A czy nie jest trochę tak że to
jak słuchamy muzyki zależy też od tego...
czego słuchamy? To nie przypadek że w niektórych serwisach o ocenie płyty często decyduje ilość
hooków na minutę, a same recenzje pełne są szalonego
namecheckingu. Chcemy żeby muzyka była "fajna", żeby była "na czasie" (nawet jeśli jest to jakiś tam revival, ba, nawet jeśli jest to coś nowego - to natychmiast rozpoczyna się na to moda itd.), a czy potrafilibyśmy dziś docenić album który nie jest "fajny", może jest staroświecki, nie ma w nim nic szczególnie rewolucyjnego, jest przekombinowany i pretensjonalny, nie wpisuje się w aktualne trendy, ale jest w jakimś sensie (nawet jeśli w sposób mało uniwersalny czy wręcz osobisty)
wielki? (patrz: ocena
Embryonic na Porcysie)
Nie mówię że odpowiedź brzmi "nie", zresztą np. na takim Pitchforku zdarzają się nawet oceny zawyżone za sam rozmach albumu (np. najnowsze Arcade Fire, w końcu średnio oryginalne i nie trzymające aż tak równego poziomu) - co pewnie niektórym się nie podoba. Mnie natomiast bardzo cieszy, bo oznacza w pewnym sensie przeproszenie się z ideą concept-albumu (czy w ogóle muzyki opisywanej pewnym zakazanym przymiotnikiem na "p"
), czyli jest jednak szansa że znowu będziemy siedzieć przy jednej płycie i słuchać jej kilkadziesiąt razy "od deski do deski".
Dzisiaj, jeśli ma się wyrobiony gust i orientację w tym co się dzieje w muzyce, wystarczy kilka przesłuchań żeby ocenić płytę, powiedzieć czy nam się podoba i... nawet jak się podoba, zabrać się za następną. Kiedyś słuchało się tego samego po kilkadziesiąt (-set?) razy w ciągu krótkiego czasu. Ciężko jest nawiązać dziś więź z muzyką w takim stopniu jak wtedy. Ale znowu, nie ma co marudzić - bo jednak się da, każdy z nas ma kilka ulubionych zespołów, których może nie poznałby gdyby nie miał dostępu do Internetu.
To w sumie skomplikowana sprawa, bo - jakby nie patrzeć - ma się więcej pojęcia o muzyce słuchając 100 płyt po 5 razy niż 10 płyt po 50 razy. Ale czy o to tu chodzi żeby się "znać"? Czy nie powinno się tego zostawić krytykom (a nawet im pozwalając na brak absolutnego osłuchania we wszystkim), a samemu zabrać po prostu za przeżywanie tej muzyki którą naprawdę lubimy? Oczywiście "powinno" w cudzysłowie, bo zmian się nie odwróci, ale możliwe że zyskując coś, straciliśmy coś innego. A wszystkich wartościowych płyt i tak nie przesłuchamy, więc jest to przysłowiowa (
) pogoń za wiatrem.
Kilka lat temu słuchałem może 20 nowych płyt rocznie, a może i nie (nie mówię o tych, które były u mnie w domu od zawsze). Dzisiaj spokojnie można tyle poznać tygodniowo, a na pewno miesięcznie. To oczywiście działa w obie strony, nie byłoby takiej dostępności, to może byśmy słuchali dokładniej itd.
Sprawę komplikują też wszelkie rankingi typu "100 najlepszych albumów dekady", bo to z kolei niejako zmusza kogoś kto chce się w miarę orientować, do przesłuchania tych a nie innych płyt. Daleko tu od romantyzmu nagrywania albumów z radia czy od kolegów. Ale - dzisiaj mamy blogi, a i rankingi i kanony też były zawsze. Czy aż tak daleko od audycji radiowej do formy bloga? Nie sądzę. A od znajomych muzykę też się "kradnie" - może nie bezpośrednio, ale cały czas wiele rzeczy których słucham znam nie od anonimowych osób, tylko od konkretnych ludzi.
A co do podlinkowanego tekstu Dukaja, to jest coś na rzeczy. Np. tego posta napisałem w kawałkach, wracając do poprzednich akapitów, zaczynając nowe zdania bez skończenia poprzednich, starając się napisać wszystko co przyjdzie mi do głowy, a przy okazji gubiąc trochę logikę wypowiedzi. Tak chyba już będzie. Ale czy są to aż tak wielkie zmiany? Dokonała się rewolucja w skali zjawiska (bo jest to dostępne dla każdego, nie powoduje marnowana nośnika - w tym wypadku papieru - itp.), ale niekoniecznie jest to zmiana jakościowa. Pisarze zawsze poprawiali książki, ludzie przepisywali listy itd.
Nie chcę pisać że cyfrowa (czy raczej: internetowa) rewolucja nie jest faktem, bo jest. Ale największa dokonała się jakiś czas temu, gdy pojawiły się: druk (a może w ogóle: pismo? - o tym też chyba pisał Dukaj w tym tekście), kino, możliwość rejestracji dźwięku itp.