No więc jakaś recka... ok.
Byłem strasznie ciekaw publiczności w Stanach. Póki co był Chorzów, Hannover no i teraz Chicago. Fakt jest faktem, że publika w Stanach jest dużo mniej ruchawa niż w Europie. Jedyny plus, że prawie całe sektory stały w trakcie całego koncertu. Chociaż na Miss Sarajevo, Zooropie, Stay - ludzie siadali i czekali jak będzie coś z większym kopem. No trudno. Faktyczny udział publiki, że skakali, machali wszyscy - tylko na Streets.
Żeby potem już nie wspominać minusów - dźwięk z tyłu był kiepski. Stadion ma otwartą jedną trybunę i przy tym przeszklona duża część bocznej trybuny przez co było straszne echo i się nakładał dźwięk. Na samym początku na Even Better prawie nie było słychać głosu Bono. Potem coś się niby poprawiło, ale wciąż było to masakryczne echo. Na szczęście na nagraniach tego aż tak nie słychać (powoli się wrzucają).
Było też zamieszanie z biletami - okazało się, że jedno z dwóch miejsc, które mieliśmy wykupione było też sprzedane komuś innemu i dwa bilety były na to samo siedzenie (wtf?). Przesiedliśmy się więc na jedno wolne obok i na szczęście nikt nie przyszedł, więc o tyle nie było więcej problemu.
Zaczęło się. Ruszyła jakaś nowa piosenka i po 20 sekundach ją wyciszono, więc wiadomo były, że zaraz Space Oddity. Aparat przygotowany do robienia zdjęć, nagranie się robi, miałem nadzieję, że wyjdą z wyjścia tuż obok mojego sektoru - niestety wyszli po drugiej stronie. Ale co tam, chodzi o to, że są. Uśmiechnięci, rozradowani. Zaczynają się pierwsze dźwięki Even Better światła gasną. I nagle wchodzi perkusja, potem Edge, Adam. No i ten stary dziad też. I piosenka miecie po prostu. Ten opener w takiej wersji na żywo jest genialny. Aż się samo ciało rwało do skakania tak, jak wszyscy Ci na płycie. Tylko jak tu skakać jak cały sektor tylko stoi, buja się i klaszcze od czasu do czasu. Ech...
The Fly! Bardzo fajnie to usłyszeć na żywo, robi wrażenie. Problem w tym, że za bardzo lubię wersję z Elevation Tour, więc ta nie robi aż takiego wrażenia.
Nie wiem czy Edge czegoś nie pokopał w solówce. Tak mi się wydawało, ale głowy nie dam, bo to echo cholernie przeszkadzało.
Sądziłem, że Mysterious Ways będzie nudne (ten brak solówki, grr). Ale nie było. Snippecik Tryin na sam koniec był bardzo miłym zaskoczeniem. Niech teraz zagrają jeszcze Tryin zamiast MWays to będę w siódmym niebie.
Until, jak to Until. Bardzo dobry utwór, bardzo fajnie się słucha. Tutaj miałem dzwonić do kade, ale za cholerę nie udało się wydzwonić, bo pisało, że nie można wykonwać połączenia. A zasięg pełny! Grr...
Myślę - to teraz Magnificent, może nowa wersja na żywo mnie przekona. No i czekam sobie, a tutaj zaczyna się Out of Control. Niespodziewajka prawdziwa, nie obstawiałem, że mogą to zagrać tak wcześnie w secie, może jakiś dodatek na koniec, ale nie. Ta piosenka robi wrażenie na żywo, naprawdę. No i Bono coraz lepiej, coraz lepiej. Jak on się tak dalej będzie trzymał to oni naprawdę szybko nie skończą grać.
Bootsy - niewiele jest do powiedzenia. Dobra piosenka, bo była okazja porobić zdjęcia.
Bono rozgadał się trochę przed Ajstylem, tak samo przed następnym Stay. Publika ładnie śpiewała zwrotkę i refren, więc nie zawiedli. No i snippecik The Promise Land. Tego jeszcze na żywo nie miałem.
Stay porusza na żywo. Tak ładnie, lirycznie. Miami, New Orleans, London, Chicago and Berlin. Sporo ludzi usiadło w tym momencie. Oczywiście nie na długo, bo potem...
... Mark Kelly i jego messege do Chicago. To intro jest naprawdę miotące. Przy okazji cytat z Bowiego nabiera innego znaczenia, wiedząc co było z jego żoną nie tak dawno. BDay oczywiście wszystkich znowu wyciągnął z krzesełek do stania i klaskania. Chociaż tyle.
Elevation, Srelevation. Smoleńsk, kur*a!. No ale piosenka rozrusza ludzi, no. Co poradzić.
Pride na żywo wciąż mi się bardzo podoba. Można nie lubić niby, ale akurat na żywo bardzo ładnie się tego słucha. No i publika, która pociągnęła "OooO OooO" nawet po zakończeniu piosenki. Miła sprawa.
Animacje w Miss Sarajevo są bardzo pasujące. Robią klimat, świetnie się komponują do całej tej historii. Bono nie dociągnął do końca operowej partii, ale złapał oddech i skończył l'amore. Wciąż robi wrażenie, mimo że już piosenka niby się trochę osłuchała.
I teraz to, na co najbardziej czekałem na koncercie. Miałem do acra zadzwonić, ale w ogóle straciłem sieć, więc chociaż nagrałem. W każdym razie świetne animacje, super zaśpiewane. Nie jest to koncertowy wymiatacz, ale dla fanów ta piosenka to jest coś naprawdę wartego wysłuchania. Wiedzą już jak to grać.
