Ponieważ mój ranking się zapewne zdezaktualizował, a i nie chce mi się go w tej chwili szukać, napiszę teraz od podstaw nowy. No to lecim.
1. Stories For Boys - Tak. Tymbardziej lekkim szokiem było dla mnie gdy widziałem ów kawałek pare razy na listach utworów ściśle nie-ulubionych. Co mnie w nim tak rusza? Trudno to opisać całościowo, przede wszystkim jego energetycznośc (co za słowo ;]) którą można rozwalić na czynniki pierwsze. Wy nie musicie przy swoich typach, ale ja to zrobię, bo to uzasadnia w sporej mierze to pierwsze miejsce. Pierwsze co mi się rzuciło w uszy to wspaniała dynamiczna linia basu, kojarzy mi się z liniami Joy Division/New Order, a je zawsze uwielbiałem. Tak jak i tamtych, tak i ta sama w sobie tworzy pewną melodię i nadaje się do nucenia, poza tym świetnie brzmi, takiego brzmienia basu mi u nich teraz trochę brakuje. Połamane troszkę motywy na perce, wybrzmiewająca i dzwoniąca gitara - charakterystyczna w tamtych latach, do tego post-punk'owy klimat.. czegóż więcej.
2. A Day Without Me - I znów napiszę o Joy Division. Utwór napisany po samobójczej śmierci ich wokalisty, Ian'a Curtis'a. Nikomu nie będę wmawiał że jest drugim najlepszym kawałkiem tej płyty, ale prawie najczesciej do niego wracam. Znów wspaniała linia basu na której płynie ten kawałek, zwłaszcza gdy wchodzi po refrenach razem z gitarą. Delikatne cudo.
3. An Cat Dubh - Kocham taką prostotę. Kochan ten refren. Oo-o-ooo i wyciagane młodzienczym głosem Bono "about youuuu", wtedy perkusja, wtedy się dzieje. Co się dzieje? Nic wielkiego, te pare dźwięków, ale dźwięków najlepszych. I co cenię sobie przede wszystkim, nastrój utworu. Dziwny, tajemniczy, mroczny, ale jednak nie do końca. Mam problemy z przymiotnikami. Wybaczcie ;)
4. Out Of Control - Cały potencjał został wykorzystany na koncertach, dopiero ponad 20cia lat po nagraniu tego utworu. I może właśnie przez pryzmat tych wykonań odbieram studyjną wersję inaczej. W każdym razie również wspaniała. Wiecie czego słuchałem pół dnia w dniu moich 18tych urodzin? Wiecie :)
5. Shadows And Tall Trees - Zaśpiewane tak trochę 'niedbale', a mi się to bardzo podoba. Wsopaniałe. Znów pięknie się kręci, nakręca do refrenu, a potem pyk i zostajemy na chwilę z Larry'm. Zresztą dalej też jest niezwykle ciekawie jak na U2, ciekawa struktura utworu.. tęsknię za tym trochę po tych perfekcyjnie napisanych, zwyczajnych i często szablonowych piosenkach. Nie żeby tam gdzieś jakieś wybitne zmiany metrum były czy tematu, no ale jednak.
6. I Will Follow - Co można napisać o I Will Follow? No cóż, wersja płytowa to nie jest to co lubię najbardziej. Ale i tak lubię bardzo. Jeden z U2owych riff'ów wszechczasów, a moment z "your eyes make a circle" cudowny.
7. The Ocean - Plaża, chłodny wiatr, szare niebo, fale rozbijają się o brzeg, zabierają po kawałku plażę. Znów potencjał tego utworu został wykorzystany dopiero na żywo, zwłaszcza Larry trochę zaspał i dopiero we wczesnych wersjach koncertowych bębnił jak należy. Uwielbiam brzmienie Edge'a i Larry'ego tutaj, ale ten utwór równie dobrze mogliby nagrać Adam i Bono, wyobrażacie sobie jaką mielibyśmy cudowną ambientową miniaturkę?
8. Twilight - Ten utwór jest zdecydowanie za nisko, ale co ja poradzę, że reszta musi być wyżej? :D Wejście refrenu i to echo. Doznaję. A potem kawałeczek nieomal hard rockowego riff'u. Taka ciekawostka.
9. The Electric Co. - obiecałem sobie właśnie że już nie zastosuję porównania "studio - live", ale... sami dobrze wiecie o co chodzi. Po razkolejny zwrócę uwagę, jaka tam była wtedy cudowna sekcja rytmiczna! Znaczenie Adam'a i Larry'ego dla tych kawałków było wcale nie mniejsze niż Edge'a i Bono, a to był dopiero początek, bo moim zdaniem pełnię tego osiągnęli dopiero na October.
10. Into The Heart - Cudne to przejście z An Cat Dubh, nie? Bas który momentami potem wchodzi na wyższe dźwięki, idealnie prosta gitara, spokój, jakaś przestrzeń brzmienia i jak to mój ojciec mawia "ale się fajnie nakreca". Prawda że co nie?
11. Another Time, Another Place - Nie wiem czemu, nie potrafię tego uzasadnić tak, żeby kogokolwiek przekonać że to, że wracam do tego utworu tak rzadko ma jakieś logiczne, zrozumiałe podłoże. Przepraszam. To jest świetny kawałek, ile sie w nim dzieje, poezja. Ale jakoś nie, no po prostu nie i już. Nie, nie że nie lubię, ale nie wracam. Dlatego jest na ostatnim. Właściwie to nie ma na tej płycie słabego punktu :)
12. Boy Hidden Track - Heh, piszę żeby ATAP nie było na ostatnim :D A jest taki, jest, na niektórych wydaniach Boy'a się ukazał. Nie pamiętam jakich. To okropnej jakości fragment studyjnego dema Fire. Podobno, bo nawet specjalnie nie słychać. Muzycznie ciekawe nie jest pod względem żadnym, ale ratuje wspomniany kawałek przed ostatnią pozycją :D
PS:
Własnie spojrzałem na to co napisałem i wydaje się tego dość sporo, więz zaznaczam że komentarz może być jakikolwiek, albo nie musi go być w ogóle, choć oczywiście fajniej jakby był :)Wydaje mi się, że najlepiej jakby kazdy utwór z krótkim uzasadnieniem chociaż był, ale to już chyba zależy od tego, ile kto bedzie miał czasu i/lub weny ;) .
Hef fan.