło się zboczenie związane z U2. To co się dzieje od 10 sekundy to normalnie The Edge próbujący sobie na pustym amerykańskim stadionie, gdzieś z okolic trasy związanej z "The Joshua Tree". No a potem wchodzi to nieszczęsne "New Orleans Is a Dying Whore".

Największym mankamentem płyty jest wspomniana przez recenzujących jej długość. Kończący album "Landing on the Mountains of Meggido" (swoją drogą Jane's Addiction by się takiego kawałka nie powstydzili) powinien wybrzmieć w okolicy 10 pozycji i byłoby po bólu. Tymczasem utwory "New Orleans Is a Dying Whore", "The Seed" i zrobione na jaju "Flambeaux's Jamming With Staug" (zupełnie zbędne 59 sekund) sprawiają, że siedzę w fotelu jeszcze ale już myślę czy mam ziemniaki do kotletów.

Podsumowując, głównym punktem decydującym o moim zainteresowaniu tym albumem był ten przewijający się blues, który chwycił przy pierwszym utworze i którego szukałem potem aż do samego końca płyty. Czasem z powodzeniem, czasem bez. Najbardziej drażniące okazało się wplatanie w naprawdę fajne zagrywki gitarowe zbędnych przerywników, o których pisałem przy okazji "There's Something on My Side". Czy będę do "Down II" wracał? Zapewne fragmentarycznie.

Ocena jak u Maxa, czyli Posted Image.

Aha - wydaje mi się, że dedlajn na Down mija jutro o 23.59. Jeśli już chcemy trzymać się odstępów tygodniowych.

#18 derka

derka

    Lady with the spinning head

  • Moderatorzy
  • 5 611 posts
  • Płeć:Kobieta
  • Skąd:z krainy Oz

Posted 15 marca 2010 - 20:24

A więc metal. Jedyny metal jakiego słucham, to metal symfoniczny, no ale spróbuję zmierzyć się z tym wyzwaniem.
"There's Something On My Side" idealnie nadaje się jako soundtrack do jakiejś wyścigowej, bądź wojennej gry komputerowej. Jest power, jest kop, można się przy niej wyszaleć, wyskakać, wyżyć, chwilę odsapnąć, by po chwili znów dać się porwać mocy.
"Man That Follows Hell"- solówka wymiata, to jest to, co lubię! Potem ten gitarowy power, wdzierający się pod koniec krzyk wokalisty, nic tylko poddać się muzyce. "Stained Glass Cross"- piosenka bardziej rockowa, niż metalowa, niczym chwila wytchnienia po trzech poprzednich szaleństwach. "Ghosts Along The Mississippi"- cóż mogę powiedzieć? Zaje**sty kawałek! Zdecydowanie mój ulubiony. Nic więcej nie wymyślę, po prostu super moc, to "coś"- niewątpliwie będę wracać. "Learn From This Mistake"- podobnie. Świetna melodyka, fajny riffy, łagodny wokal przeplatany z ostrzejszym, spokojniej, ale nadal z pazurem. Super. "Beautifully Depressed"- nie zachwyca mnie, jak dwie poprzednie, jakoś gra sobie w tle, jedyne, co zapamiętuję to fajne gitarowe riffy, które atakują już na wstępie. "Where I'm Going"- czyżby jakie country, folk, blues? Spokojny przerywnik, nawet fajny kawałek. Miło się słucha, podobnie jak z "Doobinterlude". "New Orleans Is A Dying Whore"- cóż za tytuł, heh. Wracamy do ostrzejszego grania, jedyne, co mi się tu podoba, to solówka. "The Seed"- jak dla mnie po prostu metalowe - z braku lepszego słowa - rąbanie. "Lies, I Don't Know What They Say, But..."- intrygujący wstęp, podoba mi się, trochę dziwna piosenka, ale muszę przyznać, że dobrze się słucha. "Flambeaux"- nic specjalnego. "Dog Tired"- solówka miecie. Poza tym nic specjalnego. Ostatni "Landing On The Mountains Of Meggido"- akustycznie, trochę z Metalliką mi się kojarzy. Spokojny kawałek na zakończenie według mnie pasuje; ostry początek i delikatniej na koniec. Gitarowe przygrywki bardzo mi się podobają.
Obawiałam się trochę recenzowania metalu- przyznaję, jednak nie taki diabeł straszny, jak go malują ; ) Do niektórych piosenek z pewnością będę wracać, jestem mile zaskoczona, myślałam, że cały album będzie przysłowiowym "pruciem mordy", jednak okazał się całkiem znośną płytą :D Wystawiam 7/10

There's always a chance as long as one can think
this is music : last

#19 piotrekk

piotrekk

    Użytkownik

  • Members
  • 459 posts
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:Kalisz/Breslau

