Wzgórze jednego drzewa.
odwracamy się by spotkać chłód, przejmujący dreszcz
gdy dzień błaga noc o litościwy zmrok
słońce pali, cienia nie znajdziesz już
tylko blizny w ziemi tej kamiennym obliczu
już księżyc lśni, a nad wzgórzem tam
w oczach twych słońce traci blask
pędziłeś niczym rzeka
po oceanu kres
w świecie tym jądro ciemności, ognia kraj
gdzie poeci słowem swym wykrwawiają się
Jara śpiewał - jego pieśń, w miłości rękach broń
a dusza płacze wciąż, z pyłu płynie krwią
pędzi niczym rzeka
po oceanu kres
nie wierzę w sztuczne róże, słowa miłości tej
gdy kule gwałcą noc, miłosierdzia noc!
spotkamy się znów gdy gwiazdy spadną już
a księżyc zapłonie krwią, nad wzgórzem jednego drzewa
pędzimy niczym rzeka
po oceanu kres
a gdy deszcz
zmaże łzy
gdy deszcz miażdży
serce mi
pada
pada
pada, pada wciąż
by rzeką znów
do morza dojść...
wielki ocean
morze łez
biegniemy wciąż
po jego kres
ps: dla mnie to jak zmierzenie się z absolutem. mam nadzieję że nie poległem jakoś straszliwie..
Edited by acr, 26 grudnia 2009 - 05:41 .