COBL, Vertigo, Crazy. Nie ma co wiele mówić. Jak zwykle dobrze. Warte zanotowania - Adam tak zamiatał basem na wybiegu w końcówce utworu, że aż byłem zaskoczony. On dawno tak się nie bawił i nie ruszał na scenie. Widać plażowiczka, którą całował coś mu dodała skrzydeł.
A, no i Bono przed Ajstylem stwierdził, że Adam tutaj wiódł jak zawsze social life spore i jakoś wyjątkowo znacząco się do Adama uśmiechnął.
Na SBS publika na sektorach się nawet ruszyła. Takich klasyków widać im potrzeba najbardziej, bo przynajmniej coś znają. I od razu piękne przejście w Scarlet. Scarlet mimo, że jest to raczej instrumental niż piosenka to... no ej, bardzo fajnie się tego słucha. Bono tam swoje gada o Suczi, a chłopaki ładnie grają. No i po całej gadce, w trakcie jak Adam i Edge zmieniają gitary, leci tylko sama perkusja. Na stadionie spokój, na scenie ciemno i sam Larry gra. I na znak Bono ostatnie uderzenie. Tak trochę przypomina to 40. Sentyment.
Walk on jak zawsze świetne. Naprawdę podoba mi się ta piosenka na 360 choć to nie to samo, co w trakcie ET. Edge nie pomylił się w solówce! Lampiony Amnesty International są dużo lepsze od tych papierowych masek, really. No i przynajmniej zostają dłużej. Ale zawiedli mnie, bo się nastawiłem, że będzie You'll never walk alone, a tutaj Bono coś innego zasnippetował. No ale nie można mieć wszystkiego.
Nagranie Suu Kyi jest nudne. Tutu był dużo lepszy i naprawdę wywoływał lepsze odczucia.
One jak zwykle piękne. Nawet mojemu tacie zebrało się na śpiewanie w trakcie. No i Bono dał publiczności pośpiewać pierwszy refren. Niby nic nowego, ale...
Will you still love me tomorrow jest bardzo fajnym wejściem w Streets. Nawet nie wiem czy nie lepszym od Amazing Grace. O samych Streetsach nie ma co pisać za wiele. Najważniejsze, że cały stadion skakał, klaskał, machał, nawet sektory. No ale jak tutaj nie dać się ponieść na Streetsach przy tej eksplozji świateł? To jest to!
SUKCES! W końcu wiem co mówią do siebie te ufoludki lecące statkiem na nagraniu!
Wczoraj super wykonanie Hold me, liczyłem właśnie na to. Choć niby UV lubię bardziej, ale to też jest świetna piosenka i jakoś tak ostatnio bardziej to do mnie trafia.
Piękną sprawa podczas WOWY jest kula, która posyła światła na trybuny. To jest naprawdę piękne w trakcie tej piosenki. Samego utworu za bardzo nie pamiętam, bo próbowałem się zmagać z telefonem i zadzwonić, no ale oczywiście się nie udało. Bonio pożegnał się z kurtką, publika zaśpiewała końcówkę, wszyscy happy, myślę sobie: no to MoS. A Bono zaczyna coś tam marudzić, że mieli zagrać piosenkę na 25 rocznicę śmierci jakiegoś kolesia (nie dało się dosłyszeć przez to cholerne echo o kim mówił), ale że jednak nie zagrają. No to zostali oczywiście wybuczani i słusznie. Naradził się z Edgem, ogłosił, że zagrają teraz coś innego, a reszta się zastanowi czy będą to w stanie zagrać.
No więc MoS. Bono coś tam mówił podczas ostatniego o-o-oooo, ale nawet nie dosłyszałem czy to był jego wymyślny "rap" czy Jungleland. No trudno. Po wszystkim chłopaki chcą się zebrać, Bonio stwierdził, że chociaż zaśpiewa fragment i zaczął "O great ocean". W końcu zdałem sobie sprawę o kim mówił i o jakiej piosence. Bono trochę zapomniał linii melodycznej tego fragmentu i wcale to nie przypominało to oryginalnej linii melodycznej.
No ale spojrzał w końcu błagalnie na Edge'a, Edge dostał Gretscha, chwilę popróbował coś tam pograć, znaleźć odpowiednią tonację. Stwierdziłem, że nie wiadomo czy się uda, ale do acra dzwonię, może się uda. Udało się! Bono tylko dorzucił, że jeśli naprawdę to spieprzą, to żeby tylko na net nie wrzucać. Aha, jasne.
One Tree Hill naprawdę wymiotło! Ta piosenka ma taką moc na koncercie. Niech się wstydzą Ci, którzy jej nie doceniają. To jest jeden z ich lepszych utworów ever. Edge tutaj trochę pomylił solówkę, ale to tam nieważne. Ważne było, że udało się to usłyszeć na żywo. Loff dla Bonia za to. Naprawdę.
Chłopaki się zebrali, wyszli niestety znowu dalszym wyjściem. Ech, no trudno, co poradzić. Zebraliśmy się też powoli, dotarłem do domu jakieś 2h20 po wyjściu z koncertu. Warto się było tłuc. W końcu ostatnia okazja zobaczyć dziadów zanim skończą trasę i tak to dopiero za kilka lat, chyba, że się rozlecą do tego czasu, czego im naprawdę nie życzę.
Video się wrzuca, ale nie będzie ono szybko - mam tutaj dość słaby internet. Jak tylko się wrzucą to podam linki, będzie można obejrzeć. Zdjęcia dopiero zrzuciłem, powyrzucam co się nie nadaje i wrzucę paczkę do ściągnięcia. Będzie ich trochę.
Wciąż nie mogę się otrząsnąć z wczorajszego uczucia. Oni naprawdę potrafią człowieka uszczęśliwić. Koncert to takie katharsis. Czego wszystkim jeszcze życzę nie raz.