Posted 15 marca 2010 - 20:58

To niestety nie będzie fajna recka. Kompletnie nie miałem czasu i zrobię to na praktycznie jednym przesłuchaniu. No, żeby nie było, słuchałem wczoraj pierwszego kawałka. Z czymś mi się on kojarzy, tak jakbym go wcześniej słyszał. Wydaje się całkiem 'przyjazny' jak na ten gatunek :P. Nie wiem co powiedzieć o dwójce, ale Man That Follows Hell wywołuje całkiem dobre skojarzenia. Nie ma on jednak w sobie nic genialnego, co by było warte zapamiętania na dłużej, na końcu wokalista sam się obdziera ze skóry, kropka. To, czego nie zdołał utrzymać poprzednik, chyba udaje się Stained Glass Cross, bardzo ciekawy utwór. W czasie Ghosts Along the Mississipi zrozumiałem, co oznacza logo Carrefour. To zmieniło moje życie i od tego momentu nic nie było takie same. Czyli kawałek mocno przeciętny, nie moje klimaty. W Learn From This Mistake podoba mi się to, że przynajmniej rozumiem wokalistę. Następnik (:D) nie wywołuje żadnych emocji. Dzięki następnemu utworowi dowiaduję się, że panowie muszę być ze Stanów. Sprawdzam, o!, Nowy Orlean. Słuchając Doobinterludeoczekiwałem po nim czegoś fajnego, zmiany, czy coś. Niestety, chyba zanosiło się na coś gorszego niż do tej pory, nie będę oceniał New Orleans Is A Dying Whore, nie moje rejony. Potem jest już mniej lub bardziej męcząco, a kończy się dosyć spokojnie.

Brak czasu, kompletny brak chęci zagłębienia się w płytę, darcie mordy, ciężki weekend, to wszystko sumuje się w parę zdań na temat albumu. Nawet nie wiem, jaką mu dać ocenę. Anyhow, dam mu dwójeczkę za parę momentów.

2/10

Ogólnie sory, po prostu nie miałem siły, postaram się już więcej nie zostawiać recenzowania na ostatnią chwilę.

#20 anton

anton

    .

  • Members
  • 1 310 posts
  • Płeć:Mężczyzna
  • Skąd:Poznań

Posted 16 marca 2010 - 20:38

Ta recenzja będzie jeszcze dziwniejsza od poprzedniej. W tygodniu jakoś kompletnie nie miałem ochoty na ostrzejszą muzykę. Narazie najostrzejszy kawałek, którego słucham to Helter Skelter :D Serio, ciężko cokolwiek wydusic bez znajomości takiej muzyki.

Down. Jakby tu zacząc... Nie będę jechał kawałek po kawałku bo ich nie pamiętam.
Jednak, jeden fajny zapamiętałem - Doobinterlude. Robiłem lekcje wczoraj słuchając płyty. Tak sobie słucham, rysując funkcje kwadratowe, i myślę "fajny kawałek!", zaglądam żeby sprawdzic jak się nazywa, a on na to się tak chamsko SKOŃCZYŁ, po czym wszedł riff z nowego orleanu.

Generalnie, moja przygoda z metalem jest niezbyt szczęśliwa. Jak byłem malutki to trochę ostrzejszej muzyki słuchałem, ale metal raczej kojarzy mi się z natrętnym kolegą, który cały czas puszczał mi z komórki Zakka Wylde'a i Panterę...
Ale na tyle wiem o co cho, żeby stwierdzic że nie jest to zupełnie zwyczajny metal. Zwłaszcza maniera wokalisty dośc ciekawa.
Jak dla mnie to bardziej jakiś hardrock, ale czy nazwa robi jakąś wielką różnicę...

Płyta działa na mnie trochę drażniąco, kiedy próbowałem się wsłuchiwac, a kiedy robiłem lekcje to nawet nie było tak źle :D Nie potrafię odróżnic utworu od utworu, ale to kwestia obeznania. Podobno wiele osób ma ten sam problem z NLOTH :)
Nie podoba mi się ogólnie metal, nie potrafię poczuc o co w nim chodzi. Nie należę do grona wylewnych i impulsywnych osób. Jedyny jaśniejszy punkt to dla mnie Doobinterlude.

Z tego wszystkiego dam jakieś
3/10
za to, że nie jest jakimś mega hardkorem i cośkolwiek jest na niej interesującego.

Wolałbym Them Crooked Vultures. ;)
Tak właściwie to grają tylko troszeczkę lżej od nich... może to jednak uprzedzenia?




0 user(s) are reading this topic

0 members, 0 guests, 0 anonymous users